czwartek, 25 maja 2017

ZA CO WDZIĘCZNI JEZUSOWI?



Czytamy, że niektórzy Grecy chcieli poznać Jezusa i szukali pośrednictwa Apostołów (J 12,20-33). Dlaczego? Ponieważ przed chwilą Jezus wjechał do Jerozolimy owacyjnie witany przez jej mieszkańców. Jego popularność sięgnęła zenitu. Wszyscy byli przekonani, że wreszcie zatriumfuje, pociągając za sobą tłumy do walki o sprawy ziemskie. Takiego przywódcę chcieli znać wszyscy, chcieli być przy nim i uzyskać jakieś wymierne korzyści. A jednak… 

Chrystus w odpowiedzi skierowanej do Apostołów stwierdza, że mamy większy powód by Go wielbić, niż wjazd do Jerozolimy. Mamy większy powód. Dlaczego, więc, szukamy Jezusa? Czy rozumiemy, co jest największym Jego dziełem dla nas?

Kiedy Jezus daje nam najwięcej powodu do uwielbienia i wdzięczności? Okazuje się, że największym Jego dziełem jest to, czego dokonuje w swojej godzinie, w przełomowym momencie życia. Wydarzenie, jakie się wówczas dokonało było nieefektowne, pełne śmierci, bólu i żalu, ale wtedy Jezus oddał swoje życie za nas, a owoce tej Jego ofiary są dla Niego i dla nas przeobfite. Jeżeli odkryjemy te owoce, zobaczymy je, będziemy wiedzieli, że najlepsze, co możemy zrobić to być wdzięczni i wielbić Jezusa. Owoce, jakie Jezus wysłużył w godzinie śmierci są tak ogromnym szczęściem człowieka, że ze wszech miar warto, by człowiekowi bardziej zależało na nich niż na tym życiu. Jezusowi właśnie bardziej zależało na Ojcu, dawcy życia, niż na swym doczesnym życiu i tę zasadę umierania ziarna poleca również nam. Kto chce zachować swoje życie (na tym świecie) straci je. Lecz, kto nienawidzi (mniej ceni sobie) życie na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. Ta zasada jest wyzwaniem dla człowieka, ale jeszcze większym dla szatana, który robi wszystko, by człowiek nie uwierzył i nie doświadczył tego, że naprawdę warto najwyżej cenić sobie Boga i bardziej przykładać się do zabiegów o życie tamto, niż o to.

Chodzi tylko o to, by nie przywiązywać się do tego życia tak, jakby to ono było największą wartością. Jeżeli zdystansuję się do niego, zobaczę, że nieporównanie większy, wspanialszy, uszczęśliwiający jest owoc ofiary Chrystusa. Jeżeli nastawię się na dary Chrystusa, jako na coś najwspanialszego i będę gotów dać z siebie wszystko, by je pozyskać, nie będę żałować. Warto nawet stracić życie, a co dopiero przyjemności tego świata, by mieć Boga i żyć z Nim, bo On jest rozkoszą niepomierną, trwającą na wieki. Nasze życie doczesne jest wielką wartością, ale nie zasługuje aż na taką cenę jak bliskość z Bogiem, którą otworzył Jezus. W tej bliskości zyskujemy nie tylko coś dla siebie - życie na wieczność, ale także odkrywamy, że Bóg jest Kimś wyjątkowym, oszałamiająco pięknym, Jego miłość jest doznaniem, które przewyższa wszelkie doznania. I jeśli odkryjemy to, nie będziemy chcieli już niczego, a nawet nikogo innego. To poznanie owoców ofiary Chrystusa jest rewolucją dla człowieka.

W jaki sposób Jezus otworzył nam drogę do tego najpiękniejszego z pięknych świata? Do Boga? Przyszedł do nas dla tej jednej godziny konfrontacji ze złym duchem, by wyrwać mu władzę nad człowiekiem i utorować ludziom przejście z tego świata do Ojca. Utorował je idąc pierwszy. To jest Jego misja. Nikt nie może Go w niej zastąpić. Dlatego musiał wiele wycierpieć, bo szatan zaciekle się bronił, żeby nie wypuścić z rąk człowieka. Nikt z nas nie wygrałby tej walki, którą wygrał On. Dlatego jesteśmy niezmiernie obdarowani. Droga ze świata do Boga była szczelnie zamknięta i nikt nie mógł być zbawiony. Plany Boże leżały w gruzach. A jednak Jezus podniósł je z gruzów jednym aktem ofiary, cierpliwości w bólu i wierności Ojcu. Czego Ojciec pragnął? Nie tego, by Syn koniecznie umarł w mękach, ale tego, by kłaniał się tylko Ojcu, a nie złemu duchowi. I to właśnie zwycięstwo moralne zostało odniesione, bo Jezus pozostał do końca wierny Ojcu. Nie zgrzeszył nawet w ekstremalnej sytuacji. To stanowi wielką chwałę Boga i Jezusa. Straszony cierpieniem, zbolały, w chwili słabości ciała i duszy, stojący oko w oko z księciem ciemności nie ustępuje, nie idzie na kompromis, nie popełnia grzechu, zachowuje wierność Bogu. Szatan w swej zuchwałości liczył, że wcielony w człowieka Bóg zgrzeszy, jak inni ludzie, ale się przeliczył. Nie docenił mocy Boga i Jego miłości. Jezus pod pręgierzem grzechu świata pozostał Synem zjednoczonym z Ojcem.

