Kiedy zmartwychwstał, wówczas to, co wziął na siebie, co
było zjednoczone z Nim przez akt stworzenia, co zwaliło się na Niego
przez nasz grzech i uczyniło skatowanym winnym krzewem o poranionych
latoroślach, co z Nim razem umarło przez ogrom zła świata, to wszystko
przywrócił do życia. W odrodzonym krzewie, którego świeże latorośle są
oczyszczone z brudu i bólu, posiedliśmy inne życie, niby miejscówki w
zupełnie nowej generacji ekspresie, który jeszcze czeka, a w nim
miejsca zarezerwowane dla każdego z nas. Tym ekspresem jest
Zmartwychwstały, oferujący mieszkań wiele. Gdzie? W domu Ojca.
Ludziom
starego Przymierza nie śniło się nawet, by po śmierci miejsca dla nich
mogły być przygotowane gdzie indziej jak tylko w Szeolu, grobowej
krainie, w której człowiek zachowuje życie, staje się wolny od
niepokoju, cierpienia, jak tylko na łonie Abrahama, gdzie można cieszyć
się obcowaniem z przodkami, ale pozostawać w obecności Boga nie
bliższej, niż za życia ziemskiego. Bo przecież nie Niebo jest krainą
zmarłych. Niebo to miejsce wyłącznie Boga, za siedmioma sklepieniami,
gdzie może przebywać tylko On sam, w swej absolutnej odrębności od
stworzenia. Dziś powiedzielibyśmy, że Niebo nie jest żadnym miejscem,
Niebo to sam Najwyższy w swej Transcendencji. I z tego właśnie Nieba,
łamiąc bariery trzykrotnej świętości, zstąpił do nas Syn Boży - uniżył
samego siebie przyjąwszy postać sługi. I do tego Nieba wstąpił też z
powrotem, kiedy spełnił swoje posłannictwo. Dlatego nikt nie wstąpił do
nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego (J 3,13). A
jednak Chrystus pokonał ten dystans podwójnie, raz za siebie, a drugi
raz za nas, gdy obiecał nam, że oto w Niebie, w domu Ojca Mego jest
mieszkań wiele – mieszkań dla nas. Żydzi do dziś są zgorszeni tym
chrześcijańskim zniżeniem Nieba, a na nas, niestety, to zniżenie nie
robi najmniejszego wrażenia: fakt, że życia wiecznego oczekujemy nie
domu Boga, nie powoduje naszego zachwytu, ani nawet najmniejszego
zdziwienia. A przecież jest to rewolucja! Zobaczmy, jak do niej doszło!
Kiedy
Zmartwychwstały stanął przed Apostołami, pokazał, że Jego ziemskie
życie, skażone grzechem świata, przemieniło się w życie nowe, inne, nie z
ziemi, ale ze świata niebiańskiego. Okazało się, że możliwy jest most –
łac. pontus między Niebem a ziemią, sprawiający, że ziemskość
nie odstaje już tak od Boskości, bo w Chrystusie ziemskość ta ma swój
bliski Bogu kształt. Ujawniło się, że Chrystus to budowniczy mostów –
pontifex – kapłan. Stworzenie, które od początku było cząstką
Chrystusa, w Zmartwychwstałym stało się cząstką Jego Jedności z Ojcem.
Pokazał to, gdy objął cały świat i cały grzech w Męce, gdy oczyścił
wszystko w Zmartwychwstaniu i gdy wreszcie we Wniebowstąpieniu podniósł
to, i wniósł w Tajemnicę Boga, kiedy uniósł się w ich obecności w górę i
obłok zabrał Go im sprzed oczu. (Dz 1,9). Tak znalazł się za zasłoną
obłoku, w jedności z Bogiem Ojcem. Ale znalazł się tam nie sam, lecz,
jako prawdziwy winny krzew, z nami - swoimi latoroślami. Oto sens
Wniebowstąpienia! Zasiadł po prawicy Ojca jako równy Mu Bóstwem
Jednorodzony, ale tym razem złączony jeszcze więzami oblubieńczej
miłości z nami. Nowej generacji ekspres dotarł do celu, a w nim miejsca
dla nas, możliwe do zajmowania aż po ostatnią chwilę życia.
Owa
perspektywa mojego życia w Niebie jest wstrząsająca. Wyznacza
niesamowity kierunek, w jakim ma rozwijać się moje „tu”. Jest to
kierunek wchodzenia w więź z Bogiem przez wiarę, nadzieję i miłość, dla
więzi tej dany jest w Kościele Duch Święty. On to zapewnia wzrastanie w
głębszym poznaniu Ojca (Ef 1,17). Właśnie Chrystus całe stworzenie, z
tym, co było bardzo dobre i z kruchością prochu, wziął na siebie, nie
po to, by zatrzymać je dla siebie, ale by w całości oddać Ojcu. Jego
więź z Ojcem jest na pierwszym planie Ewangelii. Rozmodlony, pełniący
jedynie Jego wolę, głosi dobrą nowinę, że również my mamy w Bogu Ojca,
że Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go
proszą (Mt 7,11).
Prawda
o tym, że nasza nadzieja i powołanie to sam Najwyższy, nasz Ojciec,
stanowi niesłychany przewrót w życiu człowieka. Dlatego czymś
najbardziej upragnionym są światłe oczy serca, które pozwalają poznać tę
nadzieję, to powołanie, całe bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród
świętych (Ef 1,18-19), poznać jak dziedzictwo, przypadające nam w
wyniku śmierci Chrystusa, pełne jest nieziemskiej chwały, bo stanowi
dziedzictwo na miarę Nieba. Otrzymaliśmy je jako owoc Zmartwychwstania
i Wniebowstąpienia Chrystusa, kiedy Bóg wskrzesił Go z martwych i
posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką
Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym
imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym (Ef 1,20-21).
Wtedy to uczynił Go Panem stworzeń ziemskich i duchowych, objął
wszystko zmartwychwstałym Ciałem, zjednoczył w krzewie winnym, napełnił
całą Pełnią Bożą (Ef 3,19). A stało się to jako uwieńczenie tego, co
było od początku, że wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone
(Kol 1,16).
To
wszystko z Nim odbyło swoją Paschę doznanego miłosierdzia i
oczyszczenia przez Jego Krzyż i Zmartwychwstanie ku jedności z Ojcem. I
tak powstała w Duchu Świętym najwyższa wieź między Ojcem, a Synem
Arcykapłanem stworzenia - Pełnia Tego, który, będąc jedno z Ojcem, oddał
swoje Ciało dla potrzeb wspólnoty ze stworzeniem. Zechciał bowiem Bóg,
aby w Nim zamieszkała cała Pełnia, i aby przez Niego znów pojednać
wszystko ze sobą: przez Niego - i to, co na ziemi, i to, co w
niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża (Kol 1,19-20). Ta
Pełnia ma swoją Głowę. Jest nią Chrystus, najwyższy, uprzywilejowany i
najbardziej zaszczytny punkt; Ten, który koordynuje wspólne życie. I
wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego ustanowił nade wszystko
Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią Tego, który napełnia
wszystko wszelkimi sposobami (Ef 1,22-23). Ta Pełnia obejmuje wszystko,
co jest: Boga i stworzenie, łaskę płynącą od Boga i do stworzenia. W tej
Pełni Syn Boży bierze do siebie swoją stworzoną Oblubienicę, a
Stworzona znajduje w Nim wszystko: ogień i płomień – wydoskonalenie i
uszczęśliwienie. Dokonują się one w ogarnięciu obojga przez Ojca. To
właśnie jest Pełnią zjednoczenia w Miłości. Życie duchowe wytrysnęło z
Chrztu i powoli zanurza się w tej Pełni, coraz lepiej się w niej
odnajdując.
Życie
w Pełni nie jest czymś ekskluzywnym, ale zaczyna się fundamentalną
łaską daną człowiekowi - Chrztem Świętym. Jednak z początku jest ono
nieświadome, dalekie od żywotności, z powodu niedojrzałego
człowieczeństwa. Moje dojrzewanie odbywa się stopniowo za sprawą darów
naturalnych i nadprzyrodzonych, o ile przyjmuję te dary i karmię się
nimi. Wśród nich należy wymienić takie kategorie jak: doświadczenie
życiowe, doświadczenie życia duchowego, przeżyte cierpienia, próby,
zmagania z pokusami. Na przeszkodzie zaś dojrzewaniu stają wielorakie
bariery: złudzenie samowystarczalności, niezgoda na upokorzenia,
dezintegracja sfer cielesnej, psychicznej i duchowej, nie dostrzeganie
znaków rzeczywistości duchowych. Łaska, która stopniowo oczyszcza i
wyzwala z ograniczeń, odsłania w moim wnętrzu doświadczenie bycia
zanurzanym w Pełni.
To
doświadczenie uczestnictwa w Pełni najpierw jest przeżyciem
solidarności w winnym krzewie - szczęście z powodu szczęścia innych
latorośli i ból z powodu ich niedomagania. Radości i smutki, zwycięstwa i
porażki rozpływają się po całym krzewie i odbijają się na Chrystusie.
Co raduje albo co boli jedną latorośl, jest sprawą drugiej, ale przede
wszystkim sprawą Chrystusa. Ale także wszystko, co jest sprawą
Chrystusa, co On czyni, w tym także ja mam udział i mogę być dumny.
Duchowa Jedność nadaje memu życiu sens. Druga sprawa odkrycie Głowy.
Odnalezienie się w Jedności jest możliwe za sprawą odwoływania się do
Głowy, widzenie Jej dodaje odwagi, a, co najważniejsze, uświadamia mi
istnienie głębokiego sensu globalnego. Sam poruszam się po wycinku
rzeczywistości, dopiero spojrzenie na Głowę, pozwala uświadomić sobie
wzajemne współzależności i szeroki horyzont całości. Żyjąc wycinkowo nie
widzę sensu życia, dopiero zdanie się na Głowę, daje szansę poznania
sensu przez radość z udziału w całej kompozycji. A radość ta wiedzie ku
zaślubinom. Chrystus bowiem ukrywa się, nie eksponuje swej bliskości,
faktu, że trzyma mnie w przylgnięciu do swego Ciała. W Nim bowiem
mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała, bo zostaliście napełnieni w
Nim. (Kol 2,9-10) Uchyla kolejne drzwi i pokazuje Tego, kim mnie
napełnił – Ojca.
Diakon Jan, 2013