piątek, 23 marca 2018

ZMARTWYCHWSTAŁY SPRAGNIONY MIŁOŚCI

Dekalog
. Dziesięć przykazań, z których trzy pierwsze są poświęcone Bogu a siedem ludziom. Tylko trzy i aż siedem. Ktoś może sobie pomyśleć: no pewnie, bo i czego może potrzebować Bóg? Wiary, że jest. Modlitwy rano i wieczorem. No i chodzenia do kościoła w niedzielę. Znacznie więcej potrzebują ludzie. Wokół konflikty, złodziejstwo, zakłamanie, każdy myśli o końcu własnego nosa. Ludzie cierpią, bo zasady moralne leżą odłogiem. Trzeba przede wszystkim pomyśleć o nich. Czy nie tak?

Humanizm. Podkreślenie wartości istoty ludzkiej i troska o nią jako pierwszy i zasadniczy cel życia pojawiło się w Europie w XV w. wraz z prądem zwanym humanizmem. Wcześniej więcej zajmowano się Bogiem, teraz bardziej zajmijmy się człowiekiem, jego pięknem i doczesnymi potrzebami. Od tamtego czasu stopniowo zajmowaliśmy się sobą coraz więcej, a Bogiem coraz mniej. Bo czy Bogu coś potrzeba? Wątpi o tym nawet teologia, która mówi że On jest doskonały i człowiek nie może Mu niczego dać. Wybuch tej afirmacji człowieka przypadł na wiek XVIII, kiedy to prądy oświeceniowe poczęły głosić coraz większe możliwości człowieka i zachwyt tym, ile może on zrobić sam. A jeśli człowiek działa sam, to Bóg jest mniej istotny. Tak nadchodzi wiek XIX z jego pozytywizmem i ateizmem. Skutki nie każą na siebie długo czekać. Wiek XX przynosi pierwsze konflikty ogólnoludzkie. A teraz mamy wiek XXI i jesteśmy obudowywani ideami mającymi zapewnić bez Boga prawa człowieka, pokój i dobrobyt, a życie nasze jest i tak coraz bardziej zagrożone. Decydenci szukają coraz lepszych rozwiązań i nie znajdują niczego poza coraz większą niechęcią do chrześcijaństwa, jedynego, które tak naprawdę ma lekarstwo na śmiertelne choroby ludzkości. To lekarstwo ma tylko trzyliterową nazwę – Bóg, po angielsku God.

1111/365=3,04. Popatrzmy więc na prawo moralne, od którego wszystko się zaczęło w judaizmie a potem chrześcijaństwie. Bóg dał przykazania. Tekst z Księgi Wyjścia (20,1-17) jest zastanawiający nawet w polskim tłumaczeniu. Wersety poświęcone trzem przykazaniom regulującym stosunki z Bogiem stanowią 1111 znaków drukarskich, gdy tymczasem siedem przykazań poświęconych relacjom z ludźmi stanowią tylko 365 znaków. Trzy razy mniej. To stosunek liczby liter, a jednak wiele mówiący. Trzy razy więcej Biblia mówi o relacji z Bogiem niż o relacjach ludzi między sobą. Dlaczego? Pismo Święte mówi tylko o jednym motywie – Bóg wyzwolił ludzi z niewoli. Wyzwolenie oznacza w istocie stworzenie, związanie ze Sobą Przymierzem, danie Prawa, ziemi, świątyni, odcięcie od morza pogaństwa i zaprowadzenie zupełnie nowego porządku relacji między człowiekiem a Bogiem - relacji bliskiej, bycie szczególną własnością. Przymierze jest wyrazem Bożej miłości, a Bóg oczekuje odwzajemnienia. Wobec takiego Dobroczyńcy i takiego daru nie można przejść obojętnie i dlatego autor biblijny tak obszernie opisuje sposoby odwzajemniania się Bogu. Zachowanie Przymierza jest sposobem okazywania Mu miłości.

Uczynki. Miłowanie Boga jest w Księdze Wyjścia ubrane w konkret: zwracamy się tylko do Niego, nie do bóstw pogańskich, eliminujemy ich posążki, mówimy o Bogu tylko z największą czcią, świętujemy uroczyście szabat, a także postępujemy właściwie wobec ludzi, co określają dalsze przykazania. Także później, w nauczaniu Chrystusa, miłość do Boga polegać będzie na konkretnych dobrych czynach wobec Boga, ale i (przede wszystkim?) wobec ludzi. Takie myślenie jest ugruntowane w chrześcijaństwie, w kościołach protestanckich zaczęto wręcz podkreślać, że praca dla ludzi, czynienie sobie ziemi poddaną jest pierwszym, co można zrobić także dla Boga, bo właściwie Bóg sam niczego nie potrzebuje. Tak niepostrzeżenie coraz mniejszy nacisk kładziemy na relację z Bogiem, a coraz większy na czyny dla ludzi.

