I my z pastuszkami dziś się radujmy,
Chwałę z Aniołami wraz wyśpiewujmy!
Bo ten Jezus, z nieba dany,
Weźmie nas między niebiany,
Tylko Go z całego serca miłujmy!
Chwałę z Aniołami wraz wyśpiewujmy!
Bo ten Jezus, z nieba dany,
Weźmie nas między niebiany,
Tylko Go z całego serca miłujmy!
Z kolędy: Z Narodzenia Pana
Bezgraniczny dawca. Syn Boży pochodzi od Ojca w wieczności. To właśnie przez Niego, za Jego sprawą stało się wszystko. Niczego nie było, a wszystko, co widzimy zaistniało, choć nie musiało zaistnieć. Syn Boży dał Wszechświatu istnienie i różne formy życia, a w tym wszystkim zapisało się podobieństwo do Niego. Nie ma niczego, co by nie zawdzięczało istnienia Synowi, nie nosiło pokrewieństwa z Nim. Wszystkiemu Syn dał swoją moc i wyznaczył podobne do swoich cele. Sam oddał się Ojcu, aby Ojciec napełnił Nim powstające stworzenie. Jan pisze o tym tak: Na początku było Słowo, a słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga a bez niego nic się nie stało co się stało. (J 1) Dalej Jan pisze, że Syn jest światłością świata, która oświeca każdego człowieka: wydobywa go z ciemności grzechu, oczyszcza i zbawia. Syn dał z siebie wszystko, abyśmy nie tylko zaistnieli, ale także mieli czystość serca niezbędną do życia z Bogiem. Wszystko to uczynił Syn Boży z bezinteresownej, Boskiej miłości do nas. On jest owym jedynym, najwyższym źródłem Miłości jakie mamy na ziemi od Boga. Tylko przez Niego miłość Boga jest na nas wylewana. Nie ma innego, większego daru Boga, jak Boży Syn. Dzięki Niemu mamy przystęp do Boga. On jest jedynym, najwyższym źródłem Miłości dla świata.
Nie
przyjęty. Największym paradoksem i tragedią dla świata, ale i też dla Boga, jest
to, że ów najbliższy światu i najbardziej go kochający Syn Boga przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie
przyjęli. Bóg jest odrzucany, gdy przychodzi blisko. Świat nie chce Go mieć
blisko, woli, by nie oświetlał go swoją Światłością, bo złe są jego uczynki. Mimo tego, że nie przyjęli Go wszyscy,
przyjęli niektórzy. I właśnie tych, którzy Go przyjęli, Bóg uczynił swoimi
dziećmi. Mimo, że ludzie odrzucają Syna Bożego, On się tym nie zraża, zamieszkuje między nami jako
człowiek. W ten najpełniejszy i najdoskonalszy sposób Bóg wcielony pozostaje ze
wszystkimi, jest żywy pośród świata i zwraca do każdego człowieka swoje pełne
miłości serce. Czyni to bezwarunkowo, a tymczasem człowiek, wedle swej woli i
umiejętności, może zachowywać wobec Niego mniejszą lub większą niewiarę i dystans.
Kochany
przez Ojca. Tak więc Jezus dał z Siebie światu wszystko, całe swoje zakochane
serce. Ale, czy człowiek, nawet Jezus, może dawać wszystko a niczego
nie potrzebować? Jezus, przede wszystkim potrzebuje miłości. Ponieważ nie może
liczyć na ludzi, bierze miłość najpierw od Ojca. Na Ojcu się wzoruje
i dzięki Jego miłości żyje: Syn nie może
niczego czynić sam z siebie, jeśli nie widzi Ojca czyniącego. Albowiem to
samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni. Ojciec bowiem miłuje Syna
i ukazuje Mu to wszystko, co sam czyni. (J 5,19-20) Ojciec daje Synowi
miłość największą i najdoskonalszą. Jednak Ojciec chce, by także ludzie dawali Synowi miłość i cześć. Ojciec łączy dwie więzi w jedną, nierozerwalną: kto czci
Ojca, ma oddawać cześć Synowi, a kto nie
oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał. (J 5, 23) Taka jest
najważniejsza myśl Ewangelii Jana, że celem do jakiego dąży Ojciec jest doprowadzenie
nas do pokochania Syna. Okazuje się bowiem, że na tym będzie polegać zbawienie, iż wejdziemy z Synem w związek
miłości. Bóg stworzył nas dla siebie to znaczy, po to, by móc przez Syna –
Człowieka zjednoczyć się z nami w miłości, jak w małżeństwie. Dlatego zostaliśmy
stworzeni, że Bóg zechciał dać nam miłość i przyjąć miłość naszą. To jest
najwyższy cel Jego i nasz.
Wezwani
przez Ojca do miłości Jezusa. Ojciec uzależnia dary Ducha Świętego dla nas
właśnie od tego, że będziemy kochać Jezusa: Jeżeli
Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca,
a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze. (J 14,15-16)
Taki sposób obdarowywania nas to konsekwencja tego, że jesteśmy w duszy tak skonstruowani,
iż kochanie Jezusa otwiera nasze serca na Ducha Świętego. Najpełniej
otwiera nas, gdy już poznamy i pokochamy Syna. Miłość do Syna jest
bramą otwierającą wszystko, chociaż do przyjmowania pierwszych darów Ducha, mimo
nieznajomości Trójcy, wystarcza szczera miłość do Jednego Boga.
