wtorek, 2 stycznia 2024

CO MA WSPÓLNEGO ŚW. SZCZEPAN Z BOŻYM NARODZENIEM?

W religiach niechrześcijańskich Bóg jest czczony jako Istota duchowa, odrębna od świata, całkowicie zewnętrzna w stosunku do niego, nie mająca do niego konkretnego podobieństwa, ale niematerialna, nieokreślona i bezpośrednio niedostępna. Inaczej jest z Bogiem objawiają­cym się najpierw Żydom a potem w Jezusie Chrystusie całemu światu. Ten Bóg stał się człowiekiem z mocy Ducha Świętego i z ciała Maryi Panny. Dlatego jest Bogiem i za razem ma ludzkie ciało, jest konkretną, namacalną ludzką Osobą.

Przez całe swoje ziemskie życie Jezus – Bóg wcielony był zewnętrznie taki jak my i przez to dostępny nam jak każdy, inny człowiek. A jednak, kiedy umarł, nie zakończył swojego życia w ciele, jak kończą je wszyscy ludzie. Po śmierci zmartwychwstał i otrzymał nowe życie, nie w dotychczas posiadanym ciele, ale w ciele nowym, chwalebnym, które stanowi doskonałą i ostateczną wersję ciała ludzkiego zaplanowaną dla nas przez Boga. Jezus – Syn Boży jako pierwszy otrzymał to nowe ciało a w nim życie wieczne. W tym nowym ciele Syn Boży z Ojcem i Duchem Świętym jest Jednym Bogiem, ale także Człowiekiem, który ma jednoznacz­nie ludzką postać, nie taką w jakiej ludzie żyją obecnie, ale doskonałą, w jakiej będą mieli życie wieczne.

Co więcej, Syn Boży zmartwychwstały, w ciele chwalebnym odchodzi do Ojca i odtąd Niebo - mieszkanie Ojca i wielu istot duchowych staje się także mieszkaniem Syna, który teraz jest także Człowiekiem. Niebo zaczyna być mieszkaniem Boga-Człowieka i ludzi podobnych do Niego, bo oczyszczonych i otrzymujących zmartwychwstałe ciała. Takie ludzkie Niebo jest przełomowym etapem planu Ojca, kiedy przestaje ono być siedzibą tylko istot duchowych, ale Boga w ciele i nas uczynionych do Niego podobnymi. Tam będziemy żyli w ciele z Bogiem w ciele, jako istoty chwalebne, wybawione nawet od cienia grzechu.

W drugim dniu świąt Bożego Narodzenia wspominamy świętego Szczepana, pierwszego męczennika, który poniósł śmierć przez ukamienowanie za rzekome bluźnierstwo. Kamieno­wany męczennik w chwili śmierci ujrzał niebo otwarte i Jezusa zasiadającego po prawicy Ojca. To określenie oznacza, że Szczepan ujrzał Jezusa, który, choć jest człowiekiem w zmartwych­wstałym ludzkim ciele, nadal jest równy Ojcu i zajmuje z Nim tę samą Boską pozycję, jakby Ojciec udostępnił Synowi miejsce po swojej prawej ręce na Boskim tronie, jakby jeden władca posadził obok siebie innego władcę równego sobie.

Takiego Boga w ciele widział Szczepan w chwili śmierci i dla takiego Boga umierał. Nie tylko dla NAJWYŻSZEGO Boga Izraela, Istoty niewidzialnej, którą czcili Żydzi, ale także dla Boga, który stał się człowiekiem i odtąd jest widzialny, namacalny, dostępny jak ludzie, a nawet bardziej, bo przeni­kający swym Bóstwem nasze człowieczeństwo. Jest Bogiem NAJBLIŻSZYM, z którym mamy, jak Szczepan bezpośrednią relację.

Ten Bóg objawiony jest zatem Bogiem NAJWYŻSZYM ale i NAJBLIŻSZYM. On chce wynieść każdą istotę ludzką do najwyższej godności takiego samego człowieka, jakim człowiekiem jest On. I rzeczywiście wynosi nas do zażyłej więzi ze sobą. Taki Bóg nie jest więc Bogiem duchowym, żyjącym nie wiadomo gdzie, ale jest Bogiem ludzkim, znajomym, Bogiem z naszej rodziny i jako Taki jest dla nas nie do zignorowania. On jest podobny do nas i żyje codziennie w nas, a my żyjemy w Nim. Rozumiał to św. Szczepan i wiedział, że jego serce takiego Boga po ludzku bliskiego i po Bożemu wspaniałego zignorować nie możne, że musi Go wyznać i o Nim dać świadectwo, inaczej nie będzie mógł żyć.

Bóg po Bożemu NAJWYŻSZY i po ludzku NAJBLIŻSZY woła do naszych serc o zdecydowane opowiedzenie się za Nim. Woła, a Jego bliskość pociąga nas już nie tylko do wiary, która bywa słaba, ale przede wszystkim do miłości, która pobudza wiarę.

Najbliższy Bóg i Człowiek poświęcił się dla nas. A my, czy odpowiemy miłością na Jego bliskość? Czy będziemy gotowi poświęcić się dla Niego. Nie koniecznie od razu tak jak Szczepan, ale też z wielkim przekonaniem i zaangażowaniem. Bo ten Bóg jest tak konkretny i wyrazisty, On chce być prawdziwie dla nas. A my, czy chcemy być prawdziwie dla Niego? Przecież On - Bóg oferuje nam ludzki związek ze Sobą, bo sam ma ludzki związek z nami. Dopiero, gdy uświadomimy sobie głębię zażyłości, jaka płynie z tego związku, jak Szczepan nabieramy gotowości do poświęcenia. Nie koniecznie od razu będzie z nami tak, jak ze  Szczepanem. Najpierw niech to będzie wezwanie, by pojawiło się w nas serce traktujące Go gorąco a nie letnio. Byśmy odkryli głębię intymności, jaka rodzi się między Nim a nami. Obyś był zimny albo gorący, ale skoro jesteś letni, wyrzucę cię z ust moich - mówi Pan Jezus do Laodycejczyków na kartach Apokalipsy.

dk. Jan

piątek, 29 grudnia 2023

CZY OCZEKUJEMY PANA? – Refleksja nad Mszą Świętą

Słowo to piszę przede wszystkim do tych, co uczestniczą we Mszy Świętej regularnie i znają ją, co uczestniczą w niej co niedziela, może nawet kilka razy w tygodniu, a może codziennie. Piszę to do tych, co regularnie odmawiają modlitwę Ojcze Nasz, a może odmawiają ją bardzo często, na przykład w Różańcu. Piszę to do was, moi drodzy. I piszę też do kapłanów, którzy sprawujecie Eucharystię i najbardziej jesteście wezwani, by nią żyć i by głosić Słowo Boże o tym, co sprawujecie. Piszę to do was wszystkich i proszę - posłuchajcie.

