niedziela, 27 maja 2018

EUCHARYSTIA DAREM NIEZNANYM

Wprowadzenie w Eucharystię. Od początku dziejów biblijnych Bóg chciał uświadomić nam przede wszystkim to, co jest dla nas kluczowe: że stan naszego życia jest nieodłącznie związany ze stanem relacji między nami a Nim. Życie mamy od Niego. Dane jest nie raz na zawsze, ale przez Niego podtrzymywane. Im jesteśmy bliżej Niego, tym żyjemy w większym pokoju. Kiedy oddalamy się, nasze życie pogrąża się w niedostatku, lękach, niepokoju i jest coraz bardziej zagrożone. Zło przede wszystkim uderza w nasze życie, sprowadza zabójstwa, choroby, śmierć, głód, pragnienie, ciężką pracę dla zdobycia środków do życia. Uderza w nasze życie fizyczne, psychiczne i duchowe. Skutkiem odejścia od Boga jest śmierć w najogólniejszym znaczeniu tego słowa. 

Bóg broni nas przed śmiercią karmiąc i zaspakajając pragnienie. Pokarmy materialne zapowiadają pokarm duchowy, który niweczy grzeszność, niepokój, lęk, niskie poczucie wartości, samotność i głód miłości. Bóg najpierw objawił się jako ten, który zaspokaja głody fizyczne, potem coraz bardziej pokazywał, że największym naszym problemem jest głód duchowy, przejawiający się także w sferze psychicznej i somatycznej. Słowa Pana Jezusa - Nie samym chlebem żyje człowiek – są zasadnicze dla zrozumienia życia. Jezus przyszedł, by ratować nasze życie teraz i na wieczność. Dokonywał uzdrowień, wskrzeszeń i pokazywał, że może dać niezbędne pokarmy – chleb, ryby, wino. Robił to tak skutecznie, że chętnie uczyniliby go ziemskim władcą. Jednak Jezus miał dla ludzi znacznie większe dary niż te doczesne. Uwalniał ich od wpływu złych mocy, przebaczał, wlewał w serca pokój, sprowadzał pojednanie, miłość, dobro, świętość. Chciał im uświadomić, że jest dawcą tego wszystkiego, że mają to, kiedy mają Jego. 

Dary duchowe i fizyczne nie są czymś odrębnym od Jezusa, czymś od Niego. Biorą się w nas z łączności z Nim, mówimy - zjednoczenia. Jeżeli On daje nam Chleb utrzymujący nas przy życiu to nie jest to Chleb od Niego, ale to On sam jest tym Chlebem: Ja jestem Chlebem, który zstąpił z Nieba. Gdy spożywamy ten Chleb, sam Jezus zmartwychwstały wnika w nas. Bowiem jako ludzie jesteśmy jakby naczyniem pustym w środku, niejako domem, którego wnętrze powinno zostać zajęte przez kogoś. Kiedy w wyniku śmierci i zmartwychwstania Jezusa zostaje dam dany do tego wnętrza Duch Święty, sprawia On, że stajemy się Bożą świątynią, jednością z Jezusem, gałązkami krzewu, częściami Jego ciała. Nasze życie staje się życiem Chrystusa: On żyje w nas, wcielony w nasze życie. 

To jest rzeczywistość, ale my nie widzimy jej i mało odczuwamy w sobie i innych, dopóki nie dokona się w nas pełniejsze oczyszczenie i złączenie z Bogiem. On mieszka w nas, a nie gdzieś poza czy ponad nami. Przyjmując Eucharystię umożliwiamy Bogu coraz bardziej wnikanie w nasze życie, przemienianie i uświęcanie go, budowanie w nim jedność z Jezusem. Dokonuje się to w nas opornie, ponieważ Bóg nie może zrobić niczego bez nas, potrzebuje naszej współpracy z Nim. Każde przyjście Boga do nas, zwłaszcza w Eucharystii, jest nie wzięciem daru od Boga, ale wzięciem samego Boga - spotkaniem z Nim, nawiązaniem relacji, którą da się przeżywać, ale można też zachować się w niej jak martwa kłoda. Bóg wchodzi w nasze serca i chce by były one z ciała, a nie kamienne. 

Kontakt z Eucharystią. Kontakt z Eucharystią jest kontaktem z Jezusem. Mimo, że zewnętrznie jest to kontakt z suchym opłatkiem, w istocie jest kontaktem z żywą Osobą, Boską i ludzką - cielesną. Dopóki nie spotkamy osobiście Chrystusa w sercu i nie nawiążemy relacji z Nim, dopóty zobaczenie Go za postaciami chleba i wina jest dla nas wielką trudnością wiary. Często nie mamy poczucia obcowania z Kimś żywym. Droga do przeżywania spotkania z Jezusem w Eucharystii jest drogą rozwoju duchowego. Kościół ułatwia nam tę drogę podkreślając, że Eucharystia to najpierw pokarm i przyjmujemy go jak pokarm z rąk kapłana. Spożywamy go, a przeżywanie spotkania z Osobą Jezusa zaczyna się dopiero potem w sercu. Zaczyna On owocować. Po Komunii jest najlepszy czas na przeżycie osobistego spotkania z Jezusem w modlitwie. Należy, jeśli tylko można, znaleźć czas na wejrzenie we własne serce i rozmowę z Jezusem w nim. Najlepiej mieć taki dzień, kiedy po Mszy można pozostać w kościele na przedłużoną modlitwę. Modlitwa po Komunii jest najlepszą szkołą modlitwy. 

Jednak Eucharystia to nie tylko pokarm. To osobiście Jezus. Tę wiarę musimy pogodzić z zewnętrznym kontaktem z chlebem i winem. Dla wielu jest to ogromną trudnością. Do tego Kościół, co jest oczywiste, mocno chroni Eucharystię przed dostępnością i profanacją. Wiemy, jak z trudem torowało sobie ponownie drogę, praktykowane w pierwszych wiekach przyjmowania Komunii ręką. Jedni walczyli gorąco o to, jako o bardziej czytelny znak tego, co Jezus uczynił w Wieczerniku. No bo Jezus daje nam Siebie, a my mamy Go przyjąć. Ręka jest tu naturalnym odbiorcą, ale i usta też są drogą przyjmowania. Inni uważali, że ręka nie jest godna, ale w sumie usta też nie są godne. Istotą sprawy jest to, że dotykając Eucharystii, naprawdę dotykamy Jezusa. Czy umiemy sobie wyobrazić, jak czulibyśmy się, gdyby stanął przed nami i powiedział byśmy Go dotknęli jak Tomasz, albo pogłaskali po twarzy, pocałowali. Ten, kto Go kocha dotknąłby Go z radością, ba z rozkoszą, ze szczęściem, jak oblubienica Oblubieńca. Kto Go tak nie kocha, dotknął by Go beznamiętnie, jak dłoń obcej osoby. 

A przecież dotknięcie Jezusa ustami, przyjęcie Go do ust jest jeszcze bardziej intymnym spotkaniem z Nim niż przyjęcie ręką, jest pocałunkiem usta w usta oblubienicy z Oblubieńcem. Jest dokładnie tym, ale tylko jeżeli żyjemy miłością do Niego. Jeśli jeszcze nie, jest zwykłym spożyciem chleba. Co więcej, łamanie chleba na ołtarzu czy w ustach jest znakiem Jego śmierci, którą to my – grzesznicy na Niego sprowadziliśmy. Jednak dla kogoś taka myśl może być zbyt drastyczna i trudna do przyjęcia. W sposobie, w jaki przeżywamy kontakt fizyczny z Eucharystią, odbija się nasz stosunek do Chrystusa. Eucharystia daje osobiste spotkanie z Nim, zadatek osobistego spotkania z Nim w wieczności, w ciele po zmartwychwstaniu, a to nie jest to samo, co spotkanie abstrakcyjne w duchowym przeżyciu w sercu. 

