piątek, 10 sierpnia 2018

CZAS WIARY - CZAS MIŁOŚCI

Kto we mnie wierzy nigdy nie będzie pragnął, kto do Mnie przychodzi nigdy łaknąć nie będzie. (J 6,34) Pan Jezus mówi i jest to od początku mocno głoszone w Kościele, że pierwszą i zasadniczą sprawą dla człowieka, by mógł skorzystać ze zbawienia od Pana Jezusa, jest uwierzenie w Niego, co dopiero pociąga za sobą przemianę życia wyrażającą się w postępowaniu. 

Jezus mówił do Żydów: wierzycie w Boga i we Mnie wierzcie. Dla każdego, zwłaszcza dla Żyda, jest istotna różnica między wiarą w Boga a wiarą w Jezusa. W Boga się wierzy, że jest, że opiekuje się, kocha i daje życie wieczne. To jest wiara w Boga. Ale wiara chrześcijańska to więcej niż wiara w Boga, to wiara w to, że wszystkie te dobra Bóg daje ludziom wyłącznie poprzez swojego Syna. Inaczej ich nie daje, bo nie ma możliwości innego kontaktu między duchowym Bogiem a nami – istotami cielesnymi. Od Boga możemy coś otrzymać tylko przez Jezusa – Boga wcielonego. Zatem otrzymujemy od Boga życie wieczne, kiedy wierzymy w Jezusa. Każdy, by być zbawionym, będzie musiał uwierzyć w Jezusa. Jeżeli nie podczas doczesnego życia, to w ostateczności w chwili śmierci. Wtedy spotka Jezusa dosłownie w ostatniej chwili i będzie mógł jeszcze błagać Go o ratunek od złego ducha, który jednocześnie będzie się starał za wszelką cenę człowieka potępić. Dlaczego trzeba zwracać się do Jezusa, nie ogólnie do Boga? Dlatego, że to Jezus - Bóg wcielony pokonał dla nas złego ducha w ciele umierając i zmartwychwstając. Dlatego każdy człowiek, by ocaleć przed atakami złego, musi zwracać się właśnie do Jezusa i odkryć, że to Jezus pokonuje dla nas złego. Bogiem dla nas jest właśnie Jezus i wcześniej czy później będziemy mieli okazję Go spotkać i o tym się przekonać. Kto wierzy w Jezusa ten ma pewność wstępu do Nieba i spotkania z Bogiem, choć nie koniecznie od razu. Bowiem, by spotkanie z Bogiem doszło do skutku, człowiek musi nie tylko uwierzyć w Jezusa, ale także stać się podobnym do Niego przez odpowiednie oczyszczenie. Każdy wierzący, a jeszcze niegotowy pod względem moralnym do spotkania z Bogiem, bo niepodobny do Niego najpierw będzie potrzebowała oczyszczenia.

Kościół katolicki głosi, że ludziom potrzebny jest czyściec. Z czyśćcem jest tak jak z nowym garniturem, w który się ubraliśmy by iść na przyjęcie. Kiedy szliśmy, nagle spadła wichura i burza, a zamieć i kurz wybrudziły nasze piękne ubranie. Dlatego po wejściu do domu gospodarza będziemy potrzebowali zatrzymać się w przedpokoju, skorzystać z łazienki, by się uporządkować i znowu być jak spod igły. A więc czyściec jest i musi korzystać z niego bardzo wielu ludzi. Kościół przez wieki przyzwyczaił nas, że raczej prawie wszyscy potrzebują czyśćca i stąd tak powszechne jest przekonanie, że trzeba się modlić za naszych zmarłych, a nie do nich z prośbą o wstawiennictwo, bo prawie na pewno większość z nich jest poddawana oczyszczeniu. Łatwo nam myśleć, że każdy potrzebuje czyśćca, bo sami widzimy, jak jesteśmy dalecy od ideału, mocno przywiązani do świata i niechętni, by iść do Boga i do Jego świata. Czy odchodzący do Boga jak na ścięcie, możemy uważać się za gotowych do spotkania z Nim? Chyba nie. Pazurami trzymamy się świata, a życie z Bogiem jest nam raczej dalekie, dziwne i obce. W Boga wierzymy, ale spotkanie z Nim jest dla nas jakby złem koniecznym. Daleko nam do upodobnienia się do Niego.

Ale co z tymi, którzy sercem i duszą czekają na spotkanie z Bogiem. Chcą poznać Go, rozumieją jak jest wspaniały i tęsknią za Nim. Czy i oni muszą iść przez czyściec, uznać, że są niegodni, a Bóg jest wielki i w żadnym razie nie mogą liczyć na spotkanie z Nim od razu po śmierci? Przecież oni bardzo kochają Jezusa i naprawdę chcieliby spotkać się z Nim jak najprędzej. Otóż trzeba powiedzieć, że Bóg chciałby, by każdy myślał o Nim właśnie tak jak ci. Żeby uwierzywszy w Niego przeżyli swoje życie tak, by już w nim doznać koniecznego oczyszczenia, poznania Boga i przywiązania się do Niego. Żeby już teraz stać się naprawdę przygotowanym do spotkania z Nim od razu po śmierci. Właśnie to przywiązanie do Jezusa, powiedzmy mocniej - miłość do Niego, sprawi, że Jezus stanie się upragniony, a miłość do Niego przeprowadzi nas przez oczyszczenie. Pragnienie Boga jest siłą oczyszczającą, ćwiczącą w pokorze, skłaniającą do ofiarowania cierpienia i radości życia razem z Jezusem. Dzięki tym oczyszczającym doznaniom człowiek nabiera pewności, że Bóg nas chce dla Siebie i to nie tylko niektórych, wyjątkowych, ale wszystkich. Jezus chce wszystkich mieć świętymi i doskonałymi jak Ojciec.

Niestety praktyka w Kościele była taka, że w każdych czasach istniały ogromne rzesze ludzi niby wierzących, ale żyjących tak, że Bóg nie był dla nich ani bardzo ważny, ani bardzo bliski. Dlatego nie starali się wcale Go naśladować i do Niego się upodabniać. Tacy ludzie nie mogą spotkać się z Bogiem bez czyśćca i o takiej dla nich drodze przez czyściec mówi Kościół. Czyściec jest wielkim gestem Bożego miłosierdzie, ale jednocześnie niestety jego istnienie świadczy on o tym, że ludzie przebywający w czyśćcu zadali Jezusowi wiele ran, ponieważ za życia okazywali Mu chłodną połowiczność. I niestety dotyczy to większości tak zwanych wierzących.

Bóg chce, byśmy byli zimni albo gorący, nigdy letni. Dlatego na czasy ostateczne Pan Jezus przygotował dla ludzkości specjalne wezwanie do przejrzenia na oczy i zobaczenia, że sensowne jest jedynie naśladowanie tego, jak żył Jezus i oczyszczenie serca ze skutków grzechu już w tym życiu, a nie dopiero w czyśćcu. Tylko przeobrażenie się i stanięcie się podobnym do Jezusa daje satysfakcję z życia, a po śmierci zapewnia od razu wpadnięcie w Jego ramiona. Dlatego Jezus w dzisiejszych czasach zaczyna nowe wylanie Ducha, który woła: Dotąd myśleliście tak - kto uwierzy, będzie zbawiony, ewentualnie przez czyściec. Ale teraz powiadam wam - przyjdźcie do Mnie i poddajcie się oczyszczeniu już teraz, zdobywajcie świętość jak ludzie gwałtowni, nie liczcie na przyszłość i na czyściec. Bądźcie gorący, a nie letni.

Ktoś powie: jak to zrobić? To niemożliwe. Człowiek nie potrafi pokonać lenistwa duchowego, strachu przez oczyszczeniem, oporu przed świętością. Otóż nieprawda! Do świętości jest pewna prosta droga. Jezus pokochał nas, z miłości obmył nas z grzechu i dał prawo wejścia do Nieba jako dziecko Boże. Jeśli tylko w odpowiedzi na to my sami poznamy Go osobiście, przywiążemy się do Niego, pokochamy Go i będziemy chodzić po drogach naszego życia razem z Nim, wtedy zostaniemy przemienieni w Niego prawie nie wiedząc kiedy i jak. Bowiem człowieka przemienia i uświęca miłość do Jezusa – uwierzenie, spotkanie, więź bliskości, a w końcu miłość i zjednoczenie swojego życia z Nim. Miłość do Jezusa przemienia nas i upodabnia do Niego, a tym samym czyni gotowymi do pełni zbawienia. Kto najpierw uwierzy, potem przyjdzie do Jezusa, pozna Go i pokocha, stanie się przez miłość gotowy do zbawienia. Oto wielka tajemnica i wezwanie, jakie Jezus kieruje dziś do ludzi: pokochajcie Mnie, a otrzymacie wszystko, nigdy niczego nie będziecie łaknąć ani pragnąć, będziecie nasyceni waszym Bogiem, nie Bogiem dalekim i groźnym, ale bliskim i czułym, czułym nawet po ludzku. Po ludzku!
dk Jan

czwartek, 2 sierpnia 2018

ŻEBY PAN JEZUS NIE UCIEKAŁ OD NAS

Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło. Zebrali więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, pozostałymi po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ludzie spostrzegli, jaki znak uczynił Jezus, mówili: Ten prawdziwie jest prorokiem, który ma przyjść na świat. Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę. (J 6,11-15)

Pan Jezus, kiedy nauczał, czuł się odpowiedzialny za swoich podopiecznych, nie tylko za ich przyszłe zbawienie, ale i teraźniejsze życie. Bóg nie dzieli życia ludzkiego na to, co teraz i to, co w wieczności. Od pierwszych kart Biblii pokazuje, że zasadniczą dla Niego sprawą jest nasze życie i ocalenie nas od śmierci w horyzoncie doczesności jak i wieczności. Dlatego przyszedł na świat, nauczał i czynił takie znaki jak rozmnożenie chleba. W znakach działania Jezusa widać rozmach właściwy Bogu. Nie tylko chce nas karmić, nie tylko nie stanowi to dla Niego problemu, ale także daje nam nadmiar, znacznie więcej niż potrzebujemy, ponieważ jest najlepszy i najhojniejszy. On nie daje ale sieje i to nie tylko tam, gdzie ziarno wzejdzie ale i tam gdzie zmarnieje. Nie żal mu resztek. Nie żałuje starania także dla ludzi, którzy nie umieją przyjąć Jego dobroci.

A zatem zapytajmy, po co Jezus rozmnaża chleb. Przede wszystkim, by pokazać, że zamierza ocalić nas od śmierci i że ma moc to uczynić, że jest Zbawicielem. A jednak, jak pokazuje opis wydarzenia po drugiej stronie Jeziora, Jezus nie będzie chciał rozmarzać chleba zawsze i bez ograniczeń. Uczynił znak i chce być zrozumiany, a zrozumiany nie jest. On oczekuje zrozumienia znaku. A więc czego? Po pierwsze wiary, że jest Panem życia i zbawcą od śmieci wiecznej i doczesnej. To po pierwsze.

Ale jest i drugie. Po drugie Pan Jezus chce być tak zrozumianym i przyjętym przez uczniów, żeby mógł dalej być z nimi, dalej ich karmić, a NIE MUSIAŁ UCIEKAĆ. W przedstawionym opisie w odpowiedzi na dar Jezusa ludzie potraktowali Go tak, że nie mógł już dłużej przebywać z nimi, ponieważ byłoby to wciąganiem Go do działania wbrew woli Bożej i wbrew misji od Ojca. A my tak właśnie bardzo często robimy: próbujemy wciągać Boga do naszych planów, zmuszać, by wykonywał naszą wolę i wyręczał w tym czego nie robimy z powodu grzechu i zaniedbań. On nam pokazuje, że jest dawcą życia wiecznego i chce stale z nami przebywać jak drzewo życia w raju, a my w odpowiedzi chcemy zrobić sobie z Niego kogoś do zaspokajania własnego wygodnictwa i egoizmu, które są skutkiem grzechu.

Jest to wyraźnie widoczne w dzisiejszych czasach, gdzie z jednej strony panuje na ziemi wielki głód, a z drugiej jest nadmiar żywności, który ulega zmarnowaniu. Niektórzy obwiniają Boga, a tymczasem jest to skutek daleko idącej wadliwości nastawionego na zysk systemu ekonomii i prawa, w którym troska o człowieka występuje czysto deklaratywnie.

Jezus karmiąc okazuje miłość, a my w efekcie chcemy Go wykorzystać do swoich egoistycznych celów. Nie zależy nam na tym, by był z nami, tylko zależy nam na sobie samych, żebyśmy mieli zaspokojone własne potrzeby. Jezus w takich sytuacjach odsuwa się od nas, a my ani nie mamy zaspokojonych naszych potrzeb, ani nie mammy Jego bliskości. Takie to są skutki, gdy na Jego Miłość odpowiadamy nie miłością a egoizmem.

Czy zatem chodzi o to, że nie godzi się i nie należy prosić Boga o zaspakajanie naszych doczesnych potrzeb? Bynajmniej! Jednak przede wszystkim chodzi o to, by On był przez nas kochany. Im bardziej Go kochamy tym o więcej godzi się Go prosić. A jeśli nie kochany, to czy w ogóle możemy o cokolwiek go prosić i czegokolwiek oczekiwać? By za nas, wbrew nam rozwiązywał nasze problemy?                                                   
                                                             Dk Jan