Oto od znaku krzyża rozpoczyna się Msza św.: W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, a wszyscy odpowiadamy: Amen. Potem, na powitanie, padają słowa św. Pawła – Miłość Boga Ojca, Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi (2Kor 13,13), my zaś odwzajemniamy tę miłość kapłanowi odpowiadając mu – I z duchem twoim.  Ten dialog rozpoczyna Eucharystię najczęściej, ale czasem może zostać wybrany inny dialog, oparty na słowach św. Jana – Łaska i pokój od Tego, który jest i który był, i który przychodzi niech będą z wami (Ap 1,4). Wtedy też ochoczo odpowiadamy – I z duchem twoim. Te słowa są pozdrowieniem przekazywanym przez św. Jana: od Chrystusa-Boga, czyli Tego który jest, jaki się objawił Mojżeszowi w gorejącym krzaku; od Chrystusa, który stał się Człowiekiem, narodził się z Maryi i był na ziemi, a potem wstąpił do nieba; i wreszcie od Chrystusa, który przychodzi. On to przychodzi do Kościoła i do nas osobiście po zmartwychwstaniu - najpierw w Eucharystii, a potem, ostatecznie, w końcu czasów, które od dnia zmartwychwstania nieprzerwanie się do nas przybliżają. W tych słowach Jezus przypomina przez Jana wszystkim pokoleniom chrześcijan, że Jego przyjście jest prawdą i dokonać się może w każdej chwili obecnego czasu. Taki to jest początek Eucharystii. 

Później następuje akt pokuty. Kapłan wzywa do niego w słowach: Uznajmy przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni, abyśmy mogli godnie złożyć Najświętszą Ofiarę. Po tym wezwaniu odmawiamy Spowiedź Powszechną albo jeden z dialogów, na przykład: Panie, Synu Boży, który rodząc się z Maryi Dziewicy, stałeś się naszym bratem, zmiłuj się nad nami. Chryste, Synu Człowieczy, który znasz nasze słabości, zmiłuj się nad nami. Panie, Synu Jednorodzony Ojca Przedwiecznego, który przyjdziesz sądzić żywych i umarłych zmiłuj się nad nami. Po tych słowach pokornie błagamy o miłosierdzie Tego, który przyjdzie i wołamy do Niego: zmiłuj się nad nami. Zwróćmy wtedy uwagę, do kogo wołamy. Do Tego, który przyjdzie, w trwających od dnia zmartwychwstania do końca dni, czasach ostatecznych. Wołamy, aby nam przebaczył i przyjął nas wtedy do nieba.

Później następuje hymn Chwała, a następnie Kolekta i Czytania zależne od okresu roku liturgicznego. Omawianie tych tekstów zmiennych pomińmy i dalej zwróćmy uwagę na wyznanie wiary, składane w niedziele i uroczystości. Padają słowa: Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego … – które wszyscy jak jeden mąż odmawiamy. A dalej mówimy - … wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. I powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych. … Podobnie, kiedy odmawiamy Koronkę czy Różaniec mówimy: Wierzę w Boga Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi. I w Jezusa Chrystusa, Syna Jego jedynego, którywstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca wszechmogącego. Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych.

Po Credo i Modlitwie powszechnej następuje Ofiarowanie zakończone modlitwą nad darami i wtedy przechodzimy do Modlitwy Eucharystycznej. Jej początkiem jest Prefacja. W okresie Adwentu w prefacjach padają następujące słowa: On ponownie przyjdzie w blasku swej chwały, aby nam udzielić obiecanych darów, których czuwając z ufnością oczekujemy. Albo podobne: On pozwala nam z radością przygotowywać się na święta Jego narodzenia, aby gdy przyjdzie -  oczywiście ponownie w chwale, bo narodził się jako człowiek już dawno - znalazł nas czuwających na modlitwie i pełnych wdzięczności.

Teraz następują modlitwy eucharystyczne do wyboru. Są one dość zróżnicowane, ale każda po słowach Konsekracji zawiera do uznania cztery aklamacje. Zwróćmy szczególną uwagę na trzy z nich: Oto wielka tajemnica wiary. Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale. Albo: Wielka jest tajemnica naszej wiary. Ile razy ten chleb spożywamy i pijemy z tego kielicha, głosimy śmierć Twoją Panie, oczekując Twego przyjścia w chwale. Albo: Tajemnica wiary: Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci. Te słowa są najbardziej wyrazistym osobistym wyznaniem, że naprawdę oczekujemy na przyjście Pana Jezusa. Wszyscy powtarzają aklamację głośno jako odpowiedź na wydarzenie Konsekracji, która jest uobecnieniem na ołtarzu przyjścia Pana Jezusa na ziemię, Jego śmierci, zmartwychwstania i wstąpienia do Ojca. Konsekwencją naszego udziału w tej Jego Ofierze - dokonanej już i powtarzanej dla nas bezkrwawo - jest właśnie to, że mamy nadzieję i pragnienie Jego przyjścia i wynikającego stąd dla nas życia wiecznego. To właśnie wyznajemy.

Ale nie tylko tu wyznajemy naszą wiarę i pragnienie przyjścia Pana. Owszem w I oraz II Modlitwie eucharystycznej nie ma więcej takich wyznań, ale w III Modlitwie eucharystycznej po konsekracji i po aklamacji padają następujące słowa: Wspominając Boże zbawczą mękę Twojego Syna, jak również cudowne Jego zmartwychwstanie i wniebowstąpienie oraz czekając na powtórne Jego przyjście składamy Ci wśród dziękczynnych modłów tę żywą i świętą ofiarę. Podobna modlitwa występuje w tym miejscu także w IV Modlitwie eucharystycznej i w I Modlitwie eucharystycznej o tajemnicy pojednania.

Po tej kulminacyjnej części Mszy św. następują obrzędy Komunii, a w nich mamy najpierw modlitwę Ojcze nasz. Tę to modlitwę zaczynamy od dwóch najważniejszych próśb: po pierwsze uwielbienia Ojca – święć się Imię Twoje, a po drugie od wyrażenie naszego pragnienia - przyjdź Królestwo Twoje. To właśnie jest wyrażeniem naszego pragnienia, by ostatecznie Ojciec dopełnił dzieła zbawienia, które jeszcze się nie skończyło, ale od zmartwychwstania Jezusa trwa nadal przez Ducha Świętego i trwać będzie do końca czasów.

Po tej modlitwie, której nauczył nas Pan Jezus, wypowiadana jest druga, po aklamacji, modlitwa z mocą wzywająca nas do oczekiwania na przyjście Pana: Wybaw nas Panie od zła wszelkiego, obdarz nasze czasy pokojem. Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa. Na tę to modlitwę odpowiadamy wszyscy: Bo Twoje jest królestwo, potęga i chwała na wieki. To wyznanie wyraża nasze przekonanie, że do Jezusa – Boga i Człowieka, zmartwychwstałego i zasiadającego po prawicy Ojca należy królowanie, pełnia Bożej potęgi i Boża chwała, ukryta w ludzkim ciele. Dlatego to Jego, naszego Pana, należy się spodziewać przy końcu czasów, jest On w Ewangelii zapowiedziany i rzeczywiście mamy czekać Go z upragnieniem.

Czy widzimy, że oczekiwanie na powtórne przyjście Pana, jest, obok narodzenia, śmierci, zmartwychwstania i zesłania Ducha, osią wydarzeń eucharystycznych? Czy nie aż dwa razy jesteśmy we Mszy św. wyraźnie wzywani, by tę wiarę wyznać i to pragnienie przyjścia Jezusa wyrazić? Taki wyrazisty charakter eschatologiczny nadała Mszy św. reforma liturgii po Soborze Watykańskim II i chwała jej za to.

A jednak, nawet mimo obecnego kształtu liturgii, oczekiwanie na drugie przyjście Pana Jezusa w praktyce Kościoła wyraźnie kuleje. Kościół o nim nie myśli. Ludzie Kościoła nie są do niego formowani. Treści eschatologiczne nawet gorliwym uczestnikom Mszy św. łatwo przelatują mimo uszu. Z czego to wynika?

Niestety z tego, że Pan Jezus przychodzący do nas, nie jest dla nas, nawet dla wielu kapłanów, umiłowanym i upragnionym. Nie zostaliśmy wychowani do miłowania Go, ale do starotestamentalnego lęku przed Bogiem. I nadal nikt nas nie uczy owego pragnienia:  maranathaprzyjdź Panie, które św. Jan pozostawił Kościołowi jako zadanie na ostatniej karcie Apokalipsy. A kapłani, sprawujący Ofiarę Eucharystyczną codziennie, też prawie nigdy nie żyją tym oczekiwaniem i prawie nigdy nie mówią wiernym o tym, że naprawdę każdego dnia oczekujemy Pana Jezusa i że z miłością, nie z lękiem, mamy oczekiwać Jego powtórnego przyjścia, Jego przyjścia w chwale. Bo naprawdę mamy kogo oczekiwać!

Diakon Jan    

wtorek, 26 grudnia 2023

LUDZKIE NIEBO

Na początku, za dni wieczności, Syn Boży, odwieczne Słowo było u Boga jako Syn Boży. Ono też wraz Ojcem i Duchem Świętym było jednym Bogiem. W Nim było życie Boże i z Niego to życie wytrysnęło, by stać się istnieniem całego świata. W Nim był początek świata, greckie arche, jego wzorzec, na którego podobieństwo świat zaistniał, przez którego nabrał swej wyjątkowości.

Wśród Bożej wieczności stała się jedna chwila, skończony czas i ograniczona przestrzeń, w której możemy żyć i uczyć się obcowania z wiecznością. Taki był Boży plan i zgodnie z nim nawet, kiedy grzech zniekształcił świat i ludzkie serca, ludzie nie zginęli, ale dla nich był ratunek. Bóg ma zawsze możliwość uratować nas, jeśli mu się powierzymy, a sprawcą tego ratunku jest ten sam Syn Boży, który najpierw nadał światu istnienie i kształt. Słowo przyszło do swojej własności jako Zbawiciel i nie pozostało bezradne nawet, gdy swoi Go nie przyjęli. Bóg przyszedł i stał się człowiekiem. Przyjął ludzkie ciało i od tej pory JEST, ale nie tylko jako Istota Boska ale także ludzka – ma nasze ciało.

Od tej pory staje się widoczne, że po prawdzie niewielka jest odległość między cielesnym stworzeniem, a Bożym duchem. Od tej pory na ziemi, pośród nas, jako jeden z nas, zamieszkał Bóg. Od tej pory należy On do naszej historii i do naszej teraźniejszości. Staje się człowiekiem i przez to nie jest daleki, nieokreślony (choć pozostaje Tajemnicą), ale konkretny, namacalny, dostępny i bliski. Jest z nami dosłownie, a nie w przenośni. Żyje już nie tylko na wyżynach Nieba, ale po prostu z nami na ziemi. Można Go zapytać: Mistrzu, gdzie mieszkasz, a On nam
odpowie: chodźcie i zobaczcie.

Lecz Bóg już nie tylko ma mieszkanie w domach ręką ludzką uczynionych, ale mając Ducha Świętego potrafi przeniknąć nas, zamieszkać w nas i uczynić nas dziećmi Bożymi, swoją rodziną, tak jak On na początku, nie mając ciała, był dzieckiem Boga Ojca, a teraz stał się dzieckiem Boga Ojca w ciele i w ten sposób pociąga nas cielesnych do Bożej rodziny. Jezus daje nam Ducha Świętego, abyśmy zyskali  duchowy rdzeń, którym jest rodzinna więź z Bogiem. Dzięki Słowu wcielonemu my cieleśni już teraz, przez wiarę i chrzest stajemy się bliską rodziną Boga. Już teraz, a co dopiero na wieczność, po naszym ostatecznym zmartwychwstaniu. Czy to nie przejmująca prawda warta głębokiej wiary?

Ostatecznie bowiem pełną więź dziecka z Bogiem zyskujemy od Jezusa, Bożego Syna i dokonuje się to po Jego zmartwychwstaniu, które jest Jego drugim i ostatecznym wcieleniem. Wtedy to Słowo staje się Ciałem Chwalebnym i zamieszkuje już na wieki u Ojca, a także tymczasowo między nami, na ziemi, dopóki nie osiągniemy domu Ojca. Zmartwychwstały jest tym ostatecznym Bogiem-Czło­wiekiem, który dzięki Duchowi Świętemu pozostaje w naszym zasięgu. Tak właśnie dokonuje się największa rewolucja całego Istnienia - Niebo, mieszkanie Boga staje się mieszkaniem ludzi. Przede wszystkim ponieważ Bóg staje się Człowiekiem, ale także dlatego, że i my – przybrane dzieci Boże mamy tam swoje miejsca. Od tej pory słudzy Boga - aniołowie służąc Bogu służą Jezusowi i służą nam. To dlatego niektórzy z nich, szatani, zbuntowali się. Nie chcieli bowiem iść na służbę ludziom.

Słowo chwalebne, póki żyjemy na ziemi, mieszka między nami. Przychodzi do nas w każdej modlitwie i kontemplacji, ale nade wszystko mamy z nim namacalny kontakt, kiedy przychodzi do nas na ołtarzach świata w Ciele Eucharystycznym. Tu możemy Go przyjmować jako pokarm, możemy go czuć dotykiem i adorować patrząc nań. Jest to najpełniejsza bliskość cielesna i duchowa, jaką mamy z Panem Jezusem w tym życiu. Zaprawdę Bóg wcielił się, by oddać się nam po ludzku, a w przyszłości będzie żyć z nami w Niebie także po ludzku, choć w zupełnie nowych, chwalebnych realiach.  

dk Jan.  

