Niefrasobliwość co do przyszłości swojego życia. Skąd się ona bierze? Po pierwsze czy nie z tego, że nie chcemy myśleć o przyszłości swojego życia, odpychamy te myśli? Chwilę nadejścia tej przyszłości uważamy za odległą i niewiadomą, nie chcemy się wysilać, zastanawiać, albo te myśli nas niepokoją więc odpychamy je. To jest pierwsza, najczęstsza przyczyna niefrasobliwości. Druga jest poważniejsza. To niewiara, że istnieje inne życie. Świat ostatnich wieków stal się empiryczny, w którym wyznaczono ramy doświadczalne i do nich ograniczono oficjalny nurt życia. Poza tymi ramami jest coś, co wymyka się temu nurtowi i jego regułom, i wygodnie jest dla ludzkiej swobody i dla funkcjonowania świata, by to ignorować. Niewiara czyni postępy jeżeli trzymamy się świata, a nasze życie osobiste toczy się normalnie, nie jest doświadczane cierpieniem, zagrożone chorobą czy śmiercią. Jednak gdy one nadchodzą, wtedy nie wiadomo co robić. Co robić, gdy przychodzą sytuacje ekstremalne, wymykające się sposobom funkcjonowania świata, który usuwa ekstrema poza pole widzenia ludzi i poza swój oficjalny punkt widzenia? Kto idzie za światem ten jest spokojny, ale do czasu.
Punkt widzenia wiary. Wiara pozwala myśleć odpowiedzialnie także o ekstremach. Podążanie w wierze za pobożnością nie musi być rutyną i nawykiem, ale może być sposobem na rzeczywisty kontakt z Bogiem. W normalnej sytuacji kontakt ten daje wielkie szczęście, poczucie miłości z Bogiem i poczucie, że nie jest się samemu, lecz ma się Kogoś. W ekstremalnej sytuacji natomiast Bóg staje się wyjątkowym oparciem i ratunkiem. Niewiara sądzi, że nie potrzebuje takiej bliskości, ona nie wierzy w jej możliwość i zadowala się ziemskimi relacjami. Ale w sytuacji ekstremalnej człowiek niewiary nie ma oparcia i może polegać tylko na sobie i świecie. A czy to jest wystarczające?
Droga od wiary do pewności. Człowiek, który dotąd nie wierzył lub wierzył płytko, może w pewnej sytuacji nabrać mniejszej lub większej pewności, że Bóg jest i on, człowiek Go spotkał i ma przy sobie. Wbrew temu, co głosi świat, Bóg jest wielkim naszym szczęściem. Ale, czy można mieć co do Niego pewność? Czy wiara może stać się tak silna, że graniczy z pewnością? Gdy po okresie przejęcia wiary od innych ludzi, zostaje ona przez nas wchłonięta, staje się nasza, przez lata modlitwy i otwartych oczu nasze wiara może stać się wiarą silną. Na tej drodze szczególnie ważne będą przeżycia spotkania z Bogiem, silne doświadczenia duchowe, które odczyta dla siebie ten, kto je przeżywa, a one dadzą mu pewność, że Bóg jest i że człowiek Go spotkał. Jeżeli człowiek nie zaniedba takiego przeżycia, a będzie je pielęgnował na modlitwie, to ono utrwali się. Wtedy stajemy się ludźmi wewnętrznie i mocno wierzącymi w sposób graniczący z pewnością. I wreszcie owa specjalna, wyjątkowa sytuacja, kiedy nabiera się pewności, jest to odejście z życia tu i spotkanie Boga tam. Niekiedy jest ono dane umierającym, którzy z pogranicza życia i śmierci powracają znowu do życia i zachowują wspomnienia stamtąd. Ale nawet już w chwili zagrożenia życia człowiek doświadcza wyrazistego „filmu” z przeszłości i samo to przeżycie takiego rachunku sumienia może go skłonić do wyjątkowej refleksji. Lecz oczywiście najbardziej niezawodnie człowiek doświadcza pewności Boga, gdy nieodwracalnie z Nim się już znajduje, jak Bogacz i Łazarz z Ewangelii. (Łk 6,19-31)
Konsekwencje silnej wiary i pewności. Gdy ma się pewność, jak wielkim szczęściem człowieka jest Bóg, wtedy zaczyna się bardzo za Nim tęsknić i pragnąć, by inni też Go poznali – by nie zmarnowali swojego życia. Patrzenie na niefrasobliwy i grzeszny świat staje się bolesne. Czuje się ból, że Bóg nie jest kochany ale odrzucany, że ludzie grzesząc skazują Jezusa na Krzyż i że sami sobie tak strasznie niszczą życie. Ludziom niewiary wydaje się czasem, że gdy nie chce się żyć, nie ma nic prostszego jak skończyć ze sobą. Tymczasem odejście tam w stanie grzechu niczego nie rozwiązuje. Człowiek nie znika, jego zło istnieje nadal, a on musi tam rozwiązywać problemy, których nie rozwiązał tu. Dzięki wierze widzimy, że ci, którzy odrzucają Boga, będą musieli tam żyć bez Niego, a życie bez Niego jest koszmarem i dużo większym cierpieniem, niż to zdarza się na ziemi. Na ziemi nawet najtrudniejsze życie i największe cierpienie nie jest przeżywane bez Boga, a tam człowiek, który Boga odrzuci, może pozostać zupełnie bez Niego i to jest piekło nieopisane, życie zdanym tylko na siły zła.
Wielka Miłość nie jest kochana. Dlatego, gdy człowiek przekonuje się, tak jak Bogacz, że w sumie cudowne, choć z pozoru trudne, było życie Łazarza, zaś życie Bogacza bez miłości i bez Boga skończyło się tragicznie, wtedy chce ostrzec innych. Bo mając pewność Boga odrzucanie go przez świat odczuwa się jako nieznośne. Mając wiarę św. Franciszka jest się wstrząśniętym obrazem świata i chce się wołać do wszystkich ludzi – wielka Miłość nie jest kochana, tak mocno czuje się, jak tragiczne i nieludzkie jest dla grzeszników takie życie. Gdy poznało się Boga, nie można pogodzić się z tym, że grzesznicy się z Nim mijają, choć On ich szuka. Kochając Boga, kocha się też ludzi i chce się bardzo powiedzieć im – nie, nie róbcie sobie takiej krzywdy! Ale oni tego nie przyjmują, bo zupełnie nie rozumieją.
Dwóch odmiennych ludzi. Optyka świata jest zupełnie inna niż optyka człowieka nawróconego. Jest to jak optyka niewidomego wobec optyki widzącego. Nie na darmo Pan Jezus często uzdrawiał ludzkie oczy, a Jego uzdrowienie sięgało serca. Ponieważ nawrócenie serca jest jedyną drogą, by przyjąć zbawienie od Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, dlatego od czasu śmierci i zmartwychwstania Jezusa zły swoją jedyną szansę ma w takim osaczaniu ludzi, by nie odkrywali tego, co im jest potrzebne do zbawienia, by nie przychodzili do Jezusa aby ich zbawił. A zbawienie mają w zasięgu ręki. Jezus jest jego źródłem. Wiele źródeł zbawienia Jezus pozostawił na ziemi po swoim zmartwychwstaniu i głównym celem szatana jest takie osaczenie jak największej liczby ludzi, by tych źródeł nie odkryli i nie poszli do nich po zbawienie.
Oto jak przebiega to osaczenie: Po pierwsze Jezus jest jedynym świadkiem tego, że zbawienie jest gotowe i wiele mieszkań czeka na nas w domu Ojca. Dlatego zły osacza nas, byśmy tego świadka zbawienia nie poznali, nie zaufali Mu i do Niego nie przyszli. By wydawało się nam, że jest On niepotrzebny. A szatan nie może nic zrobić przeciwko Jezusowi, za to robi wszystko co może przeciwko nam.
Tak więc przede wszystkim, ponieważ Jezus pozostawił Siebie w Kościele, więc szatan osacza Kościół, by go skompromitować w oczach ludzi, by ludzie Kościoła brnęli w grzechy, nie byli wiarygodni, ale kompromitowali Kościół i pośrednio Jezusa. By ludzie nie dostrzegali tego, że Kościół nawet mimo grzechu, nadal posiada Jezusa i ma Jego święte sakramenty. To po drugie.
A po trzecie, skoro Jezus pozostawił w Kościele swoją obecność w sakramentach i one są podstawowym źródłem kontaktu z Jezusem, dlatego zły niszczy sakramenty. Zaczął już dawno, gdy w XVI wieku doprowadził do schizmy zachodniej i pod pretekstem odnowy Kościoła stopniowo pozbawił wielkie obszary Kościoła pełnego udziału w Jezusie. Bo udział w Jezusie ma miejsce nie tylko przez słowo, ale także przez sakramenty. A potem zły zajął się tą częścią Kościoła, w której sakramenty ocalały, by ją wpędzać w grzechy i kompromitować tak, by ludzie coraz bardziej wątpili w Kościół i nie dbali o sakramenty.
I po czwarte Jezus, przez Ducha Świętego, jest obecny w sercu każdego człowieka, jak w plecaku noszonym na plecach. Faktyczne spotkanie z Nim zależy od tego, czy człowiek zajrzy do tego plecaka. Spotkanie z Jezusem zależy od wydobycia Go z plecaka, poznania Go, odkrycia przez różne formy modlitwy, ale modlitwy świadomej, prowadzonej sercem, nie tylko mechanicznie. Przez modlitwę spotykamy się z Jezusem, z czasem możemy poznać Go bliżej, silniej uwierzyć i pokochać Go i świadomie żyć z Nim. Dlatego zły osacza także naszą modlitwę, byśmy byli bardzo zajęci i nie mieli na nią czasu, byśmy uważali ją za nieważną i by szła ona nam bardzo trudno z powodu rozproszeń i fałszywego obrazu Boga. Zły wymyśla, jakobyśmy mieli prawo rozmawiać z Bogiem dopiero, gdy sami się zmienimy, a przecież Jezus przyszedł do grzeszników a nie sprawiedliwych. Albo szatan mówi nam, że nie jesteśmy grzesznikami, bo nie ma grzechu. Albo pobożnym grzesznikom zabrania kontaktu z Bogiem, jak Adamowi, którego nauczył bać się Boga i ukrywać się przed Nim. Ale, jeżeli te złe nawyki odrzucimy, mamy szanse zatrzymać złego w swoim działaniu przeciwko naszym sercom.
I wreszcie po piąte, jeżeli pojawi się na świecie ktoś, jak święci, kto spotkał Boga, poznał Go i obcuje z Nim, kto jest inny, nadal jest na świecie ale już nie jest ze świata, kto nie jest niewolnikiem ale wolnym dzieckiem Boga, kto Go kocha, garnie się do Niego, nie boi się Go i ma prostolinijne serce dziecka, jakiego nie zna świat, to wtedy zły buduje między światem a takim dzieckiem Bożym straszliwą barierę. Dziecko Boże gorliwie obcujące z Bogiem i okazujące Mu miłość, a w konsekwencji także wszystkim ludziom, dziecko Boże rezygnujące z fałszu i przemocy staje się w świecie ciałem obcym. Dziś konflikt między dzieckiem Bożym a światem nabrzmiewa. Już w czasach Jezusa byli tacy, co patrząc na to, jak On żyje, inaczej niż świat, uważali, że odszedł od zmysłów (J 10,20; Mk3,21). A dziś „nowoczesna” psychologia i psychoterapia coraz śmielej wygłasza „naukowe” tezy, że życie wewnętrzne, w którym się doświadcza obcowania z Jezusem, mistycznych przeżyć takich jak u św. Jana od Krzyża, św. Teresy z Avila, czy św. Faustyny, czy u wielu współczesnych osób, które znam i dlatego o nich zamilczę, że to wszystko to patologia duchowości. Takie tezy stają się coraz częstsze w psychologii i psychoterapii współczesnej, którą nawet autorzy katoliccy bezkrytycznie naśladują. (por. ks. K. Grzywocz, Patologia duchowości). Trzeba powiedzieć jasno, że doświadczenie obcowania z Bogiem, słyszenie Go czy widzenie z mocy Ducha Świętego jest zupełnie innym przeżyciem, niż np. odczuwanie depresji lub urojeń w schizofrenii. Zupełnie inaczej działa Duch a inaczej choroba psychiki. Sic!
I po szóste możemy zauważyć, że ponieważ Matka Boża odgrywa w planach Bożych, zwłaszcza w czasach ostatecznych ważną rolę, dlatego zły odciął wielu ludzi od Niej przez odmówienie jej prawa kultu w ramach na przykład schizmy zachodniej. A Maryja jest łaski Pełna i ma Ducha Świętego, którego otrzymała w dniu Zwiastowania i również udziela Go światu. To z jej ważnym udziałem nastąpi zwycięstwo Boga nad złym duchem w czasach ostatecznych, co zostało objawione na samym początku Biblii, gdzie zapowiedziane jest, że niewiasta ma zdeptać głowę węża. Zwycięstwo nad złem w nadchodzących czasach przyjdzie także przez Nią, ale z powodu działania złego duża cześć świata nie jest na Jej przyjęcie gotowa.
Duch Święty. Omówione wyżej skutki działania złego ducha są w dzisiejszych czasach tak głęboko zakorzenione, że tylko Duch Boży może wyprostować chory świat zstępując w niego i działając tak, jak jest zapowiedziane. Tylko On może sprawić, że serca ludzkie staną się na powrót głodne Boga i wiary w Niego, głodne sakramentów i poczują brak Kościoła. Tylko Duch może sprawić, że ludzie odkryją, iż bliskość duchowa z Bogiem to nie patologia, a raczej bolesną nieprawidłowością jest brak tej bliskości. Duch Święty przyjdzie i już przychodzi. On sprawi to, że ludzie staną się głodni i będą szukać Boga, a potem Jego darów obecnych w Kościele. Lecz najpierw Duch będzie oczyszczał Kościół, by stał się gotowy hojnie udzielać ludziom Bożych darów i pracować dla dobra ludzi aż do utraty tchu.
Diakon Jan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz