Zmartwychwstanie to nowe, ostateczne wcielenie Jezusa. Zmartwychwstały Jezus – Syn Boży w Ciele Chwalebnym przebywa do końca czasów i na wieczność z Ojcem. Jednocześnie, tak samo do końca czasów i na wieczność, przebywa z nami, najgłębiej z nami, tak z nami, jak jeszcze nie był nigdy dotąd. Jednak póki trwa doczesność owe „z nami” jest jeszcze naznaczone skutkami grzechu, niewyraźne, jak rozmazane zwierciadło, lecz zarazem autentyczne już teraz, a nie dopiero kiedyś. Na czym owe „z nami” polega? Na tym, że Jezus jest wcielony w nas, zjednoczony z ludźmi. Jego Ciało po zmartwychwstaniu stało się Kościołem, a każdy człowiek w jakimś stopniu Jego cząstką, Jego członkiem, jak mówi św. Paweł. Zmartwychwstały wciela się, więc, jakby w mozaikę złożoną ze swoich uczniów, żywych kamieni tej mozaiki. Dlatego, kiedy szukamy Zmartwychwstałego, trzeba Go szukać najpierw w sobie i ludziach, a potem dopiero ponad ziemią, u Ojca. Dlaczego? Ponieważ to, że On jest u Ojca, stanowi prawdę, która ma dla nas znaczenie niejako strategiczne, dopiero na przyszłość. Zaś to, że jest On z nami i w nas jest ważne tu i teraz. Zawiązana tu i teraz, dzięki wcieleniu Jezusa bliskość ma się przemienić w zażyłość z Nim, a ta zażyłość zadecyduje o wszystkim: o tym, czy wykorzystamy wielką szansę przygarnięcia przez Ojca. Dlatego najważniejsze jest skupić się całym sercem na rozpoznaniu i spotkaniu Zmartwychwstałego w swoim życiu. A mamy na to wiele sposobów.
Teksty Ewangelii mówiące o zjawieniach Zmartwychwstałego pokazują właśnie owe różne sposoby spotkania z Nim. Nie jesteśmy pod tym względem upośledzeni względem Apostołów. Oni spotykali Zmartwychwstałego trochę podobnie jak my teraz możemy to robić w Kościele. Generalnie są na to dwa sposoby: przez wiarę Kościoła i przez osobiste spotkania. Oba sposoby dotyczyły ludzi współczesnych Jezusowi, ale przechodzą też na ludzi późniejszych czasów.
Rozpoznanie Jezusa przez wiarę Kościoła. Chodzi tu nie tylko o wiarę, ale i o słabość wiary. Nuta załamania pobrzmiewała w słowach uczniów z Emaus, którzy mówili: Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli. (Łk 24, 24) Jakiż w tych słowach słychać zawód, że żyjącego Jezusa, mimo szukania, niektórym nie udaje się odnaleźć. Nie udaje im się spotkać Go i są zawiedzeni. Czy mają drogę zamkniętą, czy nigdy Go nie spotkają? Otóż nie! Pierwszym darem spotkania Jezusa jest dar wiary Kościoła. Łukasz notuje to, co uczniowie z Emaus stwierdzili jako pierwsze i najważniejsze: W tej samej godzinie zabrali się i wrócili do Jeruzalem. Tam zastali zebranych Jedenastu, a z nimi innych, którzy im oznajmili: Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi. (Łk 24,33-34) Mamy do dyspozycji zebrany razem Kościół, którego autorytet stoi ponad najmocniejszymi nawet przeżyciami osobistymi, a autorytet ten potwierdza, że Pan rzeczywiście zmartwychwstał, a potwierdzeniem tego jest osobiste doświadczenie Szymona-Piotra. Wiara Szymona jest wzorem dla wszystkich. Tak było przez wieki. Kościół zawsze podkreślał swój autorytet w sprawach wiary oparty na Ewangelii i jedni ludzie go uznawali, a inni nie. Dziś niechęć do przyjmowania autorytetów jest mocniejsza niż dawniej, dlatego ludzie tak bardzo chcą mieć prawo do osobistych potwierdzeń i trzeba przyznać, że Bóg nie odmawia im tego prawa.
Bóg oparł Pismo Święte właśnie na osobistych doświadczeniach pisarzy natchnionych i proroków. Ewangelia notuje osobiste spotkania Apostołów i uczniów ze Zmartwychwstałym i one właśnie stały się podstawą wiary, byśmy i my mogli uczyć się wiary popartej osobistym doświadczeniem. Te doświadczenia nie były zastrzeżone tylko dla Apostołów. One mogą, a nawet powinny przytrafiać się nam. Kiedyś Kościół nie mówił tyle, co dziś, o osobistym doświadczeniu duchowym jako uprawnionej drodze wiary. Jednak pamiętajmy, że Kościół się rozwija. Kościół posoborowy bardziej podkreśla to, co było zawsze, zwłaszcza u świętych, że doświadczenie duchowe ludzi dobrej woli jest prawdziwym polem działania Ducha Świętego i może być pomocą w wierze dla każdego człowieka osobiście i dla ludzi sobie wzajemnie. Co prawda, na skutek naszej grzeszności, doświadczenia duchowe bywają omylne i konieczne jest ich rozeznawanie, jednak, gdy postępujemy drogami poszukiwania świętości, nasze doświadczenia stają się coraz autentyczniejsze i mogą być większą pomocą w wierze. Trzeba, jednak, pamiętać, że wiara w Zmartwychwstałego najpierw opiera się na autorytecie Kościoła, potem na kierowaniu się rozumem, sumieniem i dobrą wolą, a dopiero na trzecim miejscu na własnym przeżywaniu spotkań z Jezusem. Są one ważne, bo dzięki nim wiara nasza staje się żywa i silniej przemienia nasze życie. Zobaczmy, więc, na czym polegają owe osobiste spotkania ze Zmartwychwstałym. Rozważmy, co przeżywali Apostołowie i uczniowie, i jak to zostało zapisane w Ewangelii.
Bóg oparł Pismo Święte właśnie na osobistych doświadczeniach pisarzy natchnionych i proroków. Ewangelia notuje osobiste spotkania Apostołów i uczniów ze Zmartwychwstałym i one właśnie stały się podstawą wiary, byśmy i my mogli uczyć się wiary popartej osobistym doświadczeniem. Te doświadczenia nie były zastrzeżone tylko dla Apostołów. One mogą, a nawet powinny przytrafiać się nam. Kiedyś Kościół nie mówił tyle, co dziś, o osobistym doświadczeniu duchowym jako uprawnionej drodze wiary. Jednak pamiętajmy, że Kościół się rozwija. Kościół posoborowy bardziej podkreśla to, co było zawsze, zwłaszcza u świętych, że doświadczenie duchowe ludzi dobrej woli jest prawdziwym polem działania Ducha Świętego i może być pomocą w wierze dla każdego człowieka osobiście i dla ludzi sobie wzajemnie. Co prawda, na skutek naszej grzeszności, doświadczenia duchowe bywają omylne i konieczne jest ich rozeznawanie, jednak, gdy postępujemy drogami poszukiwania świętości, nasze doświadczenia stają się coraz autentyczniejsze i mogą być większą pomocą w wierze. Trzeba, jednak, pamiętać, że wiara w Zmartwychwstałego najpierw opiera się na autorytecie Kościoła, potem na kierowaniu się rozumem, sumieniem i dobrą wolą, a dopiero na trzecim miejscu na własnym przeżywaniu spotkań z Jezusem. Są one ważne, bo dzięki nim wiara nasza staje się żywa i silniej przemienia nasze życie. Zobaczmy, więc, na czym polegają owe osobiste spotkania ze Zmartwychwstałym. Rozważmy, co przeżywali Apostołowie i uczniowie, i jak to zostało zapisane w Ewangelii.
Osobiste spotkania Jezusa w Słowie. Klasycznym tekstem na ten temat jest tekst o przeżywaniu Słowa przez uczniów z Emaus. Najpierw nieznajomy Pielgrzym wzywa ich do wiary słowami: O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! (Łk 24,25), a następnie głosi im Słowo, które wyjaśnia wątpliwości: Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały? I zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. (Łk 24,26-27) Wtedy uczniowie, choć nie widzą w Pielgrzymie Jezusa (na razie), doświadczają poruszenia serca: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał? (Łk 24,32) To poruszenie serca jest niezwykle ważne. Jest to odczucie wielkiego pokoju, jaki daje zrozumienie Słowa, odkrycie jego piękna i logiczności. Jeszcze większy pokój daje odkrycie, że to Słowo wypowiada do nas osobiście Jezus, mimo, że wychodzi ono z ust nieznanego nauczyciela czy kaznodziei w Kościele. Kiedy Jezus otwiera nasze serca, wtedy napełnia je pokój osobistego spotkania z Nim w Słowie. Każde czytanie Słowa jest prawdziwym spotkaniem z Jezusem, który stoi przy nas i mówi do nas. Jeśli to Słowo daje nam pokój, jest to widomy znak spotkania Jezusa.
Osobiste spotkanie Jezusa przez pokój serca na modlitwie. Uczniowie z Emaus doświadczyli pokoju nie tylko, gdy słuchali Słowa od Pielgrzyma, ale także, gdy Pielgrzym rozmawiał z nimi. (Łk 24,32). Rozmowa z niewidocznym, ale obecnym Jezusem, jest to modlitwa. Podczas modlitwy też doświadczamy nieraz pałania serca i pokoju. Jest to uczucie lekkości, radości, ulgi, nasze troski odchodzą na dalszy plan. Pamiętajmy, że radość i pokój u ludzi dobrej woli zawsze pochodzą od Boga, a lęki, napięcia, miłe początki złego końca zawsze są dziełem złego ducha - kłamcy i oszusta. Jezus jest cichy i pokornego serca, łagodny i pełen pokoju, bo sam jest Pokojem. Dlatego obcowanie z Nim daje nam z niczym nieporównywalne uspokojenie, wzmocnienie i prowadzenie. Nikt z ludzi nie daje innym takiego spełnienia i satysfakcji, nikt tak nie przebacza i nie zapomina naszych grzechów jak Jezus. Z nikim bliskość nie jest jarzmem tak słodkim, jak z Nim spotkanie i rozmowa. Takiego Jezusa doświadczają święci.
Osobiste spotkanie Jezusa przy łamaniu chleba. Łamanie chleba oznacza Eucharystię. Pierwsze Msze święte sprawowano jak Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy. Błogosławiono duży placek przaśnego chleba, rwano go i podawano uczestnikom. Łamanie chleba jest wyrazistym znakiem męki i śmierci Jezusa. Jezus umiera, aby nas nakarmić. Spożyty przez nas staje się umarły, ale w nas powstaje do nowego życia i łączy nas znowu w jedno. Kiedy Pielgrzym łamie w Emaus chleb, uczniowie rozpoznają żyjącego Jezusa. Świadczy to o tym, że w Eucharystii pojawia się, staje się obecny i jest żywy sam Jezus. Eucharystia nie jest symbolem męki, pamiątką – wspomnieniem, ale jest prawdziwym spotkaniem z żywym Jezusem. Jeśli jest to spotkanie Jezusa, to dlaczego On zaraz znika? Znika, dlatego że pojawia się w chwili łamania chleba, by po spożyciu chleba zaraz wcielić się w przyjmujący Eucharystię Kościół. Dlatego nie jest widoczny poza uczniami, tylko zanurza się w uczniach - uczestnikach Eucharystii. Warto jeszcze zwrócić uwagę, że uczniowie spotkali Jezusa dzięki temu, że najpierw zależało im na spotkaniu z nieznajomym pielgrzymem. Otworzyli się na Jego Słowo i zafascynowani Nim wręcz przymusili Go, by został z nimi. Dzięki wielkiej chęci powstałej w kontakcie ze Słowem otrzymali jeszcze większy dar Jego obecności i spotkania z Nim w Eucharystii. Najwyraźniej Eucharystia jest jeszcze pełniejszym znakiem Jego obecności niż samo tylko Słowo.
Osobiste doświadczenie Umarłego i Żyjącego Jezusa. Jest to szczególne doświadczenie spotkania z Jezusem, doświadczenie, jakie mieli Apostołowie w Wieczerniku. (J 20,19-31) W centrum tego doświadczenia jest Jezus eksponujący swoje rany. Jezus mówi, że jest umarły i żyjący przede wszystkim w Apokalipsie. Widzimy, że jest On dumny ze Swoich ran, gdyż są one utrwalonym na wieki dowodem jego miłości i poświęcenia dla nas. Jezus tak nas kocha, że szczęściem jest dla Niego przeżywanie poświęcenia dla nas i szczęściem jest to, że dzięki temu poświęceniu będzie miał nas przy Sobie na wieczność. Dlatego, kiedy przychodzi do nas po zmartwychwstaniu pokazuje nam przede wszystkim swoje rany, jako dowód, że jesteśmy już zbawieni. Mówi: pokój wam, jesteście wolni, zobaczcie moje rany, umarłem, a teraz żyję dla was, a wy żyjecie ze Mną. Te rany Jezusa są, więc, dla nas, znakiem daru, jakim jest nasze życie wieczne. One są dane nam. Jezus tak się uniżył, że pozwolił nam się zabić z miłości do nas, a teraz żyje z nami i cieszy się tym. Rany w Jego Ciele są dla nas sakramentem, Eucharystią. Jego ciałem poranionym, ale już żywym możemy się cieszyć. Uczniowie widząc Go z ranami uradowali się. Ale nie było mowy o ich dotykaniu.
Dopiero Tomasz, w swojej niewierze, stwierdził, że w zmartwychwstanie nigdy nie uwierzy, chyba że stanie się coś, co uważa za zupełnie nieprawdopodobne: będzie mógł dotykać ran Jezusa. Tymczasem, ku zdumieniu Tomasza, Jezus przychodzi znowu i wręcz prosi go, by dotknął Jego ran. Niejako wzywa do tego wszystkich niedowiarków aż do skończenia świata. Dlatego warto zrozumieć, jaki jest sens owego dotykania Jezusa. Rany, zwłaszcza przebite serce, to znaki najintymniejszego przeżycia Jezusa. Gdybyśmy mieli jakieś ślady wielkich, traumatycznych przejść, blizny z wojny, pozwolilibyśmy ich dotknąć tylko najbliższym osobom, tak jak najbardziej osobisty pamiętnik pozwolimy czytać tylko komuś wyjątkowo zaufanemu. Otóż Jezus tak właśnie traktuje nas. Jako najbliższych, intymnie bliskich, którzy mają prawo dotykać Jego ciała. Jest to wstrząsające. W miarę jak postępuje nasza wiara i miłość do Jezusa, Jezus coraz bardziej otwiera się przed nami. Możemy kontemplować Jego Mękę, miłować Jego rany i przeżywać nawet kontakt cielesny z nimi. Jest to wyjątkowo osobiste, głębokie, Oblubieńcze spotkanie, jakie Jezus przygotował po Zmartwychwstaniu dla Kościoła, swojej oblubienicy i dla jego członków. Umiłowanie Jezusa umarłego i zmartwychwstałego, dotykanie Go w Eucharystii daje Kościołowi wyjątkowe, miłosne spotkanie z Nim.
Diakon Jan Ogrodzki, maj 2017