BĘDZIESZ MIŁOWAŁ

Słowa, które Pan Jezus przytoczył w odpowiedzi na pokrętne pytanie faryzeuszów – które przykazanie w Prawie jest największe? (Mt 22,36)  – pochodzą z najstarszej tradycji Starego Testamentu. Zostały one zapisane w księgach Powtórzonego Prawa (Pwt 6,5) oraz Kapłańskiej (Kpł 19,18). Zawierają one Boże wezwanie do miłości Jego samego, bliźniego i siebie. Dziś, tak jak i w czasach przed Chrystusem słowa te czyta się na dwa sposoby. Przede wszystkim jako przykazania – będziesz miłował, masz miłować – przykazania bardzo dobitnie sformułowane. I jak wówczas tak i dziś zauważamy, że przykazania te są bardzo trudne do zachowania i nie do końca wiadomo, jak je w praktyce zrealizować. W jaki sposób można miłować Boga? Żydzi przełożyli to miłowanie na wypełnianie wielkiej liczby konkretnych zaleceń dotyczących kultu, praktyk religijnych i postępowania wobec ludzi. Pan Jezus też głosił niektóre nauki, z których wynikało, że miłowanie Boga odbywa się także przez miłosierne postępowanie wobec ludzi. Jednak w Ewangelii Jana i Listach Janowych przede wszystkim zapisano mocno, że kto Mnie miłuje, będzie zachowywał Moją naukę (J 14,23), albo Moje przykazania. (J 14,15)  Jezus mówi o zachowywaniu Jego przykazań, a  przykazaniami tymi jest całokształt Jego nauki, ponieważ Pan Jezus nie wprowadził żadnych przykazań - potwierdzał tylko Prawo, w tym Dekalog i właśnie dwa Przykazania Miłości. Zgodnie z nimi miłość do Boga jest na pierwszym miejscu, a miłość do bliźniego i samego siebie – na drugim. Jednak jest też drugie rozumienie tych dwóch przykazań – jako prorockich zapowiedzi, że Bóg to sprawi, iż ludzie w przyszłości będą miłować Boga i bliźnich. I to rozumienie słowa Bożego jest także uzasadnione. Powiemy o tym na końcu niniejszego tekstu.

Zgodnie z nauką Jezusa miłowanie Boga jest najważniejszym prawem dla człowieka i wyraża się w życiu nauką Jezusa czyli Ewangelią. Nie polega ono tylko, jak sądzili Żydzi, na wykonywaniu praktyk pobożnych i składaniu ofiar, ale na naśladowaniu Jezusa w miłowaniu Ojca. Jezus pokazuje nam na Sobie, jak  miłuje się Boga. Pokazuje, że jest to możliwe i dostępne dla człowieka. Gdy miłuję się Boga, Bóg staje się Kimś konkretnym, Kimś ważnym. Myśli się o Nim i zależy nam na Nim. Budząc się rano przypominamy sobie o Nim myśląc – jak dobrze, że jesteś, że Cię mam, że Ty mi towarzyszysz. Jeśli miłujemy Boga, okazujemy Mu przywiązanie, radujemy się Nim, ufamy Mu i oddajemy się Mu. Swoje życie zawierzamy Bogu i chętnie w Jego ręce oddajemy się radością. Bo Ty jesteś dla nas KIMŚ, nie pustym frazesem, nie tylko pacierzem rano i wieczorem. Przyjmujemy sakramenty i uczestniczymy we Mszy św. nie tylko dlatego, że kontynuujemy tradycję katolicką, ale przede wszystkim dlatego, że Ciebie Panie miłujemy i zależy nam na Tobie. Jesteś nam potrzebny i bliski. Takie myślenie i taka mentalność jest przejawem przywiązania sercem do Boga.

Miłość do Boga jest dziełem serca, duszy, umysłu i mocy, a więc całego człowieka, który zostaje poruszony przez Ducha Świętego. To Duch Św. sprawia, że więź z Bogiem może być radosna i nawet silniejsza od ucisku ze strony świata – jak pisze św. Paweł: A wy, przyjmując słowo pośród wielkiego ucisku, z radością Ducha Świętego, staliście się naśladowcami naszymi i Pana (1Tes 1,6). Tylko przywiązanie do Pana sercem kochającym może sprawić, że cieszymy się Nim i przyjmujemy jego słowo nawet pośród przeciwności. Tylko Duch Św. dany nam po zmartwychwstaniu Jezusa może sprawić w nas taką miłość. Dlatego dopiero po zmartwychwstaniu Pan Jezus zapytał Piotra, czy Go miłuje (J 21), gdy przed śmiercią pytał go tylko – czy Mu wierzy.

Księga Kapłańska wzywa do miłości bliźniego. Do tego samego wzywa też Jezus, a cała Ewangelia jest pełna wezwań do traktowania ludzi z miłością. Do miłości do ludzi wzywa też Bóg w Starym Testamencie, ale najpierw i przede wszystkim wzywa do miłości Boga. Okazuje się bowiem, że dopiero przyjęcie Ducha i więź z Bogiem uskrzydla nas i uzdatnia nasze serca do bycia dobrym dla innych. Bez tego nie widzimy wyraźnego powodu do życia miłością, a nie konsumpcją i egocentryzmem, co widoczne jest coraz wyraźniej dziś, w społeczeństwach zdechrystianizowanych. Bowiem dopiero poznanie Boga i przylgnięcie do Niego oczyszcza nas i czyni silnymi do czynienia dobra wbrew światu. To jest możliwe tylko mocą Boga, nie swoją własną. Ta prawda widoczna była już w Starym Testamencie, kiedy ludziom nie udawało się żyć według przykazań Bożych i traktować Boga i ludzi z miłością, ponieważ nie było jeszcze Jezusa, Jego nauki i wylania Ducha Świętego. Daremnie prorocy, tacy jak Ozeasz, uzupełniali naukę Prawa, głoszeniem, że Bóg miłości pragnie, nie krwawych ofiar, poznania Boga (czyli pokochania Go) bardziej niż całopaleń. (Oz 6,6) Bo nam, ludziom łatwiej jest chodzić do kościoła, niż sercem kochać Boga. A jednak dziś znów mamy to samo, co dawniej, doświadczenie, że ludzie czują, iż za ich praktykami religijnymi i za praktykami innych ludzi, a nawet osób duchownych, nie stoi głębsza więź z Bogiem, a wtedy przestają praktykować, bo i po co, skoro to nic nie daje. Kto zna i kocha swego Boga, dla kogo Jezus jest kimś ważnym i bliskim, ten nigdy nie zrezygnuje z uczestnictwa w Ofierze Eucharystycznej, bo w niej odczuwa życie z Bogiem i tego życia owoce. Kto prawdziwie wziął sobie do serca Boże wołanie – miłości pragnę - i odpowiedział na nie Bogu – oto ja, weź mnie, ten właśnie zachował przykazanie miłości Boga, a ta miłość sprawi w nim umiłowanie ludzi. Bo tylko odwzajemnienie miłości Bożej daje odwagę i cierpliwość do życia w brutalnym świecie. To jest pierwsza sprawa, o której mówi Pan.

Ale Pan też mówi o czymś drugim. Że do czasów ostatecznych Pan kształtuje nas przez Ducha Św. do miłości. Będzie w tym kierunku działał i do dnia powtórnego przyjścia Jezusa w końcu do tego doprowadzi. I tego możemy być pewni.  Dlatego nie ma co powątpiewać, że dwa Przykazania Miłości są mało realistyczne. Na świecie jest wiele zła, ale świadczy ono tylko o rosnącym wzburzeniu złego ducha, który popycha ludzi słabych, a to z kolei świadczy, że Duch Święty też działa w świecie z coraz większą mocą. A skoro Duch Św. zaczyna działać, to rozwinie też swoją moc w pełni i do końca wypełni swoje posłannictwo. Bo to zapowiedział.

Diakon Jan            

ODCHODZI I PRZYJDZIE

Przed Wniebowstąpieniem Pan Jezus powiedział do Apostołów a przez nich i do nas wszystkich: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. (Mt 28,18-20)

Moc Ducha Świętego. Słowa te mają szczególną wagę na czasy Kościoła, aż po dzień  powtórnego przyjścia Pana. Są zwięzłe i pełne treści. Jezus oczekuje, że będziemy nauczać cały świat, czyli wśród wszystkich narodów czynić Jezusowi uczniów – tych, którzy uwierzą, będą zachowywać Jego naukę i nią żyć. Aby żyć wiarą i nauką Jezusa potrzebna jest Łaska, której sam człowiek wypracować nie może. Jest ona w nim darem, dziełem  Ducha Świętego. Jezus wraz z Ojcem dał Apostołom Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy, a Kościół w sakramentach i modlitwie przekazuje Go na przestrzeni historii kolejnym pokoleniom. Tak odmieniane są ludzkie serca, sprawiane jest w nich zaufanie do Boga, pragnienie Go i poddawanie się  Jego mocy. Wszyscy mogą uczyć jedni drugich tego, czego Jezus uczył, właśnie dzięki Duchowi Świętemu, którego mają w sercach. A Ducha Świętego mamy nie tylko na mocy Chrztu i Bierzmowania, ale także dzięki modlitwie, w której dokonuje się nasza współpraca z Nim. Jeśli jednak Duch Święty jest przez nas ignorowany, lekceważony, to tym samym słabnie nasza wiara i siła do przekazywania nauki  Jezusa. Tak właśnie Duch Święty okazuje się pierwszym sprawcą naszej wiary.

Jezus bliski. Ale jest jeszcze drugi sprawca wiary - Jezus, którego poznajemy i wchodzimy z Nim w relację. Mamy wiarę i jesteśmy zdolni do życia Ewangelią, gdy jesteśmy blisko z Nim, gdy Go nie ignorujemy, nie traktujemy modlitwy i sakramentów mechanicznie, ale w świadomości, że mamy żywy związek z Nim. To żywy związek z Jezusem, zresztą też inspirowany przez Ducha Świętego, czyni nas zdolnymi do nauczania i świadczenia. Bez tego żywego związku nie mamy możliwości iść i nauczać wszystkich narodów.

Ale czy taki związek jest możliwy, zwłaszcza jeżeli Jezus zmartwychwstał i jest jakiś inny, chwalebny, z pozoru trudniej dostępny. I nie tylko to jest dla nas trudnością, ale jeszcze bardziej to, że oto po czterdziestu dniach od Zmartwychwstania zbiera Apostołów na górze, daje ostatnie pouczenie i zdaje się nieodwracalnie odchodzić od nas do Nieba, do Ojca. Czy rzeczywiście odchodzi, oddala się od nas? W jakim sensie? O tym właśnie chce nam powiedzieć w dniu Wniebowstąpienia. Kiedy się widzialnie oddala, by iść do Ojca i obłok zabiera Go nam sprzed oczu, wtedy jednocześnie zapewnia, że mimo tego jest z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata. To właśnie zdanie wieńczy wypowiedź Jezusa o Wniebowstąpieniu i nie wolno jego pomijać. „Odchodzi” tylko w tym sensie, że wchodzi w jedność z Ojcem, podczas gdy my i świat jeszcze nie jesteśmy w jedności z Ojcem. I mimo tego, że od dnia Wniebowstąpienia jest już prawdziwie w jedności z Ojcem i to jako cielesny człowiek, to także jest tu na ziemi z nami i będzie przez wszystkie dni aż do skończenia świata, czyli przez wszystkie czasy Kościoła.

Jeżeli nam się wydaje, że Go wśród nas nie ma, to dlatego, że nie otwieramy się jak uczniowie na duchową relację z Nim, Jego śmiercią i zmartwychwstaniem. Nie otwieramy się, bo nie mamy jak  Apostołowie nie tylko wiary ale i nade wszystko przywiązania do Niego. To miłość, która przerosła chwiejną wiarę umożliwiła rozpoznanie Go przy wspólnym posiłku. Tęsknota przy pustym grobie otworzyła serca Jana i Marii Magdaleny do spotkania z Nim. Wreszcie autentyczne przeżycie Eucharystii w Emaus sprawiło, że uczniowie rozpoznali Go w nieznajomym. Odtąd tamtych czasów żywe spotkania z Jezusem nadal są i trwają w życiu świętych i dziejach Kościoła. Świętych nie koniecznie kanonizowanych. Dlaczego tylko święci widzą Go i czują? Ponieważ tylko oni otwierają serca na Niego i na Jego Ducha Świętego w modlitwie. Bo żyjąc tylko po ziemsku żywej relacji z Jezusem przeżyć po prostu się nie da.

Odchodzi widzialnie i przyjdzie widzialnie. Tak więc Jezus daje Apostołom Ducha Świętego i odchodzi do Ojca, by Duch formował Kościół i nasze serca do relacji z Nim. A kiedy Duch już nas uformuje, możliwe już będzie nasze pełne związanie z Nim, a przez Niego z Ojcem. Wtedy Jezus ponownie przyjdzie na ziemię, by nas zebrać w stado, jak pasterz owce i poprowadzić do Ojca. Właśnie po to było Jego widzialne odejście z ziemi, by przy końcu czasów gdy Duch Święty dokończy swego dzieła ponownie na ziemię przyjść. To powtórne przyjście jest zasadniczym i ostatecznym orędziem Wniebowstąpienia i darem Boga dla nas. Kościół i my oczekujemy na to przyjście, na ponowne spotkanie z Nim, na to, że tęsknimy za Nim i chcemy Go znów zobaczyć jak Apostołowie widzieli Go przed Wniebowstąpieniem. Prawda o powtórnym przyjściu Jezusa jest zasadnicza w dziejach świata i to to właśnie zostało ogłoszone przez Boga ustami aniołów w dniu Wniebowstąpienia.