W kontakcie z Ciałem Pańskim mamy możliwość przeżywania wielkiej, duchowej ale i cielesnej bliskości z Nim. Jezus mimo, że ukryty, daje pod postaciami eucharystycznymi przeżycie miłości, ale stanie się to tylko wtedy, gdy przeżyjemy najpierw wcześniejsze etapy relacji z Nim. Nie wolno jednak po zewnętrznych przejawach kontaktu z Eucharystią oceniać zażyłości z Jezusem. Ład w liturgii może, ale nie musi być wyrazem miłości do Boga. Zachowanie swobodniejsze w Jej obecności może ale nie musi być przejawem lekceważenia. Wszystko zależy od tego, czego nie widać, od zażyłości z Jezusem w sercu. Złożone co do milimetra ręce same w sobie niczego nie załatwiają, ani brak przyklęknięcia przed Najświętszym Sakramentem też o niczym nie świadczy. Oczywiście, nie wolno nikogo gorszyć, ale i ci, którzy się gorszą, powinni się zreflektować. Ktoś, kto ma wielką miłość do Jezusa i czuje potrzebę przytulenia Go, nie będzie oczywiście tego robił na oczach ludzi. A jednocześnie przecież sposób w jaki trzymam puszkę odnosząc ją do tabernakulum, też jakoś świadczy o tym, co mam w sercu. Pewien ksiądz chodził ukradkiem wieczorami do kaplicy, otwierał sobie tabernakulum, patrzył i dotykał Jezusa i rozkoszował się Nim. Przy świadkach nigdy by tego nie zrobił. Dziś już rozkoszuje się Nim twarzą w twarz. O. Pio przeżywał spotkanie z Jezusem we Mszy Św. tak osobiście, że władze kościelne okresowo zabraniały mu odprawiać publicznie. A jednak prywatnie mamy prawo do wielkiej bliskości z Eucharystią. We wczesnym Kościele, gdy zanoszono Komunię do domów, pozostawała Ona tam przez pewien czas. Jezus dziś też chce być coraz bliżej z ludźmi, którzy Go kochają i kiedyś będzie na pewno coraz więcej możliwość coraz bliższego z Nim przebywania. 

Jezus przez Eucharystię chce być kochany. Adoracja jest jednym z najdonioślejszych sposobów przeżywania spotkania z Chrystusem. Wtedy On stoi przed nami w kościele, ale nie wszyscy widzą, że podchodzi też do każdego. Wielu przytula, niektórym też pozwala się samemu przytulić. On pragnie miłości, dlatego przyszedł na świat, dlatego umarł i zmartwychwstał, i dlatego pozostał w Eucharystii. W Niej mamy Go w bliskości, mamy fizyczną możliwość obcowania z Nim, kontakt tak ścisły jak oblubienicy z Oblubieńcem. Dzięki Eucharystii mamy nieograniczone możliwości okazywania Mu miłości. Przeszkadza nam w tym tylko czasem zły. A jednak i on niewiele może. Wszystko w relacji z Eucharystią zależy od tego, co mamy w sercu. Warto o tym pomyśleć w kontekście uroczystości Bożego Ciała.
Dk. Jan

poniedziałek, 14 maja 2018

DRABINA DO NIEBA


Najważniejszy obraz kontaktu między Bogiem a człowiekiem został pokazany jeszcze w Starym Testamencie. Jakubowi, gdy zatrzymał się na nocleg w Betel, przyśniło się, że widzi stopnie, niby schody, niby drabinę sięgającą z miejsca, gdzie spał aż do samego nieba. Po tej przepastnej drodze chodzili aniołowie i zapewniali ludziom kontakt z Bogiem (Rdz 28,12). Jakub poczuł się w obecności Bożej, stwierdził, że Bóg jest na tym miejscu, mimo że Bóg przebywa w niebie, a człowiek na ziemi. Jest to podstawowy, biblijny obraz oddalenia między Bogiem a światem, i zarazem ich bliskości dzięki istnieniu specjalnej drogi, po której mogą poruszać się aniołowie - istoty pośredniczące. Tekst objawia z jednej strony nieprzezwyciężoną trudność pokonania przepaści między Bogiem najwyższym a stworzeniem, i z drugiej wielką potrzebę takiej drogi. Później w teologii będzie się mówiło o budowaniu (łac. facere) mostu (łac. pontus), a wykonawcą mostu jest pontifex – kapłan. Tym kapłanem w sensie ścisłym jest oczywiście Chrystus.

W jaki sposób powstaje owa drabina – bliskość Boga z ludźmi. Ukazują to wydarzenia Wielkanocy, Wniebowstąpienia i Zesłania Ducha Świętego. Chrystus przyszedł od Ojca, by przywrócić przerwaną łączność nieba z ziemią, postawić drabinę, zbudować most. Dokonał tego w ludzkim ciele, nie bez wysiłku, ale z trudem, za cenę Krwi. Z powodu walki o łączność nieba z ziemią Jezus utracił ludzkie życie, ale odzyskał je mocą Boga zmartwychwstając. Wtedy jego ludzkie życie znalazło się u Ojca razem z Boskim i powstał trwały związek nieba z ziemią, będący dla nas solidną drogą do Boga. W Ewangelii św. Jana mamy słowa mówiące o tym, jak sen Jakuba spełnił w życiu Chrystusa: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego (J 1,51). Nie ma już drabiny, jest Syn Człowieczy i to On zapewnia komunikację nieba i ziemi, jest drogą od Ojca i do Ojca. Nie trzeba szukać innych dróg, bo się nie znajdzie. Jest Jezus i nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni (Dz 4,12).

Istotą połączenia z niebem, o którym śnił Jakub, jest ścisła więź serca ludzkiego z Bogiem. Zapewniło ją zmartwychwstanie Pana Jezusa, który wracając do życia w ciele chwalebnym zaraz posyła nam Trzecią Osobę Boską, Ducha Świętego. Kto uwierzy, otrzymuje Ducha, a Ten zstępuje na nas nie na chwilę, ale aby zamieszkać w nas, w Kościele. Dzięki Duchowi tworzone jest owe ścisłe połączenia człowieka z Bogiem, otwiera się droga, most nad odrębnością zbudowany przez Jezusa w sercach współpracujących z Duchem Bożym. Boga nie szuka się w górze ani w dole, ale w sobie. Gdy się jest z Nim zjednoczonym, rozpoznaje się Go jak uczniowie w Wieczerniku, czy w Emaus, mimo że On przychodzi do nas z drugiej strony przepaści. Nie trzeba szukać drabiny do nieba gdzie indziej, jak tylko w Duchu Świętym. On jednoczy nas z Bogiem, czyni nasze życie częścią Boskiego życia, daje nam przeżywać Bożą Świętość.

Droga do spotkania ze świętością Boga biegnie przez oczyszczenie, którego doświadczamy współpracując z Duchem Świętym, poddając się Jego mocy. Skutki mocy Ducha w nas są ogromne: przebaczenie grzechów, usuwanie wad, przemiana złych skłonności w dobre, rozwój świętości i bliskość z Bogiem. Przeżywanie tego to już nowe życie. Ono nie zaczyna się od śmierci, ale od przyjęcia Ducha Świętego i po czasie oczyszczenia zaczyna już jaśnieć Bogiem. Wtedy dokonuje się Wniebowstąpienie: Jezus odchodząc po zmartwychwstaniu, zabiera nas ze sobą. Scena Wniebowstąpienia akcentuje jeszcze jedno: Jezus zmartwychwstał i odszedł tylko po to, by wkrótce wrócić powtórnie i odsłonić wobec całego świata zjednoczenie z Bogiem tych wszystkich, którzy Go miłują.

