wtorek, 14 stycznia 2020

NIECH BĘDZIE BŁOGOSŁAWIONY BÓG I OJCIEC...


Prolog Listu do Efezjan (Ef 1) w błyskotliwym skrócie ujmuje istotę tego, co Bóg przygotował dla ludzi na wieczność. Jego dar jest zupełnie wyjątkowy, nieoczekiwany dla pogan, nieoczekiwany dla Izraela Starego Testamentu, ale także nieoczekiwany dla wyznawców większości współczesnych religii. Ten wyjątkowy dar Boga św. Paweł nazywa wszelkim błogosławieństwem duchowym (Ef 1,3). To błogosławieństwo pokazuje, jak bardzo nasz los leży Bogu na sercu i jak my sami lekceważymy własny los. Dar Boży dla nas zrodził się w sercu Ojca i gdybyśmy go w swoim sercu odkryli, ze łzami radości śpiewalibyśmy ze św. Pawłem: Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa (Ef 1,3)…
Dar z miłości. O darze Ojca trzeba przede wszystkim powiedzieć to, że otrzymujemy go z miłości Ojca (Ef 1,4) oraz to, że jest on nam dawany w Chrystusie (gr. en Christo) (Ef 1,3). Co  znaczy, że coś otrzymujemy z miłości Ojca? Słowo miłość niestety nam się wytarło. Wiemy, czym powinno być dla małżonków, czym dla rodziców i ich dzieci, widzimy też jak wiele znaczy ono w życiu świętych. Niestety obracamy się zbyt często wśród jakże ułomnej ludzkiej miłości. Pomyślmy jednak, co może oznaczać miłość dla Istoty tak ogromnej i tak doskonałej jak Bóg. Dopiero Miłość Boga Ojca nie jest ułomna, świeci pełnym blaskiem. Gdy Bóg obdarowuje nas z miłości, udziela nam czegoś z niczym nieporównywalnego. Kto poznał jego dar, nie może go nie docenić. Jednak łatwo jest na Bożym darze w ogóle się nie poznać. Dlatego Pawłowi tak bardzo będzie zależało na tym, żeby Efezjanie mieli światłe oczy serca (Ef 1,18), dzięki którym zaczną dostrzegać Boże dary i do nich dorosną. Zachwycą się tym, do czego zostali zaproszeni.
Dar w Chrystusie. O darach Miłości Ojca Paweł mówi, że ludzie otrzymują je en Christo. Po polsku powiemy w Chrystusie albo przez Chrystusa, a tak naprawdę trzeba powiedzieć w i przez Chrystusa. Przyimek en ma te dwa znaczenia. Dar miłości Ojca otrzymujemy przez, to znaczy za pośrednictwem Chrystusa: Ojciec okazuje miłość Chrystusowi, a Chrystus przekazuje ją nam. Ale to nie wszystko. Ojciec okazuje miłość Chrystusowi, a miłość przeznaczona dla Chrystusa trafia też do nas, ponieważ jesteśmy zanurzeni w Chrystusie, stanowimy z Nim jedność, jesteśmy z Nim złączeni, zjednoczeni. Jest to związek, który się przeżywa, ale można go trochę zrozumieć za pomocą obrazów. Według św. Jana jest on podobny do krzewu: Chrystus jest krzewem, my jego latoroślami. Według św. Pawła Chrystus to jakby cały organizm, a my stanowimy poszczególne jego członki. Wreszcie według nauki Starego i Nowego Testamentu Chrystus i ludzie są jako mąż i żona. Ten ostatni obraz najwymowniej pokazuje nierozerwalną jedność i do głębi miłosny charakter wspólnego życia Chrystusa i nas. Jesteśmy zespoleni z Nim w jedno bardziej niż w najidealniejszym małżeństwie. Żyjemy z Niego jak roślina z wody.
Św. Paweł powie, że Ojciec wybrał nas w Nim (Ef 1,4): wybrał już wtedy, kiedy wybierał Jego – czyli przed założeniem świata. Kiedy niczego jeszcze nie było, Ojciec zrodził Syna Pierworodnego, a patrząc na Niego już widział w Nim nas. Widział, że my zaistniejemy i będziemy podobni do Syna. Ojciec ukształtował w swoim Synu koncepcję nas – by przedłużyć Jego życie życiem naszym – synów przybranych w Nim (Ef 1,5). Przedwieczne zrodzenie Chrystusa zapoczątkowało świat, który będzie Jego obrazem i będzie do Niego podobny. Przygotowany do wejścia w miłosną jedność z Nim.
Dzieci - nie służba. Bóg przeznaczył nas dla siebie, zapragnął mieć w nas nie służbę, jak w aniołach, ale dzieci, takie jak Chrystus i mające żyć z Nim jako jego oblubienice. Takie było postanowienie jego woli (Ef 1,5). Nie był to pomysł nasz. Udzielenie nam łaski życia dla Boga, w miłosnym zjednoczeniu jest miłe Bogu. Co więcej, przysparza ono chwały i majestatu Bożej Miłości. Gdy Ojciec miłuje Syna a Syn Ojca, jest to już pełnia Bożej Miłości. Ale, gdy Ojciec miłuje Syna i w Synu ma do miłowania nas albo, gdy Syn miłuje Ojca i my miłujemy Ojca wraz z Nim, wtedy Boska miłość sięga szerzej. Większa jest Boża Chwała, że Bóg doprowadził do tak szerokiego rozlewu swojej Miłości (Ef 1,6).
Nasza doskonałość? Czy to możliwe? Stwarzając nas Ojciec zaplanował, że mamy być podobni do Syna w doskonałości - święci i nieskalani przed Jego obliczem (Ef 1,4). Ktoś powie – ależ to niemożliwe! Ktoś może nawet uzna, że to pycha. Rzecz w tym, że nie my taki plan wymyśliliśmy i prawdą jest, że na niego nie zasługujemy. A jednak Bóg tak postanowił. Stworzył ludzi do świętości i doskonałości. Właśnie z wielkiej Miłości zapragnął podzielić się z nami Sobą, byśmy harmonijnie żyli razem jako Najczystszy z czystymi. Kiedy w dniu stworzenia chcieliśmy Bogu wyrwać doskonałość rajskiego drzewa poznania dobra i zła, to był nasz grzech i przejaw wielkiej pychy. Ale, gdy po Zmartwychwstaniu Chrystusa, Bóg sam chce nam dać daleko idące podobieństwo do Siebie, uczynić świętymi i nieskalanymi, i takimi stawi przed swoim obliczem, to jest to jego wola, jego dzieło, przerastające nasze najśmielsze oczekiwania.
Przebaczenie i oczyszczenie stworzenia. Czy nie budzi powątpiewania tak wielki rozmiar daru, jaki otrzymujemy? Bóg nas oczyszcza, byśmy stawali się świętymi i nieskalanymi. Sam Pan Jezus mówi: doskonałymi bądźcie, jak Ojciec wasz Niebieski doskonały jest. Jak to możliwe? Niektórym wciąż się wydaje, że zbawienie następuje już przez samo uwierzenie i wtedy człowiek jest gotów do stanięcia przed obliczem Boga. Śmierć Chrystusa na Krzyżu dokonuje naszego odkupienia. Kto przyjmuje Odkupiciela z wiarą, ten otrzymuje odpuszczenie grzechów i jest już zbawiony. Ale nie jest to kompletna nauka Chrystusa o zbawieniu.
Rzeczywiście przez wiarę mamy gwarancję wejścia do życia wiecznego z Bogiem. Tylko że to jeszcze nie znaczy, iż od razu do tego życia wejdziemy. Dlaczego? Ponieważ do Nieba nie może wejść nic nieczystego i niedoskonałego. Mając wiarę i łaskę uświęcającą na ogół jeszcze nie jesteśmy święci i nieskalani, gotowi do stanięcia przed Boskim obliczem. Pamiętamy jak Mojżesz zasłaniał twarz, bo nie mogła ona znieść światłości Bożej, tak jak człowiek nie może znieść zbyt intensywnego słońca. Człowiek nie tyle nie może, ile nie umiałby odnaleźć się w obliczu Chwały Bożej. Św. Jan upadł na twarz z przerażenia, gdy na Patmos ujrzał Chrystusa w postaci, w jakiej przyjdzie On przy końcu czasów - w lśniącej szacie, włosach i przepasanego złotym pasem. Nic, co nie jest przez Ducha Świętego do końca oczyszczone, nie zniesie spotkania z Bogiem w Niebie, bo ma wryte w serce wady, rany po grzechach, skłonność do zła, mentalność niewolnika a nie syna, uleganie negatywnym emocjom i pokusom. Wszystkie te skutki grzechu wymagają oczyszczającej formacji. Dokonuje się ona przez działanie Ducha Świętego, często w cierpieniu. Gdy oczyszczenie całkowicie dokona się na ziemi, wtedy umiera się jako święty. Jeśli oczyszczenie nie dokona się w pełni, jego ciąg dalszy musi wypełnić się w  czyśćcu. Dopiero po całkowitym oczyszczeniu jesteśmy gotowi do zjednoczenia z Bogiem.
Światłe oczy serca. Św. Paweł powie, że potrzebujemy Ducha mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Boga (Ef 1,17). Potrzebujemy też światłych oczu serca – by dostrzec Boga, jego Miłość i działanie wobec nas (Ef 1,18), by dostrzec dary, które On daje. Potrzebujemy oczu by widzieć. Jezus uzdrawiał wzrok na znak przygotowania nas do widzenia Boga, dostrzegania, jak wielkie są dary, do których On wzywa. Jak wielkie jest bogactwo chwały, która płonie w sercu uświęconym przez Ducha Świętego (Ef 1,18). Jak ogromne! Amen.

dk. Jan Ogrodzki