Bóg ogłosił nie tylko, że gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi (Dz 1,8). O tym już powiedzieliśmy.

Ale nade wszystko ogłosił, że ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba. (Dz 1,11) Czy nie podczas każdej Eucharystii powtarzamy gromkim chórem słowa: głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy twego przyjścia w chwale?

Ale czy naprawdę Go oczekujemy?

Dk. Jan

 

SPOTKANIE ADWENTOWE Z JEZUSEM - 29 listopada 2023

Chcę Wam opowiedzieć, co Pan Jezus mówi do nas na ten Adwent, mówi to do Kościoła, ale i specjalnie do Rodziny Rodzin. - Ja zawsze jestem z wami – zapewnia nas - bo mam dla was moc od Mojego Ojca. Pan mocno uświadamia nas, czym jest Adwent - Powiadam wam – mówi z mocą - teraz jest czas ostatniej godziny, już się dokonuje czas ostateczny, o którym tyle wam mówiłem. Istotnie, Jezus bardzo dużo powiedział w Ewangelii o tym, jak mamy oczekiwać Jego powtórnego przyjścia. Uświadamia nam, że nadal nie poznaliśmy tego Jego nauczania do głębi. Bo, kiedy czytamy o tym, co było powiedziane dwa tysiące lat temu, czy rozumiemy, jak to stosuje się do czasu, który przychodzi dziś? Jezus mówi, że przychodzi do nas właśnie w tym czasie, kiedy kończy się stary czas, a zaczyna nowy. On prosi nas usilnie - przyjmijcie ode Mnie Mój Nowy Adwent, bo Adwent to zawsze jest czas oczekiwania na Moje powtórne przyjście. Adwent wymaga poznania, jak Ojciec chce wkroczyć w nasze dni. Te dni są naprawdę dokładnie zaplanowane, tak pięknie, że mogę powiedzieć Mojemu Kościołowi - Chwała bądź sercu Ojca, który ma dla ludzi życie wieczne i bezmiar Swojej miłości.

Kochani, Pan Jezus się troska, że niestety ludzie nie czekają na prawdę, a prawda właśnie w tym czasie ma przyjść do nas. Nasz Zbawiciel przypomina wydarzenie z Księgi Daniela – ucztę u króla Baltazara i stosuje je do obecnego czasu mówiąc - Ja złotymi zgłoskami napiszę nowe słowa na ścianach pałaców doczesnych władców. Wtedy u Daniela tajemnicza ręka napisała na ścianie – mene, mene, tekel, ufarasin, co znaczyło, że życie króla było zważone i policzone. I tak mówi Pan dziś do możnych tego świata – wasz czas, władcy, jest policzony dokładnie i właśnie teraz się kończy, bo jesteście zupełnie miałcy i lekcy, i nie wiecie, do czego służy życie. Nie wiecie, że prawo wymyślane tylko przez ludzi nie utrzyma się. Ani plany tylko ludzkie nie zrealizują się. Bo Bóg jest mocniejszy niż wszelkie ludzkie rachuby.

Pan Jezus mówi też o tym, jak zły duch przeżywa obecny czas Adwentu. On złości się, że nie może się Bogu przeciwstawić i jego złość odbija się na nas, ale my mamy nie bać się złego. Mamy otworzyć serca dla Chrystusa. On będzie mówił słowa mocne i głośne, przeciwko złu. Ale przestrzega nas wyraźnie – Ja nie chcę, byście zajmowali się w doczesności rzeczami nieważnymi i niepotrzebnymi. Jezus potrzebuję nas, byśmy żyli z Nim. On będzie głosił to, co musi się stać teraz. On zapowiada, że teraz musi przyjść Miriam – tym imieniem Jezus zawsze nazywa Matkę Boża. Ona musi przyjść ze swoją miłością i z Duchem Świętym, jak na ikonie Pneumatophora w kaplicy na Łazienkowskiej. Ona zechce nam powiedzieć, że plany i zamysły ludzkie, jakie sami sobie wymyślamy są do niczego wobec ostatecznych planów Bożych.

Pan Jezus zapowiada też, że Matka Boża pisze w naszych sercach nowe słowo. On prosi, abyśmy żyli miłością do Niej i do Niego, i abyśmy cieszyli się słowem, które Jezus ogłasza. To słowo jest źródłem prawdziwej radości, bo radość świata oparta na dobrach materialnych przemija i świat doczesny robi się pusty. Ludzie powtarzają swoje mądrości, które w istocie są puste. Jezus mówi mocno, że ludzie nie mają żadnych celów w życiu poza uprawianiem sportów, dbaniem o siebie i myśleniem o tym, jak się urządzić. Oni na dłuższą metę nie wiedzą, co mają zrobić ze sobą.

Jednak Jezus zapewnia – Ja będę prosił Ojca, a On poprowadzi was tak, że będziecie mieli siłę dawać światu świadectwo o prawdzie pochodzącej ode Mnie. On prosi nas, jak swoje dzieci, abyśmy szli i owoc przynosili. Przypomina, że już nam mówił wielokrotnie w Ewangelii i nie tylko - nie bójcie się złego ducha. Ja jestem zwycięzcą zła na świecie. Mówi do nas z mocą - nie pozwólcie, by zło zatruwało serca wasze. Czyńcie dobro, ponieważ tylko ono ma szanse owocować. Pamiętajmy, że to Jezus daje nam wszystkim dobre owoce pełne prawdziwej miłości. On naprawdę nie będzie dłużej tolerował świata, na którym jedni ludzie na drugich urządzają pułapki prawne i zasadzki. On powiada z przekonaniem - co wam po nowych strukturach organizacyjnych świata czy Europy? Bo, co wam zostanie z takiego królestwa tworzonego z poduszczenia złego ducha? Kamień na kamieniu!

A, gdy patrzymy, jak ludzie odchodzą od wiary i Kościoła w materializm praktyczny i pytamy o to Jezusa, On mówi nam: ludzie tak mocno odeszli, że potrzebują silnego impulsu łaski, by zwrócić się do Niego na powrót. Mówi, że ludzie się nie modlą, bo nie rozumieją, co im da modlitwa, ile przysporzy im dóbr tego świata? To jednak oburza Pana Jezusa i zapewnia On, że nie będzie dawał nam dóbr tego świata. On ma dla nas świat nowy. Ten zaś świat już się  wypalił, zużył, tamten zaś czeka na nas świeżutki. Bóg otworzył przed nami swe wrota, a ludzie nie chcą dobrowolnie do Boga się garnąć. Są związani tym światem, a na tamten idą pod przymusem, zbierani z dróg i opłotków, jak w przypowieści o uczcie. Ludzie myślą o Bogu, kiedy umierają, a póki nie umierają szukają dla siebie głównie rozwiązań doczesnych. Chcą jak najdłużej i najprzyjemniej żyć na tym świecie. A Pan Jezus czuje się niemal bezradny owym wobec naszego konsumpcjonizmu. On woła - Ja im zabiorę wszystkie poduszki i miękkie kołdry złudzeń doczesnością. On chce, by ludzie radowali się Nim samym, dla Niego  samego, a nie dla darów, które On może dawać. Chce, by ludzie radowali się Nim. Najbardziej Nim. Przede wszystkim Nim. On pyta nas retorycznie: czy wiemy, ilu jeszcze ludzi musi się zawieść na dobrach tego świata, aby zwątpić w nie i by stracić wiarę w dobra doczesne, w kult swojego pięknego, zdrowego ciała, w doczesny dobrobyt, w wygodnictwo. Byśmy wreszcie zanurzyli się w to, czego nam naprawdę potrzeba. A czego nam naprawdę potrzeba?

Jezus postępował drogami Palestyny i chciał, by ludzie zachwycali się Nim jako Zbawicielem, a oni zachwycali się uzdrowieniami, cudownym karmieniem tłumów, połowem ryb. Chcieli, by Jezus zaspakajał ich potrzeby. Chcieli mieć w Nim Króla. I nawet ci, co byli biedni i nic nie mieli, myśleli o doczesności, by On w niej im pomógł. Nie Jezus był dla nich najważniejszy ale doczesność. A Jezus chce, byśmy wreszcie teraz poznali Jego osobiście i zachwycili się Nim. Zachwycili się tym, że On jest naszym najważniejszym i najcenniejszym Dobrem. By tak się zachwycili, że już nie będą mogli o Nim zapomnieć. Bo On jest piękny i wart kochania, a każdy dzień z Nim przeżyty przepełniony jest wspaniałością. Tymczasem  dni pozbawione Jego są marniutkie i raczej przypominają stąpanie w miejscu z nogi na nogę.

Dlatego Pan Jezus prosi Kościół i Rodzinę Rodzin: niech oni zobaczą, jak pięknie żyje się ze Mną w czasie Adwentu i Bożego Narodzenia. Jezus przypomina, że nie czekamy dziś na Jego narodzenie, bo On się już narodził dwa tysiące lat temu. Teraz On żyje i chodzi tylko o to, byśmy się do Niego przywiązali. I z przywiązaniem czekali na Jego powtórne przyjście. By nie przywiązywać się do pustych, codziennych utrapień, które tylko męczą. Je trzeba z Jezusem pokonywać i tyle. Jezus ma wielkie pragnienie, by świat i każdy człowiek stał się Jego głodny. Dlatego zapowiada, że dla naszego dobra postawi nas na pustyni i odbierze dobra bezwartościowe, a sercem przywiążę nas do Siebie. Jezus powiada z wielkim przejęciem, że On jest dla nas, dla naszego życia z Nim. Nie dla spełniania naszych małych spraw i drobiazgów doczesnych. On nie chce, byśmy brali sobie na własność doczesność, bo ona nie jest nam potrzebna. To On chce stać się dla nas Najwyższą Własnością. To On daje się nam i ofiarowuje. To On jest Tym, który nam służy, którego Mamy i z którym możemy żyć. Możemy przeżywać i rozpamiętywać każdy dzień z Nim. Do głębi zachwytu teraz i na wieczność.

Dk Jan

 

NIEGOTOWE WESELE - CZ. II - Zaślubiny

Już Stary Testament zawierał opowieści o uczcie weselnej, która ma nastąpić w przyszłości, w czasach mesjańskich. Prorocy zapowiadali ją w Jerozolimie, na świętej górze (Iz 25,6). Także Jezus wiele będzie mówił o uczcie weselnej w swoich przypowieściach, ale najważniejsze jest to, że zanim rozpoczął swoje nauczanie i swoje znaki, wziął udział w weselu w Kanie Galilejskiej. Był tam ze swoją Matką i Apostołami, tam uczynił pierwszy znak i pozostawił ważną naukę, a wszystko to św. Jan zapisał na początku swojej ewangelii. Najbardziej charakterystyczne dla wesela w Kanie jest to, że stanowi ono wesele jakby „niegotowe”. Za mało jest na nim wina, które jest symbolem radości i szczęścia - to jedno. I drugie, że Jezus jest jeszcze jakby „niegotowy”, bo godzina Jego jeszcze nie nadeszła. Ale to wszystko, czego w Kanie brakuje, ma nadejść, bo to wesele jest dopiero zapowiedzią i początkiem czegoś, do czego zmierza Jezus, Maryja i uczniowie. Póki to nie nadeszło, wesele jest „niegotowe”, ale Matka Boża już na nim jest, już posługuje, pomaga i to nie przy gotowaniu potraw i ustawianiu zastawy, ale pomaga nam - uczestnikom wesela w przyjmowaniu wina radości i szczęścia.

Taki początek znaków czyni Jezus na weselu jako początek swojego dzieła zbawczego. Czyż zatem istotą naszego zbawienia nie ma być wesele? Jezus zaczyna swoje dzieło od wesela, gdyż ma świadomość, że będzie nas prowadził też na wesele, tylko że inne, doskonalsze i w pełni gotowe. Ono nastanie dopiero, gdy nadejdzie najpierw Jego godzina – Jego śmierć i zmartwychwstanie. A jednak od początku i przez cały czas swej misji będzie naprowadzał uczniów, a potem cały Kościół, na myśl, że Jego ostatecznym celem będzie wesele. Mówią o tym głoszone przez Niego przypowieści: przede wszystkim o królu, który zaprasza poddanych na ucztę weselną swojego syna oraz o pannach, które czekają, aż pan młody powróci z dotychczasowego domu oblubienicy, by razem z nim wejść do jego domu. W przypowieściach tych Jezus kładzie nacisk na to, że ludzie otrzymują zaproszenie i czeka ich zaszczyt ucztowania wraz z królem i jego synem, a jednak wszyscy uparcie i jednomyślnie wymawiają się od udziału. Wymawiają się dlatego, że bardzo ich pochłaniają codzienne zajęcia i wolą tę swoją codzienność – pracę, rodzinne przyjemności, niż spotkanie z królem, które ma być dla nich wielkim, nieporównywalnym z niczym świętem. Jezus mówi też o niefrasobliwości panien, które nie zadbały o to, co dla nich najważniejsze – o oliwę, by mieć przy sobie światło gotowości. Ten niezrozumiały brak troski o oliwę, o wejście do domu pana młodego, czyli o sprawę, dla której przyszły na wesele i czekają przed domem, Pan Jezus nazywa po prostu głupotą. Pokazuje, jak głęboka musi być w naszych sercach skaza, jak niszczycielska siła musi stać za tym, że chętnie dbamy o wiele mniej ważnych spraw, zaś o to, co w perspektywie jest dla nas najważniejsze, o życie wieczne, dbać nie chcemy. Nie chcemy mimo, że Bóg mówi nam stale, że  życie wieczne nie jest byle czym, ale jest weselem w domu królewskim.

