Proste odpowiedzi na trudne pytania



W tej zakładce będę zamieszczał odpowiedzi na często stawiane trudne pytania o Boga, wiarę i życie duchowe. Będą to odpowiedzi przystępne, oparte w mniejszym stopniu na wiedzy teologicznej, a przede wszystkim na doświadczeniu Boga. Zapraszam.


Pytanie 1

Czy istnieje konflikt między modlitwą a działaniem?



Tak, istnieje, ale jest znacznie mniejszy, niż nam się wydaje.

Jak wiemy początkiem dylematu praca - modlitwa jest spotkanie Marii i Marty z Jezusem. Dziś dylemat ten wydaje się nam trudny do granic wytrzymałości. Praca zawodowa i życie prywatne w wielu rodzinach zdaje się stać w jawnej sprzeczności, na której cierpi nie tylko rodzina ale i wiara w Boga. Nawet ci najlepiej rozumiejący potrzebę Boga i modlitwy, dziś nierzadko kapitulują

Czy można rozwiązać ten problem? Znana opowieść o „światowym zjeździe demonów” (przytoczyłem ją w zakładce poświęconej grzechowi) pokazuje, że we współczesnej cywilizacji, rozbudzającej w ludziach coraz większe materialne potrzeby i biorącej ich w kleszcze „obowiązkowego” postępu oraz jego dźwigni - konkurencji, rzeczywiście jest jakiś poważny defekt. Jeżeli jeszcze zauważymy, że celem tej całej rozpędzonej maszyny jest tylko obracanie pieniędzmi i ich pomnażanie, bez najmniejszej troski o ludzi, wówczas rzeczywiście możemy stwierdzić, że cały ten system jest jakoś wynalazkiem diabelskim.


Na ogół niewiele możemy poradzić, że przychodzi nam żyć w takich warunkach. A jednak Bóg nigdy nie dopuszcza sytuacji bez dobrego wyjścia, zły nie jest w stanie zmusić nas do czynienia zła, a modlitwa i więź z Bogiem naprawdę jest możliwa w każdych warunkach. Dlatego problem jest mniejszy niż nam się wydaje.

Podajmy SIEDEM ZASAD obowiązujących w rozważanej kwestii - jak możemy sobie poradzić z modlitwą w warunkach, jakie zastaliśmy.


Pierwsza zasada: należy przyjąć warunki, jakie aktualnie mamy, bez buntu, że „nie dajemy rady i naprawdę musimy zepchnąć Boga na drugi plan”. Przeciwnie, mamy taką sytuację, jaką mamy i w niej możemy spotkać Boga. Naprawdę możemy.

Druga zasada: walka o modlitwę w tych warunkach jest, jak mówi św. Paweł, walką przeciw zwierzchnościom i władzom, przeciw złemu i spotykamy w niej zawzięty opór realnej siły zła. Dziś dochodzi do koncentracji sił dążących do potępienia świata. Nie trzeba się bać, ale nie wolno lekceważyć tych sił, lecz trzeba z całkowitym zaufaniem zdać się na Chrystusa.

Moloch (Allen Ginsberg, Howl, ed. Barry Miles, NY, Harper @ Row 1986)
Trzecia zasada: w warunkach, jakie mamy, należy zdać się całkowicie na Boże prowadzenie, z wiarą, że On przeprowadzi nas przez ciemne doliny, gdzie Moloch (zob. przypis) znowu pożera nasze dzieci. Tym razem w ogniu płonącym wśród luksusu współczesnej cywilizacji. Jeśli pracujemy bez poddawania się Bożemu prowadzeniu, wówczas tylko przywłaszczamy sobie Jego dary i idziemy własną drogą. Tak stajemy się podatni na zło i dryfujemy z nim ku wypaleniu i nicości.

Czwarta zasada: wszystko, co łączy nas z Bogiem, oparte jest na obecności w nas Ducha Świętego. Otrzymaliśmy Go i On jest źródłem naszego działania. Jeżeli nie pozwalamy Duchowi Świętemu działać w nas, niszczymy nasz wysiłek, zmieniamy go w ślepy aktywizm. Abyśmy działali owocnie i nie szamotali się ze sobą i światem, potrzebujemy stale kontaktować się z Duchem Świętym w sobie. To jest właśnie modlitwa i ona jest nam naprawdę niezbędna.



Zauważmy, że wszystko to, o czym dotąd powiedzieliśmy nie wymaga poświęcenia czasu, a jedynie wzbudzenia w sobie odpowiedniej świadomości i odpowiedniego nastawienia serca.

A teraz o czasie.

Piąta zasada: wiele wspólnot życia konsekrowanego stosuje stałe proporcje czasu między modlitwą a pracą. Najbardziej znana jest reguła św. Benedykta – ora et labora, stałe godziny modlitwy, pracy i odpoczynku. Jest to reguła bardzo owocna i polecana, jeżeli można ją zastosować. Ale dla większości ludzi żyjących w świecie jest ona luksusem niemożliwym do wprowadzenia.

Szósta zasada: należy dbać o kontakt z Duchem Świętym, czegokolwiek byśmy nie robili. Bez tego kontaktu nie podołamy modlitwie i działaniu. Możemy sobie pozwolić na „nierównomierne” rozłożenie modlitwy w czasie, ale gdy w jakimś momencie zaniedbamy kontakt z Duchem Świętym, trzeba będzie do niego wrócić w innym momencie, możliwie najbliższym. Trzeba stale mieć w pamięci posiadanie Ducha Świętego, Autora naszej modlitwy. On jest w nas i czeka na naszą współpracę, by z nami zacząć modlitwę.


Siódma zasada: należy pielęgnować modlitwę w trzech podstawowych formach: krótkich zwrotach myśli do Boga (co nie wymaga czasu), modlitwie codziennej (mało czasochłonnej) i okresowej modlitwie przedłużonej, gdzie świadomie wygospodarowujemy dłuższy czas dla Boga i go Mu w dogodnym dla nas momencie ofiarowujemy. Tylko modlitwa przedłużona mobilizuje nas, wycisza i uspokaja. Przekonaj się.

Przypis
Moloch – bóstwo fenickie, czczone za króla judzkiego Manassesa, który wprowadził w dolinie Hinnom, tuż za murami Jerozolimy, ofiary z dzieci przez wrzucenie do ognia.

Diakon Jan, marzec 2017

 

Pytanie 2

Jakie są trzy podstawowe formy modlitwy? 


  • Krótkie zwroty myśli do Boga – skierowanie myśli do Boga w trakcie innych zajęć, wtedy, kiedy się nam Bóg przypomni lub poczujemy Jego potrzebę, jak najczęściej – w metrze, autobusie, sklepie, podczas pracy, oczekiwania w urzędzie, jedzenia kanapki, itp. Częste, krótkie myśli o Bogu mogą nas nauczyć tego co się nazywa częstą lub stałą stałej pamięcią na obecność Bożą. Ta forma modlitwy nie wymaga osobnego czasu, gdyż jest tłem innych zajęć. Wymaga ona jedynie posiadania w sercu potrzeby Boga. I o to chodzi.

  • Modlitwa codzienna – modlitwa codzienna, np. rano i wieczorem. Jeżeli ktoś ma jej nawyk, nierzadko zmienia się ona w rutynę „odklepywania” pacierzy. Ta modlitwa nie musi być długa, ale ważne jest, by wzbudzić w sobie świadomość, że jest się aktualnie przed Bogiem. Następnie spróbujmy Mu powiedzieć coś naprawdę od siebie, coś najważniejszego. Wybierzmy stosowny czas: nie wtedy, gdy nie mam do głowy, ani wtedy, gdy zasypiam na stojąco. 
  • Okresowa modlitwa przedłużona – modlitwa odprawiana, zależnie od sytuacji życiowej, raz czy kilka razy w tygodniu, albo raz czy kilka razy w miesiącu. Wybieramy spokojne miejsce – dom, kościół poza czasem nabożeństw, kaplicę z Najświętszym Sakramentem oraz właściwy czas – przed pracą, po pracy, w sobotę, w niedzielę… Przeznaczmy czas stosownie do własnych duchowych możliwości – pół godziny, godzinę, dwie,…
Wprowadzenie tych trzech form modlitwy w porządek życia jest podstawą rozwoju duchowego. Nie należy ulegać pokusie rezygnacji z tego porządku. Utrzymany na stałe będzie wielką Łaską.

Diakon Jan, marzec 2017 

Pytanie 3 

Dlaczego Jezus umarł na Krzyżu?


Syn Boży nie przyszedł na świat po to, by umrzeć na Krzyżu. Przyszedł, aby uwolnić świat od grzechu i oczyścić go, upodobniając do Boga. Sposobem oczyszczenia świata ze zła jest wylanie na niego i umieszczenie w nim Źródła: Ducha Świętego, wody żywej, dającej życie wieczne, którą sami możemy czerpać, bo On ją wśród nas umieścił. Każdy człowiek może otrzymać Ducha Świętego i nosić Go w sobie, by Duch ten oczyszczał go i uświęcał.

Aby Ducha Świętego umieścić w świecie i w każdym człowieku, trzeba dotrzeć do każdego człowieka indywidualnie i to do jego wnętrza. Aby tak właśnie dotrzeć do człowieka, Bóg przychodzi do ludzi nie z pozycji siły ani dominacji, ale z pozycji bliskości i przyjaznego obcowania. Dlatego stał się człowiekiem i nawiązał kontakt z ludźmi, którzy mieli dobrą wolę szukania takiego kontaktu z Nim. W dialogu i przyjaznej otwartości pokazał Boga w sposób przystępny. 

Gdy wędrował pośród ludzi i nauczał ich, doświadczał jednocześnie narastającej agresji ze strony ludzi złej woli i przede wszystkim od złego ducha. Pokazuje to niemal każda strona Ewangelii, że w Jezusie Bóg dobry, łagodny, otwarty jest atakowany i raniony, w końcu zabity, a czynią to ludzie grzeszni, wobec których On nie stosuje przemocy. Jezus nie zamyka się przed nikim, nie odpowiada złem na żadne zło, ponieważ wtedy nie zbawiłby nikogo i nie uwolniłby od zła grzesznych ludzi. Musi być otwarty na złych ludzi, a przez to narażony na ich agresję, tak jak ktoś pracujący nad nawróceniem bandytów w więzieniu musi być narażony na ich bandyckie zachowania. 

Właśnie owe bandyckie zachowania, cały grzech świata sprawił, że Jezus został aresztowany i zamordowany. Fakt, że umarł akurat na Krzyżu wynika z czasów, w jakich żył i z pozycji, jaką zajął w społeczności Cesarstwa Rzymskiego. Śmierć Jezusa na Krzyżu jest konsekwencją tego, że świat jest grzeszny, a On stał się człowiekiem i poddał się ludzkiej grzeszności, wziął ją na siebie, by mieć kontakt z każdym i to w każdych, nawet najbardziej urągających dobru warunkach.

Dlatego umarł, a ta śmierć jest Jego ofiarą, poświęceniem się za nas, byśmy mogli być zbawieni. Gdyby chciał zabezpieczyć się przed Krzyżem, musiałby zamknąć się przed nami, stanąć nad nami jako Najwyższy, dominujący, a wtedy nie zbliżyłby się do nikogo i nie zostałby przez nikogo pokochany. Musiał dać się poniewierać, by ci, którzy Nim najpierw poniewierają, po nawróceniu mogli być Jego bliskimi i Go pokochać. I to dotyczy nie tylko wielkich złoczyńców, ale także nas, w miarę porządnych ludzi, którzy zanim ogromną miłość Boga poznamy, też najpierw traktujemy Go obojętnie, źle, lekceważąco, albo i raniąco.

Wszyscy odbywamy podobną drogę. Najpierw jesteśmy grzesznikami, co wbijali Jezusowi gwoździe, potem tymi poruszonymi i zdezorientowanymi, co nad Nim i nad sobą płaczą, aby w końcu stać się po zmartwychwstaniu Jego nawróconymi przyjaciółmi.


Diakon Jan, marzec 2017 




Pytanie 4

Co to znaczy w Ewangelii "stać się jak dziecko"?







Jednym z głównych tematów nauczania Jezusa i Kościoła jest wezwanie, by stawać się jak dzieci. Jeżeli nie staniecie się ponownie jako dzieci, nie będziecie mogli wejść do królestwa niebieskiego. Kto będzie mały jak to dziecko, ten okaże się największy w królestwie niebieskim. (Mt 18). Chodzi o powrót do przeżytego już dzieciństwa, o czym mówi też Jezus w Ewangelii według św. Jana: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego. Nikodem powiedział do Niego: Jakżeż może się człowiek narodzić, będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się? Jezus odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. (J 3)



Jezus mówi o wracaniu do dzieciństwa przede wszystkim, dlatego, że Bóg stworzył ludzi dla Siebie, jako swoje dzieci, a więc mają oni w Bogu kochającego Ojca. Niestety człowiek naruszył relacje dziecięco-ojcowskie z Bogiem, potraktował Go jak złego władcę, spróbował być mądrzejszy od Niego, by zawładnąć dobrem i złem. Nie było w ludzkim postępowaniu zaufania i miłości, ale nieufność i strach. Są to cechy mentalności niewolnika, a nie dziecka. Większość relacji, jakie mamy w świecie, są relacjami odległymi, nacechowanymi strachem i nieufnością. Jedne państwa obawiają się drugich, żołnierze – dowódców, obywatele – władzy, petenci – urzędników, oskarżeni – sędziów, porządni ludzie – bandytów, pracownicy – zwierzchników, nawet nieraz dzieci - rodziców, a w starości rodzice – dzieci, także żony – mężów albo mężowie – żon. Ponadto bardzo często ludzie boją się Boga i dlatego Go unikają. Są to przejawy opłakanego stanu, w jakim znajduje się świat po grzechu. Jednocześnie w sercu tęsknimy za relacjami dziecięco-ojcowskimi, by mieć kogoś, kogo nie musimy się bać i kto się nami zaopiekuje. Opieki wymagają dzieci, za opiekuńczością tęsknią kobiety, ale i „twardzi” mężczyźni w głębi serca szukają oparcia. Gdy mamy oparcie, czujemy się bezpieczni, a przez to wolni. Bez oparcia jesteśmy nieufnymi niewolnikami. Bez relacji dziecięcych z Bogiem jesteśmy na dystans z Nim, a przez to nie doceniamy dobra i stajemy się podatni na zło.



Jezus przyszedł na świat, by zmienić nas i przywrócić nam mentalność dziecka, byśmy na powrót zaczęli myśleć o Bogu, jako o bliskim Ojcu, nie o feudale, wielkim władcy, zimnym sędzi. Wiele osób chętnie porusza temat sprawiedliwości, mając na myśli pragnienie, by Bóg wyrównał rachunki ich krzywd. Jest niepojęte, że myśląc tak, zupełnie nie myślimy, że wtedy i my będziemy musieli płacić własne rachunki. Jeżeli my darujemy nasze krzywdy, Bóg daruje i nam to, co złego uczyniliśmy. O ileż bardziej potrzebny jest światu miłujący Ojciec, niż chłodny, sprawiedliwy prawnik? Czy tego nie rozumiemy w dobie prawa?

  
Bóg jest Ojcem i chce odbudować w nas myślenie i zachowanie takie, jak wobec Ojca. Dokonuje się to mocą Łaski Chrztu. Wtedy, jak powiedział Jezus do Nikodema, powtórnie rodzimy się i stajemy się na powrót dziećmi Boga. Byliśmy nimi od dnia stworzenia, ale przez grzech utraciliśmy relację dziecka. W chwili Chrztu stajemy się na nowo czystymi dziećmi Ojca, rodzimy się do nowego życia z Bogiem. Przy Chrzcie Bóg mówi do nas – jesteście moimi dziećmi, gładzę w was wszystkie grzechy, przywracam z wami relacje i otwieram dla was życie wieczne. Od tej chwili powinniśmy z Łaską Chrztu współpracować, by pozwolić Bogu zmieniać w nas myślenie o Nim i postępowanie wobec Niego, nabierać nowej duchowości. Wzorem duchowości opartej na bliskości z Bogiem, jako najlepszym Ojcem, są święci, a wśród nich Teresa od Dzieciątka Jezus, która bardzo podkreślała, że jest małym dzieckiem i ma w wielkim Bogu najwspanialszego Ojca.
           
Cechy dziecka Bożego, które Łaska w nas kształtuje, gdy z nią współdziałamy:

1.  Świadomość, że mamy Ojca (i Matkę w jednej osobie) zatroskanego o swoje dzieci, wsłuchanego w to, co dzieci mówią. Bóg robi wszystko, by nam uświadomić, że jest naszym Ojcem. Po to właśnie dał nam Swojego Syna, byśmy z Nim żyli.

2.   Będąc z Ojcem możemy wszystko i nie musimy się obawiać. Jest to stan jakby w łonie matki. Jesteśmy odrębnymi osobami, ale żyjemy z matki. Tak samo jest między nami a Bogiem. Żyjemy z Niego, dzięki Niemu i jesteśmy mocni Nim, a nie sobą. Jeśli nie czujemy Bożej opieki, boimy się świata, paraliżują nas lęki, ulegamy złu. Gdy tak się dzieje, znaczy to, że wciąż brakuje nam zżycia się Łaską dziecięctwa. Zamiast z Ojca, próbujemy żyć tylko w oparciu o świat, chcemy być niezależni, samowystarczalni. Kto ma mało z Bożego dziecka, tego bardzo ciągnie do świata.

3.    Dziecko świetnie rozeznaje wolę Ojca. Gdy mało w nas dziecka Bożego, słabo rozeznajemy Jego wolę, bo nie czujemy Go. On jest Ojcem, a my wciąż nie należymy do rodziny, jesteśmy niewolnikami. O mentalność dziecka można się modlić tak: 

„Panie, nie daję sobie rady.
Mam takie to a takie problemy. (wymienić)
Popełniam takie to a takie błędy. (wymienić)
Nie wiem, jak żyć.
Weź mnie w swoje ręce!
Robię, co mogę, najlepiej jak umiem i ufam, że się mną zajmiesz.
Że nie pozwolisz swemu dziecku pobłądzić.”

4.    Ubóstwo, pokora – dla dziecka Bożego najważniejszy jest Bóg, wszystko, co nie jest Nim, jest mniej ważne i potrzebne. Możemy to mieć, ale nie uzależniamy się od tego, bo najbardziej przywiązani jesteśmy do Ojca. Taki stosunek do Niego sprawia, że mamy dystans do świata, nie zależy nam na majątku i pierwszych miejscach. Dla dziecka Bożego pokora i ubóstwo stają się czymś naturalnym.

5.   Braterstwo.  Mamy jednego Ojca, więc wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, traktujemy się zupełnie inaczej, niż traktuje nas świat, szanujemy się i kochamy. Ale wciąż bardziej jesteśmy przywiązani do Boga aniżeli do ludzi.
Diakon Jan, kwiecień 2017



Pytanie 5.

Dlaczego tak podkreślasz, że Bóg to Ktoś NAJWYŻSZY? Przecież z samej zasady pojmowania Boga w metafizyce wiadomo, że jest On Istotą Najwyższą. I Żydzi przecież też nazywali i nazywają Boga - Najwyższym.

Podkreślam i mówię to, co jest fundamentalne. NAJWYŻSZY jest Istotą stojącą tak absolutnie nad naszym światem, że jest zupełnie INNY od świata. Zupełnie INNY w tym sensie, że z naszej strony nie ma żadnej możliwości dotarcia do Niego i kontaktu z Nim. To znaczy, że dla nas jest On jakby, znaną z fizyki, "czarną dziurą", ciałem o tak ogromnej masie, że z niego do nas nie może dotrzeć żadne promieniowanie, żadna informacja. Zatem Bóg w swej istocie jest taki, że Istnieje tylko w jakichś ponad ludzkich metakategoriach, dla nas Go jakby nie ma, nie mamy możliwości Go zobaczyć. 

Taki jest Bóg, całkowicie odrębny od świata i poza jego percepcją. Znaczy to, że z natury rzeczy ani rozum ludzki w ścisłym, logicznym wywodzie, ani ludzkie narzędzia empiryczne nie są w stanie objąć Boga poznaniem, tak przekracza On możliwości całego naszego aparatu poznawczego. Z natury rzeczy nie może więc być dowodu na istnienie Boga, a jeśli taki tworzymy, opisuje on Boga w grubym przybliżeniu, a ściśle opisuje jakąś istotę nadal z tego świata.

Z Bogiem Najwyższym nie ma świat i człowiek żadnej możliwości kontaktu, nie może skierować do Niego ani słowa modlitwy, nie może liczyć na  żadne spotkanie, a tym mniej na życie z Nim po śmierci. 

Czy zatem jesteśmy na przegranej pozycji? 

Nie, ale TYLKO DLATEGO, że NAJWYŻSZY ze Swej strony organizuje możliwość naszego kontaktu z Nim. Objawia się, a to objawienie musi być objawieniem ISTOTY, KTÓRA JEST JEDNOCZEŚNIE BOGIEM I JEDNOCZEŚNIE CZŁOWIEKIEM. Innej możliwości obcowania świata z Bogiem nie ma. Jedyną drogą spotkania Boga najwyższego i nas, ludzi, jest Syn Boży, który stał się człowiekiem, Jezusem Chrystusem. Możliwość kontaktu świata z Bogiem bierze się stąd, że świat został stworzony jako coś podobnego do Boga, jako odbicie Boga w materii świata i w światowych kategoriach pojęciowych, jako odbicie Bożego Syna w świecie. Jest to jakby odbicie pieczęci na papierze czy laku. Pieczęć to Bóg-Syn, jeden byt, a odbicie to inny byt, tusz na papierze, wgniecenie w laku. Ale między tymi dwoma bytami istnieje podobieństwo. Bóg - pieczęć ma sposób, by zobrazować się w na papierze - objawić się w świecie. 

Wszystkie religie świata, choć na ogół o tym nie wiedzą, jeżeli kontaktują się z Istotą Boską, to kontaktują się z Chrystusem, który przyjmuje od nich z miłości, pokornie, wszelkie sposoby kontaktu. Żydzi kontaktując się z Bogiem Starego Testamentu, też kontaktują się z Chrystusem, bo inaczej nie kontaktowaliby się z Bogiem w ogóle. Bowiem to Syn Boży objawiał się przez proroków zanim objawił się ostatecznie przez Jezusa Chrystusa. Chrystus jest bardzo miłosierny i spokojnie przyjmuje wszelkie, nawet bardzo niedoskonałe formy ludzkiego zwracania się do Boga i szukania Go, ale wcześniej, czy później doprowadzi wszystkich, w tym życiu, albo w tamtym (w czyśćcu) do poznania Siebie jako jedynej drogi i jedynego jakby "bufora" łączącego to, czego inaczej jak przez Syna nie da się połączyć - świata i Boga.

Zatem Bóg jest NAJWYŻSZYM, ale nie tylko. Objawiając się prowadzi świat do bliskości i spotkania ze Sobą. Okazuje się nam NAJBLIŻSZY.
 Diakon Jan, kwiecień 2017


Pytanie 6.

Czy myślenie o Bogu jako NAJBLIŻSZYM to coś istotnie nowego? Czy jest to tym samym, co immanencja Boga?

Immanencja Boga to przekonanie, że jest On jakoś obecny wszędzie i we wszystkim, jakoś przenika wszystko. Immanencja nie mówi o charakterze relacji, o miłosnym spotkaniu. A NAJBLIŻSZY, to Ten sam NAJWYŻSZY, ale jednocześnie przychodzący do świata najbliżej, na miłosne spotkanie.
  
Bóg jest Najbliższy to znaczy, że mając przystęp do wszystkiego, tworzy stosownie do możliwości każdego rodzaju stworzenia, szczególne więzi miłości z nim. Inaczej kocha kamień, inaczej rośliny, inaczej zwierzęta, a zupełnie inaczej ludzi. Istotą miłości jest zbliżenie i przenikanie. Taką bliskość nie zewnętrzną (dotykanie s), ale wewnętrzną (dotykanie się wnętrz, przenikanie się) Bóg Najwyższy tworzy z każdym odrębnym od Siebie stworzeniem, ale najbardziej z człowiekiem.

Robi to tak, że posyła na świat Syna, by Ten stał się wzorem świata i częścią świata. Jest to trochę tak, jakby człowiek tak pokochał urządzenie, które sam skonstruował (np. robota), że sam stał się robotem. Ale nasze roboty stoją dużo niżej od nas, czujemy to, zaś Bóg stworzył nas do bliskości ze Sobą, podobnymi do Siebie, partnerami dla Siebie, skroił nas na Swoją miarę, zdolnych być członkami Jego rodziny. Opis stworzenia w Księdze Rodzaju mówi o tym, że, gdy Bóg pokazywał Adamowi różne stworzenia, wszystkie nie były dla niego satysfakcjonujące, bo stały niżej od niego, ale człowiek taki jak Ewa, był "kością z kości" Adama. Tak właśnie jest z nami - jesteśmy "kością z kości" Syna Bożego. 
Tej największej Bliskości Boga nie da się do końca wyjaśnić, bo nie stanowi ona wiedzy, ale doświadczenie do przeżycia dla człowieka. Atrybutem NAJWYŻSZEGO (a więc Tego, który jest poza i ponad), jest to, że Sam schodzi On do ludzi, do największej z nimi bliskości, do dogłębnej z nimi miłości, do przeżycia przez nich zjednoczenia z Nim, do małżeństwa Jego z każdym z nas i ze wszystkimi razem.

Zbawienie nasze nie polega zatem tylko na wejściu do "domu Boga", ale jest życiem z Bogiem w jego domu, jak z małżonkiem. Małżonkowie nie tylko mieszkają razem, ale żyją ze sobą wszelkimi przejawami miłości. Nasze małżeństwa ludzkie nie są nigdy takimi doskonałymi wzajemnymi zjednoczeniami, ale związek nasz z NAJBLIŻSZYM do takiego najwyższego stopnia bliskości zmierza i będzie dla nas i dla świata rozkoszą zupełnie wyjątkową.
Diakon Jan, kwiecień 2017