Nasz nieład
Szaty człowieka są zewnętrznym wyrazem jego ludzkiej godności i stanu duchowego uporządkowania. W stanie skażenia grzechem, o jakim mówi rozdział 2 i 3 Księgi Rodzaju, utrata wewnętrznej wolności i czystości sprawiła, że nagość człowieka stała się wyrazem panującej w nim dysharmonii. W tym stanie szaty osłaniające intymność człowieka, przywracają harmonię, ponieważ chronią przed grzesznym poniżeniem ze strony świata. Schludność szat wyraża w człowieku porządek - także ten wewnętrzny. Nieład szat, np. narzucanie ich na głowę jeńcom i niewolnikom albo podarcie ich u trędowatych wyraża zniewolenie, upokorzenie i nieczystość. Dlatego gest rozdarcia szat był demonstracją grzechu.
Jednak był to tylko zewnętrzny gest, wyrażający upokorzenie. Prawdziwe nawrócenie, czyli przemiana serca, wymaga nie zewnętrznych gestów ale wewnętrznych -rozdzierania serca a nie szat (Jl 3,?). Rozdzieranie serca, które widzi tylko Bóg, oznacza szczere odsłonięcie przed Bogiem, nie ludźmi (bo ludzie nam nie pomogą w oczyszczeniu), swojego wewnętrznego nieładu. To Bóg ma nasz nieład oczyścić i uporządkować. Istotą sprawy jest zatem uświadomienie sobie, jakie jest moje serce i przyjście z nim do Pana, nie tylko próba pokonania grzechu własnym wysiłkiem. Dziś ludzie przychodzą ze swoim nieładem do psychologów, terapeutów, lekarzy i różnych innych powierników, a nie widzą zupełnie potrzeby pokazania swego chorego serca Bogu. Wynika to z lęku, wstydu, ale przede wszystkim niewiary w działanie Boże. Tymczasem Bóg jest pierwszym, który działa dla naszej przemiany, a wszyscy ludzcy powiernicy mogą być i często są tylko Jego narzędziami.
Nasze choroby
Pierwszą chorobą naszych serc, z jaką potrzebujemy przyjść do Pana jest to, że wydaje się nam, że o sobie wszystko dobrze wiemy dzieli, a w istocie grzechów swoich wcale nie widzimy. Nie widzimy pychy, a nade wszystko zniewolenia, w jakie grzech nas spycha. Jak powiedział Jezus – Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale skoro mówicie: widzimy, grzech wasz trwa nadal (J?.?).
Drugą chorobą naszych serc jest choroba faryzeuszów: uważamy, że sami musimy zmagać się z własnymi grzechami. Jeżeli w ogóle przejmujemy się swoim moralnym postępowaniem (dziś wielu nie przejmuje się nim), to zapamiętale roztrząsamy siebie, własne wnętrze. O sobie i swoich grzechach myślimy bardziej aniżeli o Bogu. Tymczasem zdecydowanie ważniejsze jest i przynosi większy pożytek roztrząsanie Pana Jezusa: jaki On jest, jak bliski, jak z nami postępuje, czego nas uczy. Takie roztrząsanie Jezusa zbliża nas do Boga i oczyszcza.
Trzecią chorobą naszych serc jest to, że na świecie żyjemy przede wszystkim doczesnością, zmaganiem się z jej ciemnymi stronami, szukaniem własnych korzyści. Spodziewamy się wszystkich celów naszego życia tylko w doczesności i traktujemy Boga i modlitwę co najwyżej jako dodatek wspomagający nas w doczesności. Przez takie nastawienie Bóg stopniowo przestaje nam być potrzebny, nasza wiara chwieje się i gaśnie, ponieważ tracimy świadomość, iż nie samym doczesnym chlebem żyje człowiek.
Czwartą choroba naszych serc jest przekonanie, że wystarczająca jest wiara letnia, że z zajmowaniem się Bogiem nie należy przesadzać. Jak polityka jest sztuką kompromisu, tak nasze życie też najlepiej, by było sztuką kompromisu - między tym, co dobre, ale czego, jak się wydaje, nie da się wykonać do końca, a tym co złe, ale czego nie da się w swoim postępowaniu uniknąć. Tak chodzimy na kompromisy ze złem. Choć wiemy, że pewnych rzeczy lepiej nie robić, to jednak cena bezkompromisowości wydaje się zbyt wysoka.
I piątą chorobą naszych serc jest pragnienie, żeby, jeśli Bóg jest i nas kocha, strzegł nas od wszelkich bolesnych skutków naszego złego postępowania. Tymczasem Bóg pokazał w życiu Jezusa, że bolesne skutki zła spadają na ludzi i na Boga (który je przyjął na siebie) , i Bóg tych skutków zła nie usuwa. Jednak On nas przez skutki zła przeprowadza. Aby Bóg nas przeprowadził, potrzebujemy Mu zaufać. Dlatego prawdą jest, że Bóg tych co Mu ufają chroni nas przed zranieniem stopy o kamień, ale jednocześnie dopuszcza pewne doświadczenia i przez nie ich przeprowadza. To zły duch wypacza prawdę o Bożej ochronie, sugerując, że jeśli jest cierpienie, to znaczy, że Bóg nas nie kocha. A jest przeciwnie - On wie czego nam potrzeba, On nas kocha i prowadzi, ale my potrzebujemy poddać się z wiarą Jego miłości. Gdy brak nam wiary, nie umiemy dostrzec Jego miłości i popadamy w rozpacz.
Droga przemiany
Droga przemiany człowieka została zainicjowana w Starym Testamencie. Wzorcową postacią jest Abraham. Jak u Abrahama, tak i u nas, droga przemiany zaczyna się od Bożego wezwania, by wyruszyć i Bożej obietnicy nowego życia (czyli w przypadku Abrahama ziemi obiecanej i potomstwa licznego jak gwiazdy na niebie (Rdz ??)). Niestety, jak Abrahamowi, tak i nam trudno uwierzyć w Boże obietnice, których realizacji na razie nie widzimy. Dlatego pytamy – jakże się upewnię? (Rdz??) Bóg wie, że potrzebujemy upewnienia. Będzie nim przymierze z Bogiem. Abrahama upewni życie w przymierzu z Bogiem, gdy odda się Bogu na śmierć i życie, jak żertwa ofiarna z przerąbanego zwierzęcia, przez którą Bóg przechodzi, poświadczając swoją obietnicę. To było jednak tylko przymierze Starego Testamentu. Ostateczne przymierze ludzi z Bogiem zawarł Syn, Jezus, który stał się człowiekiem. Kiedy wchodzimy w tę ofiarę Jezusa i przeżywamy ją wraz z Nim, w Jego męce i zmartwychwstaniu, wówczas upewniamy się, że Bóg istotnie daje nam wszystko, co zapowiedział. Jeśli oddajemy swe życie w ręce Jezusa umierającego i zmartwychwstającego, wtedy Bóg prawdziwie się nami zajmuje. Jak dym i ogień bierze w posiadanie całopalną ofiarę Abrahama, tak Duch św. bierze w posiadanie nasze życie i prowadzi do przemiany w życie nowe. To Duch Święty wprowadza osobistą relację przymierza między Bogiem a nami. Relacja ta zaczyna się od wiary Bogu, a prowadzi do miłości do Niego.
Wielka łaska
Istotą zbawienia jest to, że Bóg ma dla nas ową wielką łaskę. Jego kulminacją jest to, że Bóg dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu (1Kor ?) Oznacza to, że Bóg wziął na siebie (w swoim Synu - Człowieku) cały ciężar naszych grzechów. Skutki grzechu, rozdarcie naszej relacji z Bogiem, nasze cierpienie, ataki złego ducha na człowieka – wszystko to przyjął Jezus, abyśmy mogli zostać z tego oczyszczeni. Dobrym obrazem wielkiej łaski Boga jest wykupienie przez Syna Bożego naszych długów i przejęcie ich ciężaru. Jest to niewyobrażalny rozmiar łaskawości Boga, biorąc pod uwagę Jego świętość a naszą grzeszność. Nas, którzy zdradziliśmy Boga, przywrócił Bóg do godności, jak w obrazie syna marnotrawnego. Przyjął nas na powrót do swego domu jako swoje dziecko, nie jako służącego, mimo że my zawsze, odruchowo czujemy się służącymi a nie dziećmi Boga i często się Go boimy. Lęk widoczny był w relacji z Bogiem na kartach Starego Testamentu, tymczasem po oczyszczającej ofierze Jezusa mamy już prawo Boga się nie bać i czuć się Jego dziećmi, a nawet dojrzewać do miłości do Niego jako do swego Oblubieńca.
Ten brak lęku jest nam niezbędny, gdyż dla naszego nawrócenia konieczne jest, byśmy zdawali sobie pokornie sprawę, że Boga naprawdę potrzebujemy i niezbędne jest, byśmy do Niego z ufnością zbliżali się. On bowiem i tylko On usuwa nasze grzechy. Bierze je na siebie i zmywa z siebie przez śmierć na krzyżu. A kiedy Jezus zmyje nasz grzech, jako Zmartwychwstały daje nam nowe życie. Jego charakter pokazuje nam w swoim zmartwychwstaniu. Jaki On zmartwychwstały, tacy i my mamy się stać zmartwychwstali. Bowiem w Jego zmartwychwstaniu tkwi siła naszej przemiany. Zjednoczenie z Nim w śmierci i życie Jego nowym życiem zmartwychwstałym, prowadzi nas do naszego nowego życia. To jest owa wielka łaska, której ludzie tak mało korzystają.
Nowe życie.
Czym jest więc nasze nowe życie i czym będzie? Ono wypływa z Jego śmierci i zmartwychwstania. Zapowiada je, a raczej ukazuje z wyprzedzeniem Jezus podczas przemienienia na górze Tabor. Nowe życie z Bogiem najpierw Jezusa a potem nasze jest zanurzeniem w Jego chwale i światłości. Nad tą chwałą góruje chwała Ojca, który zwraca się do Jezusa a potem do nas - to jest Mój Syn umiłowany. Droga do tego życia zaczęła się od Mojżesza i Eliasza – Starego Przymierza i jego proroków. Kiedy człowiek dojdzie do tego życia odczuwa, że jest to jego wielkie szczęście, że jest mu wreszcie dobrze, jak apostołom na Taborze. Takie doświadczenie nowego życia teraz, w doczesności, może pojawić się tylko na chwilę, jako zapowiedź tego, co nas czeka. Poza tą chwilą ludzie w doczesności muszą znosić doczesne ciężary. My oczywiście chcielibyśmy w doczesności otrzymać dary nowego życia i je zatrzymać. Jednak tak się nie da. W doczesności otrzymujemy tylko Jezusa i z Nim mamy przejść trud naszej doczesności. To jest tajemnica zwiastowania nam przez Jezusa na Taborze naszego nowego życia. Życie Taborem powinno stać się treścią naszego Wielkiego Postu.
Asceza wielkopostna
Treścią naszego wielkiego postu jest też asceza, jednak powinna ona być dobrze pojmowana. Pierwszym elementem tej ascezy, jak powiedzieliśmy, jest nawiązanie osobistej relacji z Jezusem. Wymaga to odpowiedniej hierarchii wartości i wzbudzania w sercu zaufania i miłości do Jezusa, wyczekiwania łaski od Niego bardziej niż zabiegania o nią samemu. Jest to także podstawa naszej modlitwy. Położenie nacisku na modlitwę i staranie, by była ona przeżywaniem Osoby Jezusa, jest numerem jeden w ascezie wielkopostnej.
Związanym z tym numerem dwa w ascezie wielkopostnej jest wpatrywanie się bardziej w Chrystusa, niż we siebie i własne grzechy. Bardziej roztrząsanie Jego miłości niż sposobów samodzielnej pracy nad sobą.
Dopiero trzecim elementem naszej ascezy wielkopostnej są różne umartwienia, które mają nam pomóc w kontroli samych siebie. Uzyskamy ją tym pełniej im będziemy ufniejsi, delikatniejsi, ubożsi w duchu i ciele, pokorniejsi, nie przypisujący sobie zasług, wdzięczniejsi Bogu i ludziom, mężniejsi w znoszeniu ofiar. A gdy widzimy w sobie brak tych przymiotów, praca nad nimi jest bardziej skuteczna, gdy poddajemy się Bogu, by je w nas formował, niż gdy wymyślamy różne sposoby podejmowania własnego wysiłku. Mała droga poddawania się Bogu jest dużo krótsza i owocniejsza niż wielka droga własnego zabiegania.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz