niedziela, 27 maja 2018

EUCHARYSTIA DAREM NIEZNANYM

Wprowadzenie w Eucharystię. Od początku dziejów biblijnych Bóg chciał uświadomić nam przede wszystkim to, co jest dla nas kluczowe: że stan naszego życia jest nieodłącznie związany ze stanem relacji między nami a Nim. Życie mamy od Niego. Dane jest nie raz na zawsze, ale przez Niego podtrzymywane. Im jesteśmy bliżej Niego, tym żyjemy w większym pokoju. Kiedy oddalamy się, nasze życie pogrąża się w niedostatku, lękach, niepokoju i jest coraz bardziej zagrożone. Zło przede wszystkim uderza w nasze życie, sprowadza zabójstwa, choroby, śmierć, głód, pragnienie, ciężką pracę dla zdobycia środków do życia. Uderza w nasze życie fizyczne, psychiczne i duchowe. Skutkiem odejścia od Boga jest śmierć w najogólniejszym znaczeniu tego słowa. 

Bóg broni nas przed śmiercią karmiąc i zaspakajając pragnienie. Pokarmy materialne zapowiadają pokarm duchowy, który niweczy grzeszność, niepokój, lęk, niskie poczucie wartości, samotność i głód miłości. Bóg najpierw objawił się jako ten, który zaspokaja głody fizyczne, potem coraz bardziej pokazywał, że największym naszym problemem jest głód duchowy, przejawiający się także w sferze psychicznej i somatycznej. Słowa Pana Jezusa - Nie samym chlebem żyje człowiek – są zasadnicze dla zrozumienia życia. Jezus przyszedł, by ratować nasze życie teraz i na wieczność. Dokonywał uzdrowień, wskrzeszeń i pokazywał, że może dać niezbędne pokarmy – chleb, ryby, wino. Robił to tak skutecznie, że chętnie uczyniliby go ziemskim władcą. Jednak Jezus miał dla ludzi znacznie większe dary niż te doczesne. Uwalniał ich od wpływu złych mocy, przebaczał, wlewał w serca pokój, sprowadzał pojednanie, miłość, dobro, świętość. Chciał im uświadomić, że jest dawcą tego wszystkiego, że mają to, kiedy mają Jego. 

Dary duchowe i fizyczne nie są czymś odrębnym od Jezusa, czymś od Niego. Biorą się w nas z łączności z Nim, mówimy - zjednoczenia. Jeżeli On daje nam Chleb utrzymujący nas przy życiu to nie jest to Chleb od Niego, ale to On sam jest tym Chlebem: Ja jestem Chlebem, który zstąpił z Nieba. Gdy spożywamy ten Chleb, sam Jezus zmartwychwstały wnika w nas. Bowiem jako ludzie jesteśmy jakby naczyniem pustym w środku, niejako domem, którego wnętrze powinno zostać zajęte przez kogoś. Kiedy w wyniku śmierci i zmartwychwstania Jezusa zostaje dam dany do tego wnętrza Duch Święty, sprawia On, że stajemy się Bożą świątynią, jednością z Jezusem, gałązkami krzewu, częściami Jego ciała. Nasze życie staje się życiem Chrystusa: On żyje w nas, wcielony w nasze życie. 

To jest rzeczywistość, ale my nie widzimy jej i mało odczuwamy w sobie i innych, dopóki nie dokona się w nas pełniejsze oczyszczenie i złączenie z Bogiem. On mieszka w nas, a nie gdzieś poza czy ponad nami. Przyjmując Eucharystię umożliwiamy Bogu coraz bardziej wnikanie w nasze życie, przemienianie i uświęcanie go, budowanie w nim jedność z Jezusem. Dokonuje się to w nas opornie, ponieważ Bóg nie może zrobić niczego bez nas, potrzebuje naszej współpracy z Nim. Każde przyjście Boga do nas, zwłaszcza w Eucharystii, jest nie wzięciem daru od Boga, ale wzięciem samego Boga - spotkaniem z Nim, nawiązaniem relacji, którą da się przeżywać, ale można też zachować się w niej jak martwa kłoda. Bóg wchodzi w nasze serca i chce by były one z ciała, a nie kamienne. 

Kontakt z Eucharystią. Kontakt z Eucharystią jest kontaktem z Jezusem. Mimo, że zewnętrznie jest to kontakt z suchym opłatkiem, w istocie jest kontaktem z żywą Osobą, Boską i ludzką - cielesną. Dopóki nie spotkamy osobiście Chrystusa w sercu i nie nawiążemy relacji z Nim, dopóty zobaczenie Go za postaciami chleba i wina jest dla nas wielką trudnością wiary. Często nie mamy poczucia obcowania z Kimś żywym. Droga do przeżywania spotkania z Jezusem w Eucharystii jest drogą rozwoju duchowego. Kościół ułatwia nam tę drogę podkreślając, że Eucharystia to najpierw pokarm i przyjmujemy go jak pokarm z rąk kapłana. Spożywamy go, a przeżywanie spotkania z Osobą Jezusa zaczyna się dopiero potem w sercu. Zaczyna On owocować. Po Komunii jest najlepszy czas na przeżycie osobistego spotkania z Jezusem w modlitwie. Należy, jeśli tylko można, znaleźć czas na wejrzenie we własne serce i rozmowę z Jezusem w nim. Najlepiej mieć taki dzień, kiedy po Mszy można pozostać w kościele na przedłużoną modlitwę. Modlitwa po Komunii jest najlepszą szkołą modlitwy. 

