czwartek, 22 sierpnia 2019

SZUKAJCIE TEGO CO W GÓRZE


Jeśli więc razem z Chrystusem powstaliście z martwych (Kol 3,1),…


Kiedy Pan Jezus powstał z martwych, dokonał się przełom w naszej sytuacji życiowej. Nam wydaje się to zupełnie nie do pojęcia i niemożliwe. Co ma wspólnego z naszym życiem śmierć i powrót do życia Jezusa? A jednak! Syn Boży stał się człowiekiem, Jezusem podobnym do nas we wszystkim oprócz grzeszności. Ale i ta moralna czystość nie odróżniała Go od nas aż tak bardzo, gdyż Jezus z własnej woli przyjął obciążenie skutkami naszych grzechów, tak jakby to On sam je popełnił i teraz ponosił ich konsekwencje. Dlatego, kiedy Jezus umiera, umiera jako największy grzesznik, który nie powinien być zbawiony, bo jest człowiekiem obarczonym grzechami wszystkich ludzi.


Jezus jest bezgrzesznym Synem Boga Ojca, a ciążą na Nim grzechy, które są nie Jego ale nasze. Dlatego nie może nie być zbawiony. Ojciec nie ma podstaw, by nie wpuścić Go do Siebie. Z drugiej jednak strony nikt obciążony grzechem nie może przyjść do Boga. Dlatego ciążące na Jezusie grzechy zostają z Niego zmyte, tym samym Ojciec odpuszcza je. Gładzi je u Niego i jednocześnie u nas, gdyż w istocie są to nasze grzechy. Zbawienie Jezusa, tak oczywiste, gdyż jest On najbardziej z ludzi godnym zbawienia, paradoksalnie staje się zależne od odpuszczenia nam grzechów. Tak mocno w dniu stworzenia Syn Boży zjednoczył swój los z nami - na dobre i na złe. Ojciec otwierając Niebo dla Jezusa otwiera je tym samym dla ludzi, bo w Jezusie przebacza ludziom ich grzech. Jezus wchodzi do Ojca pierwszy, a my możemy wejść za Nim, bo nie ma już przeszkód w postaci naszych grzechów. Jezus wziął na Siebie je wszystkie. Na tym polega nasze zmartwychwstanie dokonujące się razem ze zmartwychwstaniem Jezusa – na unicestwieniu naszych grzechów na barkach Jezusa i zmartwychwstaniu razem z Nim. W ten sposób bez żadnej naszej zasługi, całkowicie za darmo, można powiedzieć „jak ślepej kurze ziarno” trafia się nam odpuszczenie grzechów i życie wieczne. Dokładnie trzeba powiedzieć, że trafia się nam dlatego, że Pan Jezus tak nas, grzeszników szaleńczo pokochał, że zdecydował się całe nasze zło wziąć na Siebie i doprowadzić do przebaczenia go nam przez Boga. 


Ale to nie Jezus jest ten dobry, a Ojciec ten surowy i wymagający. Nie! To Jeden Bóg: Ojciec, Syn i Duch Święty tak bardzo nas pokochał, że przebaczył nam grzechy, a cenę tych grzechów: zniszczenie serca grzesznika, cierpienie i potępienie Syn w ludzkim ciele wziął na siebie, ponieważ tylko On miał siłę by szatana i całe to zło pokonać. Wszystkie wysiłki złego, które zniszczyłoby ludzkość i doprowadziły do potępienia, On jeden, Jezus, duchowy mocarz wziął na siebie i pokonał. Dzięki temu nie zabiły one ani Jego ani nas. Szatan przegrał. 


Tak właśnie jest, ale niestety z jednym zastrzeżeniem: Jezus otworzył nam Niebo, udostępnił Ojca, jednak my musimy sami zechcieć do otwartego Nieba wejść. Szlaban na drodze jest podniesiony, ale drogę tę trzeba obrać i pójść nią. Pójść drogą dość wąską i wymagającą wysiłku, a nie wybrać innej, bez szlabanów, wygodnej, ale wiodącej na potępienie. Bo możliwość potępienia przecież mimo zmartwychwstania nadal istnieje i jest kwestią wolności. Człowiek musi niestety sam chcieć, sam dokonać wyboru i sam podjąć wysiłek. Nie da się poprzestać na biernym korzystaniu z darów Chrystusa. Bierność i pójście na łatwiznę jest objawem katastrofalnej niedojrzałości. Ludzie nie myślą o przyszłości, a potem, w krytycznym momencie uważają, że zbawienie im się należy, bo nikogo ono nie kosztuje, nie ma nic wspólnego z darem miłości Boga. Nawet, gdy w Boga powątpiewają, gdy Jego miłości nie zauważają albo ją kwestionują, uważają, że jakoś musi być. 
   

…szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadający po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi (Kol 3,1-2)


Dlatego w konsekwencji zmartwychwstania Pana Jezusa i naszego Paweł stawia jako sprawę zasadniczą wezwanie, by dążyć tam, gdzie przebywa Chrystus, do Nieba, które zostało przed nami otwarte. Przestrzega, by nie pójść inną drogą. Mówi, że mamy w Niebie dostęp do Jezusa żyjącego z Ojcem i możemy trafić do Boga wiążąc się miłością z Jezusem. On najpierw otworzył nam drogę, bo pokochał nas, biorąc wszystko na Siebie, a teraz my możemy skorzystać z Bożego przebaczenia i zmienić się, wiążąc się swoją miłością z Nim. To poddaje nas całkowicie mocy Ducha. Aby tak się stało, potrzebujemy przestawić całe swoje życie na to, co jest w górze, a nie czynić jego celem tylko sprawy doczesne. Doczesność, gdy czynimy z niej coś głównego, pochłania nas i staje się upragnionym skarbem naszego serca. Taka postawa na powrót wciąga ludzi w grzech. Na szczęście, póki tu żyjemy, zawsze możemy z tego grzechu wychodzić, żałując i korzystając z przebaczenia udzielonego na Krzyżu. To przebaczenie spływa na nas w sakramentach Pokuty i Komunii Świętej. Jeżeli trzymamy się mocno Boskiego przebaczenia ze świadomością, że jest ono nam udzielane z miłości i za najwyższą cenę Krwi Chrystusa, wówczas zawsze możemy oczekiwać od Boga zbawienia.


Najgorsze, co może nas spotkać, to zwątpienie, że istnieje grzech - utrata rozeznania dobra i zła. Wtedy przestajemy widzieć potrzebę przebaczenia, nie mamy powodu starać się o zbawienie i stopniowo tracimy z oczu życie wieczne. Doczesność zajmuje całe nasze życie i staje się jedyną wartością. Zupełnie znikają nam z oczu chrześcijańskie realia, tak jakby nigdy nie zostały objawione. I właśnie to przydarzyło się nam, ludziom współczesnym i stanowi śmiertelne zagrożenie. Bez wiary jesteśmy w szponach złego zupełnie bezbronni, a jedyny ratunek – Bóg pozostaje daleki i nieznany.


Diakon Jan