Jakimi Bóg nas stworzył wskazuje
też do czego nas stworzył. Językiem Starego Testamentu powiemy, że stworzył nas
na swój obraz, a dokładniej - na obraz swojego Syna. Za księgą Rodzaju powiemy
też, że Bóg stworzył nas podobnymi do siebie. Ten obraz i podobieństwo bardziej
się przyjęły w nauczaniu Kościoła niż język janowy, według którego obraz Boży w nas bierze się z
tego, że zostaliśmy nazwani dziećmi
Bożymi, lepiej powiedzieć - mianowani dziećmi Bożymi, podniesieni do
godności dzieci Boga i rzeczywiście nimi
jesteśmy. Dziecko jest odbiciem rodziców, jest z tej samej rodziny, nosi w
sobie rodziców i dziś kiedy wiemy o dziedzictwie genetycznym i kulturowym
rozumiemy to nawet lepiej niż starożytni. I dalej Jan mówi, że zostaliśmy mianowani dziećmi Bożymi, ale
jeszcze się nie objawiło kim będziemy. Wiemy, że kiedy się to objawi, będziemy
do Niego podobni. Istotnie, w opisie stworzenia powiedziano, że zostaliśmy
stworzeni na Boże podobieństwo, lecz niestety podobieństwo to utraciliśmy
ulegając grzechowi. Po grzechu nie jesteśmy już podobni do Boga. Jednak Pan Jezus
nas odkupił z grzechu i zostawił nam dar Ducha Świętego, byśmy mocą Bożą byli przemieniani
na Boże podobieństwo – inaczej powiemy oczyszczani z wszelkich wad, by stać się
podobnym do Boga. Człowiek najpierw otrzymuje od Chrystusa na Krzyżu zgładzenie
grzechu i przebaczenie, a potem ma życie doczesne, by Łaską Ducha Świętego być oczyszczanym
i upodobnianym do Boga. Dlatego, jeszcze
się nie objawiło, kim będziemy, jacy będziemy jako w pełni oczyszczeni i podobni do Boga, mogący stanąć przed Nim
twarzą w twarz.Na oczyszczenie mamy doczesność i
czyściec. Kiedy oczyszczenie się dokona, staniemy się ludźmi czystego serca, którzy Boga oglądać będą.
Kim więc są
święci? Święci są ludźmi czystego serca, którzy przeszli drogę oczyszczenia.
Niektórzy dali radę przejść to oczyszczenie za życia doczesnego i w chwili śmierci mają już serce gotowe do zamieszkania
w domu Ojca. Ich nazywamy świętymi. Niektórych z nich Kościół beatyfikuje czy
kanonizuje, stawiając innym jako heroiczny wzór. Ale wielu ludzi wierząc w Boga nie daje
rady za tego życia oczyścić się i zyskać do Niego podobieństwo. Ci potrzebują
czyśćca. Czyściec to stan czy „czas” na przyjmowanie od Ducha
Świętego uświęcenia i poddawanie serca kształtowaniu na Boże podobieństwo. W czyśćcu
wszyscy wierzą w Boga jako zbawiciela (uwaga, jest to możliwe także dla ludzi
w dobrej wierze żyjących w innych religiach i nie znających Chrystusa), ale od wiary często jest im jeszcze bardzo daleko do
podobieństwa do Boga. Na to trzeba poznać prawdę o Bogu, jaki On jest i wejść w
relację z Nim przez przyjęcie ducha Ewangelii. Niektórzy ludzie, na przykład
protestanci, nie wierzą w czyściec, ale jest to wielka bieda, ponieważ bez
czyśćca tylko bardzo niewielu ludzi byłoby zbawionych, bo jedynie czyste serca są
zdolne do wejścia w relację z Bogiem.
Bóg zatem wylewa Ducha na
wszystkich, aby najpierw uwierzyli, a potem mogli być poddani oczyszczeniu i w
efekcie zbawieni. Duch sprawia, że ludzie poznają Boga, poznają życie według ducha
Ewangelii. Potem przywiązują się do Boga i zaczynają Go kochać. Pełnia świętości
polega na podobieństwie do Boga, które najbardziej przejawia się w gorącej
miłości ludzkiego serca do Serca Bożego. Bóg kocha ludzi odwiecznie, ale, gdy
ich stworzył, najpierw wprowadza ich na drogę uwierzenia, a potem uświęcenia i
pokochania Boga. Pokazuje to Ewangelia. Jezus za życia ziemskiego pytał Piotra,
za kogo Go uważa, czy wierzy w Niego jako Mesjasza i Zbawiciela. Natomiast po Zmartwychwstaniu
Jezus pyta, czy Piotr Go miłuje, a Piotr sam przyznaje, że jeszcze nie
dorósł do tego i nie bardzo potrafi miłować. Potrafi zaledwie darzyć przyjaźnią. Jednak tak jak Piotr, Kościół ma całą doczesność, by zostać oczyszczonym i pokochać Pana.
Wśród apostołów mistrzem kochania Pana jest święty Jan, umiłowany uczeń, drugi
obok Piotra filar duchowy Kościoła. Jan jest obok Matki Bożej największym
patronem świętych, czyli miłujących Boga. To oni w czasach ostatecznych patronują
świętym powoływanym przez Boga (J 21).
Apokalipsa w rozdziale 7 mówi, że nim nastaną czasy ostateczne, Bóg na pewien czas powstrzyma niszczące dzieło złego
ducha, by najpierw zebrać świętych, opieczętowanych na czołach, czyli naznaczonych
Duchem. Świętych. Jest ich symboliczna liczba 144000 i oni są tymi, którzy w
przypowieści o wezwanych na ucztę, ochoczo idą pierwsi na samo zaproszenie.
Pozostali są przymuszani do wejścia. To przymuszanie oznacza nie tylko śmierć,
jako konieczność przejścia na tamten świat, ale oznacza także to, co pisze Jan
w Apokalipsie: że gdy Duch zbierze tych kochających Boga i idących do niego z
zapałem, wtedy dopuści na świat cierpienie, które będzie ludzi nakłaniało do
pójścia za Nim wedle starej zasady „jak trwoga to do Boga”. Jednak to nie Bóg
straszy człowieka złem, to zły duch czyni zło by ludzi odwieść od Boga. Bóg na to pozwala, gdy ludzie
przestają reagować na miłość i miłosierdzie, i gdy już nic ich nie obchodzi, że Bóg
tyle razy pytał – czy Mnie miłujesz. Niestety dziś wielu ludzi nawet nie chce słyszeć o Bogu.
Świat stał się scenerią masowego odchodzenia. Odwracają się nie tylko niewierzący,
którzy myślą o wygodnym życiu doczesnym i negują życie wieczne. Odwracają się
także chrześcijanie, którzy „w zasadzie” wierzą, ale myślą o Bogu w kategoriach
– ktoś, coś, kiedyś, a teraz mamy życie doczesne i to jest ważne. Młodzi, aktywni dziś niechętnie myślą o wieczności, wolą myśleć o urządzaniu się w doczesności.
Kościół co roku wspomina rzeczy
ostateczne na przełomie listopada i grudnia, ale nikt nie traktuje tych spraw poważnie,
jako coś bliskiego, ważnego i przynaglającego. Owszem czasem kaznodzieje nauczają,
że należy żyć tak, jakby jutro miał nadejść koniec świata, ale nikt tak
naprawdę nie myśli o tym poważnie. Ludzie nie chcą, żeby on nastąpił i
większość wolałaby, żeby tylko było im dobrze na tym świecie. Tymczasem koniec
świata oznacza przyjście Pana Jezusa, spotkanie z Nim, spotkanie z Umiłowanym, który
kocha i chce być kochany. A tymczasem Boga kochają tylko nieliczni, ci święci i tylko oni
Jego na serio pragną. Inni myślą sobie – oj, lepiej żeby jeszcze nie
przychodził, żeby jeszcze trwał ten doczesny świat, mimo że jest
taki wyniszczony i panoszy się na nim tyle zła. Wolimy świat od kochania
Pana Jezusa i spotkania z Nim. Ale Jezus to przewidywał i zapytał w Ewangelii - czy, kiedy przyjdzie w chwale, zastanie na ziemi wiarę i pragnienie Boga. Czy ludzie
będą czekali na Niego z podniesioną głową i miłością w sercu, czy ze strachem i
niechęcią? Tylko święci prawdziwie czekają na Jezusa. Pozostali są zbierani z
dróg i opłotków na siłę i idą do Boga z konieczności, ze strachu, są rozżaleni
śmiercią, zagubieni na progach wieczności i zupełnie nie przygotowani do życia
z Bogiem. A Jezus prosi - doskonałymi (świętymi) bądźcie, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest.
Dk.
Jan