Nasza buntowniczość. Całe zgromadzenie Izraelitów wyruszyło z pustyni Sin. Rozbili obóz w Refidim, gdzie lud nie miał wody do picia. I kłócił się lud z Mojżeszem, mówiąc: Daj nam wody do picia! Mojżesz odpowiedział im: Czemu kłócicie się ze mną? I czemu Pana wystawiacie na próbę? (Wj 17,1-2) Najważniejsze wydarzenie w dziejach Narodu Wybranego - wyjście z Egiptu i wędrówka do ziemi Kanaan to jeden z wielu epizodów biblijnych, w których spotykają się dwie potężne sprzeczności - Bóg mocny, Opiekun i Przewodnik Izraela z jednej strony, a z drugiej słabi ludzie, ich wędrówka przez pustkowia pełna przeciwności, zagrożeń, cierpień i trudów. I chociaż celem Boga jest pokonać te trudy, to jednak, nim się to stanie, na Izrael spada wiele nieuniknionego cierpienia. I często się powtarza taki bolesny scenariusz – ludzie cierpią i mają to za złe Bogu i Jego prorokom, a Bóg ratuje ich w końcu z opresji. Jednak ratunek zawsze przychodzi dopiero po jakimś czasie, a więc Boże zbawienie na razie nie przekreśla całkowicie ludzkiego cierpienia.
Ta kolej rzeczy pokazuje, że cierpienie jest złem, a Bóg ma moc je pokonać. Zatem powinniśmy położyć nadzieję w Nim. Jednak z drugiej strony Bóg działa jakby z opóźnieniem, dopuszcza czas walki, kiedy to, czego On nie aprobuje, na razie się jednak dzieje. Tym samym Bóg pozwala na ludzki kryzys, trudny do zniesienia dla nas czas przejściowy, który czasem człowiek ma za złe Bogu, a nawet dopuszcza się buntu przeciw Niemu i Jego prorokom. Ten Boży dopust bardzo trudno nam zrozumieć, praktycznie nie jesteśmy w stanie.
Bóg trudny do pojęcia. Dlaczego więc Bóg działa w taki sposób, ryzykując ludzką złość a nawet bunt przeciw Sobie. W Refidim głodni i spragnieni ludzie wylewali na Boga i Mojżesza swe rozgoryczenie, które wydawało się zagrażać nawet powodzeniu całego Boskiego planu. Czy po to wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby nas, nasze dzieci i nasze bydło wydać na śmierć z pragnienia? (Wj 17,3). Izraelici są na granicy wytrzymałości i atakują nawet swój wielki autorytet - Mojżesza, którego uważali za świętego i ogromnie dużo mu zawdzięczali. Teraz nagle gotowi są niemal go zabić. Mojżesz wołał wtedy do Pana, mówiąc: Co mam uczynić z tym ludem? Niewiele brakuje, a ukamienują mnie! (Wj 17,4)
A jednak Bóg potrafił zapanować nad tą sytuacją, choć Izrael nie widział z niej wyjścia. Tak jest i dziś. Często nie widzimy wyjścia z naszych impasów, jesteśmy pełni pesymizmu, a jednak Bóg wie, co należy uczynić. Oto Ja stanę przed tobą na skale, na Horebie. Uderzysz w skałę, a wypłynie z niej woda, i lud zaspokoi swe pragnienie (Wj 17,6). Bóg wie i to czyni, tylko nasze zaufanie jest słabe jak kiedyś tak i dziś. Denerwujemy się, gdy czekamy na ratunek i złościmy się, bo nie rozumiemy, dlaczego musimy czekać. Pytamy więc, czy Pan jest rzeczywiście wśród nas, czy też nie? (Wj 17,7)
Walka ze złem i cierpienie jest nieuniknione, i nie sposób po ludzku wytłumaczyć, dlaczego one są. Czemu Bóg napina cięciwę prawie do granic wytrzymałości? Czemu nie uważa, że powinien oszczędzić nam tego napięcia? Ba, nawet dopuszcza, że ludzie czynią zło, zbuntują się, grzeszą, i dopiero po jakimś czasie odpowiada na ten grzech i bunt. Co więcej Boża odpowiedź zawsze jest jakaś wyjątkowa i nieoczekiwana. I cierpienie nasze nie jest ani Jego zemstą, ani karą. On po prostu ze złem świata postępuje zupełnie inaczej niż my. Kiedy Mojżesz drży o swoje życie, a Izraelici umierają z głodu i pragnienia, wtedy Bóg daje wodę ze skały. Najpierw pokazuje fakt grzechu i jego bolesne skutki – cierpienie i śmierć, a dopiero potem objawia, że jest Zbawicielem i interweniuje. Najpierw Sam umiera w bólu na Krzyżu, a potem dopiero zmartwychwstaje w światłości. Te wydarzenia dzieli okres trzech dni. Bóg dopuszcza zawsze jakieś trzy.