dk. Jan


sobota, 12 maja 2018

JAK MNIE UMIŁOWAŁ OJCIEC TAK I JA WAS UMIŁOWAŁEM

Słowa Pana Jezusa z 19 rozdziału Ewangelii według św. Jana są Boskim wyznaniem czegoś najbardziej osobistego: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was… Ojciec kocha Syna miłością Boską, z głębi tajemnicy Boga. Jest to miłość nie z ludzkiego porządku i możemy o niej myśleć tylko, że jest zupełnie inna, najwyższa i najdoskonalsza, jakiej nie ma między nikim z ludzi. Tak wierną, doskonałą, bliską i pełną rozkoszy miłością kochają się w łonie Trójcy Świętej Ojciec i Syn. Jest między nimi wyjątkowa Boska zażyłość. Dla Ojca Syn jest najbliższy, a dla Syna Ojciec... Nie ma dla Nich poza Sobą większej bliskości, nie ma w ich życiu pierwszeństwa innych relacji. Jezus mówi o tym odsłaniając tajniki Boskich Serc, ale odsłania je przed nami dlatego, że mają pierwszorzędne znaczenie również dla nas, bo zwiastują w naszym życiu przełom w poznaniu Boga. Jezus zwiastuje, że tak jak kochają się na Bożych wysokościach Ojciec i Syn, taką też miłością chce połączyć się z nami Bóg przez Jezusa. Istotą naszego zbawienia będzie właśnie wejście w tę miłość, nie powierzchowną, jak na ziemi, ale dogłębną, prawdziwą i do dna jednoczącą, podobnie jak w łonie Najświętszej Trójcy. Miłość Ojca i Syna jednoczy Ich w ten sposób, że są przeniknięci tym samym Duchem Świętym. W tym Duchu są najszczęśliwszym związkiem Osób. Ale Jezus podobna jedność i szczęście życia w jednym Duchu oferuje też nam, jako treść naszego życia. Otrzymujemy dar ukształtowania i oczyszczenia do zjednoczenia z Bogiem, do rozkosznej więzi z Nim. Na wyżynach Nieba Boskie Osoby, a tu, wśród stworzenia też najintymniejsza jedność – Bóg w ciele i my, możliwa dzięki naszemu, ludzkiemu pokrewieństwu z Jezusem. 

Bóg nie chciał być sam, jak samotne małżeństwo, ale zapragnął mieć dzieci. Zawsze było w Nim to odwieczne pragnienie stworzenia dla Siebie najbliższych i najukochańszych istot, z którymi też będzie mógł się zjednoczyć: napełnić się nimi, a je napełnić Sobą. To jest Jego zamysł odwieczny. Dla niego, żeby nas mieć, żeby przeżywać rozkosz miłości męża i żony, podjął wysiłek Krzyża i ofiarował Swoje życie. Oddał się najdroższym osobom, broni je przed grzechem i posuwa się do końca, do śmierci i zmartwychwstania. Najważniejszą treścią Objawienia stało się właśnie pokazanie, wyjaśnienie i uzmysłowienie nam, jak bardzo o nas walczy przeciw szatanowi. Bóg chce nas mieć w sercu, bo szaleje z miłości do nas, tymczasem szatan robi wszystko, żeby nam wydawało się odwrotnie, że Bóg jest wielki i mało Go obchodzimy, wymaga od nas posłuszeństwa i skazuje za grzechy na potępienie. Wyjątkowa to przewrotność złego, który poznał Boga od strony Jego najczulszego punktu – miłości do nas - i dlatego chce nas oszukać, wmówić nam, że jesteśmy źli i przez nikogo nie kochani. Oto najokrutniejsza przewrotność obrzydliwego Bożego wroga. Myśli, że jej nie zauważymy i damy się zwieść. 

Tymczasem Jezus pozostawił nam w Kościele dar najwyższy, straszliwie niedoceniany i niezauważany. Wystarczy zobaczyć z jakim lekceważeniem młodzież szkolna traktuje Bierzmowanie. Nic nie widzą. A tymczasem za cenę Swojej Krwi Jezus pozostawił nam możliwość – jeśli uwierzysz, możesz otrzymać Ducha Świętego, Tego samego, który łączy Mnie z Ojcem. On połączy was ze Mną. Po to umarł i zmartwychwstał, by wylać nam Ducha, byśmy żyli z Nim już teraz, a potem w wieczności. Mocą Ducha Świętego dokonuje się nasze zjednoczenie z Jezusem i wchodzimy na drogę wiodącą do najwyższej miłości i rozkoszy, ale jest to droga oczyszczenia. Oczyszczenie może odbyć się już teraz u tych, którzy współpracują z Duchem Świętym w pełni zaangażowania. Kluczem do tego zaangażowania jest postawienie Jezusa naprawdę na pierwszym miejscu. Nie na pozór. Kiedy zaczynamy drogę do Niego, jesteśmy jeszcze bardzo mało dojrzali i niegotowi chociaż czasem sprawni i nieźle wykształceni. Duch Święty zaczyna od naszego oczyszczenia, poddawania się Mu, by nas uwalniał od grzechu, uświęcał i czynił kimś bliskim Bogu. Przeszedłszy oczyszczenie zaczynamy mieć żywą jedność z Jezusem, to może się dokonać jeszcze tu, albo dopiero w czyśćcu. Niektórzy myślą, że zakochanie w Jezusie, o jakim czytają u św. Faustyny jest tylko wyjątkowym darem dla niektórych. Nieprawda. Jest to cel dla każdego. Każdy ma doznać napełnienia Duchem i oczyszczenia aż do zjednoczenia z Bogiem, bo każdy, kto wierzy będzie zbawiony, ale wchodzi do Ojca dopiero oczyszczony, gdy Duch Święty uczyni jego serce bez skazy. - W czyśćcu wszyscy będziemy mistykami – jak powiedział Yves Congar, teolog Soboru Watykańskiego II. 

Jezus mówi w pismach janowych o swoich przykazaniach albo nauce. Chodzi o to samo. Przykazania Jezusa to nie kazuistyka dekalogu. To jest Jego nauka, której rdzeniem jest to, o czym powiedzieliśmy. Umarłem a potem zmartwychwstałem – mówi Jezus - by dać wam Ducha, a gdy Go otrzymacie, On was przemieni i sprawi w waszych sercach wielkie zjednoczenie w miłości ze Mną. Ja będę kochał was, a wy Mnie tak, jak Mnie miłuje Ojciec a Ja miłuję Ojca.
Dk. Jan

wtorek, 8 maja 2018

CO CZYNI DLA NAS MATKA BOŻA


Ewangelia ukazuje nam zaledwie kilka epizodów z życia Matki Bożej, a jednak są one wielce wymowne. Pokazują one Jej miejsce w Bożym dziele. Ogromnie ważne jest właściwe odczytanie ewangelicznego przekazu o Niej, o tym, co może dla nas uczynić, a czego nie może. Matka Boża jest największą ze świętych. Do świętości powołani są wszyscy, ale Ona zawsze będzie wśród nich tą jedyną, wyjątkową. Bóg stworzył nas dla Siebie, byśmy byli święci i nieskalani jak On. Tylko On może sprawić naszą świętość, uwolnić od zła, przemienić serce. Sami nie mamy mocy napełniać się Jego świętością, ale napełnieni, mający od Niego Ducha Świętego, możemy udzielać Go innym i tak mieć udział w Jego Boskim dziele uświęcającym. Na tym polega nasze powołanie do współdziałania z Bogiem, którego moc mamy w sobie. Ludzie ludziom czynią dobro nie sami z siebie, ale mocą Boga, którego mają i silą własnej dobrej woli. Matka Boża, największa ze świętych, dysponuje mocą Bożą w największym stopniu i najpotężniej niesie nam pomoc. Protestanci odrzucili możliwość kontaktu ze świętymi, a przecież święci chcą pomagać nam tak samo, jak dobrzy ludzie na tym świecie chcący wzajemnie sobie pomagać. To Bóg sprawia, że świeci słyszą nasze potrzeby i wtedy odpowiadają na nie, posyłając nam nie swoje siły, ale moc Boga, którą mają dzięki zjednoczeniu z Nim. Matka Boża wśród świętych jest tą pierwszą i może uczynić dla nas najwięcej. Jest wzorem świętości, Królową Wszystkich Świętych. Może posługiwać mocą Boga w sposób najpełniejszy i najczystszy.

Święci wiele mogą uczynić dla nas, ale nie wszystko. Czego nie mogą święci i czego nie może nawet Matka Boża? Nie mogą otworzyć nam dostępu do Boga. Jedyną Osobą, która otwiera przed nami Boga, sprawia zjednoczenie z Nim i uświęcenie nas, która napełnia nas Duchem Świętym, jest Jezus. Nasz związek z Bogiem zawiązuje się tylko za sprawą Jezusa. On po to właśnie cierpiał i zmartwychwstał. My sami możemy mieć tylko udział w tym cierpieniu i zmartwychwstaniu. Świeci współcierpią z Jezusem i mają swoją cząstkę w Jego dziele odkupienia. Matka Boża ma w tym dziele cząstkę największą, ale nadal źródłem odkupienia jest tylko Bóg w ludzkim ciele - Jezus. Nasze osobiste zbawienie dokonuje się wtedy, gdy odkrywamy Jezusa dla siebie, jako źródło zbawczej mocy. Możemy to zrobić w ciągu całego życia, w najgorszym razie w ostatniej chwili, w chwili śmierci. Musimy sami dokonać aktu wiary i zwrócić się do Jezusa: wejrzyj na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Jezus jest Zbawicielem, ponieważ jest w naszym zasięgu jako człowiek i ma moc pokonania zła i uświęcenia ludzkiego serca jako Bóg. Jedyny ma sam z siebie władzę nad złymi mocami, usiłującymi wtrącić nas do piekła. Tylko On może nas wprowadzić do Nieba, uwolnić od zła. Nie mogą tego święci, nawet Matka Boża.

A jednak świeci, a zwłaszcza Matka Boża, mogą posiadaną od Boga mocą podprowadzić ludzi ku Zbawicielowi, osłonić przed złymi duchami i wbrew nim pomóc nam wybrać Jezusa jako jedyny ratunek. Mogą to zrobić dla nas aniołowie, może Matka Boża, mogą święci, mogą nawet ludzie na ziemi, mający bliską więź z Bogiem.

Matka Najświętsza wskazuje nam najwyraźniej, gdzie jest Zbawienie, zachęca, by iść do Niego i słuchać tego, co Zbawiciel mówi. To zostało pokazane na weselu w Kanie Galilejskiej. Przedtem, w dniu zwiastowania Maryja pokazała, jak poddawać się mocy Bożej. Zwiastowanie było Bożą zapowiedzią tego, jaki jest plan Boga wobec Niej. Maryja pokazała, że w chwili powołania dla naszego uświęcenia najlepiej jest oddawać się Bogu całkowicie, bezwarunkowo do dyspozycji. Ewangelia pokazała też scenę, kiedy Jezus nauczał w domu, a Matka Boża stała na zewnątrz i czekała. Wtedy Jezus powiedział o słuchających Słowa Bożego uczniach, że są mu tak samo bliscy jak Jego Matka. Jej chwałą jest poddanie się woli Jezusa, który dopuszcza uczniów do Siebie tak samo jak Ją. W ten sposób Bóg czyni z Matki Bożej wzór ucznia, zasłuchanego i przyjmującego Słowo. Po Niej widzimy, że uświęcenia doznajemy najpełniej, gdy czekamy na Jezusa na zewnątrz, a On wzywa nas i zaprasza. Poddanie się Jezusowi w gotowości serca i pokorze jest najskuteczniejszym sposobem zjednoczenia z Nim. Wreszcie mamy w Ewangelii towarzyszenie Jezusowi pod Krzyżem. Wierność Mu w bólu jest najpotężniejszą drogą do przyjęcia Jego bliskości w triumfie. Stojąc pod Krzyżem Matka Najświętsza otrzymała najwięcej – Jezus dał jej powołanie do opieki i miłości, i udzielania mocy Bożej wszystkim uczniom, całemu Kościołowi.

Ona jest największą pomocą dla Kościoła, ponieważ jest blisko Jezusa. Nasze życie może też się odmienić właśnie przez to, że będziemy, jak Ona, blisko Jezusa: i w życiu, i w śmierci należąc do Niego. Jezus zbawia, Maryja do tego zbawienia, do Jezusowej mocy najskuteczniej nas przyprowadza. Niektórzy wyobrażają sobie, że gdy zwracają się do Maryi, Ona załatwia pewne rzeczy za nich. Otóż nie. Musimy osobiście spotkać się z Bogiem, połączyć się z Nim, zjednoczyć się w winnym krzewie, bo zbawienie polega na zjednoczeniu z Jezusem. A Matka Boża pomaga nam dojść do tego zjednoczenia. Zatem spotkanie z Matką Bożą, czy innymi świętymi nie zastępuje spotkania z Jezusem i uwierzenia Jemu, ale jest wielką pomocą w dążeniu do spotkania z Jezusem. Maryja pomaga znaleźć Jezusa, pomaga uwierzyć Mu, pomaga osobiście zwrócić się do Niego i zaczerpnąć od Niego zbawienie i uświęcenie. Maryja mocą Bożą przyprowadza nas, podsuwa nam słowa i myśli, wzmacnia nasze serca do zaufania, do odwagi, ale za nas aktu wiary i miłości nie dokona. Nikt za nas tego nie dokona. Nikt nie uchwyci się ręki Jezusa za nas, by przejść z Nim na drugi brzeg. Nikt, nawet Matka Boża. 
Diakon Jan