wtorek, 28 grudnia 2021

CEL

Kiedy Achab opowiedział Izebel wszystko, co Eliasz uczynił, i jak pozabijał mieczem proroków, wtedy Izebel wysłała do Eliasza posłańca, aby powiedział: Niech to sprawią bogowie i tamto dorzucą, jeśli nie zrobię jutro z twoim życiem [tak], jak z życiem każdego z nich. Widząc to, Eliasz powstał i ratując się ucieczką, przyszedł do Beer-Szeby w Judzie i tam zostawił swego sługę, a sam o jeden dzień drogi odszedł na pustynię. Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, powiedział: Wielki już czas, o Panie! Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków. Po czym położył się pod jednym z janowców i zasnął. (1Krl 19,1-5a)

Prześladowanie, lęk i przygnębienie. Eliasz nie widzi sensu kontynuowania swojej misji. Sądzi, że doszedł do kresu. Jest zrezygnowany i chce umrzeć, bo nie widzi już celu swojego życia. Poddaje się. Kładzie na ziemi. Niech przyjdą siepacze Izebel i mnie pozabijają. Nie mam już siły walczyć. Jakże to ludzkie  doświadczenie! Do tej pory Eliasz działał z mocą, bo czerpał siły całkowicie z Boga. Jego mocą wykonywał rzeczy zadziwiające, które upamiętniły go w tradycji Izraela jako największego z proroków. To dzięki nim uchodził za największego z proroków tak iż to jego spodziewano się ponownie u kresu czasów. Eliasz sprowadzał deszcz i ogień, był Bożym gwałtownikiem, wskrzeszał i uzdrawiał. Nigdy nie miał wątpliwości, że Bóg jest z nim. Ale w tym czasie Eliasz załamał się. Zapragnął śmierci. Położył się na ziemi i nie chciał wstać. Spał. Dziś powiedzielibyśmy - wpadł w depresję.

Lecz Bóg nie zrezygnował z Eliasza. Przyniósł mu posiłek. Eliasz posilił się i znowu się położył. Depresja nadal go przygniatała. Posiłek od Boga nie wystarczył. Dał siłę, podniósł go, ale duch depresji nadal go przytłaczał. Po co wstawać? Przecież miecz Izebel nadal wisi nade mną. Jaka przede mną przyszłość? . I tak umrę z jej ręki.

A jednak ten Boski posiłek nie był ostatnim słowem Boga do Eliasza. Wstań – usłyszał - bo przed tobą długa droga. Otóż właśnie! – Bóg powiedział, że życie Eliasza bynajmniej się nie kończy. On nadal go potrzebuje i nadal posyła. Eliasz będzie żył, bo Bóg ma dla niego nowe zadania. Jego życie ma cel wyznaczony przez Boga. Tym jednym darem – wyznaczeniem Eliaszowi zadania Bóg uzdrowił go.

A oto anioł, trącając go, powiedział mu: Wstań, jedz! Eliasz spojrzał, a oto przy jego głowie podpłomyk i dzban z wodą. Zjadł więc i wypił, i znów się położył. Ponownie anioł Pański wrócił i trącając go, powiedział: Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga. Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie umocniony tym pożywieniem szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb. (1Krl 19,5b-8)

Wpadamy w depresję, gdy nie widzimy, po co żyć. Terapeuci pracują, abyśmy odzyskali wiarę, że nasze życie ma cel, ale jeśli ktoś nie wyznaczy nam prawdziwego, porywającego serce celu, nic nie wyjdzie z najlepszej terapii. Prawdziwej terapii może dokonać tylko Bóg, powołując nas do swojego wartościowego zadania. Nie ma wartościowszego zadania od tego, co wyznaczy nam Bóg.

Mądrzy duszpasterze, gdy dostrzegą młodego człowieka poszukującego Boga w Kościele zaraz zaprzęgają go jakichś zadań – do pomocy przy mszy św., przy organizacji pielgrzymki, przy ludziach niepełnosprawnych. Podkreślają, jak ważne jest zadanie, które mu zlecają, a młody człowiek podejmuje się chętnie tego zadania i to go zbliża do Boga. Bo to, co robi, ma cel, a celem tym ostatecznie będzie Bóg. To zaszczyt, że mogę pracować autentycznie dla Boga. I dzięki tej pracy wiem, czemu służy moja wiara. Służy spotkaniu z Bogiem i temu, żeby Bóg przydzielił mi kawałek winnicy do obrobienia. Najgorzej jest, gdy czujemy, że nie mamy nic do roboty dla Boga. Bóg tylko Jest, ksiądz tylko gada, a ja nie wiem co mam z tym zrobić.

Życie ludzkie polega na aktywności. Życie wiary też polega na aktywności, ba, życie wieczne polega też na aktywności. Straszną szkodę wyrządza w ludzkich sercach tradycyjna formułka – niech odpoczywa w pokoju wiecznym. Nie ma nic gorszego jak wiecznie odpoczywać. Gdy człowiek odchodzi z tego świata i jest pojednany z Bogiem, natychmiast Bóg go powołuje i posyła. Faustyna odkąd odeszła ze świata jest niezwykle aktywna i posługuje w rozprzestrzenianiu przez Ducha Świętego kultu miłosierdzia Bożego. Każdy ze świętych opiekuje się wieloma ludźmi, podobnie czynią aniołowie. Zaś filar apostołów - Jan ma wraz z Matką Bożą zadanie szczególne - przygotowania ludzi na całej Ziemi na czasy ostateczne. Tak jest ze świętymi, z mistykami już na ziemi. Oni są aktywni, nie bierni, a życie wieczne nie jest ich spoczynkiem, ale żywą posługa miłości. Bóg rozdaje ludziom zadania, nigdy nie robi wszystkiego za nich. Czy to rozumiecie?

Człowiek musi wiedzieć, po co żyje, dla kogo, co może przez to osiągnąć. Bez celu zapada się w pustkę. Życie chrześcijańskie polega na przyjęciu Ducha Świętego, który opieczętowuje nas i odmienia nasze serca, by je przygotować na wielkie przeżycia spotkania z Bogiem. Na wielką aktywność. Kto nie realizuje celu wyznaczonego mu przez Ducha Świętego ten Go zasmuca (Ef 4,30), a sam ma pustkę w sercu. Bo Duch Boży jest Duchem kochania, działania i radości. Jakże to smutne, co dzieje się często z wylaniem Ducha przez biskupa w Sakramencie Bierzmowania. Gdy młodzi ludzie nie współpracują z Duchem Świętym, pogrążają się w apatii jak dzisiaj Eliasz. Ale Eliasz poderwał się, gdy tylko usłyszał, że ma iść na górę Horeb. To jakby tobie ktoś powiedział, że masz iść na osobiste spotkanie z Bogiem.

Pan Jezus daje nam siebie i sam jest owym pokarmem, który ma nas poderwać z ziemi i popchnąć do czynu. Ludzie latami przyjmują Komunię Świętą i niewielu to podrywa do czynu. Pokarm pozostaje nieskonsumowany. Dlaczego? Bo ludzie nie widzą celu wyznaczonego im przez Boga. Kościół nie wyjaśnił im dokładnie celu. A cel jest jeden. Spotkać Jezusa, poznać Go, usłyszeć, zrozumieć, a potem już być z Nim stale i realizować to, na czym Jemu zależy – pomagać innym ludziom spotkać Go.

Kiedy syn był mały, pytałem go po powrocie z kościoła:

 – Kogo widziałeś w kościele?

 – Widziałem mamę, tatę, ciocię, panią sąsiadkę…

 – I kogo jeszcze?

 – Wiem! Widziałem księdza…

 – Tak. I kogo jeszcze?

 – A no tak! No wiem! Widziałem Pana Jezusa.

Dziecko zapamiętało, że w kościele można zobaczyć Pana Jezusa. Ale czy człowiek dorosły to potwierdzi? Czy naprawdę zobaczy w kościele Pana Jezusa? Osobiście i z przejęciem.

Dk Jan

 

 

 

Brak komentarzy: