niedziela, 25 sierpnia 2019

KOCHAJĄCY I SPRAGNIONY MIŁOŚCI


W tym wyraża się miłość Boga, że wszystko, co uczynił dla nas: stworzył dla siebie, obdarował światem, wszystko to uczynił przez Swojego Syna. Stworzenie uczynił według wzoru Syna i przez Niego udziela mu Boskiej mocy: podtrzymuje je i oczyszcza. Syna uczynił lampą, która płonie i świeci każdemu, a światło to jest źródłem jego życia. Syn jest darmowym darem dla ludzi i jak Słońce opromienia ich miłością, daje im siłę do życia i napełnia szczęściem. Miłość ta płynie do nich zawsze, niezależnie od ich postawy, choć każdy ma też możliwość przed nią się zasłonić. Ona przychodzi, by nas przygarnąć do Boga, a z naszej strony napotyka obojętność. Nie przyjmujemy Jej. Nie odwzajemniamy Synowi Jego darów, choć Ten wylewa je z najwyższym poświęceniem, za cenę Krwi. Nie odwzajemniamy się Mu miłością, ponieważ nie poznaliśmy Go bliżej i nadal nie poznajemy. Dla większości z nas jest On daleki. Tylko niektórzy rozpoznają w Nim miłość i dostrzegają głębokie wejrzenie do głębi serca, którym pociągnął apostołów nad Jordanem i porwał do pójścia za Nim.


Na ogół nie rozpoznajemy Jego miłości. Nie umiemy Go pokochać. Próbujemy w Niego wierzyć, przyjmować Go intelektem, praktykami religijnymi, ale otworzyć dla Niego serce jest nam trudno. Z powodzeniem robią to święci. Bóg jednak wzywa każdego, by stawał się świętym, wzywa każde pokolenie, lud i język. Wzywa do świętości, ponieważ świętość nie jest w Jego zamiarze tylko jakimś luksusem dla wybranych. Jest to powszechne wezwanie i dopiero świętość czyni w ludziach normalność – daje moc Ducha do życia, w którym zaczynamy czuć się prawdziwie przy Bogu, wreszcie kochani. Mamy pokój i na co dzień obcujemy z Niebem. To o czym myślimy, że nadejdzie potem i to nie na pewno, bo wiele w nas powątpiewania, to święci mają już na ziemi. I nie jest to wyjątek. Bóg chce, dać Siebie wszystkim, tylko oni tego nie chcą. Nawet nie chcą chcieć.


Jezus przyszedł na świat i zamieszkał na nim już teraz i na wieczność, tylko że prawie nikt na świecie Go nie widzi. Nie widzi Jezusa, Matki Najświętszej, świętych. Z reguły myślimy, że Ona przychodzi rzadko: do Gietrzwałdu, do Fatimy, do Medjugorja, a przecież Ona przychodzi codziennie do wszystkich świętych, którzy Ją kochają, a Bogu odwzajemniają miłość. No właśnie! Zajmijmy się więc owym odwzajemnianiem Bogu miłości, bo do tego sprowadza się całe szczęście naszego życia. 


Pan Jezus wszystkich kocha i każdego wybiera dla Siebie, ale od każdego oczekuje trochę czegoś innego. Jego miłość wyraża się w tym, że każdego inaczej obdarowywał i każdemu postawił inne wymagania, jak to pokazał w przypowieści o talentach. Kto ma trzy, pomnaża je do sześciu, ale kto ma dwa pomnaża je tylko do czterech i to jest bardzo dobre. Gorzej jest kiedy trzy pomnażamy do czterech, albo pozostajemy z trzema, albo, nie daj Boże, tracimy wszystko do zera. Bóg, choć wszystkich kocha jednakowo, różnie ich obdarował i różnego pomnożenia darów oczekuje. Tak więc, kiedy wybiera nas do różnych zadań, nie robi tego według miary miłości, ale według miary tego, czym obdarował. 


Być może pomyślimy, że jeżeli kogoś posyła, to na pewno dogłębnie wyposaża w siłę. Tymczasem nie tak jest. Wybiera tych, którzy są najsłabsi, dlatego że tylko oni poddadzą się sile Boga, a nie będą próbować działać własną mocą. Im słabsi jesteśmy, ale odważnie godzimy się na tę słabość i bardziej poddajemy się mocy Boga, by wejść w pokorną relację z Nim, tym pełniej otwieramy się na Jego moc, a wtedy działa w nas On, a nie my sami, tym skuteczniejszym jesteśmy jego narzędziem. W Ewangelii mamy wiele takich przykładów. Piotr i Judasz byli słabi, ale Piotr po zdradzie otworzył serce i obdarzył Jezusa miłością, zaś Judasz jeszcze bardziej je zamknął.  Obaj łotrzy na krzyżach żyli w ciężkich grzechach, ale tylko jeden otworzył serce przed Jezusem, drugi zasklepił się w swoim złu. Obaj sędziowie Jezusa byli pod naciskiem swoich wysokich pozycji, ale Piłat dążył do uwolnienia Jezusa, a Kajfasz do tego, by Go podstępnie ukrzyżować. Wszystko to miało decydujące znaczenie dla ich dalszych ich losów.  Będąc nie wiem jak uwikłanym w zło, zawsze można uwierzyć, że jest droga odwrotu i pokochać Jezusa. A Jezus tylko na to czeka. Bo Jezus pragnie naszej miłości, miłości ludzi słabych i grzesznych (J 5,19).


Jezus potrzebuje miłości. Ma ją najpierw od Ojca. Nie przestaje na co dzień żyć z Ojcem, mieć z Nim kontakt, odbierać słowa pokrzepienia. Ma ten dar, że Ojciec zawsze wykonuje z Synem to, co jest do wykonania na ziemi, a Syn zawsze wykonuje swoje dzieła z Ojcem. Jest między Nimi najgłębsza jedność. Jezus potrzebuje Ojca i Ojciec nieustannie oblewa Go miłością. Ale nie tylko Ojciec miłuje Syna, ale także planem Ojca jest, aby całe stworzenie oddawało cześć Synowi i pokochało Go jako Oblubieńca. Miłowanie Syna przez ludzi jest istotą planu Bożego i celem Boga. Jezus jest wybrańcem Bożym, któremu stworzenie ma okazać miłość, gdyż najpierw On sam wszystko obdarzył miłością. Dzięki takiemu zamysłowi Ojca, cała rzeczywistość dąży do zjednoczenia w Miłości: Ojciec, który kocha stworzenie przez Syna, przez Syna także otrzymuje miłość stworzenia.  


Jezus mówi w Ewangelii Jana wyraźnie, że jeżeli Jego miłujemy, wtedy Ojciec daje nam Ducha, co jest ostatecznym środkiem zjednoczenia nas z Bogiem na wieczność (J 14,15). Kiedy mamy wątpliwości, jak dojść do postawy miłości wobec Jezusa, aby spłynął na nas od Niego Duch, należy odkryć trzy następujące etapy owej szkoły miłości: najpierw uwierzenie w Niego, potem pójście za Nim i obserwowanie Go, wreszcie osobiste poznanie Go jako kogoś bliskiego. Uwierzyć Mu, pójść za Nim i poznać Go - te trzy. A te trzy łączą się w jedno – w najwyższą wartość pokochania Go.

Diakon Jan

Brak komentarzy: