wtorek, 26 grudnia 2023

NIEGOTOWE WESELE - CZ. II - Zaślubiny

Już Stary Testament zawierał opowieści o uczcie weselnej, która ma nastąpić w przyszłości, w czasach mesjańskich. Prorocy zapowiadali ją w Jerozolimie, na świętej górze (Iz 25,6). Także Jezus wiele będzie mówił o uczcie weselnej w swoich przypowieściach, ale najważniejsze jest to, że zanim rozpoczął swoje nauczanie i swoje znaki, wziął udział w weselu w Kanie Galilejskiej. Był tam ze swoją Matką i Apostołami, tam uczynił pierwszy znak i pozostawił ważną naukę, a wszystko to św. Jan zapisał na początku swojej ewangelii. Najbardziej charakterystyczne dla wesela w Kanie jest to, że stanowi ono wesele jakby „niegotowe”. Za mało jest na nim wina, które jest symbolem radości i szczęścia - to jedno. I drugie, że Jezus jest jeszcze jakby „niegotowy”, bo godzina Jego jeszcze nie nadeszła. Ale to wszystko, czego w Kanie brakuje, ma nadejść, bo to wesele jest dopiero zapowiedzią i początkiem czegoś, do czego zmierza Jezus, Maryja i uczniowie. Póki to nie nadeszło, wesele jest „niegotowe”, ale Matka Boża już na nim jest, już posługuje, pomaga i to nie przy gotowaniu potraw i ustawianiu zastawy, ale pomaga nam - uczestnikom wesela w przyjmowaniu wina radości i szczęścia.

Taki początek znaków czyni Jezus na weselu jako początek swojego dzieła zbawczego. Czyż zatem istotą naszego zbawienia nie ma być wesele? Jezus zaczyna swoje dzieło od wesela, gdyż ma świadomość, że będzie nas prowadził też na wesele, tylko że inne, doskonalsze i w pełni gotowe. Ono nastanie dopiero, gdy nadejdzie najpierw Jego godzina – Jego śmierć i zmartwychwstanie. A jednak od początku i przez cały czas swej misji będzie naprowadzał uczniów, a potem cały Kościół, na myśl, że Jego ostatecznym celem będzie wesele. Mówią o tym głoszone przez Niego przypowieści: przede wszystkim o królu, który zaprasza poddanych na ucztę weselną swojego syna oraz o pannach, które czekają, aż pan młody powróci z dotychczasowego domu oblubienicy, by razem z nim wejść do jego domu. W przypowieściach tych Jezus kładzie nacisk na to, że ludzie otrzymują zaproszenie i czeka ich zaszczyt ucztowania wraz z królem i jego synem, a jednak wszyscy uparcie i jednomyślnie wymawiają się od udziału. Wymawiają się dlatego, że bardzo ich pochłaniają codzienne zajęcia i wolą tę swoją codzienność – pracę, rodzinne przyjemności, niż spotkanie z królem, które ma być dla nich wielkim, nieporównywalnym z niczym świętem. Jezus mówi też o niefrasobliwości panien, które nie zadbały o to, co dla nich najważniejsze – o oliwę, by mieć przy sobie światło gotowości. Ten niezrozumiały brak troski o oliwę, o wejście do domu pana młodego, czyli o sprawę, dla której przyszły na wesele i czekają przed domem, Pan Jezus nazywa po prostu głupotą. Pokazuje, jak głęboka musi być w naszych sercach skaza, jak niszczycielska siła musi stać za tym, że chętnie dbamy o wiele mniej ważnych spraw, zaś o to, co w perspektywie jest dla nas najważniejsze, o życie wieczne, dbać nie chcemy. Nie chcemy mimo, że Bóg mówi nam stale, że  życie wieczne nie jest byle czym, ale jest weselem w domu królewskim.

Dlaczego tak się dzieje? Jak działa w tej sprawie szatan? Otóż, kiedy do wesela jest daleko, szatan podpowiada, że nasza codzienność jest dla nas ważniejsza i ciekawsza, a sprawy wesela są odległe i można je odłożyć. Na razie lepiej zająć się tym życiem, a nawet pospać, nie dbając o gotowość na spotkanie z Oblubieńcem. Natomiast, kiedy wesele jest już blisko, kiedy zobaczymy, że nie jesteśmy na spotkanie gotowi, kusiciel z lubością podkreśli nam, że teraz już przepadło i nie pozostaje nam nic innego jak trzymać się ślepo wątpliwego przekonania, że nie ma żadnego króla, żadnej uczty ani żadnego zaproszenia. Nie było, nie ma i nie będzie.

A jednak JEST. Pan Jezus powiedział o Ojcu, o uczcie i zaproszeniu. Więc czy niewiara w to nie jest tylko wykrętem? A może nawet lekceważeniem Pana Jezusa, który zaprasza w imieniu Ojca na ucztę weselną z wielkim staraniem i wysiłkiem przygotowaną, nie za darmo, ale za cenę swojej drogocennej krwi? Czy to rozumiemy?

