środa, 24 maja 2017

I TEN, KOMU SYN ZECHCE OBJAWIĆ







W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie. (Mt 11,25-30)


Jezus cieszy się i dzieli swoją radością, że przystęp do Boga, możliwość poznania Go i więź z Nim daje nie mądrość i roztropność, ale coś więcej. Mądrość stanowi pewien ludzki potencjał możliwości intelektualnych i umiejętności praktycznych, wiedzy oraz doświadczeń, które są bogactwem człowieka i jego siłą. Roztropność zaś to cnota racjonalnego postępo­wania, chodzenia sprawdzo­nymi drogami i jest przeciwieństwem wszelkiego szaleństwa i nieobliczalności. Dary te są ważną częścią wyposażenia człowieka, normalnymi środkami ludzkiego działania i narzędziami skutecznymi w każdej życiowej sytuacji. A człowiek, który je ma i przywiązuje do nich dużą wagę, dopatruje się w nich także sposobu na szukanie Boga i sensu życia: bardzo pracuje, by posiąść wiedzę, zgłębić zasady ludzkiego i Bożego działania oraz dążyć do własnego rozwoju. Ta mądrość i roztropność bywa mu pomocą, jak świętemu Augustynowi, ale także, co widać u dzieci dzisiejszej naukowo-technicznej cywilizacji, bywa poważną przeszkodą. 


Zacząć trzeba od tego, że mądrość i roztropność nie zapewnia człowiekowi dotarcia do Boga, ponieważ potrzeba, by sam Bóg się mu objawił, a mądrość i roztrop­ność nawet nie zagwarantuje, że to Objawienie – żywe Słowo Boże do człowieka dotrze, zapuści ko­rzenie i zacznie owocować. Bowiem, jak pokazuje Biblia, Objawie­nie polega nie na objawieniu wiedzy o Bogu, ale objawieniu się osobiście Boga, na kon­takcie wewnętrznym z Nim. W raju człowiek miał żyć karmiąc się z drzewa życia, które dał mu Bóg. W Betel Jakub wędrujący po obcej ziemi, jak mu się zdawało z dala swego Boga, odkrył że to Bóg stworzył realną więź, niby drabinę, między niebem a miejscem na ziemi, gdzie on, Jakub się zatrzymał. Wtedy zawołał zasko­czony: Prawdziwie Jahwe jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem. Prawdziwie On jest ze mną tu i teraz, a ja dopiero w wyniku wewnętrznego spotkania to poznałem. Dalej Mojżeszowi, chcącemu wiedzieć, kim jest Bóg spotkany na pustyni w płonącym krzewie, zostało wyjaśnione, że imieniem Boga w ludzkim języku nie może być nic innego, jak tylko doświadczenie, że On jest ze swoim ludem udręczonym niewolą. Istotą Boga jest zatem nie to, że mówi coś o sobie, ale to że mieszka z nami i daje się nam poznać we wspólnym Jego i naszym życiu. Jego mowa – Słowo Boże jest bowiem wcielone w nasze życie i żyje w nas. Konsekwencje tego sięgają mistyki. 


Bóg mówi o wzajemnym poznawaniu się. On zna każdego człowieka, a człowiek ma poznać Jego. To poznanie zaczyna się już teraz, w wyniku odkupienia i dalej trwa w wieczności. Jest to najpiękniejsze doświadczenie, jakie może spotkać człowieka. Wszyscy od najmniejszego do największego poznają Mnie - wyrocznia Pana, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał. (Jr 31,34) Kto poznaje Boga staje się Jego przyjacielem, synem, naśladowcą Jego krzyża, a nawet oblubienicą. A mądrość i roztropność nie może dać poznania Boga, może tylko pod to poznanie podpro­wadzić. Ale także może od niego oddalić, stwarzając złudze­nie poznania i przesła­niając jego wewnę­trz­ny akt, co, ośmielę się powiedzieć, jest zjawiskiem w życiu duchowym wcale nierzadkim. A poza tym poznanie Boga z powodzeniem może odbywać się całkowicie z pominięciem mądrości i roztropności świata, czego przykładami są święci: Faustyna, Teresa od Dzieciątka Jezus, Aniela Salawa. 


W czym tkwi problem człowieka mądrego i roztropnego? Otóż łatwo traci on coś najbardziej podstawowego: ludzkie odruchy miłosiernego samarytanina, nadrzędną potrzebę życia dla kogoś, zdolność widzenia małych na równi z wielkimi, obcowanie z człowiekiem, nie z jego wyposażeniem, z człowiekiem, takim jakim on jest. Tymczasem proste serce na tym właśnie buduje swoje więzi. Człowiek mądry i roztropny łatwo wpada w pozy tego, który ma i wie: intelektualisty, specjalisty, eksperta, biznesmena, czło­wie­ka zajętego, nie zajmują­cego się byle czym. Nie widzi, że cała jego mądrość jest jak odzienie w raju: stanowi przykrywkę i substytut bardziej bezpośredniej relacji. Nie umie i odruchowo wstydzi się stanąć w swej nagości istoty ubogiej, utrudzonej i obciążonej, stworzonej do prostej bliskości i bezpośredniej - cichej i pokornej relacji we wspól­nym życiu. Ale świat nie lubi takich ludzi, źle się w nim komponują i z tego powodu bardzo od świata cierpią. Ale to oni są zdrowi. 


A jaka może być ta prosta i bezpośrednia relacja z samym Bogiem? Otóż, aby do niej dojść, trzeba przebyć drogę, którą przebył sam Bóg w Objawieniu. Najpierw w Pięcioksiągu objawił się jak Władca i prawodawca, pan życia i śmierci poddanych, na wzór monarchów absolutnych Bliskiego Wschodu. Dzięki temu objawieniu człowiek może odkryć, że taki i jeszcze nieskoń­czenie większy jest jego Bóg, Pan świata. Ale gdy takim Boga odkryje, ma wykonać kolejny krok: sięgnąć do proroków i do Ewangelii, by odkryć Boga, który jest czułym Ojcem, troszczącym się o nas, jak o źrenicę oka; Barankiem, który dla naszego zbawienia idzie na rzeź i wreszcie Oblubieńcem, który wchodzi z nami w więź miłości aż do dna małżeńskiej intymności. Gdy więc człowiek wstąpi się na górę Synaj, a następnie zejdzie na dół, aż po ogołocenie do prostaczka i gdy zbiegną się w nim te dwa odległe bieguny: Bóg Król staje się Bogiem bliskim, można dopiero powiedzieć, że weszło się na drogę poznawania. W spotkaniu z Królem, który stał się skazańcem, by być przyjacielem mojej nędzy, nie ma miejsca na mądrość ani roztropność. Jest tylko możliwa dziecięca naiwność, szaleństwo zakochania, lękliwa gotowość cierpienia, niezręczność nie przystawania do świata i bezradność pustych rąk. 


Co jest źródłem i wzorem takiej prostej, dziecięcej relacji, od której wszystko bierze początek? Jest nią bliskość Syna dla Ojca, który zrodził Go i jest z Nim w intymnej relacji, która jest wzorem wszelkiego wszelakiego rodzicielstwa. Ojcowskie upodobanie w Synu umi­ło­wanym jest wyrazem najgłębszej znajomości Syna. Ta znajomość jest całkowicie poza czło­wiekiem, przekracza go, ponieważ tu nie sięga Objawienie. Dopiero druga część wyznania Chrystusa - Nikt nie zna Ojca, tylko Syn - otwiera się wobec nas. On czuje Ojca całym dziecięcym doświadczeniem bycia kocha­nym, oto­czo­nym opieką, doświadczeniem słuchania Go jak uczniowie, bycia karmionym Jego wolą, powołanym i ukształtowanym od wieczności i w czasie ziemskiego życia. Ale Ojca poznaje także ten, komu Syn zechce objawić, to znaczy stworzony człowiek. W tym zakresie jest nam pokazane, jak Syn, chcąc nam objawić Ojca, jednoczy się z nami. To zjednoczenie jest aktem wielkiego obda­rowa­nia nas przez Syna, który rozszerza poznanie Ojca, jakie ma sam, na nas i w ten sposób w niedostępną nam o naszych siłach orbitę poznania Syna przez Ojca wprowadza nas, byśmy byli poznawani przez Ojca razem z Synem. Dokonuje się to przez wprowadzenie intymnej więzi między Synem a nami. Ta więź jest częścią zbawczego działania i jest zjednoczeniem oblubieńczym: Oblubieniec bierze oblubienicę w ramiona i przynosi ją do Ojca. Dlatego nasze zbawienie ma charakter zaślubin i wielokrotnie w Biblii nazywane jest ucztą weselną. Ale nim Oblubieniec odnajdzie swoją oblubienicę, jak pasterz owieczkę, będzie musiał za cenę wielkiego cierpienia wydobyć ją z krainy śmierci z narażeniem własnego życia. 


Z tej więzi naszego zjednoczenia z Synem rodzi się przez Syna nasza więź z Ojcem. Jeżeli jesteśmy prostego, dziecięcego serca, trochę na podobieństwo Syna, Ojciec obejmuje nas tym samym upodobaniem, które ma w swoim Synu umiłowanym i następuje intymne poznanie przez Ojca także nas, przybranych dzieci: kochanych, karmionych i kształtowanych. A w nas następuje poznanie Ojca jako własnego i bliskiego.


Diakon Jan, 2013