Jak
pokochać? Czyny. Rodzi się zatem pytanie, jak pokochać Jezusa, jak dojść do
tego etapu życia duchowego? Droga ta zaczyna się od uwierzenia w Boga i Pana
Jezusa. Potem potrzebne jest uwierzenie Bogu i Panu Jezusowi, to znaczy zaufanie Mu,
że nas prowadzi do Ojca. Kiedy tak zwiążemy się z Jezusem w życiu i stale
będziemy poddawać się Jemu, żeby nas prowadził, wtedy będzie się budzić stopniowo coraz silniejsza więź
miłości z Nim. To jest droga do miłości Jezusa. Ale na tej drodze zasadnicze
znaczenie ma to, co mówi Jezus o miłowaniu Siebie: Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje. Kto zaś
Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go
miłował i objawię mu siebie. (J 14,21) Zaczynamy zatem od tego, by
mieć (w sercu) jego przykazania, czyli według języka Jana - jego naukę,
całokształt Ewangelii i by zachowywać ją, czyli żyć według niej. To jest jakby pierwsza
klasa w szkole miłości Jezusa. Gdy żyjemy według jego nauki, wtedy tym mocniej
otrzymujemy miłość Ojca i Pana Jezusa, i Jezus objawia nam siebie, czyli rośnie nasze poznanie Jezusa i Ewangelii.
Tak temu, kto coś ma, jest dodawane. Jeśli jednak nie wzrasta w nas zażyłość z
Jezusem, najprawdopodobniej mało żyjemy według Ewangelii i nie stawiamy jej na
pierwszym miejscu w życiu.
Naśladowanie.
Drugą klasą w szkole miłości Jezusa jest życie według Jego słów: Moje owce słuchają głosu Mego, Ja znam je, a
one idą za Mną (10,27). Jest to już nie tylko patrzenie w lustro, na
siebie, by widzieć własne błędy i starać się je korygować, ale jest to patrzenie na
Jezusa, osobistego Pasterza i przewodnika, i kroczenie za Nim, czyli
naśladowanie Go. Sprowadza się to do stawiania sobie pytania: co Jezus by zrobił na
moim miejscu. To pytanie, potraktowane poważnie, jest bardzo inspirujące. Stawianie go swemu sumieniu jest wyjątkowo owocne. Kiedy czuję się owieczką, która
wszędzie i zawsze idzie za Jezusem, choćby to było bolesne i wymagało krzyża, znaczy
to, że wszedłem na kolejny etap zakochania się w Jezusie i zachwycenia się Nim,
jaki jest silny, jak nas prowadzi, jakim jest Przewodnikiem.
Nowe narodzenie. Trzecią klasą w szkole miłości Jezusa jest odkrycie wszystkich konsekwencji tego, co powiedział do Nikodema: Trzeba się wam powtórnie narodzić […] z wody i Ducha Świętego. (J 3,3). Ewangelię warto traktować tak radykalnie, by zmieniała nas do głębi. Stan grzechu pierworodnego jest życiem w mentalności bojącego się Boga służącego. Chrzest z wody i Ducha zmienia nas w głębi i stopniowo prowadzi do zmiany mentalności, do nabywania mentalności dziecka Bożego. To jest przemiana niezbędna, aby poznać, że Bóg jest nie tylko najwyższy, ale przede wszystkim najbliższy, ukochany. To doświadczenie związku miłości z Bogiem i z Jezusem jest pierwszym doświadczeniem kroczenia ku świętości. Ja jestem grzeszny, ale On święty, bliski i kochany.
Zachwyt.
W czwartej klasie może wzbudzić nasz zachwyt sam Jezus: kimże On jest. Ludzie
małej wiary, kiedy widzą czyny Jezusa, pytają z niedowierzaniem – kimże Ty jesteś?
Ludzie zakochani w Jezusie będą się zachwycać Nim i kontemplować jego
wspaniałość – Jezu, kimże Ty jesteś!
Dopiero w piątej klasie będziemy zachwycać
się Jezusem jako zwycięskim Królem. Jezus łączy w sobie cierpienie na Krzyżu i zwycięskie
zmartwychwstanie (J 19,14). Cierpi w świecie i w nas - cierpiących, i to często
wzbudza w ludziach bunt i oburzenie. Ale Jezus nie tylko cierpi, ale także zwycięża,
zarówno na ziemi, jak i w ludzkich sercach. To może budzić nasz zachwyt i
miłość. Kiedy Piłat ukazuje Jezusa ubiczowanego, mówi: oto wasz król. Jezus mimo,
że został po ludzku ośmieszony, nadal jest królem, choć nie z tego świata. Patrząc
na cierpienie, możemy Bogiem wzgardzić, ale możemy też zachwycić się Nim, że
biorąc na Siebie cierpienie jest ostatecznie królem zwycięskim i tym bardziej
potrzebuje miłości. Nie możemy Go odciążyć w cierpieniu, ale możemy umiłować.
I możemy zakochać się w Jego sposobie królowania: uniżonym, łagodnym, wzbudzającym
zachwyt, w tym jaki ofiarny jest nasz Umiłowany.
Stworzeni by
umiłować. Ewangelia Janowa kończy się wielkim podsumowaniem w rozdz. 21,
gdzie Jezus zmartwychwstały prosi Kościół, w osobie Piotra, o miłość. Pyta: Piotrze czy ty mnie miłujesz? Piotr
czuje, że z czystym sumieniem nie może swego miłowania potwierdzić, bo się Pana zaparł i zaledwie
Go kocha - darzy przyjaźnią. Jednak Jezus zapowiada, że w przyszłości Piotr
i Kościół zostanie doprowadzony do Miłości Jezusa i odda za Niego swoje życie. Takie
są i nasze perspektywy – pokochać Jezusa aż do końca, nie tylko Mu uwierzyć.
Diakon
Jan