Czy mamy świadomość, co nam obiecał i co realizuje dla nas Bóg? Może nie bardzo? Może nie wydaje się nam to realne? Miarą dechrystianizacji świata, Europy, Polski jest między innymi to, że nie wiemy i mamy raczej blade pojęcie o tym, co Bóg zapowiedział dla ludzi i co realizuje – o owych wspominanych przez św. Pawła wielkich rzeczach, które Bóg przygotował dla tych, którzy Go miłują. Cóż to są za wielkie rzeczy? Kiedyś były one w centrum naszej świadomości, bo przypominaliśmy sobie o nich każdorazowo modląc się modlitwą Wierzę w Boga. Dziś nawet mało sięgamy do tekstów św. Pawła, który dużo pisze o tym pod natchnieniem Bożym. Wierzę w Ducha Świętego , w święty Kościół powszechny, świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie i życie wieczne. Amen. Właśnie tak! Bóg wszystkim chce odpuścić grzechy. Chce byśmy się poddali Jego oczyszczeniu. I wszystkim przygotował życie wieczne. W doczesności nie spełniamy się, wciąż cierpimy, zmagamy się ze złem, jest nam smutno i ciężko, i tak musi być. Jest to nieuchronne. Za to w życiu wiecznym spotykamy się z Bogiem. Taka perspektywa nie jest naszym wymysłem, ale naszą nadzieją opartą na działaniu Boga, które zostało nam zapowiedziane i obiecane. Integralną częścią życia wiecznego jest zmartwychwstanie naszych ciał. Jezus zmartwychwstał jako pierwszy, został przez Ojca i Ducha św. przywrócony do życia w nowym ciele chwalebnym, w którym człowiek jest dopiero szczęśliwy i ma normalne życie - pełnię życia - życie wieczne. Bez zmartwychwstania nie ma życia wiecznego, byłoby ono niepełne. Dlatego wszyscy, żywi i zmarli czekają na pełnię życia z Bogiem w ciele. Bez nowego życia w ciele dla Boga stworzenie wciąż wzdycha i czeka na pełnię, która jest Mu obiecana. I to wszystko, co tu mówimy, nie jest mrzonką, ale jest obiecane i realizowane przez Boga. Dlatego jest to pewne jak świt poranka, który nastaje po każdej nocy, jest pewne, bo Bóg jest wierny. On jest Amen, bo ile tylko obietnic Bożych wszystkie one są – Tak - w Jezusie. Jezus spełnia je dla nas, by doprowadzić nas w ciele zmartwychwstałym do Ojca, by Ojciec stał się wszystkim we wszystkich, jak napisze św. Paweł z natchnienia Ducha.
A więc Bóg przygotował nam to wszystko i już to się realizuje. Dlatego możemy być spokojni i pewni, i nie przerażać się złem ani załamywać cierpieniem. Ono, choć teraz obecne i bolesne, jest właśnie pokonywane przez Ducha Bożego i niebawem zostanie pokonane całkowicie. Dlatego w chrześcijańskim życiu nie ma miejsca na pesymizm. Po prostu nie ma, chyba że wątpimy, albo w ogóle nie przywiązujemy wagi do słowa Bożego, albo wręcz Boga nie znamy. Spróbujmy to zrozumieć. Bóg stworzył nas dla Siebie, do życia wiecznego ze Sobą, a szatan zniszczył dla nas tę możliwość podsuwając nam grzech. Lecz Bóg przez Jezusa pokonał grzech i dał nam Łaskę uwolnienia od grzechu. Mamy siłę Ducha do wybierania dobra i odrzucania lęku, do opierania się całkowicie na Jezusowym zwycięstwie. Bo On zwyciężył dla nas i w Nim mamy przewodnika na drodze do Ojca. On otworzył nam tę drogę. Ale uwaga! Otwarcie dla nas drogi do Ojca nie polega na otwarciu jakichś tajemniczych drzwi do nieba. Ono polega na wyprostowaniu naszych serc wciąż nie wyprostowanych. Jeśli pozwolimy Jezusowi, by wyprostował w naszych sercach drogę do Ojca, to mamy pewność oczyszczenia, zbawienia i życia wiecznego.
Tymczasem my stale powracamy do pesymizmu i obawy, że to co obiecuje Bóg, jest nierealne, a to co mówi nam zły duch jest prawdziwe. A zły mówi, że nie ma życia wiecznego, że ty człowieku na nie nie zasługujesz i żebyś sobie nie robił płonnych nadziei. Doradza: nie warto się męczyć i ograniczać w doczesności ze względu na wątpliwą przyszłości. Używaj doczesności, bo kto wie co jest potem. A my wiemy bo Bóg nam powiedział i stale mówi do nas. Lecz jeśli nie znamy Boga i nie żyjemy Nim, to Słowo Boże nie przemawia do nas. Czemu? Może wydaje się zbyt optymistyczne.
My z powodu grzechu pierworodnego jesteśmy urodzonymi pesymistami. Kiedyś miałem w pewnym duszpasterstwie konferencję o tych i podobnych sprawach. Kiedy skończyłem, wszyscy smutno milczeli jakby skonsternowani. W końcu ktoś najodważniejszy odezwał się. Wiesz co? Wydaje mi się, że nie masz racji. Takie „ciepełko”, które głosisz, wydaje się wątpliwe. O tak! Nam wydaje prawdziwa tylko alternatywa pesymistyczna. Narzekamy w kolejkach, w przychodniach, w sklepach, w gazetach, w Internecie. Mówimy, że wszystko idzie w złym kierunku. Zwłaszcza Polacy celują w pesymizmie. Na świecie zaś wielu jest z kolei gołosłownych optymistów, którzy nie przywiązują wagi do obietnic Bożych, a i tak myślą – jakoś będzie. Nie! Nie będzie „jakoś”, będzie dokładnie tak, jak Bóg dla nas przygotowuje i jak jest cały czas realizowane. Duch Święty już działa z mocą w sercach ludzi, w świecie, w Kościele. Bo Bóg nie dopuści, by Jego stworzenie zmarnowało się. Chcę zbawić ludzi i w tym celu daje z Siebie wszystko. Nawet Syna! Jezus, Jego Krzyż i następujące po nim zmartwychwstanie jest jedyną prawdziwą podstawą naszego optymizmu.
Bóg zapowiadał Jezusa od czasów króla Dawida. Następca Dawida miał być mądry, męski i bliski Bogu. Surowy wobec bezbożnych lecz łagodny wobec maluczkich i pokornych. On to sprawi, że kraj napełni się znajomością Pana. On poświęca się, przechodzi przez ludzką śmierć i ostatecznie przychodzi zmartwychwstały, by nam pokazać na Sobie nowe życie i powiedzieć - będziecie do Mnie podobni, gdy dam wam Ducha Świętego. To On dokonuje w nas owego dzieła upodobnienia do Jezusa. On dokonuje tego we wszystkich: w Żydach i poganach, chrześcijanach i inaczej wierzących, by wszyscy poznali Boga i zostali nauczeni życia z Nim, by wszystkich zebrać z dróg i opłotków. Każdemu Bóg przygotował białą szatę weselną i wystarczy uwierzyć, i przyjąć tę szatę miłości do Oblubieńca nie na Jego wesele przyszliśmy?
By dojść do domu weselnego potrzebujemy mało albo tylko jednego, tego by pozwolić Bogu, żeby w nas wyprostował serce i w nim otworzył drogę dla Pana. Po trzeba nam gotowości na działanie w nas Ducha, bo naprawdę to On musi dokonać „prawie” wszystkiego za nas. On nas oczyszcza, On przemienia, On prowadzi przez pustynię oczyszczenia przez symboliczne czterdzieści lat, by odnowić nasze serca, a nas uczynić nowym pokoleniem, narodzonym na nowo. Lecz cóż, kiedy my tego nie lubimy! Ociągamy się albo nawet buntujemy. Mówimy – nie potrzebujemy niczego, żadnego prostowania dróg, bo Abrahama mamy za ojca, jesteśmy pobożnymi chrześcijanami, co chodzą co niedziela do kościoła, składamy dziesięcinę z kminku i kopru… O nie, powiadam wam, z tych kamieniu Bóg może stworzyć dzieci Abrahamowi. Siekiera już do korzenia jest przyłożona…
A więc kochani! Ci pokorni, łagodni i otwarci mają prościej. Pokornych Jezus uczy łagodnie, delikatnie prowadzi swoje owce i wyciąga z cierni. Ale gorzej mają uparci i zniewoleni, ci co wolą od Boga doczesność tak połowiczną. Wtedy Bóg i ich będzie ratował przez utratą życia wiecznego, ale w ich sercach Duch będzie odczuwany jak ogień, który pali, by uwalniać od przywiązania do zła. To oczyszczenie jest bolesne. Dlatego najpiękniej jest żyć w pokornym przywiązaniu miłością do Jezusa i czerpać z łagodności Ducha. Takie życie jest normalne, taki chce być dla nas Bóg. Tylko chłodnych, beztroskich i upartych musi On oczyszczać boleśnie, jak świątynię w Jerozolimie – i tak oczyszcza, bo Bóg nie pozwoli, by obrażali Ojca robiąc ze swoich serc targowiska. Jezus nie pozwoli nam się zmarnować, ale za wszelką cenę chce nas doprowadzić do domu Ojca.
I czy to wszystko nie jest optymistyczną perspektywą tak dla pokornych jak i dla kupczących wołami i osłami? A więc dlaczego wciąż nam bliżej jest do pesymizmu niż do optymizmu? Dlaczego?
dk Jan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz