środa, 24 maja 2017

OBECNOŚĆ ZMARTWYCHWSTAŁEGO


Opowiadanie z Łk 24, 13-35 o uczniach wracających z Jerozolimy do rodzinnego Emaus to najważniejszy tekst ukazujący istotę obecności Zmartwychwstałego Chrystusa pośród świata. Widzimy uczniów wracających pospiesznie, gdy tylko dobiegł końca pierwszy, najbardziej uroczysty dzień święta Paschy. Są kompletnie załamani. Spotkał ich ogromny życiowy zawód. Mistrz, w którym pokładali nadzieję, że wyzwoli Izraela, zakończył życie, nie dokonując zgoła niczego z tego, czego się spodziewali. Miał być Mesjaszem - wyzwolicielem z rąk Rzymian, miał zaprowadzić Królestwo Jahwe, tymczasem zawisł na krzyżu jak niewolnik.

Źródłem ich zawodu było to, że pokładali nadzieję w Królestwie realizującym się w historii Izraela, w Królestwie, jakiego oczekiwali Żydzi. Ale gdzie mogli spodziewać się zbawienia ludzie? Gdzie, jak nie w swoim naturalnym środowisku, może oczekiwać pomocy człowiek, którego wiedza, doświadczenie i wyobraźnia są całkowicie z tego świata? Oczekujemy Królestwa według naszej miary. Problem uczniów to problem każdego z nas, żyjącego na ziemi, sprawami ziemi. Pragniemy zbawienia o ziemskim kształcie, wyrażającego się w opiece Bożej tu i teraz, w sprawach tego życia, naszego zdrowia, pomyślności naszej i naszych bliskich. Gdyby tak jeszcze to życie mogło trwać dłużej!

I tak jest z nami. Taki jest horyzont naszych aspiracji i Bóg ma dla niego zrozumienie. Bóg pomaga nam na tym świecie. A jednak z owymi ziemskimi oczekiwaniami, zawsze, wcześniej czy później, skazani będziemy na zawód. Jezus umarł i nie wyzwolił Izraela, sprawy potoczyły się inaczej, niż mieliśmy nadzieję. Pozostało otrzeźwienie, że Zbawiciel umarł nieodwracalnie, jak wszyscy i wszystko na tym świecie. Jak zrozumieć, że prorok potężny w czynie i słowie, zakończył swoją misję w sposób jakże hańbiący. A miało być tak pięknie!

Co więcej do uczniów dociera pogłoska, że Jezus jednak żyje. To nie możliwe! Ale jeżeli żyje to musiał powrócić do życia. Tymczasem nikt Go nie widział, prócz nie cieszących się powagą kobiet. Przecież, gdyby żył, z pewnością natychmiast przyszedłby do Apostołów, zobaczyliby Go też ludzie na ulicach Jerozolimy, powstałaby wrzawa większa od tej w niedzielę palmową. Wszyscy przychodziliby Go oglądać. Tymczasem wokół sprawy Jezusa panuje śmiertelna cisza. Coś tu się nie zgadza. Może ktoś wykradł Jego ciało. Jeśli tak, to co zrobią Żydzi, jak zareagują Rzymianie? Wszak Jezus był rzymskim skazańcem... Głęboko smutni uczniowie opuszczają Święte Miasto rozprawiając o tym wszystkim. Czy Jezus wrócił do życia, jak Łazarz, czy też nadal spoczywa w jakimś grobie?

Kiedy roztrząsają te sprawy, ktoś zbliża się do nich i wciąga w rozmowę na temat Jezusa. Podróżny świetnie zna Pisma. Naświetla im zaistniałą sytuację w sposób zupełnie inny, niż ten, w jaki biegło ich dotychczasowe myślenie. Mówi, że Jezus był Mesjaszem, który cierpiał, aby wejść do swojej chwały. Nie mówi, że Jezus znowu żyje, ale że po śmierci wszedł do chwały, czyli do Boga, co więcej do chwały swojej, czyli do Boga i zarazem na swoje, ludzkie przy Nim miejsce. Jezus, człowiek, po śmierci ma swoje ludzkie miejsce przy Bogu. Oto jakim jest Mesjaszem! Nieznajomy podkreśla, że z Jezusem, po Jego śmierci stało się coś takiego, w co ludzkie serce jest szczególnie nieskore uwierzyć. Wyjaśnia w oparciu o Biblię, że taki właśnie był zamysł Boży od początku, i że na taki zamysł Boży, a nie na zbawienie realizujące się na tym świecie, wskazują teksty. Owszem, Mesjasz po śmierci żyje, ale już nie na świecie, lecz z Bogiem w chwale, która jest zarazem Jego chwałą. Śmierć była potrzebna, aby można było wejść do tej chwały.

Słuchający uczniowie byli zachwyceni. Nikt do tej pory tak im nie wykładał Biblii. To było coś nowego, nowy duch w idealnej zgodzie z literą tak dobrze znanych im od dzieciństwa tekstów. Zapragnęli słuchać dalej, natarczywie prosili, by niezwykły nauczyciel zatrzymał się u nich do następnego dnia. Przyjęli go z wielką gościnnością, mimo że był dla nich kimś zupełnie obcym. Wystarczyła jego nauka, mówiąca o tym samym Jezusie, którego znali i trafiająca wprost do ich serc. Przyjęty z honorami gość zasiada z nimi do stołu. A po posiłku bierze do ręki przaśny chleb i kielich z winem... Przyjmują ten pokarm z jego ręki, spożywają... a wtedy rozpoznają w swoim gościu Jezusa.

Po tym przyjęciu Eucharystii wieczorem, w niedzielę Zmartwychwstania całkowicie zmieniła się ich optyka. Czują, że wyjaśnienie sensu Ksiąg Świętych, jakie usłyszeli w drodze, było wyjątkowe, trafiło do ich serc znacznie mocniej niż jakakolwiek nauka słyszana w życiu; że dzięki niej wydarzenia, jakie rozegrały się w tych ostatnich dniach w Jerozolimie nabrały dla nich zupełnie nowego sensu, zaczęły dla nich harmonizować z całym Objawieniem Boga Izraelowi; że całą tę przemianę zawdzięczają nie czemu innemu jak tylko osobistemu spotkaniu z Jezusem Zmartwychwstałym. To ono kompletnie odmieniło ich życie wewnętrzne: odkryli, że można żyć, ale nie należeć do tego świata, że można być tym samym człowiekiem, mieć ciało, a jednak mieć w tym ciele znacznie więcej niż miało się do tej pory; że pozostając na tym świecie w niewoli można przeżywać intensywnie zupełnie inną wolność; że wszystko, co przeżywają, jest autentycznym, ludzkim doświadczeniem. Słowem czują, że być człowiekiem znaczy znacznie więcej niż tylko tkwić w wąskich realiach świata. Co więcej, odkryli, że owo spotkanie ze Zmartwychwstałym, może być widzeniem, ale nie musi, może być tylko przeżyciem, a stawać się jawne za sprawą przyjęcia Eucharystii.

Aby zrozumieć, jaką rolę w tym spotkaniu odegrała właśnie Eucharystia, zwróćmy uwagę, na pewien szczegół. Co się zmieniło, kiedy ją przyjęli? Zrozumieli, że Jezus wypełnił mesjańskie proroctwa, że żyje, choć inaczej niż dawniej, że jest z nimi. Ale przede wszystkim zauważyli, że jak stał przed nimi, nim przyjęli Eucharystię, tak po Jej przyjęciu natychmiast zniknął im z oczu. Gdzie się podział? Zniknął, kiedy znikły eucharystyczne postaci, które spożyli, bo wtedy wstąpił w nich i w nich zamieszkał. Gdzie zatem przebywa Chrystus Zmartwychwstały? Odchodzi ze świata, by z ciałem wejść do swojej chwały zjednoczenia z Ojcem. Ale w tej chwale dostępuje nowego wcielenia, by być całkowicie z nami. Tego wcielenia dostępuje wchodząc w nas i jednocząc się z nami. Cała Trójca Święta, Ojciec, Syn i Duch Święty, zamieszkują w uczniach, tworzących od dnia Zmartwychwstania ciało Zmartwychwstałego. Zmartwychwstały przebywa w chwale Nieba, ale to Niebo nie jest daleko, lecz wciela się w naszą wspólnotę i w każdego z nas, byśmy stali się Jego świątynią.

Jak dochodzi do owego wcielenia? Umierający za nas Jezus zamyka swoją obecność najpierw w znaku Eucharystii. Ten znak, dany w czasie Ostatniej Wieczerzy, nabiera mocy w dniu zmartwychwstania. Ale ten znak nie jest docelowym miejscem obecności Chrystusa, lecz dany dla spożywania. Spożywając unicestwiamy ten chleb i to wino, obecność eucharystyczną Chrystusa, Chrystus umiera, a Jego zmartwychwstanie dokonuje się już w nas. Przestaje umierać w Eucharystii, a zaczyna nowe życie już w nas, w nas wcielone. Tym sposobem Eucharystia stanowi dar Chrystusa, który za cenę swej krwi i mocą Zmartwychwstania czyni z nas świątynię Boga – swoje mistyczne ciało. Bóg staje się obecny w Kościele i we mnie znacznie bliżej, niż gdyby żył tylko na tym świecie jako Jezus.
Zmartwychwstały zatem odchodzi do chwały, ale nie oddala się od nas. Jego obecność dla nas jest obecnością w Kościele i w życiu wewnętrznym człowieka. A Kościół i nasze życie wewnętrzne są budowane przez Eucharystię. To ona stanowi najważniejszy owoc Zmartwychwstania, dar budowania pośród nas i w nas świątyni Boga. Człowiek darem tym żyjący znajduje się w wyjątkowej sytuacji - zostaje zjednoczony z Bogiem. A jednak dla wielu taka obecność staje się coraz bardziej abstrakcyjna. Doświadczenie spotkania ze Zmartwychwstałym staje się doświadczeniem coraz bardziej samotnym, jak u Jezusa, który był jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało. A stało się tam coś zupełnie innego niż sądzili wszyscy – śmierć naprawdę straciła władzę nad Jezusem z Nazaretu. Co robić, by oczy nasze przestały być jak na uwięzi, ale otwarły się i odkryły Go. Decydujące znaczenie ma tu Eucharystia. A szatan rozumie to dokładnie i walczy z nią zapamiętale w historii Kościoła, by coraz więcej ludzi odrzucało ją i przestawało należeć do mistycznego ciała Chrystusa, tracąc jedność z Ojcem udzieloną na chrzcie.

Diakon Jan, 2008