Jeśli więc razem z Chrystusem powstaliście z martwych (Kol 3,1),…
Kiedy Pan Jezus powstał z
martwych, dokonał się przełom w naszej sytuacji życiowej. Nam wydaje się to
zupełnie nie do pojęcia i niemożliwe. Co ma wspólnego z naszym życiem śmierć i
powrót do życia Jezusa? A jednak! Syn Boży stał się człowiekiem, Jezusem
podobnym do nas we wszystkim oprócz grzeszności. Ale i ta moralna czystość nie
odróżniała Go od nas aż tak bardzo, gdyż Jezus z własnej woli przyjął
obciążenie skutkami naszych grzechów, tak jakby to On sam je popełnił i teraz ponosił
ich konsekwencje. Dlatego, kiedy Jezus umiera, umiera jako największy grzesznik,
który nie powinien być zbawiony, bo jest człowiekiem obarczonym grzechami wszystkich
ludzi.
Jezus jest bezgrzesznym Synem Boga
Ojca, a ciążą na Nim grzechy, które są nie Jego ale nasze. Dlatego nie może nie
być zbawiony. Ojciec nie ma podstaw, by nie wpuścić Go do Siebie. Z drugiej
jednak strony nikt obciążony grzechem nie może przyjść do Boga. Dlatego ciążące
na Jezusie grzechy zostają z Niego zmyte, tym samym Ojciec odpuszcza je. Gładzi
je u Niego i jednocześnie u nas, gdyż w istocie są to nasze grzechy. Zbawienie
Jezusa, tak oczywiste, gdyż jest On najbardziej z ludzi godnym zbawienia, paradoksalnie
staje się zależne od odpuszczenia nam grzechów. Tak mocno w dniu stworzenia Syn
Boży zjednoczył swój los z nami - na dobre i na złe. Ojciec otwierając Niebo
dla Jezusa otwiera je tym samym dla ludzi, bo w Jezusie przebacza ludziom ich
grzech. Jezus wchodzi do Ojca pierwszy, a my możemy wejść za Nim, bo nie ma już
przeszkód w postaci naszych grzechów. Jezus wziął na Siebie je wszystkie. Na
tym polega nasze zmartwychwstanie dokonujące się razem ze zmartwychwstaniem Jezusa
– na unicestwieniu naszych grzechów na barkach Jezusa i zmartwychwstaniu razem
z Nim. W ten sposób bez żadnej naszej zasługi, całkowicie za darmo, można
powiedzieć „jak ślepej kurze ziarno” trafia się nam odpuszczenie grzechów i
życie wieczne. Dokładnie trzeba powiedzieć, że trafia się nam dlatego, że Pan
Jezus tak nas, grzeszników szaleńczo pokochał, że zdecydował się całe nasze zło
wziąć na Siebie i doprowadzić do przebaczenia go nam przez Boga.
Ale to nie Jezus jest ten dobry,
a Ojciec ten surowy i wymagający. Nie! To Jeden Bóg: Ojciec, Syn i Duch Święty
tak bardzo nas pokochał, że przebaczył nam grzechy, a cenę tych grzechów: zniszczenie
serca grzesznika, cierpienie i potępienie Syn w ludzkim ciele wziął na siebie, ponieważ
tylko On miał siłę by szatana i całe to zło pokonać. Wszystkie wysiłki złego,
które zniszczyłoby ludzkość i doprowadziły do potępienia, On jeden, Jezus,
duchowy mocarz wziął na siebie i pokonał. Dzięki temu nie zabiły one ani Jego
ani nas. Szatan przegrał.
Tak właśnie jest, ale niestety z
jednym zastrzeżeniem: Jezus otworzył nam Niebo, udostępnił Ojca, jednak my musimy
sami zechcieć do otwartego Nieba wejść. Szlaban na drodze jest podniesiony, ale
drogę tę trzeba obrać i pójść nią. Pójść drogą dość wąską i wymagającą wysiłku,
a nie wybrać innej, bez szlabanów, wygodnej, ale wiodącej na potępienie. Bo
możliwość potępienia przecież mimo zmartwychwstania nadal istnieje i jest kwestią
wolności. Człowiek musi niestety sam chcieć, sam dokonać wyboru i sam podjąć
wysiłek. Nie da się poprzestać na biernym korzystaniu z darów Chrystusa. Bierność
i pójście na łatwiznę jest objawem katastrofalnej niedojrzałości. Ludzie nie
myślą o przyszłości, a potem, w krytycznym momencie uważają, że zbawienie im się
należy, bo nikogo ono nie kosztuje, nie ma nic wspólnego z darem miłości Boga. Nawet,
gdy w Boga powątpiewają, gdy Jego miłości nie zauważają albo ją kwestionują,
uważają, że jakoś musi być.
…szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadający po
prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi (Kol 3,1-2).
Dlatego w konsekwencji zmartwychwstania
Pana Jezusa i naszego Paweł stawia jako sprawę zasadniczą wezwanie, by dążyć tam, gdzie przebywa Chrystus, do
Nieba, które zostało przed nami otwarte. Przestrzega, by nie pójść inną drogą.
Mówi, że mamy w Niebie dostęp do Jezusa żyjącego z Ojcem i możemy trafić do Boga
wiążąc się miłością z Jezusem. On najpierw otworzył nam drogę, bo pokochał nas,
biorąc wszystko na Siebie, a teraz my możemy skorzystać z Bożego przebaczenia i
zmienić się, wiążąc się swoją miłością z Nim. To poddaje nas całkowicie mocy
Ducha. Aby tak się stało, potrzebujemy przestawić całe swoje życie na to, co jest
w górze, a nie czynić jego celem tylko
sprawy doczesne. Doczesność, gdy czynimy z niej coś głównego, pochłania nas i staje
się upragnionym skarbem naszego serca. Taka postawa na powrót wciąga ludzi w
grzech. Na szczęście, póki tu żyjemy, zawsze możemy z tego grzechu wychodzić,
żałując i korzystając z przebaczenia udzielonego na Krzyżu. To przebaczenie
spływa na nas w sakramentach Pokuty i Komunii Świętej. Jeżeli trzymamy się
mocno Boskiego przebaczenia ze świadomością, że jest ono nam udzielane z
miłości i za najwyższą cenę Krwi Chrystusa, wówczas zawsze możemy oczekiwać od
Boga zbawienia.
Najgorsze, co może nas spotkać,
to zwątpienie, że istnieje grzech - utrata rozeznania dobra i zła. Wtedy przestajemy
widzieć potrzebę przebaczenia, nie mamy powodu starać się o zbawienie i stopniowo
tracimy z oczu życie wieczne. Doczesność zajmuje całe nasze życie i staje się jedyną
wartością. Zupełnie znikają nam z oczu chrześcijańskie realia, tak jakby nigdy nie
zostały objawione. I właśnie to przydarzyło się nam, ludziom współczesnym i
stanowi śmiertelne zagrożenie. Bez wiary jesteśmy w szponach złego zupełnie
bezbronni, a jedyny ratunek – Bóg pozostaje daleki i nieznany.
Diakon Jan