środa, 24 maja 2017

BOŻA PEŁNIA

Kiedy zmartwychwstał, wówczas to, co wziął na siebie, co było zjednoczone z Nim przez akt stworzenia, co zwaliło się na Niego przez nasz grzech i uczyniło skatowanym winnym krzewem o poranionych latoroślach, co z Nim razem umarło przez ogrom zła świata, to wszystko przywrócił do życia. W odrodzonym krzewie, którego świeże latorośle są oczysz­czo­­ne z brudu i bólu, posiedliśmy inne życie, niby miejscówki w zupełnie nowej generacji ekspresie, który jeszcze czeka, a w nim miejsca zarezerwowane dla każdego z nas. Tym eks­pre­sem jest Zmartwychwstały, oferujący mieszkań wiele. Gdzie? W domu Ojca. 

Ludziom starego Przymierza nie śniło się nawet, by po śmierci miejsca dla nich mogły być przygotowane gdzie indziej jak tylko w Szeolu, grobowej krainie, w której człowiek zachowuje życie, staje się wolny od niepokoju, cierpienia, jak tylko na łonie Abrahama, gdzie można cieszyć się obcowaniem z przodkami, ale pozostawać w obecności Boga nie bliższej, niż za życia ziemskiego. Bo przecież nie Niebo jest krainą zmarłych. Niebo to miejsce wyłącznie Boga, za siedmioma sklepieniami, gdzie może przebywać tylko On sam, w swej absolutnej odrębności od stworzenia. Dziś powiedzielibyśmy, że Niebo nie jest żadnym miejscem, Niebo to sam Najwyższy w swej Transcendencji. I z tego właśnie Nieba, łamiąc bariery trzykrotnej świętości, zstąpił do nas Syn Boży - uniżył samego siebie przyjąwszy postać sługi. I do tego Nieba wstąpił też z powrotem, kiedy spełnił swoje posłannictwo. Dlatego nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego (J 3,13). A jednak Chrystus pokonał ten dystans podwójnie, raz za siebie, a drugi raz za nas, gdy obiecał nam, że oto w Niebie, w domu Ojca Mego jest mieszkań wiele – mieszkań dla nas. Żydzi do dziś są zgorszeni tym chrześcijańskim zniżeniem Nieba, a na nas, niestety, to zniżenie nie robi najmniejszego wrażenia: fakt, że życia wiecznego oczekujemy nie domu Boga, nie powoduje naszego zachwytu, ani nawet najmniejszego zdziwienia. A przecież jest to rewolucja! Zobaczmy, jak do niej doszło! 

Kiedy Zmartwychwstały stanął przed Apostołami, pokazał, że Jego ziemskie życie, skażone grzechem świata, przemieniło się w życie nowe, inne, nie z ziemi, ale ze świata niebiańskiego. Okazało się, że możliwy jest most – łac. pontus między Niebem a ziemią, sprawiający, że ziemskość nie odstaje już tak od Boskości, bo w Chrystusie ziemskość ta ma swój bliski Bogu kształt. Ujawniło się, że Chrystus to budowniczy mostów – pontifex – kap­łan. Stworzenie, które od początku było cząstką Chrystusa, w Zmartwychwstałym stało się cząstką Jego Jedności z Ojcem. Pokazał to, gdy objął cały świat i cały grzech w Męce, gdy oczyścił wszystko w Zmartwychwstaniu i gdy wreszcie we Wniebowstąpieniu podniósł to, i wniósł w Tajemnicę Boga, kiedy uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. (Dz 1,9). Tak znalazł się za zasłoną obłoku, w jedności z Bogiem Ojcem. Ale znalazł się tam nie sam, lecz, jako prawdziwy winny krzew, z nami - swoimi latoroślami. Oto sens Wniebowstąpienia! Zasiadł po prawicy Ojca jako równy Mu Bóstwem Jednorodzony, ale tym razem złączony jeszcze więzami oblubieńczej miłości z nami. Nowej generacji ekspres do­tarł do celu, a w nim miejsca dla nas, możliwe do zajmowania aż po ostatnią chwilę życia. 

Owa perspektywa mojego życia w Niebie jest wstrząsająca. Wyznacza niesamowity kierunek, w ja­kim ma rozwijać się moje „tu”. Jest to kierunek wchodzenia w więź z Bogiem przez wiarę, nadzieję i miłość, dla więzi tej dany jest w Kościele Duch Święty. On to zapewnia wzrastanie w głębszym poznaniu Ojca (Ef 1,17). Właśnie Chrystus całe stworzenie, z tym, co było bardzo do­bre i z kruchością prochu, wziął na siebie, nie po to, by zatrzymać je dla siebie, ale by w całości oddać Ojcu. Jego więź z Ojcem jest na pierwszym planie Ewangelii. Rozmodlony, pełniący jedynie Jego wolę, głosi dobrą nowinę, że również my mamy w Bogu Ojca, że Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą (Mt 7,11). 

Prawda o tym, że nasza nadzieja i powołanie to sam Najwyższy, nasz Ojciec, stanowi niesłychany przewrót w życiu człowieka. Dlatego czymś najbardziej upragnionym są światłe oczy serca, które pozwalają poznać tę nadzieję, to powołanie, całe bogactwo chwały Jego dziedzic­twa wśród świętych (Ef 1,18-19), poznać jak dziedzictwo, przypadające nam w wy­niku śmierci Chrystusa, pełne jest nieziemskiej chwały, bo stanowi dziedzictwo na mi­a­rę Nieba. Otrzymaliśmy je jako owoc Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia Chrystusa, kiedy Bóg wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym (Ef 1,20-21). Wtedy to uczynił Go Panem stworzeń ziemskich i duchowych, objął wszystko zmartwychwstałym Ciałem, zjednoczył w krzewie winnym, napełnił całą Pełnią Bożą (Ef 3,19). A stało się to jako uwieńczenie tego, co było od początku, że wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone (Kol 1,16). 

To wszystko z Nim odbyło swoją Pas­chę doznanego miłosierdzia i oczyszczenia przez Jego Krzyż i Zmartwychwstanie ku jedności z Ojcem. I tak powstała w Duchu Świętym najwyższa wieź między Ojcem, a Synem Arcykapłanem stworzenia - Pełnia Tego, który, będąc jedno z Ojcem, oddał swoje Ciało dla potrzeb wspólnoty ze stworzeniem. Zechciał bowiem Bóg, aby w Nim zamieszkała cała Pełnia, i aby przez Niego znów pojednać wszystko ze sobą: przez Niego - i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża (Kol 1,19-20). Ta Pełnia ma swoją Głowę. Jest nią Chrystus, najwyższy, uprzywilejowany i najbardziej zaszczytny punkt; Ten, który koordynuje wspólne życie. I wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami (Ef 1,22-23). Ta Pełnia obejmuje wszystko, co jest: Boga i stworzenie, łaskę płynącą od Boga i do stworzenia. W tej Pełni Syn Boży bierze do siebie swoją stworzoną Oblubienicę, a Stworzona znajduje w Nim wszystko: ogień i płomień – wydoskonalenie i uszczęśliwienie. Dokonują się one w ogarnięciu obojga przez Ojca. To właśnie jest Pełnią zjednoczenia w Miłości. Życie duchowe wytrysnęło z Chrztu i powoli zanurza się w tej Pełni, coraz lepiej się w niej odnajdując. 

Życie w Pełni nie jest czymś ekskluzywnym, ale zaczyna się fundamentalną łaską daną człowiekowi - Chrztem Świętym. Jednak z początku jest ono nieświadome, dalekie od żywotności, z powodu niedojrzałego człowieczeństwa. Moje dojrzewanie odbywa się stopniowo za sprawą darów naturalnych i nadprzyrodzonych, o ile przyjmuję te dary i karmię się nimi. Wśród nich należy wymienić takie kategorie jak: doświadczenie życiowe, doświadczenie życia duchowego, przeżyte cierpienia, próby, zmagania z pokusami. Na przeszkodzie zaś dojrzewaniu stają wielorakie bariery: złudzenie samowystarczalności, niezgoda na upokorzenia, dezintegracja sfer cielesnej, psychicznej i duchowej, nie dostrzeganie znaków rzeczywistości duchowych. Łaska, która stopniowo oczyszcza i wyzwala z ograniczeń, odsłania w moim wnętrzu doświadczenie bycia zanurzanym w Pełni.
To doświadczenie uczestnictwa w Pełni najpierw jest przeżyciem solidarności w winnym krzewie - szczęście z powodu szczęścia innych latorośli i ból z powodu ich niedomagania. Radości i smutki, zwycięstwa i porażki rozpływają się po całym krzewie i odbijają się na Chrystusie. Co raduje albo co boli jedną latorośl, jest sprawą drugiej, ale przede wszystkim sprawą Chrystusa. Ale także wszystko, co jest sprawą Chrystusa, co On czyni, w tym także ja mam udział i mogę być dumny. Duchowa Jedność nadaje memu życiu sens. Druga sprawa odkrycie Głowy. Odnalezienie się w Jedności jest możliwe za sprawą odwoływania się do Gło­wy, widzenie Jej dodaje odwagi, a, co najważniejsze, uświadamia mi istnienie głębokiego sensu globalnego. Sam poruszam się po wycinku rzeczywistości, dopiero spojrzenie na Głowę, pozwala uświadomić sobie wzajemne współzależności i szeroki horyzont całości. Żyjąc wycinkowo nie wi­dzę sensu życia, dopiero zdanie się na Głowę, daje szan­sę poznania sensu przez radość z udziału w całej kompozycji. A radość ta wiedzie ku zaślubinom. Chrystus bowiem ukrywa się, nie eksponuje swej bliskości, faktu, że trzyma mnie w przylgnięciu do swego Ciała. W Nim bowiem mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała, bo zostaliście napełnieni w Nim. (Kol 2,9-10) Uchyla kolejne drzwi i po­kazuje Tego, kim mnie napełnił – Ojca.­­
Diakon Jan, 2013