Jednak Eucharystia to nie tylko pokarm. To osobiście Jezus. Tę wiarę musimy pogodzić z zewnętrznym kontaktem z chlebem i winem. Dla wielu jest to ogromną trudnością. Do tego Kościół, co jest oczywiste, mocno chroni Eucharystię przed dostępnością i profanacją. Wiemy, jak z trudem torowało sobie ponownie drogę, praktykowane w pierwszych wiekach przyjmowania Komunii ręką. Jedni walczyli gorąco o to, jako o bardziej czytelny znak tego, co Jezus uczynił w Wieczerniku. No bo Jezus daje nam Siebie, a my mamy Go przyjąć. Ręka jest tu naturalnym odbiorcą, ale i usta też są drogą przyjmowania. Inni uważali, że ręka nie jest godna, ale w sumie usta też nie są godne. Istotą sprawy jest to, że dotykając Eucharystii, naprawdę dotykamy Jezusa. Czy umiemy sobie wyobrazić, jak czulibyśmy się, gdyby stanął przed nami i powiedział byśmy Go dotknęli jak Tomasz, albo pogłaskali po twarzy, pocałowali. Ten, kto Go kocha dotknąłby Go z radością, ba z rozkoszą, ze szczęściem, jak oblubienica Oblubieńca. Kto Go tak nie kocha, dotknął by Go beznamiętnie, jak dłoń obcej osoby. 

A przecież dotknięcie Jezusa ustami, przyjęcie Go do ust jest jeszcze bardziej intymnym spotkaniem z Nim niż przyjęcie ręką, jest pocałunkiem usta w usta oblubienicy z Oblubieńcem. Jest dokładnie tym, ale tylko jeżeli żyjemy miłością do Niego. Jeśli jeszcze nie, jest zwykłym spożyciem chleba. Co więcej, łamanie chleba na ołtarzu czy w ustach jest znakiem Jego śmierci, którą to my – grzesznicy na Niego sprowadziliśmy. Jednak dla kogoś taka myśl może być zbyt drastyczna i trudna do przyjęcia. W sposobie, w jaki przeżywamy kontakt fizyczny z Eucharystią, odbija się nasz stosunek do Chrystusa. Eucharystia daje osobiste spotkanie z Nim, zadatek osobistego spotkania z Nim w wieczności, w ciele po zmartwychwstaniu, a to nie jest to samo, co spotkanie abstrakcyjne w duchowym przeżyciu w sercu. 

W kontakcie z Ciałem Pańskim mamy możliwość przeżywania wielkiej, duchowej ale i cielesnej bliskości z Nim. Jezus mimo, że ukryty, daje pod postaciami eucharystycznymi przeżycie miłości, ale stanie się to tylko wtedy, gdy przeżyjemy najpierw wcześniejsze etapy relacji z Nim. Nie wolno jednak po zewnętrznych przejawach kontaktu z Eucharystią oceniać zażyłości z Jezusem. Ład w liturgii może, ale nie musi być wyrazem miłości do Boga. Zachowanie swobodniejsze w Jej obecności może ale nie musi być przejawem lekceważenia. Wszystko zależy od tego, czego nie widać, od zażyłości z Jezusem w sercu. Złożone co do milimetra ręce same w sobie niczego nie załatwiają, ani brak przyklęknięcia przed Najświętszym Sakramentem też o niczym nie świadczy. Oczywiście, nie wolno nikogo gorszyć, ale i ci, którzy się gorszą, powinni się zreflektować. Ktoś, kto ma wielką miłość do Jezusa i czuje potrzebę przytulenia Go, nie będzie oczywiście tego robił na oczach ludzi. A jednocześnie przecież sposób w jaki trzymam puszkę odnosząc ją do tabernakulum, też jakoś świadczy o tym, co mam w sercu. Pewien ksiądz chodził ukradkiem wieczorami do kaplicy, otwierał sobie tabernakulum, patrzył i dotykał Jezusa i rozkoszował się Nim. Przy świadkach nigdy by tego nie zrobił. Dziś już rozkoszuje się Nim twarzą w twarz. O. Pio przeżywał spotkanie z Jezusem we Mszy Św. tak osobiście, że władze kościelne okresowo zabraniały mu odprawiać publicznie. A jednak prywatnie mamy prawo do wielkiej bliskości z Eucharystią. We wczesnym Kościele, gdy zanoszono Komunię do domów, pozostawała Ona tam przez pewien czas. Jezus dziś też chce być coraz bliżej z ludźmi, którzy Go kochają i kiedyś będzie na pewno coraz więcej możliwość coraz bliższego z Nim przebywania. 

Jezus przez Eucharystię chce być kochany. Adoracja jest jednym z najdonioślejszych sposobów przeżywania spotkania z Chrystusem. Wtedy On stoi przed nami w kościele, ale nie wszyscy widzą, że podchodzi też do każdego. Wielu przytula, niektórym też pozwala się samemu przytulić. On pragnie miłości, dlatego przyszedł na świat, dlatego umarł i zmartwychwstał, i dlatego pozostał w Eucharystii. W Niej mamy Go w bliskości, mamy fizyczną możliwość obcowania z Nim, kontakt tak ścisły jak oblubienicy z Oblubieńcem. Dzięki Eucharystii mamy nieograniczone możliwości okazywania Mu miłości. Przeszkadza nam w tym tylko czasem zły. A jednak i on niewiele może. Wszystko w relacji z Eucharystią zależy od tego, co mamy w sercu. Warto o tym pomyśleć w kontekście uroczystości Bożego Ciała.
Dk. Jan