Dlaczego tak się dzieje? Jak działa w tej sprawie szatan? Otóż, kiedy do wesela jest daleko, szatan podpowiada, że nasza codzienność jest dla nas ważniejsza i ciekawsza, a sprawy wesela są odległe i można je odłożyć. Na razie lepiej zająć się tym życiem, a nawet pospać, nie dbając o gotowość na spotkanie z Oblubieńcem. Natomiast, kiedy wesele jest już blisko, kiedy zobaczymy, że nie jesteśmy na spotkanie gotowi, kusiciel z lubością podkreśli nam, że teraz już przepadło i nie pozostaje nam nic innego jak trzymać się ślepo wątpliwego przekonania, że nie ma żadnego króla, żadnej uczty ani żadnego zaproszenia. Nie było, nie ma i nie będzie.

A jednak JEST. Pan Jezus powiedział o Ojcu, o uczcie i zaproszeniu. Więc czy niewiara w to nie jest tylko wykrętem? A może nawet lekceważeniem Pana Jezusa, który zaprasza w imieniu Ojca na ucztę weselną z wielkim staraniem i wysiłkiem przygotowaną, nie za darmo, ale za cenę swojej drogocennej krwi? Czy to rozumiemy?

Istotą wesela jest miłość. Do wesela dochodzi dlatego, że pan i panna młoda pokochali się. Czyż nie tak? A jeżeli naszym życiowym celem jest wesele, to czy nie jest nim przede wszystkim miłość? A jeśli miłość to do kogo?  Pan Jezus, mówiąc w przypowieściach o weselu, mówi o królu - swoim Ojcu, o synu króla czyli o Sobie, dla którego jest to wesele, a jednak ani słowa nie mówi o oblubienicy. Dlaczego? Ponieważ oblubienica jest jeszcze też niegotowa.

Słuchający przypowieści Żydzi wiedzieli już trochę o Oblubieńcu i oblubienicy z tradycji Starego Testamentu. W czasach mesjańskich oblubienicą miał być Izrael, lecz była to zapowiedź bardzo ogólna, wystarczająca dla zapowiedzi wydarzeń odległych, ale nie na czasy, kiedy Mesjasz już jest. Bo wtedy cóż znaczą Jego zaślubiny z Izraelem. Izrael jest niegotowy i Kościół jest też niegotowy. Na ostateczne, drugie przyjście Mesjasza trzeba znowu poczekać, co pokazała Apokalipsa - Objawienie św. Jana. Tam znowu mówi się o czasach ostatecznych z pewnej perspektywy. Mówi się, że wtedy nastąpi to ostateczne wesele Baranka, a Jego przystrojoną Oblubienicą będzie oczyszczony Kościół - Lud Nowego Przymierza, podobny w swej czystości do Matki Najświętszej. Jednak znowu jest to znak, w którym nie jest jasne, jak konkretnie ma się wyrazić miłość Kościoła do Oblubieńca.

Są jednak w Nowym Testamencie wyraźne na ten temat wskazówki. Wskazówką jest to, że w istocie Kościół to uczniowie wierzący w Chrystusa i związani z Nim miłością, o którą Jezus prosi po zmartwychwstaniu (J 21,15) i stanowiący różne Jego członki (1Kor 12,27). Dla nas kluczową rolę odgrywa związanie się z Chrystusem, włączenie się w Niego duszą i chwalebnym ciałem, bo jak napisze św. Paweł, każdy uczeń stanowi w Chrystusie część Jego Mistycznego Ciała. Zatem przypomnijmy sobie, że w Księdze Rodzaju Bóg stworzył małżeństwo jako właśnie w istocie cielesna jedność mężczyzny i kobiety. Oczywiście tam chodziło przede wszystkim o małżeństwo ziemskie i doczesne, tu zaś, w Królestwie Bożym chodzi o miłość do Chrystusa, która doszedłszy do pełni, ostatecznie jednoczy każdego uświęconego członka Kościoła z Chrystusem. W Królestwie Bożym każdy uczeń i Chrystus są razem w jednym, doskonałym ciele chwalebnym, które On już ma, a my otrzymamy po zmartwychwstaniu. Tak przez zmartwychwstanie dochodzi do małżeńskiej jedności Chrystusa i nas.

Miłość chwalebnego Kościoła i Chrystusa to nie związek bezosobowy, ale miłosny związek Chrystusa z każdym, ostatecznie oczyszczonym i uświęconym człowiekiem, który najpierw wierzy, a w końcu dojrzewa do miłowania swego Oblubieńca. Jest to zjednoczenie miłosne podobne do doczesnej więzi małżeńskiej, ale nieporównanie czystsze i doskonalsze. Wtedy spełnia się to, o co prosił Piotra Jezus,  żeby Go miłować bardziej aniżeli innych. Ludzkie wesela i ludzkie małżeństwa są tej miłości z Jezusem znakiem i zapowiedzią, ale także i szkołą, bo do takiego wesela z Nim ostatecznie zmierzamy. Jesteśmy powołani do miłosnego związku, do poślubienia Jezusa i wspólnego wesela. Oto dlaczego każdy człowiek jest tak bardzo niezbędny na tym weselu, na które zaprasza Ojciec. Bo Jego Syn kocha go i  czeka na jego miłość, i chce go poślubić. A poślubić mamy nie byle kogo, ale owo największe Arcydzieło Ojca, które JEST i które chce być dla nas. Lecz my się odwracamy.

Dlatego Matka Boża angażuje się w tę sprawę tak jak w Kanie. Angażuje się w pomoc Kościołowi przez wszystkie wieki jego działania, przychodząc coraz częściej w różnych objawieniach, takich jak w Lourdes czy w Fatimie. Coraz mocniej przypomina nam, byśmy robili wszystko, cokolwiek Jezus nam powie. Ukazuje nam swoją miłość do Jezusa i swoją świętą czystość serca. Pokazuje, jak od młodości żyła w więzi rodzinnej z Jezusem i przypomina, że i my mamy żyć z Nim w jednej rodzinie. Dlatego od Matki Bożej, tak jak na weselu w Kanie, możemy uczyć się miłości. Najpierw miłości do siebie nawzajem, by jak Ona pokazywać innym wino radości, szczęścia i miłości. A ostatecznie miłości do Jezusa, który jest dla nas szczytem radości i miłości. Ona jest szczęśliwa z Jezusem i my możemy być szczęśliwi z Nim, poślubieni Mu i żyjący z Nim na wieki w najwyższej miłości.

Dk. Jan