Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze! Lecz Achaz odpowiedział: Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę. Wtedy rzekł [Izajasz]: Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam uprzykrzać się ludziom, iż uprzykrzacie się także mojemu Bogu? Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel. (Iz 7,11-14)
Achaz był królem Państwa Judzkiego ze stolicą w Jerozolimie. Wydarzenia, o których czytamy, działy się w roku 734 p. Chr., kiedy to królowie Syrii i Północnego Państwa Izraelskiego najechali Achaza, chcąc go zmusić do sojuszu przeciwko Asyrii. Wtedy Izajasz dodał otuchy królowi, mówiąc, że koalicja antyasyryjska nie zdoła go pokonać ale wezwał do oparcia swej nadziei na Bogu, a nie na Asyrii. Jednak, jak to zwykle bywa w polityce, król nie posłuchał argumentacji religijnej, postąpił według ludzkich rachub i związał się z Asyrią. Także dzisiejsi rządzący, myślący jak Achaz, zgodzą się z nim twierdząc, że to polityka proasyryjska ochroniła królestwo Achaza przed Asyrią, kiedy Damaszek i Samaria padły jej łupem. Czy więc Izajasz napominał króla na próżno? Wmyślając się w teologiczny sens tego tekstu widzimy, że zdecydowanie nie. Właściwe biblijne znaczenie izajaszowego wezwania do wiary, jak i odmowy Achaza jest zupełnie inne. Bóg posłużył się epizodem wojny syro-efraimskiej po to, by pouczyć o czymś znacznie większym i ponadczasowym. Dzięki tej rozmowie między prorokiem a królem została przekazana ludziom wielka, ponadczasowa prawda o działaniu Boga, który realizuje swoje plany, przygotowuje przyjście Zbawiciela i konsekwentnie mówi do nich przez znaki, choć oni często je odrzucają. Bóg uparcie daje nam w historii znaki, bo ma do powiedzenia o wiele więcej niż przywódcy, najeźdźcy i historycy to wszystko komentujący. Mówi o swoich potężnych dziełach, przede wszystkim duchowych, choć nie tylko, o dziełach na temat których my, ludzie nie potrafimy nic powiedzieć ani oczywiście ich zdziałać. Słowo Boże jest słowem przede wszystkim właśnie o tym, a nie o kolejach losu Izraela, Syrii, czy Asyrii. Bo także jej stolica - Niniwa zostaje zburzona w historii, co Bóg też zapowiedział, bo ta zapowiedź ma znaczenie i to nie tylko dla Asyrii czy Izraela, lecz w ogóle jest znakiem na wszystkie czasy.
Bóg potrafi posłużyć się historią doczesną, pisać jej literami, aby dawać ponadczasowe znaki. Czym jest taki znak? Jest to wydarzenie historyczne, które z woli Bożej, przez podobieństwo czy analogię daje ludziom wskazówki o Bogu. Całe Słowo Boże jest taką mową Boga w historii, a słowa wypowiedziane przez proroków i wydarzenia dokonane w historii stają się znakami i zapowiedziami czegoś większego, dzieła, które czyni Bóg. Czytając historię i jej znaki człowiek może pośrednio zrozumieć i poczuć w sercu to, co czyni Bóg. Duch Święty działający w sercach sprawia, że stają się one wrażliwe na znaki, to znaczy widząc dzieła ludzkie rozumieją działanie Boga. Na przykład słowa proroka – Asyria nie może nas zbawić, nie chcemy już więcej siadać na konie – jest wyznaniem serca, które odczytało znaki i wyciągnęło właściwe wnioski. Bo naprawdę tylko Bóg może nas zbawić. W polityce działają ludzkie siły i ludzkie interesy, ale Bóg i jego zbawienie potrafi działać ponad nimi. Czasem Boże zbawienie może zadziać się także na ziemi: Izajasz zapowiedział, że koalicja syro-efraimska nie utrzyma się i tak się stało, a było efektem Bożej Opatrzności, ale bardziej zbawienie Boże będzie działać przez danego ludziom Emmanuela, który zbawia ludzkość przygotowując ją na ziemi do życia wiecznego. A życie wieczne jest dla nas o wiele ważniejsze niż ziemska pomyślność.
Tekst Izajasza pokazuje wspaniałe Boskie wartości i Boskie postępowanie. On oferuje ludziom znaki, które mają pomóc im wierzyć Bogu bardziej niż rachubom ludzkim. Słuszność postępowania Boga najbardziej potwierdza życie tych, którzy naprawdę Mu uwierzyli i przez to żyją w świętości. Oni przekonują się i innym to samo pokazują, że człowiek nigdy na Bogu się nie zawodzi, a na ludziach i rachubach politycznych zawodzi się często. Letnia większość z nas nie wierzy Bogu tak jak Achaz i nie chce doświadczać znaków. Dlaczego ludzie nie wierzą znakom? Dziś stało się to jeszcze bardziej aktualne niż w czasach biblijnych. Achaz mówi - nie będę wystawiał Pana Boga na próbę, więc zasłania się szacunkiem do Boga. Ale jest to tylko „pobożna” wymówka przed Izajaszem, bo Achaz po prostu bardziej wierzy Asyrii niż Bogu i za takiego sojusznika będzie musiał ciężko zapłacić tak materialnie jak i duchowo, godząc się na synkretyzm wobec asyryjskich bóstw. Tymczasem Bóg oferuje swoje dary zawsze za darmo i tylko oczekuje zaufania do Siebie, a mimo tego Bogu nikt nie wierzy i woli płacić ciężkie pieniądze ludziom. Nie będę prosił Boga o znak, bo nie wierzę Bogu, bo nie wierzę Jego znakom, bo nie czuję potrzeby tych znaków, bo nie mam wrażliwości na nie. Często nawet a priori nie chcę znaków, bo nie chcę Boga i jestem uprzedzony do Niego. Nie będę Go prosił, bo jeszcze a nuż znak stanie się przekonujący, a ja nie chcę zostać przekonany. Boga nie chcę i koniec. A jednak Izajasz nie ustępuje przed uporem króla. Ogłasza mu, że ludziom, którzy nie chcą Boga, Ten też da znaki. Zrobi to z własnej woli i według własnego planu. Da im Mesjasza, Emmanuela. Może wtedy ktoś Mu uwierzy?
I rzeczywiście, gdy przyszedł Jezus na świat, zbawienie się przybliżyło i niektórzy uwierzyli. A jednak znowu pojawia się wielu zbuntowanych, którzy Jezusa nie chcą i znaków czytać nie będą. Ba, nawet dziś są tacy, którzy nie chcą znaków, mimo że pozornie przyjęli Chrystusa i mienią się chrześcijanami. Mimo tego serca mają letnie i nie widzą, nie słyszą, nie czują, że ten Chrystus nadal mówi przez znaki i wzywa do nawrócenia, choć oni są przekonani że nawrócenia jest już dosyć. Dziś wielu, jeśli nie większość i jeśli nie wszyscy teologowie szukają wyjaśnień świata jak naukowcy, na gruncie rozumu, a w ich świecie nie ma miejsca na gwałtowne interwencje Boga. Twierdzą, że Bóg wypowiedział się do nas stwarzając, zbawiając i zostawiając Słowo Boże, które ma być rozumowo interpretowane w Kościele. Kościół wierzy, że motorem tej interpretacji jest rozum oświecony Duchem Świętym, ale w praktyce łatwo poprzestaje na rozumie. Bo nie każdy w Kościele ma wystarczające oświecenie Duchem, a to Duch właśnie pozwala odczytać znaki w codzienności zestawiając je ze Słowem Bożym. Nawet w Polsce zapomnieliśmy, jak w czasach ucisku komunistycznego bł. ks. Prymas Stefan Wyszyński często mówił o znakach czasu. My nie czytamy znaków czasu dziejących się na naszych oczach zupełnie tak samo jak Achaz nie czytał znaków dziejących się na jego oczach. Izajasz z natchnienia Ducha wzywał do czytania znaków, a czy nas słowa Izajasza nie wzywają do tego samego i to z natchnienia tego samego Ducha?
Jeżeli czytamy znaki, to mamy większą cierpliwość oczekiwać na działanie Boże i łatwiej je rozpoznajemy, kiedy ono następuje. Bóg słowem Joela zapowiada, że ześle Ducha, a potem Mesjasza i to ma nauczyć Żydów cierpliwości w czekaniu. Czekali dwa tysiące lat. Ich cierpliwość podtrzymywali prorocy słowami i znakami. A my dziś też potrzebujemy znaków, by cierpliwie czekać na wylanie Ducha i na ostateczne przyjście Pana. Czy nadal wierzymy, że ono nastąpi? Czy Syn Człowieczy, kiedy przyjdzie znajdzie jeszcze wiarę na ziemi? Adwent jest czekaniem na Niego, nie tylko na Święta i na kolejną pasterkę. Czy można gorliwie czekać na to, co się powtarza co roku? A może będzie się to w dalszym ciągu tylko tak powtarzać? Nie, w końcu przestanie się powtarzać, w końcu Bóg da Ducha i przyjdzie Sam osobiście. Jest na co czekać! Jest czego, jakich znaków wypatrywać. Tylko czy tego chcemy? Może wolimy powiedzieć, że nie będę prosił Ducha, by mnie przygotował na przyjście Chrystusa, bo ja Go nie chcę, bo ja się Go boję, bo ja w istocie nie mam w sercu takiej tęsknoty za Jezusem. Bardziej tęsknię za spokojną doczesnością. I gdyby Bóg nas w sprawie swego przyjścia pytał o zdanie, to nawet Kościół i jego instytucjonalni przedstawiciele, którzy nieraz mocno usadowili się w wygodnej doczesności, powiedzieli zapewne – jeszcze nie, jeszcze nie teraz, nie jesteśmy godni, nie jesteśmy gotowi. Daj nam jeszcze trochę czasu. A przecież my w każdej Mszy św. powtarzamy, że oczekujemy Jego przyjścia w chwale, ale wolimy żeby to nastąpiło jeszcze nie dziś, może jutro…
Bóg nie może nas pytać, bo wtedy nigdy nie nadeszło by królestwo Boże. Stale byłoby odwlekane. A czy nie widzimy znaków, że pora już najwyższa? Zło coraz dokładniej niszczy dobro, usuwane są z naszego życia wartości, bez których nie da się żyć, zanika rozróżnienie dobra i zła zastępowane przez pragmatyzm, narasta wygodnictwo, słabną więzi rodzinne, warunki życia stają się udręczające, panoszą się wojny, coraz trudniejsze są do zwalczania choroby. Ot przykładem niech będzie pandemia. Ludzie masowo umierali, odizolowani, często bez sakramentów. Ilu z nas potraktowało to jako znak wzywający do nawrócenia? Niektórzy tak. Widziałem w tamtych dniach napis na chodniku – co jeszcze muszę zrobić, żebyście się nawrócili? Czyż dominującą retoryką mediów nie było – kiedy wreszcie to się skończy i wrócimy do tego co dawniej. Nikt nie zauważył, że może nie powinniśmy do tego wracać, że może ci wielcy i ci mniejsi powinni zastanowić się nad sobą. Bóg dopuszczając cierpienie nie grozi tylko zwraca na coś uwagę. Jeżeli nie uwierzycie nie ostoicie się.
Bóg dał znaki Maryi i Józefowi. One miały ich przygotować na przyjęcie do swego domu Mesjasza. I tych dwoje rzeczywiście uwierzyło znakom. Przyjęli Jezusa nawet mimo tego, że Jego przyjście było dla nich wyjątkowo trudne. Jezus był darem dla ludzkości, a nie ludzkość cierpiała z Jego powodu, tylko miała podaną na tacy łaskę, a cierpiał kto inny – Jezus, Maryja, Józef. Mimo tego ludzkość w małym stopniu łaskę przyjęła, zaś tych troje się poświęciło. Dla nich przyjęcie znaków Boga było straszliwie trudne. Bóg sprawił, że Maryja stała się brzemienną za sprawą Ducha, kiedy już była poślubiona mężowi. Dziecko w Jej łonie stało się przyczyną straszliwego napiętnowania przez społeczność. Nawet po trzydziestu latach Jezusowi wypominano, że narodził się z nierządu. Maryja była o włos o ukamienowania, a Józef o włos od wyrzucenia Maryi wraz z dzieckiem na ulicę. Obojgu życie małżeńskie zostało pokrzyżowane. Jakże mało o tym myślimy. Prawdziwe, gorliwe pójście za Bogiem jest naprawdę drogą pod górę. Jeśli żyjemy w letniości wszystko idzie łatwo. Dopiero gorącość serca sprawia, że stajemy się inni, nierozumiani przez świat, a nawet zagrożeni, bo zły duch co dzień walczy z naszą gorliwością. Oczywiście dostajemy specjalną opiekę Boga jaką Maryja i Józef absolutnie mieli. Ale i tak musieli bardzo dla Boga zaryzykować. Poczuć ataki złego. Wtedy jest silna pokusa, by się wycofać, a jednak Oni nie wycofali się. Powiedzieli - niech mi się stanie według słowa Twego. Jednak wielu jest takich, co się wycofują. Gdy Jezus wskrzesił Łazarza, Sanhedryn wpadł w panikę, Kajfasz poczuł strach, że ludzie pójdą za Jezusem, a wtedy przyjdą Rzymianie i zniszczą ich władzę. Kajfasz mógł przyjąć Mesjasza, ale Go nie przyjął, wycofał się i nawet ze strachu kazał Go zabić. I to oczywiście stało się błogosławieństwem dla ludzkości, ale za razem źródłem strasznego nieszczęścia dla Żydów. Gdy idziemy za Bogiem, mimo że zły duch nas przeraża, jest nam ciężko, ale wychodzimy obronną ręka, jak Maryja i Józef. Ale gdy odrzucamy dzieło Boże, z pozoru wydaje nam się to łatwiejsze, ale potem dopiero widzimy, że zło, jakie uczyniliśmy, sprowadza na nas wielkie nieszczęście. Bóg prowadzi nas trudną drogą, ale daje znaki i uczy się nimi kierować. Jeżeli postępujemy według tylko ludzkiego rozumu albo i całkiem bez rozumu, a przede wszystkim bez poddawania się Duchowi Świętemu, wtedy gubimy się w bezdrożach jak Kajfasz. Eh!
Dk. Jan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz