Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko! (Iz 55,6). Tymi słowami Bóg wzywa przez proroka Izajasza do aktywności. Byśmy dali z siebie wszystko, żeby spotkać Go i żyć z nim. A jednak w tym wezwaniu najważniejsze jest nawet nie mobilizowanie nas do działania, ale pokazanie, że szukanie jest konieczne właśnie teraz i teraz tylko może być uwieńczone sukcesem, bo Bóg teraz sam daje się nam znaleźć i sam na to pozwala. Bo teraz właśnie Bóg zbliża się do nas pierwszy i przychodzi bardzo blisko. Nasze możliwości szukania Boga są niewielkie. Ograniczają się do tego, co jest ze świata, co jest nam znane, co jest materialne. Choć z drugiej strony jesteśmy ciekawi świata, spragnieni poznawania go i jest szansa, że podejmiemy poszukiwania. Ludzie od zarania dziejów szukają boga w sposób naturalny, ale to poznanie okazuje się bardzo niepełne i powierzchowne. Od tego pogańskiego poznania boga bardzo odbijało to, co poznali o Bogu Żydzi. Ich poznanie dokonało się właśnie dzięki temu, że On się objawił, pozwolił się znaleźć. Dlatego Żydzi doświadczyli Go głębiej i dojrzalej, niż poganie. Nie było wątpliwości, że w tym wypadku to On naprawdę dał im jakościowo zupełnie inne poznanie Siebie. Żydzi byli ze swego Boga dumni, pewni że to On dla nich zniżył się. Ta duma jednak wbiła ich w znacznym stopniu w pychę. Przywłaszczyli Go sobie, uważając, że jest ich i tylko ich, że objawił się tylko im i tylko ich chce mieć dla siebie. W pewnych okresach historii Żydom wydawało się nawet, że zasłużyli sobie na Boga przez zachowywanie Prawa.
Kiedy przyszedł Jezus i nastąpił przełom, Apostołowie zaczęli nauczać, że Mesjasz Żydów przyszedł do całego świata, odkupił i chce zbawić wszystkich ludzi. Wówczas u wielu pojawił się sprzeciw – nie, Bóg powinien być elitarny, zbawiać tylko nas, a nie wszystkich. Klasycznym tekstem na ten temat jest księga Jonasza, gdzie prorok buntuje się, bo Bóg wzywa go do głoszenia zbawienia Asyryjczykom. Bóg kochający naszych śmiertelnych wrogów jest dla wielu nie do przyjęcia.
Bóg zatem przyszedł najpierw do Żydów, pozwolił się im znaleźć i był blisko nich już w Starym Testamencie. Potem jednak zesłał Swego Syna w ludzkim ciele i umieścił Go w ludzkim zasięgu, by Bóg nie był Bogiem w zaświatach, ale niejako wężem miedzianym, sporządzonym przez Mojżesza i powieszonym na wysokim palu. Rola tego węża polegała na tym, że był widoczny dla wszystkich, a przecież spojrzenie na niego miało przywracać ludziom zdrowie. Tak samo Jezus stał się Bogiem widocznym dla wszystkich, pozostającym w zasięgu każdego, wymagającym tylko spojrzenia wiary. Jego widoczność potwierdza się w historii. Chrystus jest postacią historyczną jedyną w swoim rodzaju, najbardziej znaną i charakterystyczną, a Pismo Święte jest książką najbardziej znaną i wydawaną najliczniej nawet w dzisiejszym, zlaicyzowanym świecie. Zatem Jezus pozostaje w centrum świata, pozwala się znaleźć, bo jest blisko, ale nadal wymaga ludzkiego wysiłku. Stawia przed ludźmi wymaganie – szukajcie Mnie. To wezwanie jest, jak wołanie w upale u wodopoju: wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko! Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę - na to, co nie nasyci? Słuchajcie Mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw. (Iz 55, 1-2) Skarga Boga jest szokująca. Upał, potrzebujemy wody, woda jest za darmo, a wino i mleko kosztują. Dlaczego po to, co kosztuje idziecie tłumnie, a do tego, co chcę wam dać za darmo i czego jesteście spragnieni przyjść nie chcecie? Jak to zrozumieć? A przecież to, co oferuje Bóg, nie jest byle jakim jedzeniem, ale przysmakami, potrawami tłustymi, sycącymi. Czemu nie chcecie ich? Czemu nie szukacie Moich darów? O inne rzeczy, które nie nasycają, nie zaspakajają nikogo trwale, nie dają życia wiecznego zabijacie się, a Moje dary czekają, czekają... Nakłońcie uszu i przyjdźcie do Mnie, posłuchajcie Mnie, a dusza wasza żyć będzie. (Iz 55,3).
Owo wołanie Boga pojawiło się już w Starym Testamencie, a jednak w Nowym staje się najbardziej aktualne. Syn Boży przyniósł na świat największy dar od Boga: nie tylko Siebie osobiście, ale także Ducha Świętego udzielanego wszystkim. Pozostawił Go w świecie, by każdy kto uwierzy w Chrystusa otrzymał ten dar Boga do serca: w dniu chrztu, a potem każdorazowo z każdym sakramentem i na każdej modlitwie, zwłaszcza tej z przywołaniem Go w sposób szczególny. Zatem Jezus jest jak św. Mikołaj – przychodzi z workiem prezentów, staje na podwyższeniu i woła dzieci – mam dla was prezenty, chodźcie. Woła, a one nie chcą przyjść. Wyobrażacie sobie taką sytuację? No właśnie, nie bardzo. Bo dzieci przychodzą po prezenty, zaś my, niestety nie mamy mentalności dzieci. A szkoda. Izajasz mówi jednak, że znajdą się tacy ludzie, którzy przyjdą, ba przybiegną w podskokach na wołanie Mesjasza: oto zawezwiesz naród, którego nie znasz, i ci, którzy cię nie znają, przybiegną do ciebie ze względu na Pana, twojego Boga (Iz 55,5).
Do czego będą się tak garnąć owi ludzie? Nie tylko Żydzi, ale i inne narody. Mówi o tym św. Paweł w słowach - poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię (Ef 3,6). Bóg nie w sposób elitarny, ale powszechny, każdemu oferuje po pierwsze zaproszenie do bycia dziedzicem dóbr niebieskich - to znaczy dzieckiem Boga, któremu jakby w spadku przypada wszystko, co ma Bóg. Po drugie Bóg oferuje możliwość życia nie osobno ale w zjednoczeniu z Chrystusem zmartwychwstałym, w łączności z Nim w jednym Duchu. I po trzecie Bóg oferuje nam zaproszenie do uczestnictwa w obietnicy danej Żydom, a potem uczniom Chrystusa, że otrzymają życie z Bogiem. Początkowo chrześcijanom pochodzenia Żydowskiego wydawało się, że tylko oni będą zbawieni przez Chrystusa, potem jednak okazało się, że te same dary na równi z Żydami mogą otrzymać inne narody. I to Paweł nazywa wielką tajemnicą (Ef 3,4-5), zaskakującym dowodem ogromnej miłości Bożej.
Zatem dary Boże dla nas są ogromne, cudowne, definitywne, decydujące o życiu i śmierci, a jednak nie wszyscy chcemy iść po nie. Często nie umiemy nawet wyciągać po nie ręki. Chociaż są tacy, którzy szukają Jezusa i znajdują. I wtedy odkrywają swoje szczęście. Problemem z szukaniem darów Bożych jest to, że by je poznać i pokochać, trzeba najpierw ich zasmakować. Bo nie da się nikomu o nich opowiedzieć, jak o potrawie, która ma cudowny smak, choć nie ma atrakcyjnego wyglądu. Żeby się na niej poznać, trzeba ją zacząć jeść. Kto zaczyna karmić się Bogiem i Jego darami, ten potem się nie może się od niego oderwać. Jednak są i tacy, którzy nie chcą stracić tych mniejszych, ziemskich przyjemności i stoją pośrodku niezdecydowani. Widać to bardzo wyraźnie w perykopie Ewangelii o Trzech Mędrcach. (Mt 2,1-12) Na pierwszym planie mamy Mędrców, którzy z krańca świata przybywają, by szukać Mesjasza - tak im na Nim zależy. Są to ludzie gorący. Na przeciwnym biegunie jest Herod i jego dwór, który nie chce szukać darów Bożych, wręcz się ich boi i odrzuca je pełny agresji. Są to ludzie, którzy obawiają się stracić majątek, pozycję, władzę, wygodę życiową... Jakże często w nas jest też takie odczucie, taka obawa. Bóg może mi skomplikować życie? Pozbawić wygody? Postawić za duże wymagania? Lepiej Go nie szukać, zatrzymać się, nie dopuścić Go do siebie, kiedy przychodzi za blisko. To są owi ludzie zimni. I wreszcie mamy w Ewangelii uczonych w Piśmie, którzy trochę wiedzą o Mesjaszu, spodziewają się Go w Betlejem, ale Jego przyjście nie wywołuje w nich entuzjazmu, nie rzucają się, by biec i sprawdzić, czy Mędrcy mają rację. To są ci najgorsi, letni. Obyś był zimny albo gorący, a skoro jesteś letni, chcę cię wyrzucić z ust moich - mówi Jezus (Ap 3,15-16).
Dziś Bóg jest blisko, najbliżej, czeka spragniony naszej miłości. Czy go szukamy jak Mędrcy?
Kiedy przyszedł Jezus i nastąpił przełom, Apostołowie zaczęli nauczać, że Mesjasz Żydów przyszedł do całego świata, odkupił i chce zbawić wszystkich ludzi. Wówczas u wielu pojawił się sprzeciw – nie, Bóg powinien być elitarny, zbawiać tylko nas, a nie wszystkich. Klasycznym tekstem na ten temat jest księga Jonasza, gdzie prorok buntuje się, bo Bóg wzywa go do głoszenia zbawienia Asyryjczykom. Bóg kochający naszych śmiertelnych wrogów jest dla wielu nie do przyjęcia.
Bóg zatem przyszedł najpierw do Żydów, pozwolił się im znaleźć i był blisko nich już w Starym Testamencie. Potem jednak zesłał Swego Syna w ludzkim ciele i umieścił Go w ludzkim zasięgu, by Bóg nie był Bogiem w zaświatach, ale niejako wężem miedzianym, sporządzonym przez Mojżesza i powieszonym na wysokim palu. Rola tego węża polegała na tym, że był widoczny dla wszystkich, a przecież spojrzenie na niego miało przywracać ludziom zdrowie. Tak samo Jezus stał się Bogiem widocznym dla wszystkich, pozostającym w zasięgu każdego, wymagającym tylko spojrzenia wiary. Jego widoczność potwierdza się w historii. Chrystus jest postacią historyczną jedyną w swoim rodzaju, najbardziej znaną i charakterystyczną, a Pismo Święte jest książką najbardziej znaną i wydawaną najliczniej nawet w dzisiejszym, zlaicyzowanym świecie. Zatem Jezus pozostaje w centrum świata, pozwala się znaleźć, bo jest blisko, ale nadal wymaga ludzkiego wysiłku. Stawia przed ludźmi wymaganie – szukajcie Mnie. To wezwanie jest, jak wołanie w upale u wodopoju: wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko! Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę - na to, co nie nasyci? Słuchajcie Mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw. (Iz 55, 1-2) Skarga Boga jest szokująca. Upał, potrzebujemy wody, woda jest za darmo, a wino i mleko kosztują. Dlaczego po to, co kosztuje idziecie tłumnie, a do tego, co chcę wam dać za darmo i czego jesteście spragnieni przyjść nie chcecie? Jak to zrozumieć? A przecież to, co oferuje Bóg, nie jest byle jakim jedzeniem, ale przysmakami, potrawami tłustymi, sycącymi. Czemu nie chcecie ich? Czemu nie szukacie Moich darów? O inne rzeczy, które nie nasycają, nie zaspakajają nikogo trwale, nie dają życia wiecznego zabijacie się, a Moje dary czekają, czekają... Nakłońcie uszu i przyjdźcie do Mnie, posłuchajcie Mnie, a dusza wasza żyć będzie. (Iz 55,3).
Owo wołanie Boga pojawiło się już w Starym Testamencie, a jednak w Nowym staje się najbardziej aktualne. Syn Boży przyniósł na świat największy dar od Boga: nie tylko Siebie osobiście, ale także Ducha Świętego udzielanego wszystkim. Pozostawił Go w świecie, by każdy kto uwierzy w Chrystusa otrzymał ten dar Boga do serca: w dniu chrztu, a potem każdorazowo z każdym sakramentem i na każdej modlitwie, zwłaszcza tej z przywołaniem Go w sposób szczególny. Zatem Jezus jest jak św. Mikołaj – przychodzi z workiem prezentów, staje na podwyższeniu i woła dzieci – mam dla was prezenty, chodźcie. Woła, a one nie chcą przyjść. Wyobrażacie sobie taką sytuację? No właśnie, nie bardzo. Bo dzieci przychodzą po prezenty, zaś my, niestety nie mamy mentalności dzieci. A szkoda. Izajasz mówi jednak, że znajdą się tacy ludzie, którzy przyjdą, ba przybiegną w podskokach na wołanie Mesjasza: oto zawezwiesz naród, którego nie znasz, i ci, którzy cię nie znają, przybiegną do ciebie ze względu na Pana, twojego Boga (Iz 55,5).
Do czego będą się tak garnąć owi ludzie? Nie tylko Żydzi, ale i inne narody. Mówi o tym św. Paweł w słowach - poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię (Ef 3,6). Bóg nie w sposób elitarny, ale powszechny, każdemu oferuje po pierwsze zaproszenie do bycia dziedzicem dóbr niebieskich - to znaczy dzieckiem Boga, któremu jakby w spadku przypada wszystko, co ma Bóg. Po drugie Bóg oferuje możliwość życia nie osobno ale w zjednoczeniu z Chrystusem zmartwychwstałym, w łączności z Nim w jednym Duchu. I po trzecie Bóg oferuje nam zaproszenie do uczestnictwa w obietnicy danej Żydom, a potem uczniom Chrystusa, że otrzymają życie z Bogiem. Początkowo chrześcijanom pochodzenia Żydowskiego wydawało się, że tylko oni będą zbawieni przez Chrystusa, potem jednak okazało się, że te same dary na równi z Żydami mogą otrzymać inne narody. I to Paweł nazywa wielką tajemnicą (Ef 3,4-5), zaskakującym dowodem ogromnej miłości Bożej.
Zatem dary Boże dla nas są ogromne, cudowne, definitywne, decydujące o życiu i śmierci, a jednak nie wszyscy chcemy iść po nie. Często nie umiemy nawet wyciągać po nie ręki. Chociaż są tacy, którzy szukają Jezusa i znajdują. I wtedy odkrywają swoje szczęście. Problemem z szukaniem darów Bożych jest to, że by je poznać i pokochać, trzeba najpierw ich zasmakować. Bo nie da się nikomu o nich opowiedzieć, jak o potrawie, która ma cudowny smak, choć nie ma atrakcyjnego wyglądu. Żeby się na niej poznać, trzeba ją zacząć jeść. Kto zaczyna karmić się Bogiem i Jego darami, ten potem się nie może się od niego oderwać. Jednak są i tacy, którzy nie chcą stracić tych mniejszych, ziemskich przyjemności i stoją pośrodku niezdecydowani. Widać to bardzo wyraźnie w perykopie Ewangelii o Trzech Mędrcach. (Mt 2,1-12) Na pierwszym planie mamy Mędrców, którzy z krańca świata przybywają, by szukać Mesjasza - tak im na Nim zależy. Są to ludzie gorący. Na przeciwnym biegunie jest Herod i jego dwór, który nie chce szukać darów Bożych, wręcz się ich boi i odrzuca je pełny agresji. Są to ludzie, którzy obawiają się stracić majątek, pozycję, władzę, wygodę życiową... Jakże często w nas jest też takie odczucie, taka obawa. Bóg może mi skomplikować życie? Pozbawić wygody? Postawić za duże wymagania? Lepiej Go nie szukać, zatrzymać się, nie dopuścić Go do siebie, kiedy przychodzi za blisko. To są owi ludzie zimni. I wreszcie mamy w Ewangelii uczonych w Piśmie, którzy trochę wiedzą o Mesjaszu, spodziewają się Go w Betlejem, ale Jego przyjście nie wywołuje w nich entuzjazmu, nie rzucają się, by biec i sprawdzić, czy Mędrcy mają rację. To są ci najgorsi, letni. Obyś był zimny albo gorący, a skoro jesteś letni, chcę cię wyrzucić z ust moich - mówi Jezus (Ap 3,15-16).
Dziś Bóg jest blisko, najbliżej, czeka spragniony naszej miłości. Czy go szukamy jak Mędrcy?
Diakon Jan Ogrodzki