W ten sposób sam stał się w grzesznym świecie jedyną łącznością z Ojcem. Tej drogi do Ojca, jaką jest Jezus, szatan już nie pokona, ani nie zamknie. Nas ludzi może zwodzić, byśmy nie weszli na tę drogę, ale droga ta, pełna miłości i miłosierdzia, pozostanie już na zawsze dla grzeszników otwarta, póki istnieje świat i w każdej chwili będziemy mogli nawrócić się, zyskać przebaczenie i pójść tą drogą do pełni szczęścia. Czy rozumiemy, jaki to kosmicznie wielki dar? Dlaczego nie wierzymy i nie cenimy go bardziej niż złudzeń doczesności?

Jezus stał się mojżeszowym wężem, zawieszonym na wysokim palu. Kto zwróci się do węża, staje się zdrowy, ma przywrócony stan łaski i wskazaną drogę do zbawienia. Związek z Jezusem daje nam, więc, wszystko. Przedtem nie mieliśmy nic, bo tylko trochę złudzeń, a potem ciemność. Teraz mamy wszystko: warto żyć docześnie choćby krótko, bo jest to tylko wstęp, a cała istota życia to poznanie Kogoś najpiękniejszego, niezwykłego, wspaniałego i zyskanie w Nim osobistego spełnienia.

Jezus wzywa nas do pójścia za Nim, naśladowania Go i zapowiada, że tam, gdzie On będzie, będziemy i my. Ale bynajmniej nie znaczy to, że On skazuje nas na podobne do swojego cierpienie. Jezus największe cierpienie, jakim jest umieranie w ciemności, ze złym duchem wyciągającym zębiska, by pożreć umierające dziecko Boże, wziął na Siebie. Odtąd to On, a nie szatan towarzyszy nam w chwilach trudnych, w momencie nieuniknionej śmierci. Jezus prowadzi nas tymi samymi etapami, którymi szedł On, ale na tych etapach odciąża nas od tego, co za trudne. Doświadczamy niewielkich cierpień obecnego czasu, jako ocalenie przed marnością tego życia i preludium do wielkiego szczęścia.

Ktoś spyta, dlaczego teraz cierpienie, a szczęście dopiero kiedyś, w niepewnej przyszłości. Otóż nie. To też jest kłamstwo złego. Szczęście wieczne, owoc śmierci i zmartwychwstania Jezusa zaczyna się dla nas już teraz. Już je mamy w sercu razem z Chrystusem. On zdjął z nas największy ciężar, a pozostawił tylko tyle, ile potrzeba, by samemu też móc się poświęcić, ofiarowywać i osobiście pokonywać złego ducha. Bez tej naszej osobistej walki w zakresie nam dostępnym, nie odmienilibyśmy się od wewnątrz. Obok Krzyża Jezusa człowiek potrzebuje też małego krzyża swojego.

Jednak istotą sprawy jest, byśmy się skupili nie na krzyżu, nawet na Krzyżu Jezusa, ale na owocach, którym ten Krzyż służy. Dlatego, gdy przeżyjemy Wielki Piątek spróbujmy jakby „zapomnieć” o nim, on nie jest celem, jest drogą do celu, jakim są owoce. A owocami tymi jest Zmartwychwstanie Jezusa, a dla nas (na razie) nasze zmartwychwstanie wewnętrzne – życie łaski, poznanie osobiste Boga, zżycie się z Nim, przylgniecie do Jego miłości i karmienie się Jego szczęściem. Skupmy się nie piątkowym bólu, który jest etapem, ale na niedzielnym blasku, który jest rozkoszą posiadania ze sobą najpiękniejszego Boga. 

Diakon Jan, marzec 2017