Wielu
w dzisiejszym świecie nie wierzy w zmartwychwstanie i życie czekające
człowieka po śmierci. Nie mieści się im w głowie to, co jest z drugiej
strony najgłębszym pragnieniem ludzkiego serca. Przecież, w powszechnym
doświadczeniu egzystencjalnym, tym, co postrzegamy jako najbardziej
niesprawiedliwe, są utrata młodości, spadające na nas cierpienia i na
koniec śmierć. One to uderzają najboleśniej, depczą ludzką godność.
Nienawidzimy ich i w głębi serca pragniemy czegoś innego - szczęścia.
Jednak szczęściem, którego pragniemy nie jest nieskończony czas, nie
jest niekończący się byt, w nieskończoność przedłużane istnienie. Jest
przeżywanie czegoś teraz. Doświadczanie nieprzemijającej życiowej
satysfakcji, potężnego zakochania, tkwienia w czymś, co toczy się tu i
teraz, i jest trwałe, co jest mocne i nie przestaje nas do głębi
angażować. Pragniemy dynamicznej wieczności.
Tymczasem
nasze życie stale zadaje gwałt takim tęsknotom. Możliwości nasze
przemijają i stopniowo kończą się. Wyschły nasze kości, minęła nadzieja,
już po nas - biadali współcześni prorokowi Ezechielowi Żydzi. Zło nas
przygnębia, ale nie wierzymy, że może być inaczej. Czego człowiek na
dnie serca pragnie najgłębiej, tego nawet nie potrafi się spodziewać.
Pogrąża się w czymś zimnym, co nazywa realizmem, a nie jest to nic
innego jak rozpaczliwy pesymizm. Spragnieni proroków tego świata, ludzi,
którzy wniosą w nasze życie choć trochę ożywczego tchnienia, z radością
przyjmujemy każdego, kto wieści dostatniejszy byt, zdrowsze i dłuższe
życie, lepsze prawo i szansę na pokój. Jednak jeśli, ktoś ogłasza
pokonanie zła i życie wieczne, jest to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
Nie możemy w to uwierzyć. Przyszedłem w imieniu Ojca mojego, a nie
przyjęliście mnie, gdyby kto inny jednak przybył we własnym imieniu, to
byście go przyjęli - mówi Chrystus i słowa te trafiają w sedno. Są
prawdziwe do bólu. Ileż już razy różni reformatorzy ponosili w historii
długofalowe klęski, a z drugiej strony iluż świętych pokazało swoim
życiem, długofalową skuteczność Ewangelii, a jednak...
Chrystus
otworzył nam drogę. Dokonał tego swoją śmiercią i zmartwychwstaniem.
Zanim jednak one się dokonały dał znak, jeden znak wyjątkowo
spektakularny - dokonał wskrzeszenia Łazarza (J 11,1-45). To wydarzenie,
skomentowane w rozmowie z Martą, stało się kwintesencją całego
Chrystusowego posłannictwa. Jestem Mesjaszem posłanym przez Boga! Jego
Synem! Ale co to znaczy? Na czym polega misja Mesjasza? Wyjaśnia ją
niemal każdy krok, który uczynił Chrystus tamtego dnia. Najpierw Maria i
Marta posłały po Jezusa w nadziei, że przybędzie na wieść o chorobie
Łazarza, swego przyjaciela. A jednak Chrystus nie wysłuchał prośby.
Zapowiedział uczniom, że choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku
chwale Bożej i czekał. Tymczasem wszyscy, tak rodzina Łazarza jak i
uczniowie, a nawet Żydzi z tłumu, skłonni byli wierzyć, że Jezus władny
jest uzdrowić chorego, jednak więcej nie bardzo mieściło im się w
głowie. I Jezusowi będzie chodziło właśnie o to „więcej”. Dokona znaku
na miarę wielkich zamysłów Bożych, znaku który będzie miał pokazać,
jakimi drogami działa w człowieku Bóg. A więc przede wszystkim Bóg nie
uzdrowi z choroby, ale jakby poczeka. Dopuści śmierć, aby potem dopiero
interweniować. Z drugiej strony jednak Bóg w Osobie swojego Syna nie
będzie akceptował śmierci. Pokaże, że nie cieszy się nią, przeciwnie,
będzie nad nią bolał i płakał z powodu śmieci człowieka.
Każdy
człowiek jest Synowi Bożemu bliski jak Łazarz i Syn płacze na każdym
naszym pogrzebie. A jednak przychodzi ze swoją główną zbawiającą
interwencją dopiero po naszej śmierci. Dopuszcza naszą śmierć. Dlaczego?
Pokazuje to Jezus w wydarzeniu wskrzeszenia Łazarza. Gdyby Jezus
przyszedł, gdy Łazarz jeszcze żył i uzdrowił go, wtedy Łazarz
kontynuowałby swoje ziemskie życie. Tymczasem Jezus przychodzi, gdy
Łazarz już jest w grobie, wkracza po czterech dniach, gdy w ciepłym
klimacie ciało już się rozkłada. W ten sposób, wskrzeszając, Jezus
pokazuje, że daje człowiekowi nowe życie, a nie kontynuuje stare.
Oczywiście jest to tylko wskrzeszenie, nie jest to jeszcze
zmartwychwstanie, takie jak u Jezusa, ale wskrzeszenie to zostaje tak
zaaranżowane, by stało się znakiem tego, co Bóg zamierza wobec
człowieka, co jest zadaniem Mesjasza przysłanego na ziemię od Boga.
O
swoich Mesjańskich zadaniach rozmawiał Jezus najpierw z Martą i Marią,
jeszcze zanim dokonało się wskrzeszenie ich brata. W ten sposób słowa
Jego stały się komentarzem do znaku, który miał się za chwilę dokonać.
Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł (w.21) - mówi z wyrzutem
Marta. Brat twój zmartwychwstanie (w.23) - odpowiada Jezus, odwołując
się do tego, w co wierzyła już część Żydów, będąca pod wpływem
faryzeuszy. I Marta wierzy w powszechne zmartwychwstanie u kresu czasów.
Ale Jezus obwieszcza rzecz nową. Po to tu przybył, właśnie jakby za
późno, aby to ogłosić. Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie
wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie,
nie umrze na wieki (w. 25-26). Ogłasza to jako Mesjasz i Marta
prawidłowo to rozumie: Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz,
Syn Boży, który miał przyjść na świat (w. 27).
Jezus
przyszedł jako Mesjasz, a Żydzi spodziewali się po Mesjaszu ocalenia
bytu narodowego, pokonania Rzymian i przywrócenia Królestwa w
Jerozolimie. Nikt nie rozumiał, jakim Mesjaszem naprawdę będzie Boży
wysłaniec, tak że Jezus musiał stale unikać nieporozumień. I oto
nadchodzi dzień, kiedy można wreszcie pokazać w sposób zrozumiały, jakim
Mesjaszem jest Syn Boży. Jest Mesjaszem, który przyszedł na świat, by
dać ludziom zmartwychwstanie i życie wieczne. Przede wszystkim to, a
wszystko inne niejako dodatkowo, aby pomóc im przyjąć ten główny dar.
Taki
jest cel działania zbawczego Boga, dla którego poświęca się On w
ludzkim ciele, by stanąć przeciw złu i śmierci. Nie jest celem Boga
przywracanie królestwa Bożego na ziemi w jakiejkolwiek postaci,
przedłużanie ludzkiego bytowania w tym chorym od grzechu świecie, celem
Boga jest dopuszczenie do śmierci i zaraz potem danie nowego życia.
Przeprowadzenie nas przez bramę śmierci do nowego życia. Wskrzeszenie
Łazarza jest tego wyraźnym i czytelnym znakiem. Zapowiada
zmartwychwstanie ludzi, jakiego ma dokonać Bóg przez Chrystusa, a
następujące kilka dni później zmartwychwstanie Chrystusa jest już
pierwszym tego powszechnego zmartwychwstania aktem. Bóg już działa!
Życie wieczne jest już w zasięgu ręki człowieka. Jest darem Ojca. Jezus,
nim przywróci do życia, dziękuje za niego Ojcu, bo my nie potrafimy być
wdzięczni za ten największy dar, jaki dla nas przygotowano. A kiedy
zespoli się sercem z Ojcem Jezus zawoła do Łazarza i do nas, zawoła
głośno, bardzo głośno: Łazarzu, wyjdź na zewnątrz! (w. 43)
A wtedy wielu spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego (w. 45).
Warto dać się wstrząsnąć myślą, co za dar został nam dany.