Kwestia pokory. W dawniejszych czasach ludzie bardziej gotowi byli zgodzić się z faktem, że są grzesznikami i powinni z pokorą przyjmować cierpienie choć nie jest ono represją Boga ale konsekwencją zła na świecie. A dziś pokora gdzieś się światu zagubiła. Nawet jeśli czynią zło, nie troszczą się o innych ani siebie, hołdują wygodzie i przyjemnościom, uważają, że cierpieć nie powinni, że cierpienie się nie godzi. Taki kaleki świat im się nie podoba i albo obwiniają o niego Boga, albo buntują się i odrzucają Go jak Izrael w Refidim. I tylko Hiob a po nim Pan Jezus przyjmują cierpienie z pokorą, choć mają pewność, że na cierpienie nie zasługują. To jest właśnie postawa Jezusa, na którą my zdobyć się nie umiemy. Ona to sprawia, że Bóg daje wodę ze skały - wodę żywą – Ducha Bożego i zmartwychwstanie.
Dar Ducha w kryzysie. Bóg w chwili, kiedy czekanie na Jego odpowiedź dochodzi do apogeum, kiedy ludzie zdają się tracić cierpliwość i zaufanie, wtedy właśnie daje wodę ze skały - wodę żywą ze studni w Sychar, gdzie Jezus czeka na samarytankę. Bóg daje Ducha w trudzie zmagania, a Duch daje siłę do dalszego wędrowania przez pustynię i dźwigania różnych ciężarów. On to umacnia nas na pustyni i pokonuje w nas kryzys niewiary oraz braku miłości. I po to właśnie przychodzi Jezus. Najpierw, by przekonać świat o grzechu, że jednak on jest w ludzkich sercach i że Bóg nasze serca od grzechu uwolnił - przebaczył i sprawił, że grzech nie będzie już przeszkodą w naszym zbawieniu. Trzeba tylko przyjąć pomocną rękę Jezusa. I po drugie, Jezus przyszedł, by wylać na ludzi Ducha, zwłaszcza wtedy, gdy zło tak bardzo im doskwiera, że gotowi są się go odrzec. Tak Bóg działa w mocy Ducha, w sytuacjach kryzysowych. Działał w dniu Pięćdziesiątnicy, działał późniejszej w historii, w czasach podupadania Kościoła (jak na przykład przez św. Franciszka) i tak samo będzie teraz, kiedy świat znowu masowo pogrąża się w złu.
To Duch Święty daje moc pokonywania grzechu i oczyszczenia ludzi. On buduje w nich pokój z Bogiem i sprawia, że nie będą już pragnąć na wieki. Duch, jak to wyjaśnia Jezus samarytance, uczy ludzkość być prawdziwym czcicielem Boga właśnie w Sobie oraz w Prawdzie o Jezusie – Zbawicielu i Synu Bożym. Wreszcie Duch daje ludziom ostatecznie życie wieczne, prowadzi do tego życia – dlatego Jezus zapowiada, że kto Go pije, nie będzie już pragnął na wieki.
Doczesność czy wieczność? A jednak mamy ogromną trudność, by tego życia wiecznego rzeczywiście zapragnąć, by je przyjąć i nim się ucieszyć. Zbyt głęboko mamy wryte w serca pierworodne skoncentrowanie się na doczesności. Ewangelista Jan pokazuje to w charakterystycznym nieporozumieniu między Jezusem a samarytanką. Jezus zapowiada, że ona czerpiąc wodę Ducha nie będzie już pragnęła, a ona odpowiada – daj mi tej wody bym już nie musiała przychodzić do tej studni i czerpać. On zapowiada dar na życie wieczne, ona chce, by Jezus i Duch Boży dali jej dary doczesne. I tak jest zawsze. To jest choroba naszych serc, z powodu której lekceważymy duchowe dary Boże, a walczymy o dobra doczesne. O nie stale prosimy Boga i sami o nie się staramy. A życie wieczne? W młodości wydaje się nam ono jakże odległe, a w starości już nie mamy siły i trzeźwości umysłu, by o nim myśleć, o nie zabiegać i do niego dążyć. Tak to zły duch rozgrywa chytrze nasze życie, które mamy przecież tylko jedno.
Dk. Jan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz