W tym wyraża się miłość Boga, że
wszystko, co uczynił dla nas: stworzył dla siebie, obdarował światem, wszystko
to uczynił przez Swojego Syna. Stworzenie uczynił według wzoru Syna i przez
Niego udziela mu Boskiej mocy: podtrzymuje je i oczyszcza. Syna uczynił lampą,
która płonie i świeci każdemu, a światło to jest źródłem jego życia. Syn jest darmowym
darem dla ludzi i jak Słońce opromienia ich miłością, daje im siłę do życia i napełnia
szczęściem. Miłość ta płynie do nich zawsze, niezależnie od ich postawy, choć każdy
ma też możliwość przed nią się zasłonić. Ona przychodzi, by nas przygarnąć do
Boga, a z naszej strony napotyka obojętność. Nie przyjmujemy Jej. Nie
odwzajemniamy Synowi Jego darów, choć Ten wylewa je z najwyższym poświęceniem,
za cenę Krwi. Nie odwzajemniamy się Mu miłością, ponieważ nie poznaliśmy Go bliżej
i nadal nie poznajemy. Dla większości z nas jest On daleki. Tylko niektórzy
rozpoznają w Nim miłość i dostrzegają głębokie wejrzenie do głębi serca, którym
pociągnął apostołów nad Jordanem i porwał do pójścia za Nim.
Na ogół nie rozpoznajemy Jego
miłości. Nie umiemy Go pokochać. Próbujemy w Niego wierzyć, przyjmować Go
intelektem, praktykami religijnymi, ale otworzyć dla Niego serce jest nam trudno.
Z powodzeniem robią to święci. Bóg jednak wzywa każdego, by stawał się świętym,
wzywa każde pokolenie, lud i język. Wzywa do świętości, ponieważ świętość nie
jest w Jego zamiarze tylko jakimś luksusem dla wybranych. Jest to powszechne
wezwanie i dopiero świętość czyni w ludziach normalność – daje moc Ducha do
życia, w którym zaczynamy czuć się prawdziwie przy Bogu, wreszcie kochani. Mamy
pokój i na co dzień obcujemy z Niebem. To o czym myślimy, że nadejdzie potem i
to nie na pewno, bo wiele w nas powątpiewania, to święci mają już na ziemi. I
nie jest to wyjątek. Bóg chce, dać Siebie wszystkim, tylko oni tego nie chcą.
Nawet nie chcą chcieć.
Jezus przyszedł na świat i
zamieszkał na nim już teraz i na wieczność, tylko że prawie nikt na świecie Go nie
widzi. Nie widzi Jezusa, Matki Najświętszej, świętych. Z reguły myślimy, że Ona
przychodzi rzadko: do Gietrzwałdu, do Fatimy, do Medjugorja, a przecież Ona przychodzi
codziennie do wszystkich świętych, którzy Ją kochają, a Bogu odwzajemniają
miłość. No właśnie! Zajmijmy się więc owym odwzajemnianiem Bogu miłości, bo do
tego sprowadza się całe szczęście naszego życia.
Pan Jezus wszystkich kocha i
każdego wybiera dla Siebie, ale od każdego oczekuje trochę czegoś innego. Jego
miłość wyraża się w tym, że każdego inaczej obdarowywał i każdemu postawił inne
wymagania, jak to pokazał w przypowieści o talentach. Kto ma trzy, pomnaża je
do sześciu, ale kto ma dwa pomnaża je tylko do czterech i to jest bardzo dobre.
Gorzej jest kiedy trzy pomnażamy do czterech, albo pozostajemy z trzema, albo,
nie daj Boże, tracimy wszystko do zera. Bóg, choć wszystkich kocha jednakowo, różnie
ich obdarował i różnego pomnożenia darów oczekuje. Tak więc, kiedy wybiera nas
do różnych zadań, nie robi tego według miary miłości, ale według miary tego, czym
obdarował.
Być może pomyślimy, że jeżeli
kogoś posyła, to na pewno dogłębnie wyposaża w siłę. Tymczasem nie tak jest.
Wybiera tych, którzy są najsłabsi, dlatego że tylko oni poddadzą się sile Boga,
a nie będą próbować działać własną mocą. Im słabsi jesteśmy, ale
odważnie godzimy się na tę słabość i bardziej poddajemy się mocy Boga, by wejść
w pokorną relację z Nim, tym pełniej otwieramy się na Jego moc, a wtedy działa
w nas On, a nie my sami, tym skuteczniejszym jesteśmy jego narzędziem. W Ewangelii mamy
wiele takich przykładów. Piotr i Judasz byli słabi, ale Piotr po zdradzie
otworzył serce i obdarzył Jezusa miłością, zaś Judasz jeszcze bardziej je zamknął.
Obaj łotrzy na krzyżach żyli w ciężkich
grzechach, ale tylko jeden otworzył serce przed Jezusem, drugi zasklepił się w
swoim złu. Obaj sędziowie Jezusa byli pod naciskiem swoich wysokich pozycji,
ale Piłat dążył do uwolnienia Jezusa, a Kajfasz do tego, by Go podstępnie
ukrzyżować. Wszystko to miało decydujące znaczenie dla ich dalszych ich losów. Będąc nie wiem jak uwikłanym w zło, zawsze
można uwierzyć, że jest droga odwrotu i pokochać Jezusa. A Jezus tylko na to
czeka. Bo Jezus pragnie naszej miłości, miłości ludzi słabych i grzesznych (J 5,19).
Jezus potrzebuje miłości. Ma ją
najpierw od Ojca. Nie przestaje na co dzień żyć z Ojcem, mieć z Nim kontakt,
odbierać słowa pokrzepienia. Ma ten dar, że Ojciec zawsze wykonuje z Synem to,
co jest do wykonania na ziemi, a Syn zawsze wykonuje swoje dzieła z Ojcem. Jest
między Nimi najgłębsza jedność. Jezus potrzebuje Ojca i Ojciec nieustannie
oblewa Go miłością. Ale nie tylko Ojciec miłuje Syna, ale także planem Ojca
jest, aby całe stworzenie oddawało cześć Synowi i pokochało Go jako Oblubieńca.
Miłowanie Syna przez ludzi jest istotą planu Bożego i celem Boga. Jezus jest
wybrańcem Bożym, któremu stworzenie ma okazać miłość, gdyż najpierw On sam
wszystko obdarzył miłością. Dzięki takiemu zamysłowi Ojca, cała rzeczywistość dąży
do zjednoczenia w Miłości: Ojciec, który kocha stworzenie przez Syna, przez
Syna także otrzymuje miłość stworzenia.
Jezus mówi w Ewangelii Jana
wyraźnie, że jeżeli Jego miłujemy, wtedy Ojciec daje nam Ducha, co jest
ostatecznym środkiem zjednoczenia nas z Bogiem na wieczność (J 14,15). Kiedy
mamy wątpliwości, jak dojść do postawy miłości wobec Jezusa, aby spłynął na nas
od Niego Duch, należy odkryć trzy następujące etapy owej szkoły miłości:
najpierw uwierzenie w Niego, potem pójście za Nim i obserwowanie Go, wreszcie
osobiste poznanie Go jako kogoś bliskiego. Uwierzyć Mu, pójść za Nim i poznać
Go - te trzy. A te trzy łączą się w jedno – w najwyższą wartość pokochania Go.
Diakon Jan
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.