Istotą wesela jest miłość. Do wesela dochodzi dlatego, że pan i panna młoda pokochali się. Czyż nie tak? A jeżeli naszym życiowym celem jest wesele, to czy nie jest nim przede wszystkim miłość? A jeśli miłość to do kogo?  Pan Jezus, mówiąc w przypowieściach o weselu, mówi o królu - swoim Ojcu, o synu króla czyli o Sobie, dla którego jest to wesele, a jednak ani słowa nie mówi o oblubienicy. Dlaczego? Ponieważ oblubienica jest jeszcze też niegotowa.

Słuchający przypowieści Żydzi wiedzieli już trochę o Oblubieńcu i oblubienicy z tradycji Starego Testamentu. W czasach mesjańskich oblubienicą miał być Izrael, lecz była to zapowiedź bardzo ogólna, wystarczająca dla zapowiedzi wydarzeń odległych, ale nie na czasy, kiedy Mesjasz już jest. Bo wtedy cóż znaczą Jego zaślubiny z Izraelem. Izrael jest niegotowy i Kościół jest też niegotowy. Na ostateczne, drugie przyjście Mesjasza trzeba znowu poczekać, co pokazała Apokalipsa - Objawienie św. Jana. Tam znowu mówi się o czasach ostatecznych z pewnej perspektywy. Mówi się, że wtedy nastąpi to ostateczne wesele Baranka, a Jego przystrojoną Oblubienicą będzie oczyszczony Kościół - Lud Nowego Przymierza, podobny w swej czystości do Matki Najświętszej. Jednak znowu jest to znak, w którym nie jest jasne, jak konkretnie ma się wyrazić miłość Kościoła do Oblubieńca.

Są jednak w Nowym Testamencie wyraźne na ten temat wskazówki. Wskazówką jest to, że w istocie Kościół to uczniowie wierzący w Chrystusa i związani z Nim miłością, o którą Jezus prosi po zmartwychwstaniu (J 21,15) i stanowiący różne Jego członki (1Kor 12,27). Dla nas kluczową rolę odgrywa związanie się z Chrystusem, włączenie się w Niego duszą i chwalebnym ciałem, bo jak napisze św. Paweł, każdy uczeń stanowi w Chrystusie część Jego Mistycznego Ciała. Zatem przypomnijmy sobie, że w Księdze Rodzaju Bóg stworzył małżeństwo jako właśnie w istocie cielesna jedność mężczyzny i kobiety. Oczywiście tam chodziło przede wszystkim o małżeństwo ziemskie i doczesne, tu zaś, w Królestwie Bożym chodzi o miłość do Chrystusa, która doszedłszy do pełni, ostatecznie jednoczy każdego uświęconego członka Kościoła z Chrystusem. W Królestwie Bożym każdy uczeń i Chrystus są razem w jednym, doskonałym ciele chwalebnym, które On już ma, a my otrzymamy po zmartwychwstaniu. Tak przez zmartwychwstanie dochodzi do małżeńskiej jedności Chrystusa i nas.

Miłość chwalebnego Kościoła i Chrystusa to nie związek bezosobowy, ale miłosny związek Chrystusa z każdym, ostatecznie oczyszczonym i uświęconym człowiekiem, który najpierw wierzy, a w końcu dojrzewa do miłowania swego Oblubieńca. Jest to zjednoczenie miłosne podobne do doczesnej więzi małżeńskiej, ale nieporównanie czystsze i doskonalsze. Wtedy spełnia się to, o co prosił Piotra Jezus,  żeby Go miłować bardziej aniżeli innych. Ludzkie wesela i ludzkie małżeństwa są tej miłości z Jezusem znakiem i zapowiedzią, ale także i szkołą, bo do takiego wesela z Nim ostatecznie zmierzamy. Jesteśmy powołani do miłosnego związku, do poślubienia Jezusa i wspólnego wesela. Oto dlaczego każdy człowiek jest tak bardzo niezbędny na tym weselu, na które zaprasza Ojciec. Bo Jego Syn kocha go i  czeka na jego miłość, i chce go poślubić. A poślubić mamy nie byle kogo, ale owo największe Arcydzieło Ojca, które JEST i które chce być dla nas. Lecz my się odwracamy.

Dlatego Matka Boża angażuje się w tę sprawę tak jak w Kanie. Angażuje się w pomoc Kościołowi przez wszystkie wieki jego działania, przychodząc coraz częściej w różnych objawieniach, takich jak w Lourdes czy w Fatimie. Coraz mocniej przypomina nam, byśmy robili wszystko, cokolwiek Jezus nam powie. Ukazuje nam swoją miłość do Jezusa i swoją świętą czystość serca. Pokazuje, jak od młodości żyła w więzi rodzinnej z Jezusem i przypomina, że i my mamy żyć z Nim w jednej rodzinie. Dlatego od Matki Bożej, tak jak na weselu w Kanie, możemy uczyć się miłości. Najpierw miłości do siebie nawzajem, by jak Ona pokazywać innym wino radości, szczęścia i miłości. A ostatecznie miłości do Jezusa, który jest dla nas szczytem radości i miłości. Ona jest szczęśliwa z Jezusem i my możemy być szczęśliwi z Nim, poślubieni Mu i żyjący z Nim na wieki w najwyższej miłości.

Dk. Jan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz