Tu można wysłuchać tę konferencję wygłoszoną w kościele pokamedulskim 21.02.2021:
https://ne-np.facebook.com/Lasbielanski/videos/rekolekcje-1niedzwlkpostu-21ii21/155618209619334/
MIŁOSIERDZIE BOŻE I NASZA…
Co nam dopowiada dziś św. Siostra Faustyna?
Trędowaci. Zmierzając do Jeruzalem, [Jezus] przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka. (Łk 17,11-12) To wydarzyło się na naszych ziemskich drogach, kiedy wędrował po nich Pan Jezus. Wielu chorowało na trąd – bardzo zakaźną chorobę, a każde jej wykrycie brzmiało jak wyrok i wyrzucało chorego poza nawias społeczeństwa. Tak było wtedy, ale podobnie dzieje się i dziś. Każda choroba, czy to trąd, czy Covid to wielkie zło i potencjalne źródło śmierci. Bóg nie chce dla nas śmierci, przeciwnie, chce zdrowia i życia. Natomiast zła chce dla nas zły duch i stara się o nie z wielką zapamiętałością. W takich właśnie warunkach, pomiędzy dwoma przeciwstawnymi biegunami przychodzi nam żyć od początku - odkąd dobry Bóg stworzył świat, a człowiek za namową szatana wpuścił weń grzech. Od tej pory Bóg działa dla zbawienia, a siły zła opierają się temu ludzkimi rękoma.
Tylko Bóg ma potęgę i mądrość, by pokonać zło i to On działa pierwszy. Najlepsze zaś, co może zrobić człowiek, to podjąć współpracę z Bogiem przeciwko złu – odpowiedzieć na Boże działanie własną dobrą wolą. Taki porządek panował w Starym Testamencie, ale przede wszystkim stał się widoczny w działaniu Pana Jezusa. To On przyszedł do nas z własnej inicjatywy. Wystąpił na naszych ziemskich drogach i wołał – Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. (Mk 1,15) My zaś możemy to wezwanie podjąć albo zignorować. Typową ludzką postawą jest gromkie narzekanie na zło i na Pana Boga, że taki mamy niedobry świat. Narzekanie na zło i dokładanie do niego własnych brzydkich cegiełek. A najgorsze jest to, że bardzo często zupełnie nie widzimy siebie ani swoich wad. Wyraźnie natomiast widzimy zło i wady innych, zżymamy się na nie, a nawet je wyolbrzymiamy.
Ale co nam przeszkadza zobaczyć wady u siebie? Składa się na to wiele czynników – słabość charakteru, odruchy obronne, chęć dowartościowania siebie kosztem innych, wstyd, strach, niechęć bycia upokorzonym, brak akceptacji siebie, zamkniętość i inne słabości, które można by długo wymieniać, jednak nie o to nam tu chodzi. Tu bowiem chcemy zająć się nie przeglądem własnego wnętrza, ale tym jak działa w nim Bóg. Widzenie Boga jest w ascezie dużo bardziej owocne niż drążenie w sobie i swoich wadach. Co więc robić z nimi robić? Zdać sobie z nich sprawę i zając się czym innym – Bogiem, tym, że On Jest, że Jest bardzo blisko nas, że Jest z nami na co dzień. Zdać sobie z tego sprawę! A aby to się stało pomocne będzie wyobrazić Go sobie, że Jest, że towarzyszy nam wszędzie – w pracy, w domu. Wyobrazić sobie To, co obiektywnie Jest, a przez wyobrażenie będzie można to zobaczyć. Jeśli Boga zobaczymy w swoim życiu, zaczniemy też inaczej patrzeć na siebie.
Jeśli patrzymy tylko na siebie i na złowrogi świat, wtedy zło nas przygnębia i nierzadko jest tak, że z jego powodu jesteśmy przytłoczeni, nie mamy siły ruszyć ręką ani nogą. To jest duchowa, a nawet czasem psychiczna depresja. Aby zobaczyć Boga potrzebujemy bodźca. Tym bodźcem bywają dla nas skutki popełnianych grzechów. One są bolesne. Pan Jezus, choć odkupił nas, nie usunął ich całkowicie ze świata. Jednym z podstawowych trwających do czasu skutków zła w świecie są choroby i śmierć. Ogólnie Bóg dopuszcza na nas ciężar życia. Ten ciężar potrafi zmobilizować nas, by szukać pomocy u Boga. Jednak niestety, nie wszyscy tak reagują. Niektórzy obrażają się na Boga i próbują walczyć z ciężarami życia samodzielnie, albo pogrążają się w smutnej stagnacji. Jednak Pan wzywa, by szukać u pomocy u Niego, tak jak trędowaci. Wyjść naprzeciw Niego i zatrzymać się przed Nim.
Idźcie i pokażcie się kapłanom. Kiedy na innym miejscu trędowaty poprosił Pana Jezusa – Jeśli chcesz możesz mnie oczyścić, Ten odpowiedział – Chcę. (Mk 1,40-41) Bóg chce naszego oczyszczenia z grzechu i zbawienia w wieczności. Tego właśnie Bóg chce dla nas najbardziej. I to czyni dla nas, kiedy my sami też tego chcemy i o to Go najbardziej ze wszystkiego prosimy, wyrzekając się grzechu. Ta wola Boża oczyszczania nas jest wyrazem Jego miłości do słabych i grzesznych – miłości miłosiernej. Jednak, kiedy Jezus ma dla nas serce pełne miłosierdzia, ma też do nas kilka próśb. Po pierwsze prosi, by nie przeszkadzać Mu w Jego działaniu, jak trędowaci, którzy rozgłaszali czyny Jezusa wokół siebie, tak że Jezus znajdował się pod naporem tłumów. Trzeba było pokory, aby nie chwalić się doznaną łaską i nie robić z Jezusa pożywki dla sensacji. Jednak z dzisiejszego punktu widzenia jeszcze większej pokory trzeba było, by iść, pokazać się kapłanom i złożyć zgodnie z Prawem ofiarę za swe oczyszczenie. Bóg uzdrowił przez Jezusa, poza Świątynią, a tu trzeba iść i postąpić według Starego Prawa, które z pozoru z działaniem Jezusa nie ma nic wspólnego. Dziś też wielu chciałoby słuchać Boga, a ignorować Kościół, do którego ma zastrzeżenia. A Jezus każe być pokornym i szanować Kościół, nawet jeśli jest on grzeszny. Pokory oczekuje od nas też św. s. Faustyna. Pokora jest warunkiem przyjmowania Bożego miłosierdzia oczyszczającego z grzechów. A do tego, w sposób może najbardziej oczywisty, Pan Jezus każe nam, by otrzymawszy Boże miłosierdzie nawracać się - to znaczy zawrócić z drogi grzechu, starać się ze wszech miar zmienić swoje życie i postępowanie.
Miłosierdzie i… coś jeszcze. Objawienie Bożego miłosierdzia przez Pana Jezusa św. s. Faustynie, które dokonało się dokładnie 80 lat temu, było przypomnieniem tego, co stanowi rdzeń Ewangelii: że Bóg jest bogaty w miłosierdzie dla grzeszników, wśród których my jesteśmy pierwsi. Kanonizując św. siostrę Faustynę, św. Jan Paweł II potwierdził naukę daną przez nią i ujął ją w swojej ważnej encyklice Dives in Misericordia. Tak stał się kontynuatorem jej misji. Dziś także św. Jan Paweł II przypomina nam, że miłosierdzie Boże jest kluczem do naszego zbawienia. Otwiera ono nasze serca, gdy najpierw dostrzeżemy pokornie, że bardzo obciążają nas grzechy i potrzebujemy Bożego miłosierdzia. Po wtóre, gdy odkryjemy, że Bóg nie jest karzącym postrachem, ale ma dla grzeszników miłosiernie miłujące serce. Bóg przyjmuje nas takimi, jakimi jesteśmy, a potem prowadzi nas dalej. Jednak na tym nie koniec nauki Pana Jezusa o swoim miłosierdziu. Dziś święci Faustyna i Jan Paweł II przywołują raz jeszcze Boże miłosierdzie, aby powiedzieć, że Bóg czegoś więcej od przyjmujących miłosierdzie oczekuje.
Pan nasz poleca iść, słuchać Go, szanować Kościół i starać się zmienić życie. To nam poleca. Ale jest jeszcze coś więcej, czego nam nie nakazuje, choć oczekuje od nas. Czego? Jakiej odpowiedzi na swoje miłosierdzie? Odpowiedzi nie poprawnością wiary, ale sercem. Pan Jezus uzdrowił dziesięciu trędowatych i pewne rzeczy im nakazał. Ale nie nakazał im czegoś najważniejszego, bo tego nie można nakazać. Nie nakazał, choć oczekiwał. Chciał, by pod wpływem doznanego miłosierdzia, sami to odkryli i odczuli sercem, a potem to wypełnili. Kiedy sercem odpowiedział Mu tylko jeden z dziesięciu trędowatych, Pan Jezus bardzo go pochwalił. I dziwił się, że tylko jeden uzdrowiony to odkrył. Pan Jezus nie nakazuje, nie domaga się, tylko oczekuje, że ludzie dostąpiwszy Bożego miłosierdzie przyjdą i Mu będą dziękować. To podziękowanie będzie wyrazem ich miłości do Jezusa, która zrodzi się w ich sercach jako skutek doznanego miłosierdzia.
I to jest właśnie owe dopowiedzenie, które św. Faustyna z Panem Jezusem mają dla nas. On i ona mówią nam dziś, że mamy Boże miłosierdzie, ale to nie stanowi wszystkiego. Kropką nad „i” jest to, że Jego miłosierdzie ma w nas wyzwolić wdzięczność i miłość do Pana Jezusa. Taką, jaka zrodziła się u jednego z dziesięciu. Bóg ma dla nas miłość miłosierną, ale kto nauczy się odwzajemniać Bogu miłosierdzie swoją pokorną, małą miłością, ten stanie się kimś więcej, niż tylko poprawnym uczniem Jezusa. Poprawny uczeń słucha i wypełnia, co wynika z nauki Kościoła. Ale wśród poprawnych Jezus szuka tych, którzy ponadto czują wdzięczność i ich oczyszczone serce drży dla Jezusa miłością. To ona ma być odpowiedzią na miłosierną miłość Jezusa. Ci właśnie będą świętymi, na których Jezusowi szczególnie zależy. On pyta, dlaczego tylko jeden jest święty a nie dziesięciu. Świętości nie można nakazać, ale można w sercu czuć się do niej powołanym i dla niej zawrócić z drogi do Jerozolimy i do kapłanów, aby najpierw podziękować Panu Jezusowi. Takie nawrócenie na drodze będzie nawróceniem do świętości. A dziś jest czas gromadzenia świętych.
I to nam dopowiada św. s. Faustyna.
Diakon Jan
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.