poniedziałek, 29 kwietnia 2019

POWRÓT SYNA DO OJCA


Ewangelia przepełniona jest przypowieściami o Królestwie Bożym. W tych przypowieściach zawsze występuje Ojciec, Pan Jezus i my, powołani do Królestwa. Tak jest, kiedy Ojciec organizuje ucztę dla Syna i zaprasza nas. Tak jest, gdy podczas wesela Syna dziesięć panien stoi przed drzwiami, by z Nim wejść do domu. Tak jest też, gdy Syn dysponuje całym stworzeniem jako wielkim majątkiem Ojca i powierza to stworzenie nam, byśmy je pomnażali. Także w przypowieści o drogocennej perle człowiek odnajduje Pana Jezusa i wtedy sprzedaje wszystko, aby posiąść tylko Jego. A co powiemy o przypowieści o marnotrawnym synu? Gdzie jest w niej Pan Jezus?

Nim znajdziemy odpowiedź na to pytanie, przeczytajmy werset (5,21) z Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian: W imię Chrystusa prosimy pojednajcie się z Bogiem. On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą. Bóg uczynił nas obrazem Syna i Jego powołał do odpowie­dzialności za nas na dobre i na złe. Oznacza to, że Syn daje nam więź z Bogiem i przez Syna mamy możliwość bycia zjednoczonymi z Nim. Znaczy to, że kiedy grze­szymy i oddalamy się od Boga, wtedy Syn, choć sam nie grzeszy, też oddala się od Ojca, ponieważ idzie za nami. Jeśli my opuszczamy Raj i schniemy na bezwodnej pustyni, On idzie tam za nami i też cierpi z pragnienia. Jak uczy Pismo Święte i Kościół, On bierze na Siebie nasze grzechy i umiera z ich powodu na Krzyżu zamiast nas. Skutkiem grzechu jest śmierć, dla nas wieczna, więc On ją bierze, bo może ją pokonać. My nie możemy. Świat jest wspaniały ale i tragicznie zły. Pan to zło bierze na Siebie, by ono nie odciągnęło nas od Boga. Pan poradził sobie z szatanem, a my nie dalibyśmy mu rady. Bóg swego Syna uczynił grzechem, czyli grzesznikiem niegodnym zbawienia nie z powodu swoich grzechów, ale z powodu naszych.

Wróćmy zatem do marnotrawnego syna i zapytajmy, kim on jest. Otóż jest on człowiekiem grzesznym, który odchodzi od Ojca, ale odkrywa, że życie bez Ojca jest nie do zniesienia, więc wraca do domu. Spróbujmy zrozumieć tę przypowieść. Jeśli człowiek odchodzi od Ojca, to Chrystus idzie za nim i razem z nim odchodzi od Ojca. Bierze na siebie jego grzechy. Ale Chrystus z powodu tych grzechów umiera i pokonuje ich potępieńczą moc, a zmartwychwstając powraca czysty do Ojca. I wtedy u Ojca rozpoczyna się wielkie święto, radość pokonania zła, ucztowanie w uroczystych szatach, z pierścieniem synowskim na palcu. Bo z ziemi do nieba wrócił Syn, a my wróciliśmy z Nim, bo został zmazany nasz grzech. Z Synem wracają do Ojca ci, co przylgnęli do Syna, skorzystali z Jego mocy i weszli do Królestwa razem z Nim. Zatem syn marnotrawny to my i On zjednoczeni w jedno w grzechu i nawróceniu. On poszedł za nami, kiedy my zgrzeszyliśmy, ale my wróciliśmy za Nim, kiedy On pokonał grzech w nas. Oto tajemnica syna marnotrawnego, znaku wszystkich co zgrzeszyli a  Chrystus przyprowadził ich z powrotem.

Ale jest jeszcze drugi syn. Ten uważa, że nigdy nie odszedł i że ciężko cały czas pracował, by zasłużyć na bycie z Ojcem. Ten syn nie potrzebuje powracającego brata, ani zmartwychwstającego Jezusa. Sam troszczy się o swoje zbawienie, jeśli w ogóle myśli o nim i go potrzebuje. Kiedy w dniu zmartwychwstania otwiera się dom Ojca, niebo, przed ewidentnie złym bratem i przed Chrystusem, który pokonał jego zło, wówczas okazuje się, że „porządny” syn, który sam pracował na swoje przebywanie z Ojcem, miejsca u Ojca po prostu nie ma. Ojciec świętuje z nawróconymi, a on wciąż nie jest nawrócony, jest sprawiedliwy własnym staraniem i nie potrzebuje usprawiedliwienia od Jezusa. Jest to dramat wielu ludzi, którzy nie rozumieją, jak bardzo są niegodni nieba. Dobrze jest być niegodnym nieba, wtedy bowiem można je otrzymać za darmo i zostać do niego wprowadzonym przez Jezusa. Kto zaś czuje się nieba godnym, bo sam z siebie żyje porządnie, ten w dniu Zmartwychwstania zauważa, że wejść tam nie może. Tak było z pięcioma głupimi pannami. Poszły szukać oliwy, nie czekały na Oblubieńca, przegapiły Jego przyjście. Potem pukały same, przekonane, że mają oliwę, więc powinny być wpuszczone. Ale nikt im nie otworzył. Bowiem nie wystarczy mieć oliwę. Oliwa była po to, by być przy drzwiach w momencie nadejścia Chrystusa. Najważniejsze jest, by wejść nie z oliwą, ale z Chrystusem i tylko z Nim. Nie samemu, choćbyśmy kilometry odbyli w poszukiwaniu oliwy. Własnym wysiłkiem do Królestwa wejść się nie da. Tylko miłosnym przylgnięciem do Tego, który nas wprowadza. Ci, których On wprowadza, cieszą się, radują, świętują z Nim, bo otrzymują Ducha Świętego. Teraz właśnie Zmartwychwstały daje Go nam, byśmy z Nim padali w ramiona Ojca, tańczyli i ucztowali w Jego domu w nieopisanej radości.
Diakon Jan