środa, 24 maja 2017

CO MOŻEMY BOGU DAĆ?


Jezus przychodząc na świat, mówi: Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę - w zwoju księgi napisano o Mnie - abym spełniał wolę Twoją, Boże. (Hbr 10,5-7) 

Jeżeli potrzebujemy czegoś cennego, trzeba to kupić. Jeżeli mamy rzecz wartoś­ciową, możemy ją korzystnie sprzedać. Gdy zarabiamy, stać nas na to i owo, ale gdy nie mamy pieniędzy, nasze możliwo­ści są nikłe. Przyzwyczailiśmy się od dzieciństwa, że za dobra trzeba płacić i nic nie jest za darmo. Dlatego czasami czuje­my się niezręcznie, gdy ktoś daje nam cenny prezent. Wydaje się nam, że powin­niśmy się natychmiast zrewanżować. Bo tak wypada. Bo lepiej nie mieć zobowiązań. Bo, jeśli ktoś daje, jeśli ktoś nam pomaga, to pewnie na coś liczy. Takie myślenie ma­my we krwi. Taki handel wzajemnymi usługami zdarza się nam w różnych sprawach, nie tylko materialnych. Był on obecny od początku, można rzec, od wyj­ścia z raju, bo stanowi konsekwencję naszej kondycji w społeczeństwie zatomi­zo­wanym, gdzie wszyscy są sobie obcy i każdy jest gotów zaspokoić potrzeby drugiego o tyle o ile będzie miał w tym także swój interes. Stąd handel towarami jako sposób na prowadzenie równych rachunków między ludźmi. 

Nic dziwnego, że tak ukształtowani, prowadzimy interesy także z Bogiem. W naturalnych religiach pogańskich normalne było, że bogu trzeba coś dać, jakoś go sobie zjednać, by był nam przychylny. Meksykańscy Aztekowie do początku XVI wieku zabijali codziennie dla boga Słońca wiele istnień ludzkich, wycinając im serce. Składali te ofiary po to, by Słońce wzeszło następnego dnia. Bogom składano ofiary z płodów roli, z pokarmów, ze zwierząt, a żeby były to ofiary naprawdę cenne (bo boga nie można zbyć byle czym), zabijano czasem pierworodnych synów albo wrzu­cano niemowlęta do ognia (np. dla boga fenickiego Molocha). Czego nie można odmówić takim praktykom - na pewno wiary i traktowania boga poważnie. A jednak tamci ludzie popełniali wielki błąd. Nie tylko taki, że Bóg nie chce, żeby zabijać. Problem w tym, czy człowiek jest w stanie cokolwiek Bogu dać i czy Bóg czegoś od człowieka potrzebuje. A jeżeli tak, to czego. 

Między Bogiem a stworzeniem rzeczy mają się tak, jak między rodziną a niemo­wlęciem przychodzącym w niej na świat. Przychodzi ono nagie, nie mając niczego, nawet życia sobie nie zawdzięczając. Wszy­stko, co później będzie miało otrzymuje za darmo od swojej rodziny: ubranie, jedzenie, zabawki. Bóg stworzył świat, bo tego chciał. Nadał mu sam z Siebie mądry ład i piękno. Gdy człowiek czyni zło i niszczy ten Jego świat, Bóg sam zwalcza w nim grzech, dąży do jego oczyszczenia. Posyła Syna, poświę­ca Go, przebacza człowiekowi. Wszystko to czyni bez najmniejszej naszej zasługi, bez naszej prośby, bez naszego starania. Co więcej On - szczęśliwy w łonie Trójcy Świętej, niczego nie potrzebuje. Mimo tego chce zajmować się nami, choć wie, że niczego nie będziemy mogli Mu dać. Żadne nasze dobro od nas do Niego się nie przedostanie, tak kompletnie jesteśmy na różnych poziomach. 

Czasem myślimy, że nasza pobożność jest dla Boga, dla Niego czynimy dobre czyny, wypełniamy przykazania, dla Niego chodzimy do kościoła, poświęcamy wysiłek, by nie popełniać grzechu. Nic bardziej mylnego. Przykazania Boże to wskazówki dla nas, jak postępować, by nie szkodzić sobie, nie niszczyć swojego życia. Jeśli nie zabijam, robię to dla ludzi, bo co by było, gdyby wszyscy zaczęli zabijać. Jeśli nie kłamię, to także czynię to, co jest mnie i innym potrzebne jak powietrze. Bo jak wygląda społeczeństwo zdezorientowane, karmione dezinformacją, możemy zauwa­żyć także dziś w wielu częściach świata. Jeśli uczestniczę we Mszy św., to czynię to dla siebie, bo Eucharystia jest źródłem pokarmu duchowego potrzebnego nam w drodze przez to życie. Naprawdę w naszej pobożności nie ma niczego naszego, co moglibyśmy zrobić dla Boga, jest dokład­nie odwrotnie, stale czerpiemy od Niego. Co gorsza to, co czerpiemy, często traktujemy potem jako swoje (moja wiedza, moje umiejętności, owoce mojej pracy). 

Czy jednak Bóg naprawdę niczego od nas nie potrzebuje? Owszem jest coś, co musimy Mu oddać do dyspozycji, by Jego starania przyniosły owoce. Starania Boże dotyczą prowadzenia stworzenia do domu Ojca. Bóg chce nas zbawić. W tym celu przebacza nam i oczyszcza nas jak dzieci, które umorusane od stóp do głów wracają z podwórka. W tym stanie nie nadają się do domu, mama musi je umyć od stóp do głów. To czyni właśnie Bóg. Usuwa z naszych serc i ze świata zło, a do tego potrzebuje jednego - naszej współpracy. Zaś współpraca ta polega na naszym włą­czaniu się w to, nad czym pracuje Bóg. To włączenie się nazywa się pełnieniem przez nas woli Bożej. Bóg ma wolę obmycia nas i doprowadzenia do szczęścia ze Sobą, ale nie może tego zrobić bez naszego współdziałania. Wola Boża nie jest apody­k­tycznym nakazem, co mamy czynić. Wola Boża nie ogranicza nas. Ona jest szeroką rzeką, która płynie z gór - krainy niewoli, do morza - domu Bożego. I tą rzeką płyniemy samodzielnie, własną łódką, mając swoje wiosła. Drogę możemy obrać różną: bliżej lewego brzegu albo prawego, opłynąć wyspę z tej lub tamtej strony, możemy nawet zacząć wiosłować pod prąd. Jednak najpewniej dopłyniemy z gór do morza wiosłując tak, jak biegnie nurt woli Bożej. Ona pozostawia nam najwięcej wolności. 

Wszystko, co Bóg robi na naszych oczach, czyni to więc dla nas, całkowicie bez naszych zasługi. I daje nam to za darmo. Nikt w świecie nie jest tak bezinteresowny, jak Bóg. Bogu zależy na naszej współpracy, bo bez niej nie da się nas zbawić. I to jest pierwsze, na czym Bogu zależy, pierwsze, co możemy Bogu dać - nasze z Nim współdziałanie w realizacji zbawienia siebie i innych.

Ta wola Boża, by nas uszczęśliwić jest darmowa, bo wynika całkowicie tylko z jednego - z Bożego umiłowania nas. Z tej miłości darowuje On stale nam wszystkie nasze długi. Nikt tak nie postępuje jak On. Świat w swoim wyrachowaniu jest ciasny i bezduszny. Nikt o zdrowych zmysłach nie powinien rezygnować ze skarbów, które Ktoś daje za darmo. My jednak jesteśmy tak zdezinformowani i zagubieni, że rezygnu­jemy ze współpracy z Bogiem, a chętnie ciężkie pieniądze ładujemy w iluzoryczne dobra tego świata. Straszna jest to ślepota. Bóg przecież chce tylko byśmy współpraco­wali, nic więcej. 

A kiedy będziemy współpracować, poznamy Go i może... pokochamy. Niczego innego tak naprawdę nam nie trzeba. 

Na czym więc Bogu zależy? Na tym żebyśmy z Nim pełnili Jego wolę i w ten sposób zbliżali się do Niego stopniowo i narastała w nas miłość do Niego. 

Co zatem możemy Bogu dać, tylko nasze zaangażowanie w Jego wolę.

I nasze zakochane w Nim serce.
Diakon Jan, grudzień 2012