W
Starym Testamencie ludzie składali Bogu całopalne ofiary ze zwierząt,
które miały znaczenie symboliczne i niejako zastępcze. Ofiary te
wyrażały prawdę, że człowiek, który popadł w grzechy i jest oddalony od
Boga nie ma szans żyć, ani mieć dostępu do Niego. Powinien umrzeć.
Jednak, Bóg nie pozwala na śmierć człowieka ani na ofiary z ludzi (por.
Abraham z synem Izaakiem w krainie Moria), wyznacza natomiast ofiarę
zastępczą. W zastępstwie człowieka umierają zwierzęta, przede wszystkim
baranki. Człowiek daje Bogu swoje zwierzęta jako cenę za swoje życie.
Tak było na początku. Prędko jednak prorocy zaczynają głosić, że tak
naprawdę Bogu nie jest potrzebna krwawa ofiara, ma ona natomiast
uzmysłowić człowiekowi, że Bóg oczekuje czegoś od niego samego, czegoś
dużo bardziej wymagającego, płynącego z serca – miłości i poznania Boga.
Tego Bóg oczekuje od nas, a my nie jesteśmy w stanie Mu tego dać, bo
ciągle powracamy do grzechu. Miłość i bliskość z Bogiem nam się nie
udaje. Dlatego nie jesteśmy w stanie odmienić naszego losu. Składając
swoje ofiary i podejmując duchowy wysiłek, mamy oczekiwać na coś, co ma
dopiero nadejść. Ofiara z baranków to coś dopiero swoją symboliką
zapowiada. Tak było w Starym Testamencie. A co mamy w Nowym?
W
Nowym Testamencie św. Paweł pisze: dajcie swoje serca na ofiarę żywą,
świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej (Rz
12,1-2). Czy rozumiemy, co pisze Paweł? Świętą, Bogu przyjemną ofiarą
mogą być nasze serca. Rozumnym, a więc rozsądnym sposobem służenia Bogu
mogą być nasze duchowe ofiary. W Starym Testamencie były one
niewystarczające, a teraz są znakomitym darem ofiarnym, jaki możemy
złożyć Bogu. Co się stało? Co się zmieniło, że chrześcijanie mogą już
składać wewnętrznie siebie i jest to miłe Bogu i owocne?
Przeczuwamy,
co się zmieniło. Wiemy, że przyszedł Chrystus i to On tak radykalnie
odmienił nasze położenie. Św. Jan notuje w Ewangelii Jego słowa: W owym
dniu będziecie prosić w Imię moje , i nie mówię, że Ja będę musiał
prosić Ojca za wami. Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wyście mnie
umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga (J 16,26-27). Chrystus mówi,
że sami możemy prosić Ojca i będzie to skuteczne, ponieważ jesteśmy
teraz w nowym położeniu, zupełnie nie takim, bezradnym, jak w Starym
Testamencie. Na czym to polega? Na czym polega nowość naszej sytuacji
wobec Boga?
Nowość
polega na tym, że Bóg tak umiłował świat, że dał nam Swego Syna (J
3,16). To, co zrobił Bóg dla nas ma właśnie przełomowe znaczenie – Bóg
autentycznie dał, podarował nam Swego Syna, aby Ten był przy nas. Jak
Chrystus jest przy nas? Najpierw tak, że Bóg stworzył świat na obraz
Syna, według podobieństwa do Niego i Syn jest w naszym świecie już na
podstawie aktu stworzenia, niezależnie od tego, czy przyjmiemy dalsze
etapy Jego zbliżania się do nas. A kolejnym etapem dawania Syna nam
przez Ojca jest przyjście Jezusa w ludzkim ciele. W tym ciele wziął On
na Siebie nasz grzech i oddał zamiast nas życie pod tym ciężarem. W
ciele też wrócił do życia, mając nową, zmartwychwstałą ludzką duszę i
nowe, chwalebne ludzkie ciało. Znowu ma je nie tylko dla Siebie, ale i
jako dar Ojca dla nas. I to jest największy dar, który dał nam Bóg – dar
Zmartwychwstałego żyjącego w nas i zjednoczonego z nami od dnia chrztu,
także dar Chrystusa żyjącego w całym Kościele i w Jego Sakramentach,
zwłaszcza Eucharystii. Zatem i Kościół jako całość, i my jako jego
członkowie, mamy Chrystusa, On jest w bezpośredniej bliskości z nami i z
tej bliskości kocha nas, i służy nam do zbawienia. Jest największym
skarbem, jaki posiadamy. Mamy Go wszyscy, a w największym stopniu
chrześcijanie. Posiadanie tego skarbu decyduje o naszej ludzkiej
wartości, bo to, co mamy, z czym jesteśmy zjednoczeni nie jest ludzkie,
ale boskie. Mamy Chrystusa w naszym życiu i, zrozumiejmy to dobrze, do
naszej dyspozycji.
On
naprawdę jest do naszej dyspozycji i służy nam. Pozostawił Siebie w
Kościele i możemy Nim dysponować: udzielać sobie i innym w Słowie i
Sakramentach, karmić Nim siebie i innych. Ale nie tylko to, posługujemy
się Nim także w relacjach z Ojcem. Zwracając się do Ojca korzystamy z
Chrystusa, bo mamy Go w sobie i On dociera do Ojca. On, jedno z Ojcem
jest w nas, do naszej dyspozycji i dzięki temu mamy otwartą drogę do
Ojca. Wiążemy i rozwiązujemy, a Bóg w niebie wiąże i rozwiązuje tak samo
jak my, bo mamy Jego Syna. Dotyczy to nie tylko władzy, jaką ma
Kościół, ale także władz duchowych jakie mamy my. Prosimy Boga o coś i
wtedy Syn prosi o to Ojca w nas. Moja prośba staje się Jego prośbą.
Głosimy Słowo Boże i tym samym głosi je Syn w nas, co nadaje naszemu
głoszeniu moc. Czynimy dobre czyny i tym samym Syn czyni to przed Ojcem,
co nadaje naszemu działaniu nadprzyrodzoną i trwałą wartość, nawet
jeśli po ludzku jest ono małym, ziemskim dziełem.
Tak
jest ze wszystkim w naszym życiu, a wynika to z jednego, podstawowego
daru Ojca: ofiara, którą złożył za nasze życie Chrystus, a Ojciec
przyjął ją z miłością i odwzajemnił nie pozostała tylko ofiarą
Chrystusa. Chrystus i Ojciec dali ją Kościołowi, nam wszystkim do
dyspozycji, byśmy korzystali z niej, składali ją Ojcu od siebie jako
ofiarę Bogu przyjemną. Dzięki posiadaniu Chrystusa i Jego ofiary mamy
coś, co możemy zanosić Ojcu i składać od siebie, a będzie to dar bliski
Ojcu i miły. Czy rozumiemy, jaką mamy władzę? Naprawdę Bóg tak nas
umiłował, że dał nam ofiarę Syna, byśmy za jej pomocą odwoływali się do
Niego i otrzymywali, co potrzebujemy, bo Ojciec Synowi niczego nie
odmawia.
Tym
właśnie jest Msza św. którą mamy, niejako, w naszych rękach. I ma ją
nie tylko kapłan, który ją odprawia, ale także uczestnik, który się w
nią włącza i jako kapłan powszechny składa za siebie i innych, tak jak
sam chce. Może naprawdę w niej „dysponować” Chrystusem, jako (proszę się
nie gorszyć) kartą przetargową: składam na Chrystusa moje ofiary i
zanoszę Chrystusa do Ciebie Ojcze. On jest moją ofiara, którą wymieniam z
Ojcem – oddaję Mu ją, a On daje mi moje życie i moje zbawienie.
Chrystus pozostawił więc nam na tym świecie Siebie jako otwarty ołtarz,
na którym możemy kłaść wszystko, co potrzebujemy, pewni, że trafi to do
Ojca, bo Chrystus jest z Ojcem, a Ojciec, któremu miła jest ofiara
Chrystusa, odwzajemnia nam ją także przez Chrystusa. To odwzajemnienie
otrzymujemy w Komunii św. Tym jest Msza św., Jego boską, ale i w całej
pełni naszą - ludzką ofiarą.
Tę
ofiarę możemy składać każdorazowo, gdy uczestniczymy we Mszy św., ale
nie tylko wtedy. Została ona zawarta w pewnej modlitwie, którą
otrzymaliśmy od Boga przez Anioła, dzięki wstawiennictwu Matki Bożej
objawiającej się w Fatimie. Anioł jak kapłan przyniósł Chrystusa w
Eucharystii i oddał Go Ojcu w słowach: Ojcze Przedwieczny ofiaruję Ci
Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Najświętszego Syna Twojego, Pana naszego
Jezusa Chrystusa [składane na ołtarzach całego świata] na przebłaganie
za grzechy nasze i świata całego. Dla Jego bolesnej Męki miej
miłosierdzie dla nas i świata całego. Tą modlitwą jest Koronka do
Miłosierdzia Bożego. Jest ona potężna mocą właśnie ofiary Chrystusa,
którą w niej składamy Ojcu w błaganiu o miłość i ratunek. Jest to nasza
ofiara, ale składana nie z naszych, ludzkich zasobów, a z Chrystusa,
który żyje w nas i chce się z nami Ojcu ofiarowywać, a zarazem jest tą
Osobą Ojcu najmilszą i najbliższą.
Chrystus
jest tak naprawdę jedynym darem, jaki możemy złożyć Bogu jako wyraz
rozumniej służby, a będzie on darem nie tylko Chrystusa, ale obejmie
także nas, ciała, dusze i sprawy, które staną się święte i godne Ojca
dopiero przez zespolenie z Synem i składane Ojcu razem z Synem. Taki
cudowny owoc miłości Chrystusa do nas mamy w rękach. Został on nam dany i
możemy z niego korzystać dla zbawienia siebie i innych. Możemy chodzić z
Nim do Ojca, oddawać Go Ojcu i modlić się tak, jak modlił się ks.
Aleksander Fedorowicz: Ojcze, ja mam twojego Syna, a Ty możesz uzdrowić
tego człowieka [za którego ofiarowana była Msza św.] . Zamieńmy się. Ja
Ci dam Syna, a Ty daj mi tamtego człowieka. I po takiej modlitwie chory
człowiek został uzdrowiony.
Diakon Jan, maj 2015