Słowa tytułu zaczerpnięte z księgi Hioba należą do tekstów mało znanych i słabo pojmowanych, a przecież są one fenomenalne i wyjątkowo cenne, kiedy fale stają się coraz bardziej gwałtowne, a ludzie bezradni wobec huku morza i jego nawałnicy (Łk 21,25). Słowa, o których mówimy, należą do natchnionej refleksji nad stworzeniem ziemi dokonanym przez Boga dla człowieka. Kiedy Bóg zakłada podstawy ziemi (Hi 38,4), wtedy wzburzone morze zamyka bramą (Hi 38,8). Dla starożytnych morze jest siedliskiem zła, zalewa ono wybrzeża i topi okręty, dlatego w Biblii też jest znakiem wszelkich sił wrogich człowiekowi. Co prawda autor Księgi Hioba nie zna pochodzenia zła, jednak wie, że w sumie i ono musiało jakoś pośrednio wyjść z ręki Boga. Dziś wiemy, że zło pochodzi z buntu przeciw Bogu części obdarzonych wolną wolą aniołów, ale ta wiedza też nie zmienia niczego w rozumieniu wspomnianego tekstu Księgi Hioba. Bóg stworzył aniołów, a po nich ludzi, stworzył ich wolnymi tak jak On sam jest wolny. I choć wolne istoty z pychy mogą buntować się przeciw Bogu, i tak nie ogranicza to w żaden sposób Boskiej władzy nad nimi i Boskich możliwości. Pomimo wolności i nadętej pychy złych istot, Bóg i tak panuje nad nimi, bo je stworzył i zna do głębi. Istoty nadęte i wzburzone jak morskie fale mogą się rozlewać i panoszyć, a przecież i tak nie przekroczą ram zakreślonych przez Boga. Ta prawda, znana już w Starym Testamencie, jest wspaniałą nowiną dla ludzi. Niestety ludzie bardzo mało o niej wiedzą, gdyż szatani starają się, by wiedza o słabości zła jak najsłabiej do ludzi docierała i miała w nich jak najmniejszy oddźwięk. Zły chciałby być w świecie postrzegany jako siła potężna, co najmniej równa Bogu. Wtedy ludzie będą się go bać i powątpiewać w moc i znaczenie Boga. Wtedy nikt nie będzie zważać na słowa z Księgi Hioba: Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone, gdy chmury mu dałem za ubranie, za pieluszki - ciemność pierwotną? Złamałem jego wielkość mym prawem, wprawiłem wrzeciądze i bramę. I rzekłem: Aż dotąd, nie dalej! Tu zapora dla twoich nadętych fal. (Hi 38,8-11)
Z przedstawionym tekstem nieodłącznie wiąże się opowieść Ewangeliczna o poskromieniu przez Jezusa burzy na Morzu Galilejskim (Mk 4,35-41). W tekście tym wybija się na pierwszy plan charakterystyczna, agresywna reakcja uczniów: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? (Mk 4,38) Oczywiście, jak większość naszych agresji, tak i ta jest podyktowana strachem. Mamy pretensję do Boga, że się nami nie opiekuje, a tymczasem jest zupełnie inaczej - Bóg się nami troskliwie zajmuje, tylko my się Jego opiece nie poddajemy. Najczęściej spod Jego opieki się wymykamy, ponieważ, jak mówi Pan Jezus brak nam wiary (Mk 4,41). Co to znaczy i na czym polega? Otóż, jak powiedzieliśmy w poprzednim akapicie, Bóg panuje nad złem i dlatego Jezus na morzu jest bezpieczny od zła. Szatan nic nie może Jezusowi zrobić, chyba że On sam mu na to pozwoli (o czym powiemy dalej). Jezus jest Bogiem, dlatego może spać podczas burzy, a ta nic Mu nie jest w stanie zrobić. O tej prawdzie wiary Starego Testamentu uczniowie powinni wiedzieć, dlatego Jezus wypomina im jej brak. Zatem Jezus jest w łodzi bezpieczny. Ale co z ludźmi - Jego uczniami? Całe wydarzenie pokazuje, że gdy uczniowie są razem z Nim, wtedy też są bezpieczni, bo sama Jego obecność przy nich zapewnia im bezpieczeństwo. Kto opiera swoje bezpieczeństwo na wierze Jezusowi, ten się nie zawiedzie. Bóg ma władzę nad złem i Jezus ma władzę nad złem, a bezpieczeństwo ludzi od zła zależy od ich relacji z Jezusem i przerwaniu relacji ze złem. Tego właśnie uczy Jezus.
Bóg może nakazać przyrodzie, a ona będzie toczyła się dokładnie tak, jak On chce. I tak właśnie przyroda się toczy. Burza zaczyna się i ustaje zgodnie z prawami przyrody, to znaczy, kiedy Bóg chce, bo prawa przyrody są częścią woli Boga. Wszystko, co naturalne, dzieje się tak, jak Bóg chce i to językiem ludzkich, nie opartych na wierze obserwacji nazywamy prawami przyrody. Gdyby uczniowie nie widzieli Jezusa i burza nagle by ustała, pomyśleli by – jakie te burze bywają kapryśne i takie właśnie gwałtownie się zmieniające burze były częste na Jeziorze Galilejskim. Ale w tym przypadku dane apostołom było widzieć Boga wtedy, gdy działał w siłach przyrody. Bóg dał im to widzenie, by uwierzyli, że Jezus jest Bogiem.
Bóg może nakazywać martwej przyrodzie, ale nie tylko jej. Bóg może nakazywać także szatanom (podobnie jak aniołom), gdyż oni są stworzeni przez Boga na Jego usługi. Dlatego Bóg bezwzględnie narzuca granice działaniu złym duchom tak samo jak morzu i kiedy dzieje się zło, Bóg je tylko dopuszcza i ma w tym swój jasno określony cel. Prawda o tym, że Bóg suwerennie określa dopuszczalne ramy działania zła, jest pewna i bardzo dla nas ważna.
Tak Bóg postępuje z przyrodą i szatanem. A jednak zupełnie inaczej postępuje On z ludźmi i o tym wiele napisał św. Paweł, na przykład w 2 Kor 5,14-17. Bóg wobec człowieka nie stosuje nakazów, nie zmusi go do niczego słowami: Aż dotąd, nie dalej! Tu zapora dla twoich nadętych fal. Bóg nie zmusza człowieka do pełnienia Jego woli, czynienia dobra. Bóg zachęca ludzi do tego i uczy ich także, by wzajemnie się zachęcali do dobra. Dlaczego ludzie są traktowani inaczej? Ponieważ są istotami innymi niż przyroda i aniołowie, są obrazem Syna Bożego i jeśli nie grzeszą noszą w sobie podobieństwo do Niego. Ludzie są dziećmi Boga i są jak Bóg wolni. Mogą więc także buntować się przeciw Bogu i odwracać od Niego. A jednak nawet nad takimi wolnymi i podatnymi na grzech ludźmi Bóg potrafi zapanować. On panuje nad nimi naprawdę, choć za wielką, osobiście ponoszoną cenę – cierpienie i śmierć Syna Bożego w ciele. Właśnie dla ratowania ludzi Bóg w Jezusie pozwala złu zbliżyć się do Siebie i nawet przejściowo odnieść nad Sobą niewielkie zwycięstwo.
Św. Paweł pisze wiele o tej ofierze Jezusa. Jej to dotyczą słowa: Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał (2 Kor 5,14-15). Pan Jezus umiera z powodu naszych grzechów, bo grzeszenie jako odwracanie się od Boga sprowadza na ludzi śmierć jak na roślinę brak wody. Ale Jezus umiera za nas, bo chce, umiera zamiast nas i sprawia, że nasz grzech zabija Jego, a my pozostajemy żywi i wolni od obciążającego nas i uniemożliwiającego nam życie wieczne grzechu. Pozostajemy żywi jeżeli będziemy trzymać się Jego, jak uczniowie być z Nim i wierzyć Mu. Bo On zawsze jest bezpieczny od zła, a my tylko wtedy, gdy jesteśmy zjednoczeni z Nim w jedno.
Jednak do bycia jednym z Jezusem nie jesteśmy zmuszani, ani nie jest to nam nakazywane. Jezus proponuje nam życie ze sobą i robi bardzo wiele, byśmy Jego ofertę przyjęli. Stara się, zabiega o nas, walczy do ostatniej sekundy naszego życia, byśmy zechcieli pójść z Nim. Tłumaczy nam, jak ogromną jest wartością, zachęca nas, błaga. I cierpi, by nas przekonać. A jeżeli mimo tego stawiamy opór, wtedy On, w zupełnej, ale to zupełnej ostateczności, przełyka gorzką pigułkę naszej niechęci. Jeśli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem (2 Kor 5,17), a jeśli tego nie chce, wtedy… ech!
Diakon Jan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz