czwartek, 29 kwietnia 2021

BOŻE MIŁOSIERDZIE I LUDZKA MIŁOŚĆ - O miłości okazywanej Panu Jezusowi podczas Męki (wg. św. Marka)

Katecheza na zakończenie rekolekcji wygłoszona w Uroczystość Miłosierdzia Bożego


Szczytowym momentem miłosiernej miłości, kiedy Bóg okazuje najpełniejsze miłosierdzie wszystkim ludziom jest męka i śmierć Pana Jezusa na Krzyżu. Istotą okazanego nam wtedy miłosierdzia jest to, że Bóg przelewa za nas krew i otwiera nam drogę do życia wiecznego, mimo że my od początku do końca czasów ranimy Go, lekceważymy i odrzucamy, nie słuchając Jego słowa tak ważnego dla nas. Jezus nie oszczędza Siebie, umiera zamiast nas, choć widzi, że jesteśmy grzesznikami i wielu nimi pozostanie mimo Jego ofiary. Jezusowi w Jego miłosierdziu bardzo zależy na nas, gdyś jesteśmy Bożymi dziećmi i do końca, z wielką determinacją walczy o nas, by oczyścić ze zła i doprowadzić do wieczności w domu Ojca. Dla nas Bóg niczego nie żałuje: ani poświęcenia, ani cierpienia, ani bólu odepchniętego serca. My tymczasem nie widzimy ani nie rozumiemy, jak żyjemy i jak źle Bóg jest przez nas traktowany. Wcale nie myślimy, że Bóg w Jezusie jest żywą istotą ludzką: najdelikatniejszą i najwrażliwszą, tak samo jak my potrzebującą uwagi i miłości. Nam wydaje się, że to my jesteśmy źle traktowani: przez ludzi, zły świat, a nawet Boga. Bóg wie, że tak jest: że będzie lekceważony i odrzucany, a jednak przychodzi i pozwala się tak traktować, według tego jak każdy z nas chce i potrafi. Jedni odnoszą się do Niego z wrogością prześladowców, inni z obojętnością, nawet ci, co chcą być Jego uczniami, często odnoszą się do Niego z letniością, bez entuzjazmu, traktują Go jako dodatek do najważniejszej dla nich doczesności. Ale są też ci gorący, którym zależy na Nim. Wśród nich jednak część jest takich, którzy słabo rozumieją Jego Ewangelię i pod wieloma względami błądzą. Wreszcie można znaleźć i tych świętych, którzy słuchają Go i żyją w duchu Ewangelii.

Oto cały przekrój dzieci Bożych: poczynając od najzimniejszych aż po najgorętszych. Bogu miłosiernemu zależy na wszystkich, jednak każdy potrzebuje zupełnie innych darów miłosierdzia i innych Bożych wysiłków. Ich wynikiem jest to, że ludzie oczyszczani przez Boga zmieniają się, choć każdy trochę inaczej i po innym czasie. Jedni przyjmują oczyszczenie natychmiast, inni otwierają się przed Bogiem dopiero po ciężkich doświadczeniach, jeszcze inni są gotowi poddać się Bogu dopiero w chwili śmierci. Jednak niektórzy może nigdy nie przyjmą jego miłosierdzia. Bo miłosierdzie Boże rozsiewane jest jak ziarno: napotyka różne gleby i w różnym tempie wyrastają z niego plony. Zawsze jednak ostatecznym owocem, którego Bóg oczekuje, jest to, że z Jego miłosierdzia, podlewanego wodą Ducha Świętego wyrośnie nasza do Niego miłość.

Do tej pory zbyt mało się mówiło o tym powołaniu do miłości, wszyscy mówili głównie o wierze. Dziś Bóg przypomina o naszym ostatecznym celu, by dla wszystkich był on zupełnie jasny. Kiedy nadszedł kulminacyjny moment, że Pan Jezus objawił całe swoje miłosierne poświęcenie dla nas, kiedy zbliżało się najważniejsze w naszej historii święto żydowskiej Paschy, kiedy Krzyż na Kalwarii ociekał już Jezusową Krwią, wtedy wśród świadków tych wydarzeń zaczęły się pojawiać różne odpowiedzi na Jego miłosierdzie. Jedni, już gotowi, natychmiast odpowiedzieli Miłością, inni jeszcze niegotowi dopiero później mieli odpowiedzieć Miłością. Niżej rozważymy dwa przykłady odpowiedzi na Jezusowe miłosierdzie ukazane przez ewangelistę Marka.

Miłość kobiety z flakonikiem olejku. Św. Marek rozpoczyna opis Męki Pana Jezusa od przedstawienia wizyty w Betanii, w domu Szymona Trędowatego, którego Jezus kiedyś uwolnił z trądu. W tym domu Jezus zawsze był gorąco przyjmowany. Tym razem temperatura przyjęcia Go sięgnęła zenitu, bo kiedy leżał przy stole, pewna kobieta wylała na Jego nogi cały, funtowy flakonik alabastrowego olejku nardowego. Taki olejek kosztował majątek, był wart trzysta denarów, czyli rocznej praca robotnika. Używali go jedynie ludzie bogaci w luksusowych celach kosmetycznych. Kobieta musiała mieć wiele pieniędzy i jeszcze więcej wdzięczności i miłości do Jezusa. Zapewne Jezus niedawno okazał jej wielkie miłosierdzie, uwolnił ją od wielkiego zła i całkowicie odmienił jej życie. Być może przeznaczyła dla Niego wszystko, co miała, był bowiem dla niej najważniejszy. Ta kobieta, według św. Jana to Maria, siostra Łazarza. Miała ona do Jezusa wielką wdzięczność i wzorową miłość, dokładnie taką o jakiej Jezus nauczał, gdy mówił, że nie jest Go godzien ten, kto nawet najbliższą rodzinę miłuje bardziej niż Jego. Właśnie taką swoją miłość wyraziła kobieta, miłość ponad wszystko, zupełnie nie zważając na doczesne konsekwencje oddania tak wiele.

Zdziwieni byli wszyscy świadkowie, nie wyłączając apostołów, a Judasz wręcz zaoponował – za te pieniądze lepiej było wspomóc biednych. Większość ludzi wierzących myśli tak samo – że chrześcijańska postawa powinna wyrażać się przede wszystkim miłością do bliźnich. Przecież Bóg tak naprawdę niczego nie potrzebuje. Tymczasem Pan Jezus pokazuje, że myślenie takie jest przejawem wyrachowania, małej wiary i miłości do Niego. Przypomina, że On ma zajmować w sercach miejsce pierwsze, przed ludźmi. I trzeba podkreślić, że Pan Jezus wcale nie mówi, żeby nie wspomagać biednych, ani zaniedbywać bliskich, przeciwnie piętnował tych, którzy składali ofiary w świątyni jako korban, czyli zamiast wspomagania potrzebujących. A jednak On, zwłaszcza w dniach swojej śmierci zasługuje ponad wszystko na dar miłości. Pan Jezus mówi o tej sprawie tak jak na innym miejscu, że należy to czynić a tamtego nie zaniedbywać. (Mt 23,23) Ludzi potrzebujących zawsze mamy i wszystkim nie pomożemy a Pan Jezus w naszym życiu jest Kimś wyjątkowym i gesty miłości, choć symboliczne to są Bogu miłe, jeśli dane z serca i zwłaszcza z wielkim poświęceniem jak choćby „wdowi grosz”. (Łk 21) Kobietę przeznaczającą dla Jezusa taki majątek są w stanie zrozumieć tylko święci. Oni nigdy nie żałują niczego biednym, oddają im nawet swoje ostatnie ubranie, a jednak dla Pana Jezusa zawsze mają pierwsze miejsce i najlepsze dary. Czyn uwielbiającej Pana Jezusa kobiety, upamiętnił się na wieczność, co Jezus zapowiedział w słowach skierowanych do Judasza. Był to czyn owej szalonej miłości świętych, którzy nie wątpią, że Jezus na takie szaleństwo zasługuje i tylko oni mają odwagę tak miłość Mu okazać. Bóg okazał ludziom jeszcze dużo bardziej szalone miłosierdzie puszczając w niepamięć nawet najcięższe grzechy, a przecież mówi tak delikatnie i jakby nieśmiało – że czegoś od nich oczekuje. Właśnie miłości! Takiej jaką miała ta szalona święta kobieta.

Miłość Piotra. Drugą osobą, której św. Marek, poświęca wiele uwagi podczas męki Pana Jezusa jest Piotr – apostoł, któremu Marek towarzyszył i od którego się uczył. O sobie Piotr mówił pokornie i bez ogródek, że zaparł się Pana i Marek tak to opisał. Jaki był Piotr? Niewątpliwie był całym sercem przywiązany do Mistrza. Trzymał się Go mocno, mówił o Nim z zapałem a swoje przywiązanie do Niego wyrażał właściwym sobie gwałtownym temperamentem. O tym, co myślał o Jezusie wołał głośno i z wielkim zapałem. Podczas Ostatniej Wieczerzy, słysząc, że jeden z apostołów zdradzi Mistrza, był oburzony. Zaraz zaczął zapewniać, że on nigdy by nic takiego nie uczynił. Choćby nawet wszyscy Go zdradzili, on jeden oddałby życie za Niego. I było to szczere, choć świadczyło o wielkiej nieznajomości siebie. Piotr naprawdę kochał Mistrza, był tego uczucia bardzo pewny. Jego determinację pokazuje również reakcja na widok służby świątynnej w Ogrójcu. Natychmiast sięgnął po miecz i uderzył w głowę jednego ze sług arcykapłanów. Był gwałtowny i lekkomyślny. Działał szybciej niż myślał, rozpoczynając walkę mieczem w obronie Jezusa. I nie wiadomo, jak by się ta lekkomyślność Piotra dla apostołów skończyła, gdyby Jezus nie powstrzymał go a rannego sługę nie uzdrowił. I po tym incydencie Piotr nie przestał myśleć o pomocy Jezusowi. Był naprawdę odważny. Wraz z Janem poszli za prowadzącymi Jezusa strażnikami. Piotr podobnie jak Jan nie chciał zostawić Mistrza, zbyt Go kochał i miał nadzieję, że coś się wydarzy, a on będzie wtedy w pobliżu.

A jednak Piotr był nie tylko waleczny i pewny siebie. Był słaby i nieprzygotowany do cierpienia. Podobnie jak inni apostołowie nie wyczuł zbliżającego się niebezpieczeństwa. Usnął, mimo że Jezus miał wypisane na twarzy przerażenie. Choć Jezus go przestrzegał, Piotr zupełnie nie przewidywał, co się może za chwilę stać. Gdy wchodził na dziedziniec pałacu arcykapłana, ani myślał, że sytuacja, w którą się wplącze, przerośnie go. A sytuacja, w której się znalazł, była iście szatańską pułapką, przygotowaną przez złego ducha, by zniszczyć wybraną przez Jezusa głowę apostolskiego grona. Kiedy Piotr znalazł się z Janem na dziedzińcu, gdzie paliły się ogniska i było widno, a ludzie patrzyli na siebie z bliska, Piotr zaczął się bać. Łatwo mógł zostać rozpoznany, a przecież nie był niewinny: w Ogrójcu uderzył sługę arcykapłana mieczem. Kiedy służący zaczęli wypytywać go, kim jest i czy nie był z Jezusem ogrodzie, Piotr naprawdę się przeraził. Już widział siebie aresztowanego i oskarżonego o napad na wysłańca arcykapłana. Dlatego się zaparł.

A kiedy zaparł się trzy razy, zrozumiał, jak nierozsądnie upierał się w Wieczerniku, mówiąc, że Mistrza nigdy nie zdradzi. Teraz uświadomił sobie, że Jezus wszystko wiedział, a i tak nie zmienił stosunku do niego. Dlatego mimo, że czuł się strasznie, jak ktoś zgubiony i przeklęty, liczył na miłosierdzie Jezusa, gdyż czuł, że Pan zna jego serce i mu przebaczy. Wiedział, że tak naprawdę nie ma nikogo tak bliskiego, bez którego wyobrażał sobie, życia. Przecież już kiedyś Mu powiedział: Panie do kogo pójdziemy? Ty masz słowo życia wiecznego. (J 6,68) Dlatego nie uciekał z dziedzińca, ale czekał, aż straże wyprowadzą Jezusa. Liczył, że jakoś porozumie się z Nim. A Jezus,, skoro tylko wyszedł, szukał wzrokiem Piotra. Piotr widział, że Jezus już o nim wszystko wie i już mu przebacza. Widząc tę miłość, Jezusa, a swoją nędzę, Piotr w jednej chwili rozpłakał się gorzko i wybiegł z dziedzińca. Biegł nocnymi ulicami Jerozolimy, aż ukrył się w Wieczerniku,, gdzie byli także inni apostołowie prócz Jana i Judasza.

Później, gdy Pan Jezus zmartwychwstał, Piotr nie wierzył, że jego wybranie na głowę Kościoła nadal jest aktualne. Dlatego, Pan Jezus, kiedy spotkał się jeszcze raz z apostołami w Galilei, ponowił powołanie. Wtedy udzielił Piotrowi a przez niego całemu Kościołowi ostatniego, najważniejszego pouczenia. Pisze o tym autor rozdziału 21 ewangelii wg św. Jana. Zmartwychwstały po trzykroć zapytał Piotra o miłość i po trzykroć potwierdzswój wybór Piotra na głowę Kościoła. Jest to najważniejszy tekst, zawierający wyjątkową wskazówkę dla Kościoła na wszystkie czasy, od dnia zmartwychwstania po dni ostateczne. Jezus mimo grzechu ponownie powołuje Szymona Piotra na pasterza Kościoła. Pyta go raz i drugi: czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci (gr.: αγαπας με πλεον τουτων) – w istocie pyta tak: oni wszyscy Mnie kochają, a ty, czy kochasz Mnie więcej – czy miłujesz? Piotr zaś odpowiada: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham (gr. ναι κυριε συ οιδας οτι φιλω σε). Greckie słowo filo – kocham, darzę przyjaźnią znaczy mniej niż agapas – miłujesz, o co zapytał Jezus. Miłowanie to działanie, jakim Bóg darzy ludzi i jakie Jezus okazuje im i przede wszystkim Ojcu. A jednak Bóg wzywa ludzi także do miłowania Siebie i do tego też wzywa ich Jezus. Ale ludzie pytają: czy to możliwe, czy człowiek jest w stanie miłować Boga? Tak wielkie wymaganie wydaje się niezrozumiałe, choć przykazanie i zarazem obietnica: będziesz miłował Pana Boga twego pojawia się już w Starym Testamencie. (Pwt 6,3) Ale jak człowiek może miłować Boga na miarę tego jak Bóg jego miłuje? Żydzi próbowali kochać Boga zaledwie wykonując przepisy Prawa. A Jezus dopomina się miłowania, bardziej niż ojca, matkę i cały świat. Nawet wielu chrześcijan wątpi, czy będąc człowiekiem da się miłować Boga i Jezusa.

Na odpowiedź na te wątpliwości trzeba było długo czekać. Przyniosło je dopiero Zmartwychwstanie. Powołaniu człowieka do miłości Boga jest poświęcona ewangelia według św. Jana, szczególnie jej drugi epilog. Okazuje się, że ludzka zdolność miłowania Boga stanie się dopiero owocem przyjęcia przez nich Łaski zmartwychwstania. Kiedy w pokorze oczyszczenia, poddania się prowadzeniu Jezusa i oddania się Mu całkowicie, człowiek wchodzi w wewnętrzne zjednoczenie z Jezusem – Człowiekiem i Bogiem, wtedy dopiero może otworzyć się przed nim możliwość miłowania Boga mocą Jezusa. A ponieważ to powołanie do miłowania Boga zostało dla nich przeznaczone u kresu drogi do Boga, dlatego Bóg i Pan Jezus mają prawo pragnąć od nas miłowania i stawiać je nam jako realny cel. Najważniejszy tekst na temat tego celu to 21. rozdział Janowej Ewangelii, gdzie Pan Jezus wyraźnie dopomina się od Piotra miłowania, a Piotr czuje się niegotowy i odpowiada, że na razie tylko Jezusa kocha po ludzku. Potwierdza to dwa razy.

A co z trzecim razem - Piotr bowiem został zapytany trzy razy, tyle ile razy zaparł się Go i ile potrzeba, by się ponownie w pełni zadeklarował. Bo po trzykroć znaczy w Biblii - w najwyższym stopniu. U Izajasza Bóg po trzykroć święty to najświętszy (Iz 6,3) a u Piotra trzykrotne zaparcie się znaczy pełne wyparcie się. Dlatego Jezus oczekuje od nawróconego Piotra trzykrotnej deklaracji miłości. Jak więc było za trzecim razem? Za trzecim razem Pan Jezus zapytał Piotra już tylko: czy Mnie kochasz (gr.: φιλεις με). Wtedy Piotr zasmucił się - przede wszystkim dlatego, że Jezus za trzecim razem zapytał go słabiej, jakby ustąpił z wymagań. Ale Jezus ustąpił tylko do czasu. Przyjął, że na razie Piotr nie jest w stanie miłować, jest w stanie tylko kochać, ale to się zmieni. Bo gdy Piotr był młodszy, sam się przepasywał i chodził gdzie chce. Ale przyjdzie czas dojrzały, kiedy kto inny go przepasze i poprowadzi tam, gdzie Piotr po ludzku nie chce. Wtedy dopiero Piotr odda się całkowicie Bogu i w pełni uwielbi Go męczeńską śmiercią. Niedawno w Wieczerniku złożył pustą deklarację, ponieważ wciąż tylko kocha Jezusa, nie miłuje. Ale potem umiłuje Go i wtedy dojdzie do swego kresu - dnia męczeństwa w Rzymie.

Podsumowanie. Bóg okazuje ludziom miłosierdzie i oczekuje od nich jego odwzajemnienia naszą miłością. Człowiek najpierw ma uwierzyć w Jezusa i Jezusowi jak Piotr, przewodnik wiary Kościoła. Potem ma jak Piotr nauczyć się kochać Jezusa. Ale ostatecznie, u swego kresu człowiek ma mieć w sercu pełnię miłowania Jezusa, miłowania będącego odpowiedzią na tę miłość i to miłosierdzie jakie Bóg ma dla człowieka. Ale do miłowania Jezusa trzeba dojrzewać przez całe życie przyjmując Łaskę Boga, która jest darem Ducha Świętego i owocem zmartwychwstania. Bóg chce być miłowany, a ludzie będą zdolni Go miłować, gdy skorzystają ze wszystkich owoców Jezusowego zmartwychwstania. Sami z siebie nigdy w życiu nie będziemy w stanie tego miłowania przeżywać w sercu. I oto jest droga Kościoła. Piotr staje na jego czele i prowadzi. Najpierw uczy wierzyć Jezusowi, a i to jest dla ludzi w Kościele często bardzo trudne, bo zły duch podkopuje w nas wiarę. Czyni to tym mocniej, im więcej czasu upływa od dnia zmartwychwstania i im świat staje się bardziej zakłamany, a do tego niewiarygodnego faktu wydaje się mentalnie coraz dalej. Potem tych, którzy mimo wszystko uwierzą, Piotr uczy kochać Jezusa. Chcą i potrafią to przyjąć tylko niektórzy, ci gorętszy. Ale ostatecznym naszym celem jest umiłowania Jezusa a przez Niego Boga, a do tego prowadzi Kościół już nie tylko Piotr, ale mistrzowie miłości tacy jak św. Jan.

Taka jest nauka o Bożym miłosierdziu i naszym powołaniu odpowiedzi na nie. Odpowiedź ta zaczyna się od wiary w Jezusa i w Boga. Od wiary rozwija się ona w kochanie Go. Ale ostatecznie od kochania rozwija się w miłowanie i tu dopiero znajduje swoją spokojną przystań. Taka jest wielka nauka o miłosnych owocach Zmartwychwstania będąca szczególnym darem dla Kościoła płynącym z ewangelii według Świętego Jana.

diakon Jan


czwartek, 22 kwietnia 2021

Katecheza na Poniedziałek Wielkanocny

 PAN JEZUS ZMARTWYCHWSTAŁ DLA NAS

Jezus - obciążony naszymi grzechami. Pan Jezus przychodząc do nas miał przede wszystkim piękno i duchowe bogactwo pełnego człowieczeństwa, jakie wyszło z ręki Boga. A jednak  wziął On na siebie także cały ciężar grzechu świata, ponieważ ludzie od początku do końca czasów popełniali i będą popełniać grzechy. Pytamy, co to znaczy, że Jezus wziął na siebie grzechy? Święty Paweł ujął to tak: [Bóg] dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu. (2Kor 5,21) Pan, choć sam nie znał złego postępowania i nie popełnił żadnego grzechu, to jednak z woli Boże (czyli także swojej własnej) przyjął stan, w jakim znajduje się każdy człowiek popełniający grzechy, zupełnie tak jakby to On – Jezus popełnił wszystkie grzechy świata. Innymi słowy w życiu doczesnym Jezusa odbiły się wszystkie następstwa ludzkich grzechów. One wystawiły Go na niszczące ataki szatana, sprowadziły na Niego słabość, a nade wszystko utrudniły Mu kontakt z Ojcem i po ludzku zamknęły drogę do nieba. Znalazłszy się w takiej sytuacji Jezus spadł na samo dno, obok największych grzeszników, podzielił ich los i nic co ludzkie nie było Mu obce. Dzięki temu nikt z nas nie może powiedzieć, gdy przeżywa zło i cierpienie, że Jezus-Bóg go nie zna i nie rozumie.

Jezus - jedyny pełen zasługi. A jednak będąc pod naciskiem odczuwanego w sobie i wkoło siebie zła Jezus ani przez chwilę nie uległ pokusie czynienia go i sprzeciwienia się woli Ojca, mimo że u ludzi uleganie złu jest postawą powszechną. Na tym właśnie polega wyjątkowa i jedyna w świecie ludzka zasługa Jezusa. Tylko On – człowiek żyjąc pod brzemieniem zła postępował jak Bóg, ocalając w sercu najwyższą miłość, podczas gdy cały świat pchał Go ku nienawiści. Gdy świat odwraca się od Boga, jedynie On - Syn Boży pozostaje w bliskości z Ojcem. I to jest Jego najwyższa zasługa. Tylko On potrafi tak żyć. Nikt inny na ziemi. Dlatego tylko On w całej historii jest człowiekiem czystym, nieskończenie zasłużonym wobec Ojca. I tylko ta Jego czysta postawa ma najwyższą wartość w oczach Ojca. Nasze dobro, choć istnieje, jest tylko cząstkowe w porównaniu z zasługą Jezusa. Owszem, ponieważ Ojciec nas kocha, nasze małe zasługi mają też wartość w Jego oczach, ale ta wartość staje się pełna dopiero, gdy  jesteśmy w jedności z Jezusem. On robi wszystko, by nas uczynić Sobie bliskimi i z dumą pokazywać Ojcu nasze dobre życie. Jeżeli jednak uparcie odcinamy się od Jezusa, wtedy oddalamy się także od Ojca i wartość naszego życia w oczach Ojca zmniejsza się.

Jezus – nasz przewodnik w drodze do życia wiecznego. Życie w grzechu od początku czasów oddaliło ludzi od Boga, zubożyło ich życie doczesne, a przede wszystkim pozbawiło życia wiecznego. Szatan trzymał ich na uwięzi i popychał do popełniania coraz większych grzechów, co pokazuje całą krwawa ludzka historia. Wszyscy ludzie nie znający Boga i czyniący wielkie zło kwalifikowali się na potępienie. My jednak czasem  myślimy: Ależ to niemożliwe! Czy Bóg może być tak okrutny? Czy jakoś nie daruje im tego zła? Tak myślimy, bo nawet żyjąc źle, mamy nadal ogromną potrzebę życia. Jest tak dlatego, że zostaliśmy do życia stworzeni, do wiecznego życia, a stan grzechu choć powszechny jest dla nas czymś nienormalnym. Bóg wpisał w nas bowiem nadzieję życia i grzech jej nam nie odbiera. Jest tak dlatego, że Bóg przewidział grzech i jest przygotowany do walki z nim. Chce, by człowiek, mimo czynionego zła, miał szansę na życie wieczne. Dlatego Bóg posyła ludziom Jezusa, byśmy na powrót mieli w Bogu Ojca i otwartą drogę do Niego. Właśnie zasługa Jezusa, a nie nasza, jest od początku brana w Bożą rachubę i wpisana w ludzką naturę jako jedyna podstawa naszej nadziei.

Jezus – walczy i my walczymy za Nim. Najpierw wyjaśnijmy, jak szatan walczył przeciwko Jezusowi. Zaczął od kuszenia Go, by On odstąpił od swej misji mesjańskiej. Potem dręczył Go dzień po dniu, by, jeśli to możliwe, sprzeniewierzył się Ojcu. Wreszcie kusił Go, by zatriumfował jako król Izraela i poparł swój autorytet nadzwyczajnym zejściem z Krzyża na oczach całej, świętującej Paschę Jerozolimy. Nie osiągając nic szatan w końcu doprowadził do zabicia Jezusa, licząc na to, że gdy On umrze, nic nie zostanie także z jego misji dla nas. Był przekonany, że śmierć weszła w ludzki los na stałe i nic już tego nie zmieni. Mimo nadludzkiej inteligencji zły duch nie był w stanie zrozumieć wcielenia Boga – tego, że kruchy człowiek naprawdę jest Bogiem i zabicie Go nic szatanowi nie da, przeciwnie, przekreśli jego plany. Bo, gdy Zmartwychwstały da ludziom potężne dary Ducha Świętego, wtedy zły już nie zamknie nieba przed ludźmi. Będzie mógł tylko przeszkadzać im w czerpaniu z darów Łaski i dążeniu do otwartych drzwi nieba.

Życie Jezusa było ogromną walką z szatanem podjętą w naszym imieniu i w naszej obronie. Była ona zapowiedziana w Księdze Rodzaju: Wprowadzam  nieprzyjaźń między tobą a potomstwem niewiasty. (Rdz 3,15) Walkę tę Jezus rozstrzygnął na swoją korzyść, a jej owoce uczynił najwspanialszym darem dla nas, darem, który jednak wolno nam również odrzucić. I właśnie w tym, że nam wolno jest wzgardzić krwią Jezusa, cyniczny szatan odnalazł ostatnią szansę dla siebie. Przegrawszy z Jezusem, może już tylko przeszkadzać nam.  Niestety jego działanie stawia nas wobec ciężkiej próby, bo walka z ludźmi stała się obsesją szatana. Ona to jest treścią krwawej ludzkiej historii.

Jezus, który sam przeszedł przez najcięższą próbę, dopuszcza byśmy i my przeszli do Ojca drogą niełatwą. Ale to jarzmo okazuje się lekkie i słodkie (Mt 11,30), ponieważ gdy je z ufnością przyjmujemy, natychmiast przestajemy być sami, ale mamy wyjątkowo intensywną pomoc Jezusa zmartwychwstałego. On to jest nawet w naszym słabym ręku potężnym orężem w walce z szatanem. Wierne trzymanie się Pana Jezusa daje nam wielką moc do wytrwania i dojścia do Ojca, a także wspomagania innych na tej drodze. A zatem, zdawałoby się nic prostszego. A jednak…

Korzystanie z mocy Pana Jezusa okazuje się dla nas dość trudne, gdy nie jesteśmy zdecydowani i bezkompromisowi czyli gorący. Widać, jak świat zmienia się wokół nas, a ludzie coraz mniej znają i rozumieją Jezusa. Są letni a nawet zimni, wrodzy. (Ap 3,15-16) Widzimy, jak z biegiem czasu szatan coraz bardziej miesza ludziom w głowach, co utrudnia rozumienie Objawienia, znajomość Jezusa, modlitwę, wiarę i niszczy konieczne do życia wartości, takie jak odpowiedzialność, miłość, lojalność, solidarność, poszanowanie życia i prawdy. W tym ataku zły duch jest coraz bardziej agresywny, bo wie że ma coraz mniej czasu, a przez taki frontalny atak coraz łatwiej mu oszukać nas i wykorzystać grzechy jednych ludzi przeciwko drugim i po mistrzowsku rozgrywać nasze najmniejsze błędy i słabości.

Jezus - zwycięski. Gdyby szatan zrozumiał wcielenie Syna Bożego, wiedziałby, że zabicie człowieka, który jest Bogiem w żaden sposób nie powstrzyma Boga. Złemu wydawało się, że umarły Jezus straci ciało w grobie, a dusza odejdzie tam, gdzie z powodu grzechu odchodzili wszyscy: nie do Boga lecz do Szeolu. Jednak Jezus był Bogiem i odejście do Szeolu nie pozbawiło Go Bóstwa, przeciwnie Bóg przyszedł do przebywających w Szeolu umarłych. Wtedy, dopiero po Zmartwychwstaniu Jezusa szatan przekonał się, że przegrał. Zobaczył, że Syna Bożego nie da się oddzielić od Ojca. Choć Jezus obarczony naszym grzechem wydawał się wart potępienia, to swoim Bóstwem i wiernością woli Ojca zasłużył na życie wieczne i to nie sam, jak sądził zły, ale wespół z nami. Jezus pokonał grzech i śmierć, ponieważ niemożliwe było, by ona panowała nad Nim. (Dz 2,24) A jeśli nie może ona panować nad Nim, to nie może również zapanować nad nami, kiedy jesteśmy zjednoczeni z Nim. Jezus wziął nas na siebie i zmartwychwstał razem z nami, w ten sposób zniszczył nasz grzech i dał nam swoje nowe życie. I z życiem tym prowadzi nas do Ojca. Jednak, aby to się stało, Jezus najpierw pokazuje nam, w jaki sposób skorzystać z Jego Zmartwychwstania, byśmy i my zmartwychwstawali z Nim, a nie odcinali się od Jego zmartwychwstania. Dwie postawy wobec dzieła Jezusa pokazuje przykład dwóch łotrów - złego i dobrego - umierających przy Nim na swoich krzyżach.

Owoce zwycięstwa. Pan Jezus odniósł zwycięstwo nad złym duchem uniemożliwiając mu zagarnięcie stworzenia Bożego na wieczność do piekła. Zwycięstwo to dokonało się dzięki temu, że najpierw Jezus z myślą o nas wziął na siebie nasze życie i przeżył je – tak dobro jak i zło. W ten sposób pokonał w sobie nasze zło, a wzmocnił dobro. Zwyciężył dla nas i wszystkie owoce swego zwycięstwa dla nas przeznaczył. Sprawił, że stan grzechu przestał nas oddzielać od Boga, zabity razem z Nim w chwili Jego śmierci. Dzięki Jego zwycięstwu dom Ojca staje przed nami otworem, a w nim otrzymujemy za darmo mieszkania dla siebie. Dzięki zwycięstwu Jezusa grzech może już nas nie obciążać ani w doczesności ani w wieczności, bo jeśli będziemy żyć z Nim – wewnętrznie wolni i czując się kochani. Możemy odzyskać wolne życie duchowe, w bliskości z Nim, by w końcu czasów posiąść także wolne życie w ciele. Czy to nie zbyt piękne by było prawdziwe? Tak myśli wielu, bo widzi, że nie potwierdza się to w praktyce. 

Rzeczywiście, z praktyką jest słabo, bo skuteczność darów Jezusa zmartwychwstałego zależy od tego, czy wybieramy i potwierdzamy wysiłkiem współpracę z Jezusem. A ten wybór i staranie zależy od naszej wiary i od przywiązania sercem do Pana Jezusa. Tak musi być, bo zbawienie nie może nas ogarnąć automatycznie. Nie bylibyśmy ludźmi, ale zwierzętami lub maszynami. Na szczęście nimi nie jesteśmy, lecz cena za to jest niemała - musimy sami nauczyć się wybierać Boga, a nie zło. Naprawdę musimy sami, bo Bóg, choć wszechmocny, nie może zakazać nam grzeszyć ani nakazać czynić dobro. Nie może dać nam życia wiecznego bez naszej  współpracy.

Dlatego jesteśmy przez Pana Jezusa nieustannie zachęcani do współpracy na różne sposoby, a współpraca ta zasadza się na przyjęciu Jego nauki i poddaniu się Mu sercem, by nas prowadził. Jezus daje nam Siebie, a my potrzebujemy oddać się Jemu. Na tym polega uwierzenie, które jest początkiem drogi do oddania się Mu, czyli umiłowania Go. Wiara nie jest celem, ale prowadzi do celu. A celem wiary jest umiłowanie Boga, ponieważ On pierwszy nas umiłował.

Miłość do Pana Jezusa. Zauważmy, że chodzi nie tylko o kochanie Jezusa, ale o miłowanie Go. Miłowanie jest życiem w zjednoczeniu z Jezusem a przez Niego z Ojcem i Duchem Świętym. Pełne zjednoczenie z Bogiem jest przejawem miłości między Nim a nami, podobnie jak zjednoczenie małżonków jest znakiem miłości między nimi. Miłość małżeńską Bóg stworzył właśnie na obraz miłości swojej do ludzi. Zło doprowadziło do tego, że ludzka miłość jest bardzo mało podobna do miłości miedzy Bogiem a ludźmi. Jednak ułomność  miłości małżeńskiej uzmysławia nam tylko, że ostatecznym powołaniem jest miłość z Bogiem, a doczesność jest bardzo niedoskonałą szkołą tej miłości.  Ostatecznie dopiero po naszym zmartwychwstaniu będziemy żyć pełnią miłości, prawdziwie i czysto rozmiłowani w Bogu za pośrednictwem Pana Jezusa.

Szarża szatana ku zwycięstwu. Zmartwychwstanie Pana Jezusa całkowicie zaskoczyło szatana i pokrzyżowało wszystkie jego plany. Zły liczył na to, że zabiwszy Mesjasza, pozbawi ludzi obrońcy i uniemożliwi ich wejście do Nieba. Kiedy to się nie stało, bo Mesjasz okazał się Bogiem i śmierć nie mogła zapanować nad Nim, wtedy szatan musiał zmienić taktykę. Zły działa tylko w takim zakresie, w jakim Bóg to dopuszcza. Bóg pokonał szatana i ograniczył jego swobodę, ale pozwolił mu kusić ludzi do niewiary, niekorzystania z Łaski zmartwychwstania,  do życia jak najdalej od miłości do Boga.

Niestety w dziejach świata czyni postępy to, co dzieje się także często w naszych małżeństwach: osłabienie komunikacji, nierozumienie się i nietolerancja. Tak samo dzieje się między ludzkością a Bogiem. Obraz Boga i treść Objawienia stają się ludziom coraz bardziej obce, a oni sami są coraz bardziej poranieni złem i zniechęceni do dobra otaczającymi antywzorami i nienawiścią oraz coraz bardziej przestraszeni eskalacją zła. Przez to też coraz słabiej wierzą, a słabo wierząc, coraz mniej też widzą owocność wiary. Zaś nie widząc owoców wiary, powątpiewają w możliwość dojścia do miłości. Odbija się to też na ziemskiej jakości Kościoła. Jej spadek sprawia, że ludzie odrzucają go. I nawet jeśli nadal pragną Boga, to kompletnie Go nie znają, nie widzą, nie wiedzą gdzie Go szukać i nie umieją weń uwierzyć ani tym bardziej Go pokochać. Tak jeszcze bardziej oddalają się od Niego. A wszystko to dzieje się za sprawą narastającego w historii zamieszania moralnego, zakłamania i fałszu jakie wprowadza szatan. Ludzie coraz mniej rozumieją i przestają widzieć, że jeśli się nie przebudzą, mogą pójść na rzeź. Bo wszystko wydaje się dążyć do zwycięstwa zła.

Miłość zwycięża szatana. A jednak szatanowi nie uda się doprowadzić do tego zwycięstwa. Po pierwsze dlatego, że są ludzie oczarowani miłością i zwycięstwem Boga, którzy widzą, że istotą problemu świata jest niewiara i zwątpienie w zwycięstwo Pana Jezusa. Oni widzą, że jeśli się wierzy, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odmienia się życie. Rodzi się pokój i poczucie bezpieczeństwa, pewność, że działanie Boga jest wspaniałe, głębokie i prawdziwe. Widzi się siłę dobra i rozumie, co Bóg objawił. Także miłość rozwija się powoli w sercu. To przeżywają gorący. Dla nich nawet zło ma sens, a w ich sercach nie ma tyle lęku, co w sercach powątpiewających. Moc zmartwychwstania Pana Jezusa stopniowo usuwa z serc  lęk.

Ale są także inni, letni, nie tak wolni, nie tak pozbawieni lęku. Ci obserwując, jak zło niszczy świat wokół nich, zaczynają wołać do Boga i będą wysłuchani. Nawet w letnich sercach, gdy zostaną poruszone, rozwinie się gorąca wiara. Bóg ma czas do ostatniej chwili. On nawet zdąża nas znaleźć, gdy już przechodzimy przez próg życia. Ludzie zawsze otrzymują od Niego ostatnią szansę i mogą uchwycić się jej, by pozwolić się Bogu zdobyć. I będą zbawieni, bo uwierzyli. Wtedy potrzebują jeszcze tylko oczyszczenia w czyśćcu, by zostać w pełni związani miłością z Bogiem. Tak szatan przegrywa z Bogiem.

Z nami musi się stać tak jak z Piotrem. On w ostatnim rozdziale Ewangelii wg. św. Jana ma odpowiedzieć Panu Jezusowi: Czy Mnie miłujesz? Piotr czuje, że na razie tylko wierzy i kocha, ale Pan upiera się: czy ty Mnie miłujesz? Och Panie, ty wiesz! Piotr czuje, że zawodził wielokrotnie, ale ostatecznie zostanie poprowadzony przez Jezusa przez krzyż do pełni miłowania. Taka jest też droga Kościoła i nasza droga – od wiary, przez oczyszczenie, kochanie aż do miłowania. A wtedy szatan przegrywa z kretesem.  

Diakon Jan

środa, 7 kwietnia 2021

5 Niedziela Wielkiego Postu – rekolekcje bielańskie

Oto link do tej konferencji na facebooku

https://www.facebook.com/Lasbielanski/videos/1152416568516936/

JEZUS WYWYŻSZONY

DAREM MIŁOSIERDZIA

Ziemska chwała. Zbliża się święto Paschy. W mieście charakterystyczny ruch. Do Jerozolimy napłynęli pątnicy. Żydzi kochają te święta, cieszą się celebracją w Świątyni. Pascha to czas rodzinny, czas spotkań z kuzynami. Ewangelista Łukasz opowiadając o zgubieniu się dwunastoletniego Pana Jezusa dobrze oddał atmosferę żydowskich świąt - wspólnego pielgrzymowania, przepychania się przez zatłoczone uliczki, gdzie łatwo stracić kogoś z oczu, ale też pewności, że wszędzie można spotkać osoby znajome, życzliwe i znaleźć pomoc. Pielgrzymka do Jerozolimy na Święto była wydarzeniem jakże ważnym, ubogacającym wewnętrznie i przysparzającym nowych doświadczeń. Tak było w życiu Jezusa i tak przeżywał to święto każdy pobożny Żyd.

Na święta pielgrzymowali także prozelici – nawróceni na judaizm poganie. Wielu z nich było pochodzenia greckiego. Prozelici mieszkający w miasteczkach Galilei i w dalszych okolicach  wykazywali się nieraz wielką gorliwością, bacznie obserwując życie religijne swoich żydowskich braci. Niektórzy z nich słyszeli o Jezusie, o znakach i cudach jakie czynił Rabbi z Nazaretu. Przebywając w Jerozolimie mieli okazję Go zobaczyć, lecz nie było to proste zbliżyć się do otoczonego wielką atencją Nauczyciela. Św. Jan opisał, jak kilku Greków nieśmiało rozpytywało o uczniów Jezusa, aż w końcu dotarli do Filipa pochodzącego z Betsaidy, potem do Andrzeja, wreszcie do Piotra, aby zaprowadził ich do Rabbiego. Tak wielkim szacunkiem i uwielbieniem cieszył się Jezus u wielu ludzi. Radość paschalna i tęsknota za wolnością, które znalazły swój wyraz w owacji Niedzieli Palmowej, wszystko to świadczyło o tym, że Jezus naprawdę miał na czym budować – gdyby chciał ziemskiego sukcesu Królestwa Bożego.

Jednak Jezus daleki był od tego. Paschę przeżywał zupełnie inaczej, a tego roku szczególnie trudno i  ciężko. Tego roku radość tłumów i uwielbienie ludzkie były Mu szczególnie dalekie i nie poruszały Jego serca. Szacunek i zainteresowanie jakie okazywali Mu pobożni Grecy tym razem były dla Niego niczym ironia. Odbieranie ziemskiej chwały nie miało dla Niego żadnego znaczenia. Teraz Jezus chciał mówić swoim uczniom i greckim sympatykom, że dziś jest szczególny czas w jego życiu, czas, kiedy odbierze On prawdziwe, większe od ludzkiego uwielbienie i będzie otoczony najwyższą chwałą przez samego Boga, nie złudną chwałą doczesną, jaką odbierał dzięki znakom, cudom i mirowi wśród ludzi. Będzie to chwała Boska, jaką obdarzy Go Najwyższy Ojciec.

Chwała od Ojca. Aby odebrać chwałę od Ojca, trzeba się Bogu poddać, przyjąć Jego prowadzenie, jego wolę i to właśnie czynił Jezus. Odrzucał chwałę ziemską, rolę wodza, mesjasza, króla, przywódcy, a wybierał Chwałę Najwyższą, jaką będzie miał, gdy pokona zło na świecie i uwolni od niego ludzi. To jedyne w historii dzieło, dzieło, którego nikt z ludzi nie mógłby wykonać, wykona właśnie On, Jezus skutecznie i trwale. Jednak aby to się stało, aby otrzymał chwałę Zbawiciela – wykonawcy dzieła Ojca, będzie musiał bardzo cierpieć, ponieważ inaczej nie da się pokonać szatana. Dlaczego? Ponieważ szatan nie ustępuje, nie poddaje się w zacietrzewieniu szuka ludzkich popleczników i walczy do końca. Ludzie nie mogą zrobić ze złem nic, a On – Syn Boży musi dać z siebie wszystko i zmarnieć jak ziarno w ziemi. A jednak, kiedy zmarnieje, da początek nowemu życiu, i to właśnie nowe życie, wolne od grzechu i złączone z Bogiem miłością jest sprawą zasadniczą dla każdego człowieka. Dlatego nam i Bogu, któremu zależy na nas, potrzebne jest , aby dzieło Jezusa zostało dokonane, i aby każdy, któremu zależy na życiu, był naśladowcą Jezusa i trzymał się nie tyle życia doczesnego, co wiecznego, które chce dać ludziom Ojciec przez Jezusa. Dlatego w te Święta Jezus jest jak nigdy w lęku, pochłonięty dziełem Ojca i już nie może myśleć o radościach doczesności. Dziś doczesność sprowadza na Niego tylko lęk i cierpienie.

Lęk jest rzeczą ludzką, spada szczególnie wtedy, kiedy zbliża się jakieś wielkie dobro, kiedy człowiek chce się zmobilizować do jakiejś zmiany w swoim życiu, pozwolić Bogu działać przez siebie, wtedy szatan gwałtownie straszy i próbuje przeszkodzić. To jest doświadczenie powszechne ludzi dobrej woli. A dzieło Jezusa było największe i szatan rzucał Mu pod nogi najcięższe kłody. Posyłał Mu ludzi którzy Go nie rozumieli, ranili, zdradzali, osaczali, spiskowali przeciw Niemu. Ale Jezus był tym jedynym ludzkim moralnym siłaczem, który ani ludziom ani szatanowi nie ustąpił. Aby mieć do tego siłę, zwracał się do Ojca i prosił, by Ojciec nie obdarzał Go doczesną chwałą, a przeciwnie dał Mu siłę, zrezygnowania z niej i przeżycia nadchodzących dni tak, by przez jego życie Ojciec uwielbił swoje Imię, ukazał swoja chwałę i dokonał swojego zwycięstwa.

Nie Ja lecz Ojciec. Jest wielką wskazówką dla nas że w tym krytycznym czasie Jezus nie prosi o ratowanie Siebie, ale o zwycięstwo Ojca. Poddaje się całkowicie Ojcu i to nazywa otoczeniem Ojca chwałą. Jezus otacza chwałą Ojca przez to, że pragnie być narzędziem w realizacji Jego planów i zamiarów. Kiedy Jezus tak gorąco, całym sercem oddaje się Ojcu, wtedy Ojciec odpowiada Jezusowi i to w taki sposób abyśmy  i my to słyszeli, i widzieli. Ojciec odpowiada Jezusowi mówiąc o dwóch uwielbieniach Swojej chwały w Jego życiu – dwóch Swoich zwycięstwach: jedno zwycięstwo Ojca nastąpiło wtedy, gdy posłał Syna na świat, a drugie nastąpi zaraz, gdy Syn złoży za ludzi ofiarę z Siebie.  Obydwa dzieła chwały Ojca przez Jezusa  są adresowane do ludzi i są dziełem Boga dla nich, dla ich podstawowego dobra – życia wiecznego, a nie śmierci wiecznej. Oto dlaczego głos Ojca stał się słyszalny dla świadków – co prawda nie co do treści, ale co do faktu potwierdzenia przez Boga misji Jezusa. Ludzie mają z całej tej sytuacji zrozumieć, że jest to moment wyjątkowy, kiedy dokonuje się coś najważniejszego i to nie ze względu na Jezusa, by Mu ulżyć, ale ze względu na ludzi – aby wiedzieli, że   teraz oto dla nich dokonuje się coś najważniejszego w historii – zwycięstwo Boga nad szatanem. (J 12,31)

Wywyższony. Dla tego zwycięstwa Jezus staje się wywyższony.  Zostanę nad ziemię wywyższony – tak mówi o sobie Jezus. On jest Bogiem i jako Bóg zawsze był wysoko ponad ziemią. Jednak dla nas Jezus – Bóg uczynił to coś wyjątkowego – stał się człowiekiem i jako taki zniżył się do nas, do samych nizin naszego grzechu. Dlatego Ojciec zapowiada a Jezus ogłasza, że Jezusa uniżonego przez ludzki grzech  wywyższy ponad ziemię. Ma to wielorakie znaczenie:

  • Bóg wywyższy Go to znaczy przede wszystkim – pozwoli umieścić Go na Krzyżu, a słowa te zapowiadają rodzaj śmierci Jezusa – rzymskie krzyżowanie, a nie żydowskie kamienowanie.
  • Ale jest to nie tylko krzyżowanie, ale podwyższenie, by był wysoko, dobrze widoczny, jak miedziany wąż Mojżesza. W ten sposób Jezus jest wyraziście umieszczonym w historii świata i łatwo dostępnym dla ludzkości Zbawicielem. Każdy, kto na Niego spojrzy, zwróci się do niego, będzie zbawiony.
  • Dlatego wywyższenie znaczy też ukazanie nam wielkości i wyjątkowej zasługi Jezusa wobec nas. Jezus jest wywyższony jako największy dar miłości miłosiernej Boga.
  • Zbawienie przez Jezusa dokonuje się w ten sposób, że On – człowiek przez śmierć pokonawszy spoczywający na Nim grzech ludzkości wchodzi do Ojca – na Boskie wyżyny. I to jest największe Jego wywyższenie.
  • A po Jego wywyższeniu przyjdzie czas naszego wywyższenia, bo Jezus i nas prowadzi do Ojca. Prowadzi za sobą, bo On wchodzi do Ojca pierwszy, ale też trzeba powiedzieć – prowadzi ze sobą, bo On jest bardzo blisko przy nas, gdy my idziemy jego śladami.

O tym wszystkim mówi krótko pełne treści najważniejsze zdanie niniejszego fragmentu Ewangelii św. Jana. – Ja, gdy zostanę nad ziemie wywyższony pociągnę wszystkich do siebie (J 12,32).

Miłość, którą pociąga nas Jezus. Od tej chwili szatan już nie może pociągnąć nikogo, kto zwróci się do Jezusa. Będzie nas szarpał, straszył, męczył, kusił, zwodził i oszukiwał, żebyśmy zwątpili w Jezusa, ale jeśli nie będziemy słuchać szatana, a trzymać się Jezusa, na pewno nie przegramy życia. Wymaga to od nas wiary w Jezusa jako Zbawiciela. Na tym polega ogrom daru miłosierdzia Bożego, jakim jest dla nas Jezus wywyższony. Ale jak i czym Jezus nas pociąga? Pociąga nas wiążąc ze sobą i to wiążąc dwojako. Po pierwsze pociąga nas wiarą w Siebie. Kto uwierzy i [na znak tego] przyjmie chrzest , będzie zbawiony. (Mk 16,16) Ale wiara to nie cel tylko droga do więzi z Jezusem. Człowiek może związać się z Jezusem w pełni i w sposób doskonały tylko, gdy Go pokocha. Miłość Jezusa do nas i nasza odpowiedź miłością do Niego jest najdoskonalszą i pełną więzią z Nim, którą On pociąga nas do Siebie i do Ojca. Ale istnieje też drugi sposób, mniej doskonały, którym Bóg nas pociąga. Jest to wynikający z naszej słabości i grzeszności lęk o siebie. Kto daje się pociągnąć z lęku o siebie, ten również może odnaleźć Boga i to jest droga bardzo wielu, rzec można - powszechna.

Jednak droga pociągnięcia nas miłością wzajemną między nami a Jezusem jest drogą najdoskonalszą - drogą świętych. Wzorem takiej postawy są święte osoby pod Krzyżem – przede wszystkim Maryja, Jan i Maria Magdalena. Strach o siebie kazał uczniom uciekać, ale ci co szczególnie kochali Jezusa nie mogli  nie być tam gdzie On (tak powiedział Jan) i z determinacją przeciskali się przez rzymskie kordony. Jan szczególnie podkreślił dla nas postawę Marii Magdaleny, która doznała wielkiego miłosierdzia przez uwolnienie z siedmiorakiej mocy złego ducha. Uwolniona i szczęśliwa pokochała Jezusa tak, że była zdolna Go rozpoznać po zmartwychwstaniu przez miłość i to jej ukazał się Jezus najpierw, a Ona nazwała Go czule - Rabbuni. (J 20,16) Jan to podkreśla jako drogę dla Kościoła, ponieważ ostatecznym węzłem, którym Jezus pociąga nas za sobą i do siebie jest właśnie miłość. On okazuje nam miłosierdzie, a my możemy odpowiedzieć na nie miłością. Taki jest sens świętości. I taki jest sens życia. Amen

Dk Jan