piątek, 2 lipca 2021

PAN ŻYCIA

Bóg uczynił człowiekowi ogromne dobro, o którym, mimo czterech tysięcy lat głoszenia Starego a potem Nowego Testamentu, mimo żywych tradycji - żydowskiej a potem chrześcijańskiej, ludzie mają wciąż słabe pojęcie. Tym dobrem jest stworzenie człowieka dla nieś­miertel­ności, uczynienie go obrazem Jego własnej wieczności (Mdr 2,23). Zasiew tej prawdy został objawiony w 1. i 2. rozdziale Księgi Rodzaju (Genesis) i jest to prawdą zarówno dla Żydów jak i dla Chrześcijan. Jest to prawda uniwersalna i fundamentalna. Wolą Bożą jest, by człowiek żył a nie umierał. Życie człowieka jest darem, który Bóg raz mu dał i nigdy tego daru mu nie cofa. Bóg jest Panem stworzenia na wieczność i wszystko, co uczynił, jest bardzo dobre. (Rdz 1,31). Zatem należy powiedzieć z naciskiem -  Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. (Mdr 1,13-14) Bóg jest wieczny, a człowieka stworzył dla Siebie więc nie byłby nim usatysfakcjonowany, gdyby ten umierał i kończył życie. Pan życia dał nam życie i potrzebuje nas wiecznie żywymi a nie śmiertelnymi. Bóg sam nie podlega śmierci i nie chce jej dla nikogo. Jakże koszmarnie tego nie rozumiemy.

Życie i nieśmiertelność jest w Bogu i Bóg daje je tym, którym chce, których kocha i których pragnie mieć dla Siebie. Bóg ma w Sobie wieczność, ale tych, których obdarza Sobą, obdarza nieśmiertelnością. Obrazem tego obdarowania są biblijne znaki niekończącego się karmienia owocami drzewa życia (Rdz 2) oraz czerpania przez roślinę wody korzeniami (Ps. 1). W Nowym Testamencie mamy także obrazy zrośnięcia latorośli z krzewem winnym (J 15) oraz przebywania dwóch synów stale w domu ojca (Łk 15). Człowiek jest nieśmiertelny, ma życie wieczne, jeśli stale jest w relacji czerpania z Boga. Natomiast człowiek umiera - fizycznie a potem duchowo, kiedy oddali się od Boga i wyrzeknie się Go całkowicie.  Z Boga bowiem płynie życie a bliskość z Bogiem zmniejsza działanie śmierci, a ostatecznie całkowicie ją eliminuje. Sprawiedliwość nie podlega śmierci (Mdr 2,23), a sprawiedliwość to przymiot Boga. To, co Boże, nie umiera, to co podlega wpływowi Boga jest chronione przed śmiercią. Zatem, nim powiemy o tym, skąd weszła na świat śmierć, zauważymy i podkreślimy, że gdzie stworzenie jest blisko z Bogiem, tam też jest bezpieczne od śmierci. Gdzie zaś jest ono z dala od Boga, tam jest śmiertelne i wątłe. Skoro więc w świecie tak powszechna jest śmierć, cierpienia i choroby, to jedno trzeba powiedzieć jasno – światu BRAKUJE BOGA.

I światu brakuje Boga nadal, pomimo czterech tysięcy lat judaizmu i chrześcijaństwa. Zatem wyjaśnijmy, jak Bóg zaplanował ratowanie nas od śmierci. Kiedy człowiek odszedł od Niego przez grzech, Bóg podjął wyzwanie i przyszedł do nas na grzeszny świat. Przyszedł jako człowiek, w Osobie Jezusa Chrystusa i sprawił, że Jego Boska moc ożywiająca i uzdrawiająca będzie wędrowała po świecie i promieniała. Ta osobista obecność Boga wśród nas zaczęła się dwa tysiące lat temu, kiedy Bóg stał się Jezusem, człowiekiem i podjął wędrówkę drogami Palestyny. Wszędzie tam, gdzie przychodził, wystarczyło znaleźć się przy Nim: w jednej łodzi (…….), w jednym tłumie(…), dotknąć jego szat (…), zaprosić do swego domu (…). Wystarczył kontakt z Jezusem, a Bóg przywracał zdrowie, dawał życie, ratował od śmierci. Jednak kontakt z Jezusem nie jest automatyczny, ale wymaga wiary, pragnienia relacji z Nim i pragnienie otrzymania życia od Niego, a nie bez Niego. Potrzeba wierzyć Jezusowi, zwrócić się do Niego po dobro, a odżegnać się od złego ducha. To jest bardzo ważne, by zdecydowanie odrzucić złego - połowiczne otwieranie się na Boga i szatana powoduje, że Bóg uzdrawia, a szatan na powrót przychodzi i pozbawia ludzkie serce Ducha Świętego. Pan życia prawdziwie uwalnia od śmierci, jednak ludzki problem polega na tym, że człowiek nie odczepi się od złego, jeżeli nie będzie całkowicie i zdecydowanie przeciwko niemu, a po stronie Dawcy życia. Z naszej niejednoznaczności i chwiejności wiary bierze się to, że życie w nas jest słabe i chore. 