Tymczasem Nowy Testament mówi z jednej strony o tym, że nie da się miłować Boga nie czyniąc dobra ludziom, ale z drugiej także, że Jezusa należy kochać bardziej niż ojca i matkę, czyli osoby w tradycji biblijnej godne najwyższego szacunku. O wzajemnej zależności tych dwóch relacji mówią dwa ważne teksty Ewangelii: przypowieść o owcach i kozłach oraz opowieść o Marii i Marcie. Ta ostatnia pokazuje, że Maria ma prawo do relacji z Jezusem, popychającej nade wszystko do słuchania i uczenia się Go, co było domeną mężczyzn i do pozostawienia na jakiś czas Marty i prac domowych, które były obowiązkiem kobiet. Jezus pokazuje, że najwyższą wartością w życiu, ponad prace, obowiązki, obyczaje jest posiadanie relacji z Nim. Zdobycie relacji nie jest równoznaczne z zaniedbaniem ludzi, a znaczy jedynie, że jeśli jej nie posiądziemy, staranie o ludzi nic nam nie pomoże. Należy to dokładniej wyjaśnić, gdyż przypowieść o owcach i kozłach zdaje się stawiać miłość do ludzi na pierwszym miejscu. Czy nie tak? Otóż nie. Pan Jezus mówi, że, to co uczyniliśmy człowiekowi, uczyniliśmy Jemu. Więc wchodząc w relację z osobą potrzebującą pomocy, wchodzę w relację z Nim. Wykonując dobre czyny ludziom, wykonuję je dla Boga. Człowiek jest drogą do Boga. Jeśli mam dogłębną relację z ludźmi, w których widzę Boga, to kochając ich, uczę się kochać Boga. Jeżeli mam dogłębną relację z Bogiem, nie wypalam się, daję radę udźwignąć najcięższe relacje z ludźmi.

A wypalenie może wyglądać tak. Kiedyś zaprosiłem pewną osobę na rekolekcję, a ta osoba odpowiedziała mi, że nie może, ponieważ ma „chorego ojca i będzie mieć rekolekcje przy ojcu”. Ale czy rzeczywiście miała rekolekcja przy ojcu? Czy w ojcu spotkała Boga, jeśli nie miała przedtem w sobie gruntu dla Boga? Często odsuwamy Boga, pracujemy dla ludzi, ale bynajmniej nie spotykamy w nich Boga. Dlaczego? Bo idziemy do ludzi nie po to, by spotkać w nich Boga, ale dlatego że tak się powinno, bo to „mój cholerny obowiązek”. Jesteśmy wypaleni „miłowaniem” ludzi, bo nie mamy z nimi relacji jak Bóg. Nie patrzymy na nich oczami Boga ale własnymi i mamy ich dosyć. Jest tak, ponieważ najpierw nie weszliśmy w relację z Bogiem, nie miłujemy najpierw Jego, a potem z Nim innych.

Relacja. Jak zatem możemy kochać najpierw Boga? Przede wszystkim trzeba odkryć, że On jest najważniejszy w życiu, stawiamy Go wyżej niż rodziców, współmałżonka, dzieci. To pierwsza zasada, którą się mamy kierować. Dostęp do Boga otrzymujemy przez Chrystusa. On jest dla nas, jak pisze św. Paweł, mocą i mądrością Bożą. Zaczynamy więc od tego, co Maria z Betanii, siadamy i poznajemy tę mądrość, doceniamy jej potrzebę i znajdujemy na to czas mimo trudności. Tak jesteśmy z Nim coraz bliżej, wchodzimy w relację i zaczynamy odczuwać, że w Nim jest moc. Ta moc zaczyna oddziaływać na nas. Jeżeli nie przywiążemy wagi do Jezusa, źródła mocy i mądrości, nie wejdziemy w relację z Bogiem. A czym jest ta relacja? Nie pojawia się od razu, rozwija się stopniowo. Jest przywiązaniem do Jezusa odczuwalnym w sercu, przywiązaniem do Osoby. Ta Osoba staje się ważna, myślimy o niej, chcemy ją poznawać, uczyć się od niej, słyszeć Jej głos. Bóg jest kimś żywym i konkretnym. Zobaczcie jak Pan Jezus oburzył się, że Żydzi ze Świątyni, gdzie się czci Jego Ojca robią sobie targowisko. Oburzył się, bo Ojciec był dla Niego tak bardzo ważny, że pozwolił sobie nawet na bycie gwałtownym wobec ludzi. Zresztą, tych, którzy stawiali praktyki religijne ponad osobistą relacją piętnował ostro. Czynił tak, bo Sam miał osobistą relację z Ojcem i przyszedł zaszczepić tę relację ludziom.

Piotrze, czy ty mnie miłujesz? To nie dobre czyny są sposobem miłości Boga. One są jej skutkiem. Zaś miłość Boga przejawia się w relacji z Nim: poznawaniu, wierze, coraz większym przywiązaniu. Więź z Nim może być najsilniejsza z więzi, którymi żyję. Czynienie dobra ludziom może być tylko z Jego inspiracji. On jest mocą do kochania. Po Zmartwychwstaniu Ten, który wylał na nas całą swoją miłość, zaczyna teraz pytać o miłość nas. Do tej pory nie mieliśmy do tego podstaw i mocy, teraz mamy, bo jesteśmy zjednoczeni z Nim. Jego przebywanie we mnie daje mi siłę i cierpliwość do miłości. Moja miłość staje się owocem Jego miłości, skutkiem Jego mocy. Jezus jest zakochany w nas i naprawdę pragnie być kochany. Już do proroków mówił, że pragnie miłości, nie krwawych ofiar, poznania Boga bardziej niż całopaleń. A poznawanie znaczy miłość jak u Matki Najświętszej, która nie znała męża. A więc do dziś nie mieliśmy mocy by kochać, ale dziś jest dzień zbawienia – Wielkanoc i Pan Jezus zapyta cię: Piotrze, czy ty mnie miłujesz?
Diakon Jan