piątek, 29 grudnia 2017

OBDAROWANI BY OBDAROWYWAĆ


Człowiek jest poraniony i zamknięty. Wszystkie jego nieszczęścia wzięły początek w raju. Tam był młody i rozwijał się, wszystkiego chciał  i bardzo potrzebował, stale był głodny i spragniony, bez przerwy szukał i poznawał. Pytał, kogo mógł, by dowiedzieć się co i gdzie znajdzie, czego mu jeszcze potrzeba, co więcej może. Przemierzał raj w poszukiwaniu jeszcze pełniejszego szczęścia, a raj był wielki i obfity. Stale wszystkiego głodny pytał, czym jeszcze może się nakarmić, co jest dobre, co jeszcze lepsze. Najpierw pytał Boga i Bóg mu hojnie odpowiadał. Ale potem pomyślał sobie, że gdyby zapytał jeszcze kogoś innego zyskałby więcej i ubogacił się bardziej. Niestety zapytał węża – szatana, niewłaściwej osoby i otrzymał złą wskazówkę. Przez nią nakarmił się tym, czym nie powinien, na co Bóg nie zezwalał, bo nie był to pokarm dla człowieka. Ta niewierność Bogu ugodziła w człowieka i zraniła go śmiertelnie. Od tej chwili jest obolały i nieszczęśliwy. Powoli wychodzi ze swego nieszczęścia, ale już nie może pozwolić sobie na byle jakiego doradcę. Potrzebuje doradcy najlepszego, eksperta od jego chorej duszy i powinien trzymać się Go całym sercem. 


Chodzi, zatem, o to, czym powinien karmić się człowiek, a czego unikać. Tylko Bóg to wie, ponieważ to On stworzył człowieka i zna zasady jego życia. Przejawem tego życia jest oddech. Bóg dał mu ten oddech, którym oddycha Sam, dał mu to, czym Sam żyje, napełnił go Swoim życiem. Oddech stale towarzyszy człowiekowi, ale oddech to wiatr i duch, po hebrajsku ruah. Dzięki tej wieloznaczności możemy zrozumieć, że oddech Boży w człowieku to Duch Święty. On stale ma przebywać w nim i Nim ma człowiek żyć, bo otrzymał Go od Boga jako podstawę całego życia. W tym Duchu Bóg mieszka w człowieku, a człowiek z Jego mocy żyje. Niestety Ducha Świętego człowiek stracił i to na własne życzenie, za sprawą posłuchania złego doradcy. I od tej pory cała historia zbawienia to Boże starania, by przywrócić ludziom  Ducha Świętego, sprawić, by znów zaczęli oddychać Bogiem, a nie złym duchem. W Starym Testamencie Bóg dawał Ducha Świętego tylko wybranym, lepiej przygotowanym, bardziej otwartym – prorokom. Oni dzięki Niemu rozumieli, co mówi Bóg, byli bardziej wrażliwi na działanie Boga i mieli moc, by głosić o tym i przekazywać Ducha Bożego innym. Niestety większość ludzi była oporna i słabo poddawała się mocy Bożej, prorocy doświadczali powszechnego oporu, niezrozumienia, zatwardziałości serca. Bo w ludziach, którzy mają w sobie puste przestrzenie, z których wygnali Boga, zostali zajęci w znacznym stopniu przez złego ducha, a on obwarowuje się w tych pustkach, jak w twierdzach, umacnia i opancerza. Człowiek staje się zatwardziały i hermetyczny dla Ducha. I tak jest po dziś dzień. Ale wtedy, w czasach proroków, było to zjawisko szczególnie bolesne. Tak, że Bóg powołując proroków nieraz z góry uprzedzał ich że idą głosić na zatwardziały ugór, na pustynię, gdzie nie ma żywego ducha.


Człowiek powinien zrozumieć, co trzeba mieć w sobie, by być wrażliwym na Ducha Bożego. Przeczytajmy słowa proroka Izajasza (Iz 61,1-2,10-11) Po pierwsze, trzeba rozumieć, że Ducha Bożego przyniósł na ziemię Jezus i tylko od Niego albo od Ojca można tego Ducha przyjąć. Ludzie szukają powszechnie natchnień, ale często miesza się w nich Duch Boży ze złym duchem. Z tych natchnień pracują, tworzą, a przez to ich praca bywa inspirowana pychą, miłością własną, wpatrzeniem w siebie, bardziej złem niż dobrem, bardziej nieczystością niż czystością. Oni są wrażliwi,  ale wrażliwość otwiera nieraz na inne duchy, a nie ducha Bożego. To jest pierwsza choroba duchowa ludzi twórczych.


Drugą chorobą duchową człowieka jest złudzenie sytości. Nie widzimy tego, że jesteśmy ubodzy, a Bóg powinien ubogacić nas Sobą, swoim Duchem. Czujemy się pozornie nasyceni światem, jego dobrami, darami otrzymywanymi od ludzi. Złudzenie sytości trwa w nas dopóki nie przeżyjemy obdarowania Duchem Bożym i to przeżycie nami nie wstrząśnie. Wtedy widzimy, że ludzkie dary to miałkość i nicość w porównaniu z Bogiem i zaczynamy widzieć, że naprawdę jesteśmy ubodzy, dopóki Bóg nas nie ubogaci. A że na ubogacenie przez Boga trzeba poczekać i o nie zabiegać, przeto czekając i szukając czujemy głód i brak prawdziwych wartości. Stale niezaspokojone w nas ubóstwo jest dla nas ratunkiem, bo dzięki niemu pragniemy i szukamy właśnie tego, kogo nam potrzeba - Ducha Bożego.  


Trzecią chorobą duchową człowieka jest złamane serce. To głębokie złamanie naszego serca nastąpiło w raju, gdzie ufaliśmy Bogu i On nigdy nas nie zawiódł, a potem nagle, tak samo jak Bogu, zaufaliśmy złemu duchowi, a wtedy on zawiódł nas i wyszydził okrutnie. I tak jest do dziś. Dobroć i miłość Boga miesza się nam ze złośliwością i nienawiścią złego ducha, dobre natchnienia z pokusami. Jesteśmy zagubieni i nasze złamane serca często nie wiedzą, czy są kochane i przez kogo. Jest to nasz osobisty dramat, brak pewności co do miłości z jednej strony, a z drugiej tak wielkie jej pragnienia. To rozdarcie serca niszczy nas i wykańcza. Bóg robi wszystko, co może, posługując się ludźmi dobrej woli, a zły robi ze swej strony też wszystko, by to starania sił dobra nie wyglądały wiarygodnie. Czy rozumiemy, jak straszna toczy się walka o dusze złamane? Straszna. 


Czwartą chorobą duchową człowieka jest zniewolenie wewnętrzne. Odczuwamy nacisk na wolę, na swoje  wnętrze, nie czujemy się do końca swobodni, ogranicza nas świat i ludzie. Jesteśmy z tego niezadowoleni, przeżywamy dyskomfort, złoszczą nas własne ograniczenia i boimy się niewoli i przemocy innych. Ale tkwimy w tym i nie umiemy się sami wyzwolić. 


Jedyną siłą leczącą te nasze choroby jest Jezus, który przyniósł na świat Ducha Świętego i rozlał go na nas. Oczywiście nie dokonało się to łatwo, ale z wysiłkiem Jezusa, po Jego śmierci i zmartwychwstaniu, za cenę najwyższą - Jego Krwi. Jezus przychodzi do nas, gdy w Niego uwierzymy i przyjmiemy chrzest. Wtedy wyrzuca z nas złego ducha i Duch Święty zajmuje jego miejsce. On daje sercu pokój i radość, osłania nas płaszczem sprawiedliwości, a więc dobra, tym samym płaszczem, który potrzebujemy my, aby wejść na ucztę weselną (??). Kiedy Jezus przychodzi, siły zła ustępują, ale potem człowiek musi utrzymać Ducha Bożego, a zły walczy, by Go odsunął na bok, albo wręcz usunął z serca. Jesteśmy pomiędzy dwoma siłami, wlewającą się ciepło i miękko Miłością, a atakującą brutalnie złośliwością. Duch Święty działa delikatnie i pokornie, a złe duchy gwałtownie i złośliwie. Można je na ogół rozpoznać.


Ducha Świętego przynosi nam każdorazowo Jezus. Trzeba się zwracać po Niego do Jezusa. Nie mieć poczucia własnej umiejętności robienia czy zyskiwania czegoś. Dobrym wzorem takiej postawy wrażliwej na Ducha jest Jan Chrzciciel. On wie, kim nie jest, ani Mesjaszem, ani nawet prorokiem, ale tylko głosem głoszącego. Nie ma więc jakby własnej osobowości, nie jest kimś kto działa, ale jest całkowicie oddany Duchowi i jest tylko tymi rzeczami, które Duch czyni i wypowiada. Duch Święty jest podmiotem działającym, a on narzędziem, ludzkim przejawem Jego działania. Lepiej nie można było ująć własnej pokory i nicości. Ale z tej nicości rodzi się moc Boża w świecie, bo nikt jej nie zasłania, nie przeszkadza, nie przywłaszcza. Jest bardzo ważne i trudne pozwolić Duchowi Świętemu działać samodzielnie, choć przez nas. Jan też podkreśla, kim jest Ten, kto tego Ducha przynosi. Jest nim Jezus, a Duch przychodzi z Jego ust i serca jak ogień, podczas gdy w ustach i sercu Jana jest zaledwie wodą. Woda obmywa z grzechu, aby na obmyte serce wylał się Duch i zajął je dla siebie, jak ogień zajmuje drewno.


W ten sposób zamyślił Bóg swoje działanie. Posłał Jezusa by wylał na ludzi Ducha, a kiedy oni staną się głosami tego Ducha, wtedy Duch będzie tryskał też od nich i zajmował innych. Tak Bóg obdarował ludzi  Duchem, by oni poddali się Mu i sami innych tym Duchem obdarowywali. To nic, że świat jest pełny  istot zamkniętych i opancerzonych. Niech Duch oblewa ich i stuka do nich. Niech stoi u ich drzwi i kołacze. A czasem ten Duch potrafi nie tylko kołatać, ale dopuścić gwałtowniejsze uderzenia i wstrząsy. Cierpienia te sprowadza zły, ale czyni to niebacznie, bo to one potrafią właśnie rozbić pancerz stworzony przez niego. A wtedy serce się odsłoni, Duch Boży wejdzie i zajmie wreszcie dostępne Mu serce.


Diakon Jan