 

Na koniec wyjaśnijmy, skąd wzięło się cierpienie i śmierć. Wszystko, co wiemy na ten temat, zostało nam objawione: śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.  (Mdr 2,24) Rozdział 3. Księgi Rodzaju pokazuje wyraźnie – zły duch od początku i po dziś dzień nakłania człowieka, by odwrócił się od Boga, bo będzie się mu lepiej żyć bez Niego. I tak właśnie żyją ludzie – bez Boga albo z zupełnie wypaczonym obrazem Boga. Jeśli nawet wierzą w Boga, to bardzo często nie kochają Go lecz boją się i rządzą się na świecie po swojemu. Wtedy Bóg się w ich życiu nie liczy, co prowadzi prostą drogą ku śmierci. No i rzeczywiście, poczynając od XX w., masowa i gwałtowna śmierć zaczęła zaglądać ludziom w oczy  bardzo zdecydowanie. Trzeba powiedzieć, że ludzkość w skali masowej ma całkowicie wypaczony obraz Boga. Jej mentalność jest mentalnością niewolnika bojącego się Boga i starającego się o nim nie myśleć. Ludzie boją się Boga bardziej niż ludzkich władców, bo rzekomo On przede wszystkim chce ich skazać na potępienie. A jest to koszmarna bzdura, którą tylko szatan mógł wymyślić. Wymowa Ewangelii i nauka Kościoła jest zupełnie inna. Bóg jest naszym Ojcem, my Jego dziećmi, a to szatan, nie Bóg, chce skazywać ludzi na potępienie. Taka jest prawda o nas, o Bogu i o złym duchu, a jednak z najwyższym trudem toruje ona sobie drogę do naszej świadomości i nawet kaznodzieje powtarzają nieraz te oddalające ludzkie serca od Boga bzdury. Mimo dwóch tysięcy lat od zmartwychwstania Chrystusa nadal jest w nas dużo więcej z niewolnika aniżeli z Bożego dziecka. To przez tę mentalność jest w nas coraz mniej wiary. A gdzie nasza miłość do Niego? Gdzie przywiązanie dziecka do Ojca? Oblubienicy do Oblubieńca? Bóg pierwszy nas umiłował, a my co z tym robimy?

dk. Jan

MAŁE I WIELKIE

Pan Jezus w nauczaniu o Królestwie Bożym posługuje się obrazem przemiany „małego” w „wielkie”. Mówi o małym ziarnie, z którego wyrasta wielkie drzewo. Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu (Mk 4,30-32). Jezus podkreśla, że ta przemiana jest tajemnicą, która przerasta obserwującego ją rolnika, który sam nie wie, jak ona się dokonuje. Oznacza to, że moc przemiany „małego” w „wielkie” nie jest ludzka, lecz przekracza człowieka i pochodzi od Boga. Oczywiście chodzi nie tylko o przemianę nasienia w roślinę, ale tego, czego nasienie jest znakiem, czyli rzeczywistości duchowych. Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie (Mk 4,26-28).

Przypowieść o nasieniu ilustruje Boże działanie w świecie. To, co ludzkie, co dajemy my ze swej strony jako współpracę z Bogiem, jest maleńkie w porównaniu z tym, co wnosi Bóg. Nie widzenie mocy Bożej a przecenianie ludzkiej siły prowadzi do pychy i stanowi przywłaszczanie sobie Bożej mocy, jakbyśmy to my mieli ją na własność i sami zapewniali nasieniu wzrost. Tymczasem moc wzrostu pochodzi od Boga, a działanie Boże nie jest odkryte, jawne, ale ukryte, tajemnicze, zamknięte jak w łupince nasienia. Dlatego dostrzeżenie działania Bożego wymaga wiary i relacji z Nim. Działanie Boże jest wewnętrzne, to znaczy od Boga wylewa się na to co w nas wewnętrzne, nie zewnętrzne, światowe, spektakularne, nie ostentacyjne ani hałaśliwe. Dlatego, kto żyje światem i jego zamętem, ten nie doświadcza w sercu działania mocy Bożej.

My niewiele możemy dać, gdy chodzi o budowanie życia wiecznego sobie i innym, dominujący jest tu udział Boga. Dlatego przede wszystkim potrzebujemy nauczyć się, żeby działaniu Boga nie przeszkadzać. Bo łatwo możemy przeszkadzać Bogu, jeśli skupiamy się na rzekomej naszej wielkości. Nasza pycha sprawia, że Bóg najchętniej posługuje się rzeczami i osobami małymi oraz słabymi, ponieważ one mają najmniej złudzeń co do własnej wielkości i najmniej stawiają przeszkód Bogu. Nasze dążenie do wielkości jest największą przeszkodą w tym, żeby wyrosło w nas duże drzewo. Pycha blokuje działanie Boże i z naszych nasion wyrastają rośliny karłowe, nie przynoszące owocu. Jeżeli jednak oswoimy się z tym, że wielkie drzewa wyrastają tylko, gdy moc Boża działa w małych ziarenkach, wtedy owoce naszego życia są największe. Chodzi o to, by nie mądrzyć się, że wiemy jak sami powinniśmy się starać i pracować, bo tego nie wiemy, Pan Jezus natomiast to wie i pokieruje nami.

Jakie więc jest owo małe ziarenko, słabe narzędzie, z którego może wyrosnąć duże Boże dzieło? Ono jest słabe jak Mojżesz, który bał się pójść do faraona, słabe jak dwunastu rybaków, którzy mieli iść na cały świat i głosić Ewangelię. Zarówno w jednym jak i drugim przypadku siła posłańców Bożych wzięła się nie z nich, ale od Ducha Świętego wylanego na nich. Dlatego, jeżeli ktoś czuje się powołany przez Chrystusa do współpracy z Nim, najpierw powinien doświadczyć własnej słabości, a potem dopiero przyjąć moc Boga. Jakże wiele niepowodzeń ludzi Kościoła bierze się właśnie stąd, że próbują działać sami i często nieświadomie przywłaszczają sobie łaskę Bożą. I dziwią się, że celnicy i nierządnice wyprzedzają ich w drodze do Królestwa. Duch Święty jest jedyną Wielką Mocą i skutecznie działa tylko w sercach pokornych.

Przykładem pokornego serca jest św. Paweł, który odbył drogę rozwoju od małego ziarenka do wielkiego drzewa. Małe ziarenko samo nic nie może, zawsze czerpie z Ducha Świętego, ale kiedy staje się dużym drzewem, wtedy ma już w sobie jedność z Chrystusem i bliskość z Ojcem. Wtedy, będąc nadal na świecie, przestaje być ze świata. Zaczyna w nim płonąć wielka tęsknota za Bogiem, bo widzi, jak świat jest mały w porównaniu z Nim. Tęsknota za Bogiem staje się dużo większa od przywiązania do świata. Takie doświadczenia przemiany małego w wielkie są doświadczeniami świętych. Dzięki oczyszczeniu i pokorze zaczynają oni widzieć, jak małymi są ziarenkami i nawet jak małym ziarenkiem jest świat, a wielkim drzewem jest tylko Bóg i oni w swej małości zrośnięci z Nim. Droga przemiany nasionka w drzewo jest w ludzkim życiu ową najwęższą drogą z Jezusem do Ojca.

W naszym życiu duchowym przemiana „małego” w „wielkie” ma bardzo wyraźną treść. Niepozorne nasionko to nasza wiara. Rozwija się ona, gdy nasionko jest zasilane Duchem Świętym. Mocą Ducha Świętego sycącą nasionko, wzbudzającą naszą wiarę i zaufanie do Boga, jest Boża Miłość do nas. On bowiem pierwszy nas umiłował, stworzył i zapragnął mieć nas dla Siebie. Pod wpływem Bożej Miłości nasze nasionko systematycznie wyrasta, choć dzieje się to w ukryciu. Najpierw wyrasta wiara, a potem umacnia się ona sycona Bożą Miłością. Wtedy nasza wewnętrzna roślina staje się coraz większa. Do czego ona zmierza? Ku czemu rozwija się nasza wiara i więź z Bogiem? Rozwija się ona w drzewo obdarowane zdolnością odwzajemnienia Bogu miłości, zdolnością wypełnienia największego przykazania Starego Testamentu – Będziesz miłował Pana Boga twego (Pwt 6,5). Tylko wielkie drzewa mogą miłować Boga, bo mają gałęzie zrośnięte z Bożym pniem. Bóg prosi – Miłości pragnę (Oz 6,6), a miłować Boga to więcej niż być pobożnym.

dk. Jan