czwartek, 25 maja 2017

CÓŻ TO ZA KRÓL? - Po zawierzeniu życia Chrystusowi Królowi.


Jakiego Króla objawia Jezus w Ewangelii?
Przypowieść z rozdziału 22 Ewangelii według św. Mateusza ukazuje Boga, jako Króla wszystkich ludzi, poczynając od Żydów. Jezus postawił Żydom zarzut, że pierwsi zostali przez Boga powołani i pierwsi też Bogu odmówili. Faryzeusze jasno odczytali tę aluzję. Jak to, my, naród wybrany mamy być odłączeni od uczty mesjańskiej? I naradzali się, jak by Jezusa podchwycić w mowie (Mt 22,15). Inaczej odbieramy przypowieść Jezusa my, ludzie Nowego Testamentu. Dla nas ważne jest, że Bóg nie zrezygnował z zapraszania i po Żydach na ucztę zaprosił wszystkich. Jednak słuchając słów Jezusa koncentrujemy się na ogół na tym, kogo Król przyjął, a kogo odrzucił i na jakich dokonało się to warunkach. Tymczasem ważniejsze jest, by zagłębić się w postawę Króla: jakim jest królem i o co Mu chodzi, kiedy zaprasza gości.

Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę! Lecz oni zlekceważyli to i odeszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy, pozabijali.

Przede wszystkim zauważmy, że Król zaprasza na wesele syna, czyli na swoją wielką, osobistą uroczystość. Na taką uroczystość zaprasza się tylko najważniejsze i najbliższe osoby. Król ma takie osoby, wybrał je na początku i są nimi potomkowie Abrahama. Bardzo Mu na nich zależy, mimo że jest Królem i ponawia ich zapraszanie aż dwa razy. Zależy Mu nie, dlatego że są najdoskonalsi czy najwspanialsi, ale mimo tego - z powodu swojej wielkiej miłości. Jest to najważniejsza prawda objawiona o tym Królu w Starym Testamencie. Król ma wśród stworzenia osoby tak bliskie i tak ważne, że zaprasza je na najważniejszą swoją rodzinną uroczystość, niczym największych dostojników.

W świetle tej miłości zadziwić musi jeszcze coś: Król zaprasza z wielkim uporem, a zaproszeni z równie wielkim uporem odmawiają. I pytamy, czy można tak odmawiać królowi? Cóż to za król, któremu da się tak odmawiać? Bo i z jakiego powodu się odmawia? Ze zwykłej, egoistycznej intere­sowności. Poddani zamiast dać się ugościć Królowi, wolą zająć się własnymi korzyściami. Cóż to za Król, któremu można odmawiać z takiego powodu?

Tych, którzy zlekceważyli Króla, spotkała sroga kara, ale ich odmowa bynajmniej Króla nie zniechęciła. Wprawdzie uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić, ale zaraz po tym uczynił rzecz niesłychaną: ponowił zaproszenie i zaprosił… wszystkich. Rzekł swoim sługom: Uczta weselna wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala weselna zapełniła się biesiadnikami. I znowu zapytajmy: co to za król, który na wesele syna zaprasza wszystkich poddanych? Co to za król, któremu tak bardzo zależy na każdym człowieku w Królestwie?

Król na wesele syna zaprosił wszystkich i wymagał od nich tak niewiele, zaledwie zaopatrzenia się w szatę weselną. I nie postawił przy wejściu sług, którzy sprawdzaliby posiadanie szaty, ale wpuszczał wszystkich, ufając, że każdy wymaganą szatę ma. Co to za Król, który tak ufnie otwiera swój dom przed każdym? Jednak Król nie jest naiwny. Zaufał, a potem, gdy spotkał się osobiście z gośćmi, przekonał się osobiście, kto nie zawiódł Jego zaufania. Na szczęście zawiedli nieliczni, ale i to dziwi, bo przecież szata musiała być dostępna przed wejściem i przywdziali ją prawie wszyscy. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nieubranego w strój weselny. Rzekł do niego: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego? Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych (Mt 22,2-14). I znowu pytamy, co to za król, który wstęp na wesele syna czyni tak prostym i za razem sprawiedliwym.

Na koniec zauważmy jeszcze jeden szczegół. Królowi zależało na wszystkich i udało Mu się ugościć prawie wszystkich, bez jednego. Czy ta minimalna liczba odrzuconych nie świadczy o tym, że Król włożył naprawdę ogromne starania i zaangażował swe najwyższe miłosierdzie, by doprowadzić wszystkich swoich poddanych na ucztę Królestwa. W swojej potędze, na przekór całemu złu, był w stanie osiągnąć upragniony cel niemal stuprocentowo. Czy to nie mówi, że Król użył całej swojej potęgi nie do ujarzmiania poddanych, ale do tego, by stali się Mu bliscy i z własnej chęci przyszli na uroczystości? Pytamy, co to za Król, któremu tak bardzo i tak serdecznie zależy na nas.

Z przypowieści bije niesamowita wyjątkowość Króla. Jest to niezaprzeczalnie Król potężny i najwyższy, ale zarazem niepodobny do władców tej ziemi. W Nim jest całkowite skupienie się nie na władzy, ale na osobistej relacji z poddanymi, na miłości i na tym, by ugościć każdego, jako najbliższego sercu.

Jak Król przybywa do swoich poddanych?
Miłość Króla do poddanych widzimy jeszcze w tekstach Starego Testamentu. W szczególności u Sofoniasza czytamy: Wyśpiewuj, Córo Syjońska! Podnieś radosny okrzyk, Izraelu! Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem! Oddalił Pan wyroki na ciebie, usunął twego nieprzyjaciela; Król Izraela, Pan, jest pośród ciebie, nie będziesz już bała się złego. Owego dnia powiedzą Jerozolimie: Nie bój się, Syjonie! Niech nie słabną twe ręce! Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz, który zbawia, uniesie się weselem nad tobą, odnowi [cię] swoją miłością, wzniesie okrzyk radości (So 3,14-17).

Prorok wzywa do radości, ponieważ Król jest pośród ciebie, oddalił skazujące za grzech wyroki, wyzwolił od szatańskiego nieprzyjaciela, od lęku przed złem, a wszystko to zrobił, dlatego że jest Mocarzem i naprawdę skutecznie przynosi zbawienie. Co więcej Król cieszy się, unosi się weselem nad nami i aż krzyczy z radości, kiedy obdarza nas miłością, a miłość ta odnawia nas, czyli oczyszcza ze zła i czyni nowymi ludźmi.

To przyjście Króla do swego ludu jeszcze mocniej i bardziej szokująco przedstawia prorok Zachariasz: Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny - jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy (Za 9,9). Król wkracza do Jerozolimy po odniesieniu sprawiedliwego zwycięstwa, wkracza w triumfie, jak starożytni władcy, jak Tytus wjeżdżający do Rzymu po zwycięstwie nad Żydami w roku 70, wiodąc w trumfie jeńców skutych łańcuchami i zdobyczne w świątyni drogocenności. Tymczasem Bóg triumfuje nie tak. On wkracza nawet nie na koniu, ale na osiołku, jak biedak - tak bardzo po zwycięstwie nad złem nie chce nam pokazywać swej druzgocącej siły, ale sprawiedliwość, służbę i dobroć, abyśmy się nawrócili.
Król zakochany w swej królowej.

Psalm 45 jest duchowo bliski przypowieści o uczcie weselnej. Widać w nim, kogo poślubia syn królewski. Kontekstem historycznym są tu zaślubiny Salomona z księżniczką egipską. Autor wychwala syna królewskiego za męskość, błogosławieństwo Boże i rycerską potęgę: Tyś najpiękniejszy z synów ludzkich, wdzięk rozlał się na twoich wargach, przeto tobie pobłogosławił Bóg na wieki. Bohaterze, przypasz do biodra swój miecz, swą chlubę i ozdobę! Szczęśliwie wstąp na rydwan w obronie wierności i łagodnej sprawiedliwości, a prawica twoja niech ci wskaże wielkie czyny! Strzały twoje są ostre - ludy poddają się tobie - [trafiają] w serce wrogów króla (Ps 45,3-6). Syn Króla, Mesjasz - Pomazaniec jest wychwalany za obronę wiary i sprawiedliwości, którą w odróżnieniu od ziemskich władców zaprowadza nie siłą, lecz łagodnie. Tron Twój, o Panie, trwa wiecznie, berło Twego królestwa - berłem sprawie­dliwym. Miłujesz sprawiedliwość, wstrętna ci nieprawość, dlatego Bóg, twój Bóg, namaścił ciebie olejkiem radości hojniej niż równych ci losem; wszystkie twoje szaty pachną mirrą, aloesem; płynący z pałaców z kości słoniowej dźwięk lutni raduje ciebie (Ps 45, 7-9). Władza królewskiego Syna będzie długo­wieczna, praworządna, opływająca majesta­tem i dostatkiem. Tak niesamowity jest Syn królewski, Mesjasz sprawujący władzę w imieniu Boga.

I ten Syn poślubia, jako swoją oblubienicę, piękną, przystrojoną w złoto królową. Przyjmuje ją do siebie z wielką łaskawością, a dla niej jest ogromnym zaszczytem stać się żoną takiego władcy. Córki królewskie wychodzą ci na spotkanie, królowa w złocie z Ofiru stoi po twojej prawicy. Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha, zapomnij o twym narodzie, o domu twego ojca! Król pragnie twojej piękności; on jest twym panem, oddaj mu pokłon! I córa Tyru [nadchodzi] z darami; możni narodu szukają twych względów. W całej pełni chwały wchodzi córa królewska; złotogłów jej odzieniem. W szacie wzorzystej wiodą ją do króla; za nią dziewice, jej druhny, wprowadzają do ciebie. Przywodzą je z radością i z uniesieniem, przyprowadzają do pałacu króla. Niech twoi synowie zajmą miejsce twych ojców; ustanów ich książętami po całej ziemi! We wszystkich pokoleniach upamiętnię twe imię; dlatego po wiek wieków sławić cię będą narody (Ps 45,10-18).

W świetle tego psalmu pytamy, kto jest oblubienicą syna królewskiego z odczytanej na początku przypowieści? Obca księżniczka? Lecz jeśli Królestwem jest cała ziemia, to, kto jest obcy? Królem jest Bóg, synem Króla, Chrystus, któremu Bóg przekazał władzę nad światem i wyprawił zaślubiny. Chrystus jest piękny, potężny i godny najwspanialszej oblubienicy, ale ona nie jest nikim obcym, ją też stworzył Bóg i to stworzył dla siebie. Ona jest ludem Bożym i każdym z nas – tego Ludu członków. To na nasze osobiste wesele Bóg nas zaprasza. Dlatego najbardziej wstrząsające jest to, że z takiego wesela się wymigujemy i wolimy iść do swojego kupiectwa. Jak może oblubienica Chrystusa tak lekceważyć swój własny ślub? Syn Króla pokochał ją i wybrał za oblubienicę, a więc do najwyższej bliskości, a my ten Jego wybór mamy „w nosie”.

Powołana do godności oblubienicy jest każda stworzona osoba. Warunkiem zaślubin jest całkowite jej uświęcenie. Jezus przychodząc na świat je zapoczątkował. Tradycja Kościoła zawsze w pierwszej kolejności widziała w oblubienicy doskonałą przedstawicielkę Ludu Bożego – Maryję. Jednak za Maryją Chrystus poślubia kolejno wszystkich świętych w miarę jak uwierzą, przyjmą chrzest i doznają oczyszczenia. Św. Paweł pisze o tym wyraźnie: poślubiłem was jednemu mężowi, by was przedstawić Chrystusowi jako czystą dziewicę (2 Kor 11,2). 

Król, który rządzi, troszcząc się.
Przez większą część publicznej działalności Jezus odcinał się od godności Mesjańskiej, by nie przypisy­wano Mu tytułów królewskich. Jednak sytuacja zmieniła się u kresu trzeciego roku działalności publicznej, gdy przywódcy żydowscy otwarcie zwrócili się przeciw Niemu i aresztowali go. Na dręczące wszystkich pytanie, czy On jest Mesjaszem, Królem Izraela Jezus zaczyna odpowiadać twierdząco i aż do śmierci będzie przyznawał się do królewskiej godności wobec Sanhedrynu, Piłata i na Krzyżu.

Do Piłata Jezus trafia w okolicznościach iście kuriozalnych. Żydzi przychodzą do Namiestnika z gotowym wyrokiem śmierci na Jezusa, nie próbując nawet wyjaśnić, o co Go oskarżają, bo nie mają w istocie, o co Go przed władzą rzymską oskarżyć. Od Kajfasza zaprowadzili Jezusa do pretorium. A było to wczesnym rankiem. Oni sami jednak nie weszli do pretorium, aby się nie skalać i móc spożyć Paschę. Dlatego Piłat wyszedł do nich na zewnątrz i zapytał: Jaką skargę wnosicie przeciwko temu człowiekowi? W odpowiedzi rzekli do niego: Gdyby to nie był złoczyńca, nie wydalibyśmy go tobie. Piłat więc rzekł do nich: Weźcie go sobie i osądźcie według swojego prawa. Odpowiedzieli mu Żydzi: Nam nie wolno nikogo zabić. Tak miało się spełnić słowo Jezusa, w którym zapowiedział, jaką śmiercią miał umrzeć. (J 18,28-32). Dla Rzymian i Żydów było jasne, że Jezus nie jest przywódcą politycznym, a jednak dla Żydów był On „złoczyńcą”, bo kwestionował ich religijny autorytet i sam przedstawiał się jako autorytet pochodzący wprost od Boga. Żydzi oczekiwali Mesjasza, ale, gdy się okazało, że Jego pojawienie się pozbawia znaczenia wszystkie ziemskie autorytety i wywołuje napięcia, autorytety wolą bronić własnych interesów niż przyjąć Mesjasza. Dlatego walczą z Nim wszelkimi sposobami i odrzucają prawdziwość Jego królewskiej władzy.

Piłata mogło interesować tylko jedno: czy Jezus jest przywódcą politycznym? Widząc człowieka ubogiego, o którym słyszał, jako o wędrownym nauczycielu, pytanie o godność królewską zadał czysto retorycznie. Wtedy Piłat powtórnie wszedł do pretorium, a przywoławszy Jezusa, rzekł do Niego: Czy ty jesteś Królem żydowskim? (J 18,33) Słysząc to pytanie Jezus spróbował postawić Piłata w prawdzie: czyżby jego naprawdę niepokoiło, że Jezus zagraża rzymskiemu cesarstwu? Nie. Jego pytanie było skutkiem nacisku Żydów, ich manipulacji. Piłat był pod naciskiem Sanhedrynu i nie potrafił się mu przeciwstawić. Dlatego Jezus odpowiedział: Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie? (J 18,34). Rozmawiał z Piłatem nie tak, by bronić siebie, ale by ratować Piłata przed grzechem, w który Żydzi go wmanewrowują. Piłat skazuje Jezusa, a Jezus troszczy się o niego.

Piłat był szczery i przyznał zgodnie z prawdą, że to Żydzi wydali mu Jezusa. Odpowiada więc: Czy ja jestem Żydem? Naród twój i arcykapłani wydali mi ciebie. Co uczyniłeś? (J18,35) Prawdomówność Piłata nie idzie na marne. Dzięki dobrej woli słyszy od Jezusa to, czego nie usłyszał od Niego nikt inny. Takie są owoce dobrej woli Piłata i troski Jezusa nie o Siebie, ale o niego. Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd. (J 18,36) Piłat zrozumiał, że Jezus jest królem, ale co to za Królestwo zrozumieć nie umiał. Wtedy Jezus wyjaśnia mu to dokładniej. Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu. (J 18,37) Jezus mówi Piłatowi, że istnienie tego innego królestwa i Jezusowe królowanie w nim jest największą prawdą, o której On przyszedł dać świadectwo. Jednak ta sprawa jest poza zasięgiem umysłu Piłata. Zrozumiał jednak, że Jezus nie działa przeciwko Rzymowi i zrozumiał to tak wyraźnie, że próbuje Jezusa zdecydowanie bronić. Rzekł do Niego Piłat: Cóż to jest prawda? To powiedziawszy, wyszedł ponownie do Żydów i rzekł do nich: Ja nie znajduję w nim żadnej winy. (J 18,38) Niestety obrona ze strony Piłata jest daremna. Jest bowiem siła większa niż Rzym, która chce Jezusa zabić. Jest nią szatan. A Jezus się nie broni, bynajmniej nie korzysta z zastępów wojsk anielskich.

Dlaczego Król nie broni się przed śmiercią, to wyjaśni się dopiero później. Dzięki świadectwu Jego śmierci ludzie zaczną się nawracać i wchodzić na ucztę Królestwa. Pierwszym z nich będzie „dobry łotr”. Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: To jest Król żydowski. (Łk 23,38) Piłat napisał tytuł winy, za którą skazał Jezusa, a tym samym, mimo woli, ogłosił, kim On jest, że jest Królem Królestwa nie z tego świata i umarł, za swoich poddanych, by ich ratować i pociągnąć do Siebie. Pierwszy w prawdę tę uwierzył powieszony obok skazaniec i prosił, aby mu przebaczono i aby mógł dostać się do Królestwa Jezusa. Wiara ta wystarczyła, by natychmiast grzesznika zbawić, bo Król na Krzyżu nie ratuje siebie, a innych.

Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: Czyż ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju. (Łk 23,39-43)

Król, który walczy o poddanych

Jezus jest Królem swojego Królestwa i na razie nie jest ono bynajmniej królestwem pokoju. Toczy się, bowiem, w nim walka, walka na śmierć i życie. Jest ktoś, kto z mocą i zawziętością stara się niszczyć każdego z mieszkańców Królestwa, żeby nie dotarł na królewskie wesele. Złemu udaje się to dopóty dopóki poddani mają nieprawdziwy, zniekształcony obraz swojego Króla. Jednak, gdy Syn osobiście przychodzi i umiera za prawdę, by ją pokazać wyraźnie, że wielki Bóg do szaleństwa kocha swoich poddanych i chce być przez nich nie tylko szanowany i czczony, ale także kochany, wówczas prawda przebija się przez pokłady fałszu i skłania wszystkich do poznania Króla i pokochania Go.

Najpierw tylko czcimy Go, potem zaczynamy kochać jak dzieci Ojca, a w końcu odkrywamy, że to dla nas jest to wesele, że na nim to my mamy poślubić Go, wielkiego Króla, a za razem osobistego Oblubieńca.

Diakon Jan, grudzień 2016