Pan daje znaki jako widzialne przejawy swojego niewidzialnego
działania. Czasem działanie to jest przystępne i upewnia nas, że Bóg jest naprawdę
bliski i stoi za nami murem. Ale czasami nasze odczucia mogą być inne: Opatrzność
przestaje nam się kojarzyć z miłością, Bóg wydaje się surowy, jego działania są nie całkiem po
naszej myśli. Czy to Bóg się zmienił? Na pewno nie. Raczej zmieniło się nasze postrzeganie znaków i rozumienie
ich.
Dzisiejszy świat w ogóle nie patrzy na znaki. Obserwując
dobre rzeczy nie łączy ich z Bogiem, ani tym bardziej nieszczęść ze złym duchem.
Niektórzy uważają, że świat patrzy „naukowo”, ale świat patrzy po prostu
powierzchownie. W powszechnym obiegu są materialne wyjaśnienia tego, co obserwujemy.
I nawet gdyby wydarzyło się coś niezwykłego, na przykład rano nie wzeszłoby
słońce, świat i tak poprzestałby na fizykalnym wytłumaczeniu i nawet nie
próbowałby szukać sensu nadprzyrodzonego. Ludzie zostali oduczeni refleksji nad
faktami. Fakty dziś nie mówią - fakty są. Świat stał się programowo hermetyczny
na wartości i na sens wydarzeń. W świecie nie ma rzeczy niezwykłych, wszystko jest
zwykłe z zasady. A co, gdyby nagle wydarzyło się coś zaskakującego? Na niebie
zapłonęłaby gwiazda jaśniejsza od słońca? Czy też nie byłby to znak od Boga? A to
dlaczego? Chyba tylko przez założenie, że Bóg nie istnieje.
A jednak wbrew światu ludzie szukają znaków. Nic ich
nie powstrzyma. Chcą, by życie miało sens. Bez sensu i bez systemu wartości istnienie
jest na dłuższą metę nie do zniesienia. Nie można wytrzymać, gdy wszystko jest
lodowate i nie zna ojcowskiego przytulenia. Ludzie boją się śmierci i chcieliby
wiedzieć, jaki jest sens tego, że chorują albo umierają tysiącami czy milionami.
Czy nikt na ziemi nie potrafi wyjaśnić im prawdy? Wielu jakoś nie znajduje jej więc
szuka winnego na własną rękę - obwinia Boga. Tymczasem zły duch śmieje się z
nas, ponieważ prawie nikt z nas go nie widzi, a wielu nie uznaje. W ogólnym
zamęcie sensu i wartości pozostają zupełnie sami.
Bóg się Objawił i przyszedł do nas osobiście, by
między innymi pokazać nam to, że na świecie jest dobro i zło, ale nie On
pragnie zła i śmierci tylko szatan i jego zwolennicy. Dziś znowu po latach
dechrystianizacji ludzie mają zamieszanie w głowach, gdyż tak naprawdę nie
znają Bożego Objawienia. Wielu każdej niedzieli słucha fragmentu Starego i
fragmentu Nowego Testamentu. Ale do rozumienia zwłaszcza Starego Testamentu
bywamy nieprzygotowani. Pamiętam, jak w pierwszych latach po reformie soborowej
uczono ludzi, że prawdziwa nauka jest od Pana Jezusa, zawarta w Nowym
Testamencie. Co do Starego Testamentu, to należy go czytać PREZEZ PRYZMAT
Nowego, bo był on do niego przygotowaniem. Mimo tego wielu ludzi do dziś gubi
się biorąc wskazania starotestamentalne dosłownie i tak jakby obowiązywały na
równi z nauką Pana Jezusa, a one przecież były nauką podstaw na których Bóg
zbudował pełnię Objawienia przez swoje przyjście na świat w ciele. To tak jakby
ktoś napisał do nas list a po nim przybył osobiście. Lecz my nie chcemy
rozmawiać z naszym gościem tylko zamykamy się i czytamy ów list. On był ważny
ale pełnego sensu nabrał w świetle tego co nasz gość mówi nam osobiście.
I tak jest z rozumieniem znaków i obrazem Boga,
jaki mamy w sercu. Pan Jezus pokazał nam już samym swoim wcieleniem, a także
nauką, że Bóg nas kocha i przyszedł by nas zbawić. W tym celu pokazuje i
piętnuje zło ale nie chce nas potępić lecz ocalić. Nie sprowadza zła, które ma
nas zmusić do nawrócenia, ale dobro, które ma nas zachęcić. Dlatego kary, pomsty i surowość Boga należy
już tylko do języka Starego Testamentu. Plagi i nieszczęścia, które tam Bóg
zsyłał, w pełni Objawienia jawią się tylko jako dopuszczone na krótki czas.
Ktoś powie, że to na to samo wychodzi, ale tak nie jest. Przypowieść o zbożu i
chwaście pokazuje, że Bóg dla dobra zboża pozwala na wzrost chwastu, ale tylko
do żniwa. Do tego, żeby dopuszczając cierpienie w naszym życiu, przeprowadzić
nas przez tę ciemną dolinę, Bóg przychodzi na świat do wielkiej bliskości z
nami. Umarł, zmartwychwstał i nie odszedł, ale jest z nami jako Najbliższy. I
będąc z nami najpierw otwiera nasze oczy a potem prostuje przekonania.
Mówi wyraźnie o tym, co przynosi na ziemię: przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić
sąd, żeby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się
niewidomymi. (J 9,39) Przynosi dar otwartych oczu, z którego jednak nie
wszyscy korzystają. Jezus chce dać nam, jak powie św. Paweł, światłe oczy serca, byśmy widzieli czym jest
nadzieja naszego powołania, czyli po co tak naprawdę żyjemy i na co czekamy.
Problemem naszym jest jednak to, że na znaki, które powinny nam otworzyć oczy,
reagujemy różnie, często odwrotnie do zamierzeń Bożych.
Aby odczytać znaki trzeba spojrzeć na nie bynajmniej
nie oczami świata, ale oczami Boga. Dostrzec, co słuszne jest nie po ludzku,
ale w oczach Bożych. Uzdrowienie niewidomego przez Jezusa oznacza to, że człowiek
zyskuje od Jezusa nowe oczy i zaczyna patrzeć nimi na życie – są to oczy Boże,
perspektywa Boża. I łatwiej jest zacząć widzieć po Bożemu, gdy najpierw straci
się widzenie po ludzku - przyzna się do tego, że jest się niewidomym.
Niewidomemu, który wie, że nie widzi, łatwiej jest poddać się jezusowemu
uzdrowieniu, niż człowiekowi, który upiera się, że wszystko widzi i nie potrzebuje
żadnej łaski od Boga. Dlatego Jezus wypowiada słowa groźne – gdybyście byli niewidomi nie mielibyście
grzechu, ale ponieważ mówicie : widzimy, grzech wasz trwa nadal. (J 9,41)
Gdy Bóg nam coś pokazuje, coś w nas otwiera, a my nie
upieramy się, że Go nie potrzebujemy, bo wszystko świetnie wiemy, widzimy i
robimy, wtedy spotykamy się z Bogiem, a przeciwko nam zaczyna działać zły duch. Znakami jego działania
są gwałtowne przeciwności, niepokój w sercu i strach, które mają nas doprowadzić
do tego, byśmy tylko nie zobaczyli mocy Boga. Zły atakuje najsłabsze ogniwa w
łańcuchu naszego życia. Gdy Jezus uzdrowił niewidomego, zły nie zaatakował
Jezusa, bo Ten był dla niego za silny, nie zaatakował Żydów, bo ich miał po
swojej stronie, tylko zaatakował uzdrowionego biedaka i jego rodzinę, i
maltretował ich przesłuchaniami i zarzutami. Tak samo jest, gdy idziemy
bezkompromisowo za Bogiem. Wtedy zły sprowadza cierpienie, szarpie sumienie, stawia
między młotem a kowadłem. Dzieje się tak, jak stary jest świat.
Dziś stoimy w obliczu rekolekcji, które prowadzi
osobiście sam Bóg. Ich sednem jest zatrzymanie świata w biegu. Bezpośrednio dokonało
tego zło: choroba i strach, ale ich dopuszczenie akurat w dzisiejszych czasach
przez Boga ma znamiona majstersztyku. Zatrzymanie miażdżących trybów. Ogołocenie
z dóbr. Upokorzenie. Rzucenie zdecydowanego – sprawdzam – wszystkim, którzy są
przekonani o swej wielkości. Jest czas, którego niewykorzystanie może pozbawić
szansy na skorzystania tylko z upomnienia. Mamy pierwszą plagę, następne mogą być mocniejsze.
Wielu mówi: czas jest nienormalny, wszystko jest
inaczej, trzeba czekać na powrót normalności. Jednak obecny czas to nie
przerwa w czymś, po której wrócimy do tego co było. Nic nie będzie już takie
jak było. Zmieni się nie tylko układ sił i polityka, zmieni się nie tylko
sytuacja materialna i organizacja pracy, zmieni się także sytuacja moralna,
spojrzenie na życie i jego wartość, zmieni się dlatego, że zły dalej będzie
próbował zniszczyć świat, a Bóg dalej będzie nas ratował by zbawić. Będzie to
wojna o człowieka na śmierć i życie. Zbawienie będzie o wiele bliżej nas, niż
wtedy, gdyśmy byli jak niefrasobliwe dzieci.
Wielu mówi: czas jest okropny i nie ma się czego od
niego uczyć. A jednak jest to chwila unikalna, kiedy zostało nam pokazane, jak
krucha jest nasza egzystencja. I rodzi się pytanie, czy nauczymy się, gdzie tkwi
jedyne prawdziwe oparcie dla ludzkości, czy też dalej będziemy budować na własnej
samowystarczalności i potrzebne będą kolejne plagi, nim pojmiemy, że natura
zawsze będzie silniejsza od nas. Nim pojmiemy, że nie jesteśmy na przegranych
pozycjach tylko dlatego, iż mamy Kogoś, kto panuje nad naturą, jak Jezus nad
burzą na morzu.
Wielu boi kary Boskiej i nie wie, że to szatan, nie
Bóg zsyła strach i śmierć. Bóg mówi, by
się nie bać w żadnym położeniu, nawet w tym najbardziej zagrażającym życiu. Tak
naprawdę jesteśmy w ręku Boga, a nasza Ojczyzna jest nie na tym wątłym świecie,
ale u Ojca. Dlatego Jezus mówi - nie bójcie się chorób, które zabijają ciało, a
duszy zabić nie mogą. Większość z nas nawet nie wie, jak bardzo w tym czasie Bóg
zajmuje się nami, jak intensywnie toczy się teraz walka, a Pan robi wszystko, by
nikt nie zginął, ale został zbawiony. Jezus teraz walczy, byśmy jednak odkryli
Go i zajmowali się Nim bardziej niż swoim życiem. Bo nasze życie właśnie przemija,
a miłość gorąca z Bogiem zaczyna trwać na wieki.
dk.
Jan