Ludzie skarżą się, że nie mogą dobić się do Boga. Mają
problemy ze sobą, z ludźmi, z którymi żyją, ze światem. Szukają Boga, starają
się i zdaje im się, że Bóg nie reaguje: milczy, odmawia, jest daleko. Tymczasem
Pismo Święte pokazuje pewien porządek Bożego działania. Bóg przychodzi do
swojego stworzenia, które jest dla Niego bliskie, podczas gdy dla stworzenia
Bóg wcale nie jest bliski. Z ludzkiego punktu widzenia jest trudny,
niezrozumiały i daleki. Bóg mówi, że pierwszy nas szuka, a nam wydaje się, że
to my Go szukamy i to z wielkim wysiłkiem, a nierzadko i umiarkowanym
powodzeniem. Obie optyki, Boża i ludzka, są prawdziwe, bowiem istnieje przepaść
dzieląca stworzenie od Boga i On przychodzi zza tej przepaści. Mimo, że Bóg
przychodzi, nadal wydaje się trudny i niezrozumiały, i tak być musi, ponieważ
jest Bogiem nie człowiekiem. W tej sytuacji z naszej strony potrzebna jest
odpowiednia postawa i zrozumienie, a wtedy zobaczymy, że Bóg nie utrudnia nam,
a przeciwnie, ułatwia. On działa po ludzku, według ludzkich schematów, robi to
dla nas, ale dla nas też łamie je nieraz, by dostosować się do indywidualnych
potrzeb człowieka. Prawdę tę kapitalnie pokazuje opowieść o wyprawie Jezusa na
tereny pogańskie i spotkaniu z kobietą kananejską. Znamy ją z podobnych, choć
różniących się w szczegółach relacji ewangelistów Mateusza i Marka. Marek
pisząc do Rzymian pomija rozmowę Jezusa z Apostołami na temat misji Mesjasza,
za to dodaje istotny szczegół w wersecie 27: Pozwól wpierw nasycić się
dzieciom. Poniżej pokazano paralelnie oba teksty.
Mt
15, 21-28
|
Mk
7,24-30
|
Potem Jezus odszedł stamtąd i podążył w
stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic,
wołała: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko
dręczona przez złego ducha. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na
to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: Odpraw ją, bo krzyczy za nami! Lecz
On odpowiedział: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu
Izraela.
|
Wybrał
się stamtąd i udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i
chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu.
|
A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła:
Panie, dopomóż mi!
|
Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której
córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a
była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha
wyrzucił z jej córki.
|
On
jednak odparł: Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom.
|
Odrzekł jej: Pozwól wpierw nasycić się
dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom.
|
A ona odrzekła: Tak, Panie, lecz i szczenięta
jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów.
|
Ona Mu odparła: Tak, Panie, lecz i szczenięta
pod stołem jadają z okruszyn dzieci.
|
Wtedy Jezus jej odpowiedział: O niewiasto
wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz! Od tej chwili jej
córka była zdrowa.
|
On jej rzekł: Przez wzgląd na te słowa idź,
zły duch opuścił twoją córkę. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na
łóżku, a zły duch wyszedł.
|
Jak pisze Marek, Jezus wybrał się w okolice Tyru i Sydonu,
by odwiedzić pewien dom. Żydzi nie wchodzili do domów pogan, więc z pewnością
był to dom Żyda, mieszkającego na tamtych terenach. Po drodze zauważyła Jezusa
miejscowa kobieta, ale oczywiście nie śmiała podejść i porozmawiać, bo
wiedziała, że Żydzi nie utrzymują stosunków z poganami. Kobieta jednak znała
Jezusa ze słyszenia, wiedziała, że jest cudotwórcą, miała do Niego prośbę i
dlatego, zwyczajem ludzi Wschodu, krzyczała z daleka długo i natarczywie. Było
to normalne, biorąc pod uwagę mentalność tamtych ludzi, znany po dziś dzień
upór i hałaśliwy sposób bycia. Jezus, zawsze tak wrażliwy na ludzkie sprawy,
tym razem nie reaguje, a Apostołowie, nie mogący już znieść wielkiej
krzykliwości kobiety, dopominają się, by ją odprawił. Dla nich jest oczywiste,
że Jezus powinien ją odtrącić.
Jezus jednak nie odtrąca jej, ale pozwala by prosiła.
Pozwala, choć nie odpowiada. Gdy Apostołowie są tym zdziwieni, wyjaśnia, że
jest posłany do Żydów, Jego misja polega na doprowadzeniu ich do zbawienia.
Jaki jest zamiar Boży wobec pogan, nie mówi, choć niczego nie wyklucza. Taki
jest, według woli Bożej, porządek działania Mesjasza – jest Mesjaszem narodu
wybranego, przychodzi do niego i do niego zwraca się w swoim nauczaniu.
Kobieta
pogańska jednak otrzymała wyraźny sygnał, że nie jest odepchnięta, może prosić,
co czyni dalej z wielką wytrwałością. Odszukuje Jezusa tam, gdzie się
zatrzymał, zbliża się do Niego i z wielkim uniżeniem, właściwym dla istniejącej
dysproporcji miedzy Rabinem żydowskim a poganką, prosi o łaskę dla dręczonego
przez złego ducha dziecka. Zły duch w dziecku mógł oznaczać ciężką chorobę lub
opętanie, tak czy inaczej z perspektywy dostępnego dotąd Objawienia nie było to
nic dziwnego, gdyż poganie, jako nie znający Boga, w naturalny sposób narażeni
byli na moc złego ducha, a nawet w jakimś sensie żyli stale w jego mocy. W
osobie syrofenicjanki staje przed Jezusem więc jakby cały świat pogański, który
wpadł w moc złego i potrzebuje zbawienia. Jednak chwila tego zbawienia jeszcze
nie nadeszła. Dla Apostołów pochodzenia żydowskiego było to oczywiste, ale nie
dla poganki, która potrzebowała pomocy i czuła się uprawniona, żeby prosić.
Marek, piszący do Rzymian, dodaje, że, Jezus powiedział kobiecie: pozwól
najpierw nasycić się dzieciom. Poganie zatem czekają w drugiej kolejności,
ale nie są bez szans. Taka jest sytuacja na pograniczu Starego i Nowego
Testamentu: poganka wyczuwa, że nie jest bez szans, nadal prosi i tym samym
przybliża moment nadejścia nowej rzeczywistości, zbawienia także pogan.
Gdy
kananejka naciska, Jezus cytuje przysłowie o tym, że dzieci mają pierwszeństwo
przed psami, czym ona wcale nie czuje się zrażona. Godzi się na to, że jako
poganka stoi niżej aniżeli Żydzi. Bóg wybrał Izraela, nazwał go swoim
dzieckiem, karcił i ćwiczył go jak ojciec dziecko. Żydzi byli dziećmi
Boga i czuli się nimi, a Jezus to potwierdził. W porządku Objawienia poganka
nie miała tych praw, co oni, dopóki Bóg nie zajął się poganami. Zatem określiła
swoją sytuację zgodnie z prawdą. Bóg czyni z człowieka swoje dziecko, a czyn
ten należy przyjmować w wielkiej pokorze, jako nienależny dar. Bez tego daru
rzeczywiście jestem grzesznikiem, pozbawionym godności przynależenia do Boskiej
rodziny. Jezus pokazał pokorę syrofenicjanki jako wzór postawy, w jakiej od
Boga należy przyjmować wszystkie Jego dary. Żydzi także byli niezasłużenie
obdarowani, a nie wykazywali tej pokory. Dlatego później, stracili dostęp do
Bożych darów i sytuacja się odwróciła. Ale i my, poganie także możemy je
stracić, jeśli nie wykażemy się właśnie pokorą tamtej kobiety. Wszystkim nam
bowiem nie należy się chleb na stole, z którego spożywają dzieci Boże: Bóg ze
Swoim Synem. Pozostajemy na zewnątrz, jak te psy. Dopiero Bóg, ponieważ tak
chce, zaprasza do stołu Izraela, którego usynowił. A co z nami, poganami?
Syrofenicjanka miała odwagę zauważyć, że gdy karmią się dzieci, psy też mogą
zbierać resztki z podłogi. Tak dokonał się pierwszy wyłom - poganie też mogą
spożyć coś z uczty dla dzieci. Niebawem runie cały mur - Jezus umrze za
wszystkich i okaże się, że poganie także mogą zasiąść do uczty w Królestwie
Bożym. Syrofenicjanka swoją wiarą zrobiła więc w tym kierunku pierwszy krok.
Co zatem zrobić, by poruszyć serce Boga? Nie wystarczy
wołać z daleka. Trzeba z determinacją przyjść blisko. Uniżyć się. Wiedzieć, jak
bardzo godność Bożego dziecka mi się nie należy. Jednak mieć wielką nadzieję,
bo Bóg jest dobry i małość znajduje drogę do Jego serca.
Diakon Jan, 2014