poniedziałek, 3 października 2022

NIEFRASOBLIWI

Niefrasobliwość co do przyszłości swojego życia. Skąd się ona bierze? Po pierwsze czy nie z tego, że nie chcemy myśleć o przyszłości swojego życia, odpychamy te myśli? Chwilę nadejścia tej przyszłości uważamy za odległą i niewiadomą, nie chcemy się wysilać, zastanawiać, albo te myśli nas niepokoją więc odpychamy je. To jest pierwsza, najczęstsza przyczyna niefrasobliwości. Druga jest poważniejsza. To niewiara, że istnieje  inne życie. Świat ostatnich wieków stal się empiryczny, w którym wyznaczono ramy doświadczalne i do nich ograniczono oficjalny nurt życia. Poza tymi ramami jest coś, co wymyka się temu nurtowi i jego regułom, i wygodnie jest dla ludzkiej swobody i dla funkcjonowania świata, by to ignorować. Niewiara czyni postępy jeżeli trzymamy się świata, a nasze życie osobiste toczy się normalnie, nie jest doświadczane cierpieniem, zagrożone chorobą czy śmiercią. Jednak gdy one nadchodzą, wtedy nie wiadomo co robić. Co robić, gdy przychodzą sytuacje ekstremalne, wymykające się sposobom funkcjonowania świata, który usuwa ekstrema poza pole widzenia ludzi i poza swój oficjalny punkt widzenia? Kto idzie za światem ten jest spokojny, ale do czasu.

Punkt widzenia wiary. Wiara pozwala myśleć odpowiedzialnie także o ekstremach. Podążanie w wierze za pobożnością nie musi być rutyną i nawykiem, ale może być sposobem na rzeczywisty kontakt z Bogiem. W normalnej sytuacji kontakt ten daje wielkie szczęście, poczucie miłości z Bogiem i poczucie, że nie jest się samemu, lecz ma się Kogoś. W ekstremalnej sytuacji natomiast Bóg staje się wyjątkowym oparciem i ratunkiem. Niewiara sądzi, że nie potrzebuje takiej bliskości, ona nie wierzy w jej możliwość i zadowala się ziemskimi relacjami. Ale w sytuacji ekstremalnej człowiek niewiary nie ma oparcia i może polegać tylko na sobie i świecie. A czy to jest wystarczające?

Droga od wiary do pewności. Człowiek, który dotąd nie wierzył lub wierzył płytko, może w pewnej sytuacji nabrać mniejszej lub większej pewności, że Bóg jest i on, człowiek Go spotkał i ma przy sobie. Wbrew temu, co głosi świat, Bóg jest wielkim naszym szczęściem. Ale, czy można mieć co do Niego pewność? Czy wiara może stać się tak silna, że graniczy z pewnością? Gdy po okresie przejęcia wiary od innych ludzi, zostaje ona przez nas wchłonięta, staje się nasza, przez lata modlitwy i otwartych oczu nasze wiara może stać się wiarą silną. Na tej drodze szczególnie ważne będą przeżycia spotkania z Bogiem, silne doświadczenia duchowe, które odczyta dla siebie ten, kto je przeżywa, a one dadzą mu pewność, że Bóg jest i że człowiek Go spotkał. Jeżeli człowiek nie zaniedba takiego przeżycia, a będzie je pielęgnował na modlitwie, to ono utrwali się. Wtedy stajemy się ludźmi wewnętrznie i mocno wierzącymi w sposób graniczący z pewnością. I wreszcie owa specjalna, wyjątkowa sytuacja, kiedy nabiera się pewności, jest to odejście z życia tu i spotkanie Boga tam. Niekiedy jest ono dane umierającym, którzy z pogranicza życia i śmierci powracają znowu do życia i zachowują wspomnienia stamtąd. Ale nawet już w chwili zagrożenia życia człowiek doświadcza wyrazistego „filmu” z przeszłości i samo to przeżycie takiego rachunku sumienia może go skłonić do wyjątkowej refleksji. Lecz oczywiście najbardziej niezawodnie człowiek doświadcza pewności Boga, gdy nieodwracalnie z Nim się już znajduje, jak Bogacz i Łazarz z Ewangelii. (Łk 6,19-31)

Konsekwencje silnej wiary i pewności. Gdy ma się pewność, jak wielkim szczęściem człowieka jest Bóg, wtedy zaczyna się bardzo za Nim tęsknić i pragnąć, by inni też Go poznali – by nie zmarnowali swojego życia.  Patrzenie na niefrasobliwy i grzeszny świat staje się bolesne. Czuje się ból, że Bóg nie jest kochany ale odrzucany, że ludzie grzesząc skazują Jezusa na Krzyż i że sami sobie tak strasznie niszczą życie. Ludziom niewiary wydaje się czasem, że gdy nie chce się żyć, nie ma nic prostszego jak skończyć ze sobą. Tymczasem odejście tam w stanie grzechu niczego nie rozwiązuje. Człowiek nie znika, jego zło istnieje nadal, a on musi tam rozwiązywać problemy, których nie rozwiązał tu. Dzięki wierze widzimy, że ci, którzy odrzucają Boga, będą musieli tam żyć bez Niego, a życie bez Niego jest koszmarem i dużo większym cierpieniem, niż to zdarza się na ziemi. Na ziemi nawet najtrudniejsze życie i największe cierpienie nie jest przeżywane bez Boga, a tam człowiek, który Boga odrzuci, może pozostać zupełnie bez Niego i to jest piekło nieopisane, życie zdanym tylko na siły zła.  

Wielka Miłość nie jest kochana. Dlatego, gdy człowiek przekonuje się, tak jak Bogacz, że w sumie cudowne, choć z pozoru trudne, było życie Łazarza, zaś życie Bogacza bez miłości i bez Boga skończyło się tragicznie, wtedy chce ostrzec innych. Bo mając pewność Boga odrzucanie go przez świat odczuwa się jako nieznośne. Mając wiarę św. Franciszka jest się wstrząśniętym obrazem świata i chce się wołać do wszystkich ludzi – wielka Miłość nie jest kochana, tak mocno czuje się, jak tragiczne i nieludzkie jest dla grzeszników takie życie. Gdy poznało się Boga, nie można pogodzić się z tym, że grzesznicy się z Nim mijają, choć On ich szuka. Kochając Boga, kocha się też ludzi i chce się bardzo powiedzieć im – nie, nie róbcie sobie takiej krzywdy! Ale oni tego nie przyjmują, bo zupełnie nie rozumieją.

Dwóch odmiennych ludzi. Optyka świata jest zupełnie inna niż optyka człowieka nawróconego. Jest to jak optyka niewidomego wobec optyki widzącego. Nie na darmo Pan Jezus często uzdrawiał ludzkie oczy, a Jego uzdrowienie sięgało serca. Ponieważ nawrócenie serca jest jedyną drogą, by przyjąć zbawienie od Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, dlatego od czasu śmierci i zmartwychwstania Jezusa zły swoją jedyną szansę ma w takim osaczaniu ludzi, by nie odkrywali tego, co im jest potrzebne do zbawienia, by nie przychodzili do Jezusa aby ich zbawił. A zbawienie mają w zasięgu ręki. Jezus jest jego źródłem. Wiele źródeł zbawienia Jezus pozostawił na ziemi po swoim zmartwychwstaniu i głównym celem szatana jest takie osaczenie jak największej liczby ludzi, by tych źródeł nie odkryli i nie poszli do nich po zbawienie.

Oto jak przebiega to osaczenie: Po pierwsze Jezus jest jedynym świadkiem tego, że zbawienie jest gotowe i wiele mieszkań czeka na nas w domu Ojca. Dlatego zły osacza nas, byśmy tego świadka zbawienia nie poznali, nie zaufali Mu i do Niego nie przyszli. By wydawało się nam, że jest On niepotrzebny. A szatan nie może nic zrobić przeciwko Jezusowi, za to robi wszystko co może przeciwko nam.

Tak więc przede wszystkim, ponieważ Jezus pozostawił Siebie w Kościele, więc szatan osacza Kościół, by go skompromitować w oczach ludzi, by ludzie Kościoła brnęli w grzechy, nie byli wiarygodni, ale kompromitowali Kościół i pośrednio Jezusa. By ludzie nie dostrzegali tego, że Kościół nawet mimo grzechu, nadal posiada Jezusa i ma Jego święte sakramenty. To po drugie.

A po trzecie, skoro Jezus pozostawił w Kościele swoją obecność w sakramentach i one są podstawowym źródłem kontaktu z Jezusem, dlatego zły niszczy sakramenty. Zaczął już dawno, gdy w XVI wieku doprowadził do schizmy zachodniej i pod pretekstem odnowy Kościoła stopniowo pozbawił wielkie obszary Kościoła pełnego udziału w Jezusie. Bo udział w Jezusie ma miejsce nie tylko przez słowo, ale także przez sakramenty. A potem zły zajął się tą częścią Kościoła, w której sakramenty ocalały, by ją wpędzać w grzechy i kompromitować tak, by ludzie coraz bardziej wątpili w Kościół i nie dbali o sakramenty.

I po czwarte Jezus, przez Ducha Świętego, jest obecny w sercu każdego człowieka, jak w plecaku noszonym na plecach. Faktyczne spotkanie z Nim zależy od tego, czy człowiek zajrzy do tego plecaka. Spotkanie z Jezusem zależy od wydobycia Go z plecaka, poznania Go, odkrycia przez różne formy modlitwy, ale modlitwy świadomej, prowadzonej sercem, nie tylko mechanicznie. Przez modlitwę spotykamy się z Jezusem, z czasem możemy poznać Go bliżej, silniej uwierzyć i pokochać Go i świadomie żyć z Nim. Dlatego zły osacza także naszą modlitwę, byśmy byli bardzo zajęci i nie mieli na nią czasu, byśmy uważali ją za nieważną i by szła ona nam bardzo trudno z powodu rozproszeń i fałszywego obrazu Boga. Zły wymyśla, jakobyśmy mieli prawo rozmawiać z Bogiem dopiero, gdy sami się zmienimy, a przecież Jezus przyszedł do grzeszników a nie sprawiedliwych. Albo szatan mówi nam, że nie jesteśmy grzesznikami, bo nie ma grzechu. Albo pobożnym grzesznikom zabrania kontaktu z Bogiem, jak Adamowi, którego nauczył bać się Boga i ukrywać się przed Nim. Ale, jeżeli te złe nawyki odrzucimy, mamy szanse zatrzymać złego w swoim działaniu przeciwko naszym sercom.

I wreszcie po piąte, jeżeli pojawi się na świecie ktoś, jak święci, kto spotkał Boga, poznał Go i obcuje z Nim, kto jest inny, nadal jest na świecie ale już nie jest ze świata, kto nie jest niewolnikiem ale wolnym dzieckiem Boga, kto Go kocha, garnie się do Niego, nie boi się Go i ma prostolinijne serce dziecka, jakiego nie zna świat, to wtedy zły buduje między światem a takim dzieckiem Bożym straszliwą barierę. Dziecko Boże gorliwie obcujące z Bogiem i okazujące Mu miłość, a w konsekwencji także wszystkim ludziom, dziecko Boże rezygnujące z fałszu i przemocy staje się w świecie ciałem obcym. Dziś konflikt między dzieckiem Bożym a światem nabrzmiewa. Już w czasach Jezusa byli tacy, co patrząc na to, jak On żyje, inaczej niż świat, uważali, że odszedł od zmysłów (J 10,20; Mk3,21). A dziś „nowoczesna” psychologia i psychoterapia coraz śmielej wygłasza „naukowe” tezy, że życie wewnętrzne, w którym się doświadcza obcowania z Jezusem, mistycznych przeżyć takich jak u św. Jana od Krzyża, św. Teresy z Avila, czy św. Faustyny, czy u wielu współczesnych osób, które znam i dlatego o nich zamilczę, że to wszystko to patologia duchowości. Takie tezy stają się coraz częstsze w psychologii i psychoterapii współczesnej, którą nawet autorzy katoliccy bezkrytycznie naśladują. (por. ks. K. Grzywocz, Patologia duchowości). Trzeba powiedzieć jasno, że doświadczenie obcowania z Bogiem, słyszenie Go czy widzenie z mocy Ducha Świętego jest zupełnie innym przeżyciem, niż np. odczuwanie depresji lub urojeń w schizofrenii. Zupełnie inaczej działa Duch a inaczej choroba psychiki. Sic!

I po szóste możemy zauważyć, że ponieważ Matka Boża odgrywa w planach Bożych, zwłaszcza w czasach ostatecznych ważną rolę, dlatego zły odciął wielu ludzi od Niej przez odmówienie jej prawa kultu w ramach na przykład schizmy zachodniej. A Maryja jest łaski Pełna i ma Ducha Świętego, którego otrzymała w dniu Zwiastowania i również udziela Go światu. To z jej ważnym udziałem nastąpi zwycięstwo Boga nad złym duchem w czasach ostatecznych, co zostało objawione na samym początku Biblii, gdzie zapowiedziane jest, że niewiasta ma zdeptać głowę węża. Zwycięstwo nad złem w nadchodzących czasach przyjdzie także przez Nią, ale z powodu działania złego duża cześć świata nie jest na Jej przyjęcie gotowa.

Duch Święty. Omówione wyżej skutki działania złego ducha są w dzisiejszych czasach tak głęboko zakorzenione, że tylko Duch Boży może wyprostować chory świat zstępując w niego i działając tak, jak jest zapowiedziane. Tylko On może sprawić, że serca ludzkie staną się na powrót głodne Boga i wiary w Niego, głodne sakramentów i poczują brak Kościoła. Tylko Duch może sprawić, że ludzie odkryją, iż bliskość duchowa z Bogiem to nie patologia, a raczej bolesną nieprawidłowością jest brak tej bliskości. Duch Święty przyjdzie i już przychodzi. On sprawi to, że ludzie staną się głodni i będą szukać Boga, a potem Jego darów obecnych w Kościele. Lecz najpierw Duch będzie oczyszczał Kościół, by stał się gotowy hojnie udzielać ludziom Bożych darów i pracować dla dobra ludzi aż do utraty tchu.

Diakon Jan

NASZA KRÓLOWA

Matka Boża jest Królową Polski, ale także Królową Kościoła i całego świata. Zapytajmy więc dlaczego, Jezus Jej przekazał opiekę nad tymi, za których umarł na Krzyżu. Ona jest spośród wszystkich ludzi tą jedyną, wybraną, by wykonać dla Boga wyjątkowe posłannictwo. Przede wszystkim dała światu Zbawiciela. Świat potrzebował Zbawiciela od zła i grzechu, bo miał zamkniętą drogę do Boga. Potrzebował Zbawiciela, który Boską mocą i ludzkim życiem pokona definitywnie złego ducha. Maryja towarzyszyła Mu - swojemu Synowi przez całe Jego ziemskie życie i stała przy Nim, gdy pokonywał złego. Jezus do tego zwycięstwa potrzebował być Bogiem i człowiekiem, i mieć w sercu pełnię Bożego Ducha. Dlatego Duch zstąpił w dniu Zwiastowania na Nią i na Jezusa w chwili Jego poczęcia. Od tego dnia Maryja jest przy Jezusie jako Łaski Pełna i ma wyjątkową moc od Boga, jakiej nie ma żaden inny człowiek. Dlatego może odegrać i odgrywa w dziele zbawienia wyjątkową rolę. Dlatego Jej Pan Jezus może powierzyć coś wyjątkowego i czyni to pod Krzyżem. Pod Krzyżem Pan Jezus łączy wyjątkową więzią Maryję z Janem a przez to też z całym Kościołem i całą ludzkością. Opisał to Jan w słowach: A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (J 19,25-27).

Dzięki obdarowaniu Maryi Bogiem a nas Nią, Ona staje się Królową Kościoła i potężną opiekunką wszystkich ludzi. Tak ściśle jak więzią miłości Jezus połączył Ją i Jana, tak samo chce połączyć Ją i nas,  byśmy stali się Jej dziećmi, a Ona została przez nas wzięta do siebie, do naszego życia. W jakim celu Jezus wprowadza taki ścisły związek nas z Nią? Po to, by Ona nauczyła nas żyć blisko z Jezusem i wejść z Nim w więź miłości jak oblubienica z Oblubieńcem. Ona może nauczyć nas kochać Boga i stać się Jego oblubienicą. Ona może obronić nas przed złym duchem i nauczyć walki z nim. Ona jest wyjątkową obroną przed złem, bo Jej najbardziej z ludzi, poza Jezusem, boi się zły duch. Może to potwierdzić każdy egzorcysta. Wreszcie Ona nosi w sercu pełnię Ducha Świętego i może nas Nim obdarować i nauczyć, jak mieć na Niego otwarte serce.

Starcie Maryi ze złym duchem opisuje Jan we fragmencie Księgi Apokalipsy.  Potem wielki znak ukazał się na niebie: Niewiasta obleczona w słońce, i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. A jest brzemienna. I woła, cierpiąc bóle i męki rodzenia (Ap 12,1-2). Maryja jest ukazana w tym znaku jako Królowa Kościoła i jednocześnie Kościół jest ukazany jako odbicie i dziecko Maryi. Bo Ona została obleczona w słońce - znak światłości Ducha Świętego, którym Bóg napełnił Ją, a za Nią także Kościół. Także Maryja depcze złego ducha stojąc na księżycu, który jest symbolem nocy. Jest to symbolika analogiczna do tej w Księdze Rodzaju, gdzie zapowiedziano, że niewiasta będzie deptać głowę węża. I wreszcie Maryja jest Królową Kościoła mając na głowie koronę z dwunastu gwiazd, symboli dwunastu apostołów. Taki wizerunek Maryi ukazuje Apokalipsa na koniec czasów i taki, podobny do Niej, ma być wizerunek Kościoła u kresu czasów, gdy Kościół się oczyści. Ona, a przez Nią Kościół, dzięki Duchowi Świętemu staje się święty, bo Ona jest nauczycielką świętości Kościoła.

Na przeciwległym biegunie stoi Smok, symbol złego ducha, który nie ma ognia Ducha, tylko jest barwy ognia i nie świeci sam, tylko ma siedem diademów, świecących odbitym światłem drogich kamieni. Smok udaje, że ma światło Ducha, a i tak ma on najmocniejszą siłę wrogą Bogu, naśladującą Bożego Ducha, Jego panowanie (siedem głów) i Jego Przykazania (dziesięć rogów). Apokalipsa przedstawia to w następujących słowach: I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia, mający siedem głów i dziesięć rogów a na głowach jego siedem diademów. A ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba: i rzucił je na ziemię. I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby skoro porodzi, pożreć jej Dziecię. I porodziła Syna - Mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasał rózgą żelazną. I zostało uniesione jej Dziecię do Boga i do Jego tronu. A Niewiasta zbiegła na pustynię, gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga, aby ją tam żywiono przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni (Ap 12,3-6).

Zły duch jest potężny, dlatego jego walka z Maryją i Kościołem jest dramatyczna. On chce zabić Jezusa i pokonać Maryję, ale Bóg nie dopuszcza do tego. Jezus zwycięża, bo umiera na Krzyżu, ale po tym zmartwychwstaje i odchodzi do tronu Ojca. Zaś Maryi zostaje powierzone zadanie na pustyni. Pustynia jest symbolem naszej ludzkiej doczesności. Po zmartwychwstaniu Jezusa żyjemy na pustyni i tam towarzyszy nam Maryja. Czym jest pustynia? Jest przeciwieństwem życia w dobrobycie, takiego życia jakie ma świat, w wygodzie i posiadaniu, gdzie zły duch łatwo się ukrywa za różnymi doczesnymi gadżetami. Na pustyni nie ma gadżetów i łatwo jest dostrzec dobro i zło. Lud Boży otrzymuje w darze od Boga pustynię, na której jest słabiej mamiony przez złego ducha, lepiej rozróżnia dobro i zło. Maryja jest Królową naszej pustyni i przewodniczką po niej. Ona pokazuje, kim jest Jezus a kim zły duch.

Matka Boża ma swoje zadanie zlecone przez Jezusa - pomagać nam żyć w doczesności pustyni. Z nią przewodnikiem dla nas jest także św. Jan, złączony z Nią pod Krzyżem Jezusa. Ona i Jan uczą nas żyć na pustyni. Czego nas uczą? Przede wszystkim poddawać się Duchowi Świętemu i iść za Nim. Uczą nas także miłości do Jezusa z mocy Ducha Świętego i podobieństwa do Niego w świętości. Ale zanim nauczymy się świętości, najpierw Maryja i Jan uczą nas wiary czyli zaufania do Boga. Bo przecież sama Maryja potężnie i z narażeniem życia musiała zaufać Bogu w dniu Zwiastowania. Wreszcie Maryja uczy nas także odrzekać się złego. Ona wręcz broni nas przed złym duchem, bowiem jest potężną przed nim Obrończynią. Dlatego w naszych czasach Maryja jest wyjątkowo ważnym darem od Boga. Ona bowiem przewodzi nam na wstępnych etapach ostatecznego dzieła Pana Jezusa, Ona pomaga nawracać się ludziom i narodom, by stawać się świętymi jak Jezus jest święty. Abyśmy jak Ona umiłowali Jezusa. Amen

dk Jan

 

 

 

 

 

 

 

 

i    

 

 

    

ZATRZYMAJ KOŁA RYDWANÓW

Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią usta. (Łk 6,45) A czy wiecie, skąd bierze się w sercu ta obfitość? Nie ma w świecie innego źródła obfitości jak Bóg, który daje stworzeniu swego Ducha Świętego. Zatem, kiedy czerpiemy z Boga, mamy serce obficie wypełnione dobrem i z tego skarbca możemy dobywać dary Boże i dzielić się nimi z ludźmi. Tylko tak rozszerza się po świecie prawdziwe dobro. Czerpiemy z Bożej obfitości i dajemy ludziom. Wtedy jesteśmy dobrymi drzewami rodzącymi dobre owoce. Nie ma drzewa dobrego, które by wydawało zły owoc, ani też drzewa złego, które by dobry owoc wydawało. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo; nie zrywa się fig z ciernia, ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. (Łk 6, 43-44)

A nam się wydaje, że sami potrafimy tworzyć dobro. Jednak obraz świata pokazuje, że wiele na nim ciężkiego zła. Zły zasiewa w nas, a potem wykorzystuje przeciw nam, zło, które w prostej linii wywodzi się z szatańskiej i ludzkiej pychy. Dobro, które czynimy bierze się z obfitości mieszkającego w nas Ducha, a niszczące wszystko zło – z pustoty naszych serc. By powstrzymać zło mające źródło w porzuceniu Boga, Bóg dopuszcza na nas rzeczy trudne, które pomagają dostrzec, jak bardzo Bóg jest nam potrzebny. Przeżywając rzeczy trudne zaczynamy pełniej widzieć prawdę: po pierwsze o kruchości i przemijaniu tego życia i po drugie o tym, gdzie jest nasza ostateczna Ojczyzna. O niej Bóg mówi do nas stale, a zły stale nas od niej odwodzi. Lecz utrata Boga jest największą tragedią człowieka. Bez Boga następuje eskalacja zła i cierpienia, i coraz bardziej wymyślnej śmierci. Zło jest skutkiem wszystkich grzechów i cierpimy nie tylko z powodu własnego grzechu ale przede wszystkim grzechu innych, którzy mają duży wpływ na funkcjonowanie świata i realizują swoje bezbożne, egoistyczne i chore plany.

To wszystko powinno nam uświadomić przede wszystkim, że aby przetrwać narastające ataki zła, potrzebujemy prawdziwego nawrócenia, by stale napełniać nasze serca Bogiem. Tym łatwiej jest nam dojść do nawrócenia, im bardziej czujemy zagrożenie złem. Wtedy Bóg otwiera nasze serca dla Ducha Świętego. Duch Święty swoje działanie w historii rozpoczął w dniu Pięćdziesiątnicy, jednak Jego moc jest coraz intensywniejsza im bliżej jest końca historii. Wtedy też zły duch działa na nas coraz zajadlej. Działanie Ducha jest skierowane przeciw działaniu złego, ku obronie nas przed nim, byśmy nie szli za nim do potępienia ale za Bogiem do szczęścia wiecznego. Szatan na naszych drogach gotuje pułapki i ciemne doliny zła, ale Duch nas przez te doliny prowadzi i pohamowuje zło. On uczy nas, byśmy postępowali ku nawróceniu widząc przede wszystkim zło w sobie i dobro w innych, byśmy nie byli jak niewidomy prowadzący niewidomego (Łk 6,39), jak obłudnik strofujący drugich a nie widzący własnej ślepoty (Łk 6,41-42), jak zadufany w sobie nauczyciel (Łk 6,40).

Dlatego potrzebujemy pokory aby dostrzec i przyjąć własne grzechy, i zgodzić się na to, że Bóg naprawdę chce zbawić wszystkich, doprowadzić do nawrócenia także tych najgorszych. Dlatego Bóg dopuszcza w pewnym zakresie zło, przez które cierpią także niewinni. Czyż Pan Jezus, najbardziej niewinny, nie  cierpiał właśnie dla nawrócenia wszystkich winnych? On dopuścił nas do współcierpienia ze Sobą, byśmy mogli też ofiarować się za innych. A jednak na Krzyżu Pan Jezus wziął na siebie główny ciężar walki ze złym duchem, by nie mógł on już wpędzić ludzi ślepo w potępienie. Owocem Jego ofiary, którą przeżywamy w Wielkim Poście, jest odpuszczenie nam grzechów, a potem wylanie na nas Ducha Świętego, który zaczął działać w dniu Pięćdziesiątnicy i z biegiem historii coraz mocniej broni nas przed złym oraz daje charyzmat modlitwy o dobro przeciwko złemu. Duch Boży zapowiadając czasy ostateczne przez Joela (Jl 3,1-8) zapowiedział, że Jego moc będzie ogarniać świat w coraz większym stopniu i to nie tylko niektórych ale wszelkie ciało. On uczynił dzieje Izraela proroczą zapowiedzią tego, że będzie wyprowadzał nas z niewoli grzechu do wolności dzieci Bożych. Dokona tego tak jak wtedy, gdy prowadził swój lud z niewoli egipskiej do wolności, na drugi brzeg morza Czerwonego (Wj 14).

Wtedy powiedział do Izraela tak, jak dziś mówi do nas, że patrzy z góry i widzi dobrze nas oraz zagrażające nam wojsko złego ducha. I kiedy my się boimy i cierpimy, bo zły duch wydaje się niezwyciężony, On ostatecznie triumfuje. Wbrew naszym lękom i zwątpieniom. Odczytajmy zatem na nowo ten tekst dziś adresowany do nas, do Kościoła i do świata w czasach postępującej bliskości ostatecznie się realizujących planów Ojca. O świcie spojrzał Pan ze słupa ognia i ze słupa obłoku na wojsko egipskie i zmusił je do ucieczki. I zatrzymał koła ich rydwanów, tak że z wielką trudnością mogli się naprzód posuwać. Egipcjanie krzyknęli: Uciekajmy przed Izraelem, bo w jego obronie Pan walczy z Egipcjanami (Wj 14,24-25). Tak się dzieje i tak się dziać będzie, jeśli tylko rozumiemy, że sami nic nie możemy zrobić przeciw złemu duchowi, ale zawsze możemy liczyć na Ducha Bożego, bo On ma nad szatanem miażdżącą przewagę. I oto On nam zapowiada, że będzie zatrzymywał koła rydwanów faraona. Dziś Duch Święty daje nam wielką nadzieję, wzywa do nawrócenia i do modlitwy, do gorącej  modlitwy. Nie lękajcie się tylko proście, wołajcie gorąco – zatrzymaj koła ich rydwanów – zatrzymaj koła rydwanów złego ducha. Oto teraz prosi nas Bóg, a my mamy w zakresie modlitwy wielkie pole do popisu. Amen.   

Diakon Jan