Ale była też inna myśl o życiu, o religii, refleksja idąca, co najmniej równie głęboko. Powstała ona też w maleńkim kraju - w Izraelu, gdzie pojawiali się prorocy, pisarze, a w końcu pojawił się Jezus. Wszyscy oni byli nauczycielami, ale różnili się istotnie od nauczycieli greckich przede wszystkim w tym, że wyznawali wiarę w Jednego Boga. Nie przywiązywali oni aż tak wielkiej wagi do sposobu nauczania, ich słowo nie musiało być piękne, by ludzkimi walorami zdobywać sobie słuchaczy. Ci nauczyciele kładli nacisk na treść nauki, na to, że jest ona od Boga i o Bogu, który ma coś ważnego ludziom do powiedzenia. Wszyscy nauczyciele w Izraelu starali się mówić przede wszystkim prosto i w sposób łatwy do zapamiętania, w ich nauczaniu najważniejszy był nie słuchacz i nie oni sami, ale Bóg, którego słowo głosili. Dlatego przede wszystkim mieli oni głęboką więź duchową z Bogiem, za Jego naukę gotowi byli oddać życie, i często je oddawali. To, co głosili, też było mądrością, ale bardziej Bożą niż ludzką.
Tak zrodziły się dwie jakże różne mądrości, odmienne, bo ukształtowane w zupełnie różnym duchu, ponieważ wypłynęły z dwóch różnych inspiracji. Pismo Święte powie o dwóch duchach tej mądrości: o duchu świata i o Duchu Bożym. W czasach apostolskich, przede wszystkim dzięki wędrówkom św. Pawła, doszło do spotkania, a raczej zderzenia tych dwóch duchów i dwóch mądrości. Z tego zderzenia zrodziła się ostateczna forma chrześcijaństwa.
Uwodzące słowa mądrości. Właśnie św. Paweł był prekursorem tego spotkania dwóch mądrości, jak to sam pisze: Tak też i ja, przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością, głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej (1Kor 2,1-5). Paweł, mający w sercu Ducha Bożego i Jego mądrość, czuł przepaść dzielącą mądrość świata od mądrości Bożej , w której centralne miejsce zajmuje Jezus ukrzyżowany i zmartwychwstały. Paweł wiedział, że Grecy cenią zupełnie coś innego, niż on im przynosi. Domyślał się, że mogą nie zechcieć go słuchać, bo nie przychodzi błyszcząc słowem i mądrością tego świata. Dlatego stał przed nimi w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem, jak i w dzisiejszych czasach staje wielu kaznodziejów, odczuwając barierę niezrozumienia między nauką katolicką a współczesnym światem.
Bo jakiż jest ten duch świata? Przede wszystkim jest przywiązaniem do doczesności i uważaniem jej za najwyższą wartość, a usuwaniem z pola widzenia wszystkiego, co w niej przemijające i niewystarczające dla ludzi. Nadto kult sukcesu, dostatku, stanowienia prawa regulującego wszystko. Kult wiedzy, siły, głośnej przebojowości i zdobywania dóbr za wszelką cenę. Duch świata dąży do takiego ukształtowania ludzi, by uwierzyli w swoją samowystarczalność i nie czuli innych potrzeb, poza możliwymi do zaspokojenia na świecie za pomocą wartości materialnych. Na takim świecie wszystko jest po ludzku uporządkowane, nie ma miejsca na dobro i zło, na Boga i szatana. I choć skutkiem życia na takim świecie jest poczucie pustki, bezcelowości i bezsensu, narastają stresy, choroby, frustracje, poczucie zawodu, potrzeby pomocy psychologicznej i psychiatrycznej, to według świata nie należy się tym niepokoić. Taki on jest i taki być musi. Nie ma alternatywy. Oto jego mądrość.
Duch błogosławieństw. Kiedy więc św. Paweł przychodzi do świata z alternatywą, jest w wielkim lęku. Ma bowiem do ogłoszenia Kogoś kompletnie odstającego od świata, a w dodatku ukrzyżowanego. Wytłumaczenie ludziom, że Jezus naprawdę ma do zaoferowania zupełnie inną, wartościową mądrość, pochodzącą od Boga, tak wtedy jak i dziś graniczy z cudem. Ludzie nie wierzą, bo nie czują innego ducha niż duch świata, nie rozumieją ducha głoszonych przez Jezusa błogosławieństw. A duch błogosławieństw jest portretem Boga, stylem życia Boga i Jezusa, gdy przychodzi na ziemię. Jest on przeciwieństwem ducha świata. Z czego to wynika? Z tego, że duch świata narodził się w warunkach panowania grzechu i postępowania wbrew Bogu. Tymczasem Jezus przyszedł na świat właśnie po to, by zaszczepić na nim ducha Bożego, a stopniowo wyplenić ducha świata. Jakie są te kluczowe wartości ducha Bożego według Jezusa? Ubóstwo w duchu, a więc nie przywiązanie się do bogactw świata. Zgoda na to, że odrzucając ducha świata będzie się często z nim w konflikcie, a w efekcie będzie się żyło w smutku a czasem nawet w płaczu. Zgoda na cichość serca, zamiast przebojowości. Cichość osłabia naszą pozycję w świecie, ale za to zdecydowanie zbliża do Boga. Dalej zgoda na to, że w świecie nie ma sprawiedliwości i raczej trudno ją zaprowadzić ludzkimi siłami, a mimo tego nie należy rezygnować z niej ale jej łaknąć i spodziewać się, że ostatecznie Bóg ją zaprowadzi. Ponadto miłosierdzie i przebaczenie dla ludzi, którym warto się kierować mimo, że oni czynią zło, czasem nawet bardzo wielkie. I wreszcie dążenie do tego, by mieć czyste serce, bo tylko wtedy można będzie oglądać Boga twarzą w twarz.
Oto jest Boży program na życie. Ale jak z takim programem stanąć przed światem i jego sojusznikami? A jednak Jezus stanął z nim na świecie i wycierpiał od świata. Przez taki program właśnie stał się ukrzyżowanym i ostatecznie zwyciężył świat zmartwychwstając. I jakże z takim Jezusem – ukrzyżowanym, cichym i pokornego serca, stanąć przed Grekami i przed współczesnym, zdechrystianizowanym światem?
Siła Ukrzyżowanego. Chrystus zwyciężył mimo ukrzyżowania a raczej dzięki ukrzyżowaniu, bo właśnie dzięki temu Bóg wskrzesił Go z martwych do życia. Jezus się poddał woli Ojca, by iść na krzyż i ta śmierć zmieniła tak wiele, że stało się możliwe zmartwychwstanie. Wyjaśnijmy zatem, co ta śmierć zmieniła. Przede wszystkim stało się to, co zapowiedział Izajasz - że zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarz wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody (Iz 25,7) i odsłoni rozmiar grzechu w świecie i w ludzkich sercach. O rozszerzającym się po świecie grzechu mówiły już pradzieje biblijne. Pokazywały, jak po grzechu odrzucenia Boga przez Adama i Ewę rozpanoszyły się zabójstwa i ludzka samowola. Dziś możemy oglądać rozszerzenie się zła jeszcze dalej, dzięki rozwojowi środków technicznych. Mamy już nie zabójstwa a wielkie wojny, ludobójstwa i masowe zabijanie dzieci. Już nie cudzołóstwa a programowe niszczenie rodziny. Już nie kradzieże a niesprawiedliwy podział dóbr. Już nie kłamstwa, a zafałszowanie obrazu dobra i zła, utrata relacji z Bogiem i zapaść relacji międzyludzkich. Przez grzech wyrządzamy krzywdę sobie i jedni drugim, a nam wszystkim największą krzywdę wyrządza zły duch. Im kto jest bliżej Boga, tego tym silniej on atakuje i nie oszczędza nikogo, zwłaszcza ludzi Kościoła. Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł (1Kor 10,12), jak pisze św. Paweł.
Znać dobro i zło. I co w tej sytuacji? Czy Syn Boży ma przyjść do wszystkich czyniących to monstrualne zło aby ich osądzić i skazać. Właściwie tak powinien. A jednak Bóg chce nas zbawić, nie potępić. Dlatego nie przychodzi do świata jako sędzia i kat winowajców. Przychodzi do ślepych i nieświadomych ofiar grzechu tak, by pokazać na sobie, jak to jest stać się ofiarą grzechu, byśmy jego niszczącą siłę zobaczyli, by nam pokazać jak odrażający jest grzech. Żebyśmy wreszcie go znienawidzili. To jest siła Ukrzyżowanego. Znosi na sobie ból grzechu, byśmy grzech poznali nie tylko w wersji atrakcyjnie polukrowanej przez złego, ale w wersji Bożej, prawdziwej i tragicznej. Dla prawdy o złu i dobru, czym są i jak można jedno odrzucić a za drugim iść, Jezus poświęca się w ofierze. I to odważne stanięcie w szranki z szatanem, by zedrzeć z oczu i sumień ludzkich zasłonę jest ową niezwyciężoną siłą Ukrzyżowanego. O tajemnicy znajomości dobra i zła mówi Bóg na początku Objawienia. Pokazuje, jak Bóg stwarza istoty podobne do Siebie pod względem wolności, znające dobro i zło, i mogące je czynić, ale mimo wszystko jak Bóg nie czyniące zła, lecz w wolności wybierające dobro. I tego naśladowania Boga w dobru człowiek ma się nauczyć. Ale, że człowiek ma świadomie wybierać dobro a odrzucać zło, Bóg dopuszcza na niego, by poznał i jedno i drugie. By zerwał owoc z drzewa poznania dobra i zła, i poznawszy dobro w Bogu poznał także zło w Jego odrzuceniu, by w końcu jedno wybrać a drugie znienawidzić.
Po to właśnie przychodzi Jezus. Naucza ludzi i okazuje im miłość. Umiera wraz z nimi na krzyżu z powodu ich grzechu i zmartwychwstaje z nimi, by ich od grzechu uratować. Tak właśnie pokazuje dobro, jakie czyni sam i jakiego nikt z ludzi nie czyni, i pokazuje też zło, jakie szatan i ludzie wyrządzają Jemu i sobie samym. Jezus ukazuje straszliwy ból, jaki na świat sprowadza grzech, byśmy wreszcie to zobaczyli i oprzytomnieli. A jednak, niestety i na szczęście, to do nas należy ostatnie słowo. To my, patrząc na świat i na Jezusa, musimy rozpoznać, co jest nam potrzebne do zbawienia, a co nas od zbawienia oddala. Nikt tego za nas nie zrobi, chociaż Jezus stale na nowo pokazuje nam dobro i zło, i daje Ducha Świętego, byśmy przejrzeli na oczy i by On mógł nas uratować.
Diakon Jan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz