Dziś spróbujmy uwielbiać Ojca wraz ze św. Piotrem za to, że zrodził nas na nowo do żywej nadziei. (1P 1,3) Stare życie mieliśmy wraz z Adamem, jako grzesznicy niemający nadziei na życie wieczne. Teraz nadzieję te mamy, bo drogę do Siebie otworzył nam Ojciec przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa. Jest to wyraz Jego wielkiego miłosierdzia, z jakim odpuszcza nam grzechy i daje nam perspektywę tego, na co zupełnie nie zasługujemy, a co jest tylko i wyłącznie Jego darem. Ten dar to dziedzictwo niezniszczalne i niepokalane, i niewiędnącego, które jest zachowane dla nas w niebie (1P 1,4). Piotr nazywa to dziedzictwem , gdyż otrzymujemy to jako skutek śmierci Jezusa, dziedziczymy po Nim. Jednak na to dziedzictwo musimy czekać, gdyż ono objawi się w czasie ostatecznym, będzie ono naszym zbawieniem. Jednak czekanie to jest trudne i niebezpieczne, potrzebujemy w jego czasie, czegoś, co będzie nas strzegło. Będzie to moc Boża, która nas dopilnuje, byśmy nie zeszli z drogi zbawienia, jeżeli będziemy z tej mocy czerpać. Czerpanie z mocy Bożej przez całe życie, aż do czasu ostatecznego, wymaga wewnętrznej postawy, która polega na wierze: Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym. (1P 1,5) Postawa wiary ma pierwszorzędne znaczenie, ponieważ przychodzą różnorodne doświadczenia, ale wiara pozwala zachować w nich radość. (1P 1,6) Doświadczenia te są sprawdzianem autentyczności wiary, jak ogień, w którym próbuje się złoto. (1P 1,7) Pierwszą i najważniejszą próba wiary jest to, że nie widzieliśmy oczami ciała Jezusa zmartwychwstałego. (1 P1,9) Celem wiary jest właśnie zbawienie przez związanie się z Jezusem pomimo Jego niewidzenia. Związanie to obejmuje wierzenie w Niego, ale i miłowanie Go, do czego dojrzewa się stopniowo przez konsekwentną wiarę.
Problemem niewidzenia Jezusa zajmuje się Ewangelia o Tomaszu. (J 20,19-31) Dla niektórych istnieje też problem niewidzenia Boga, ale z tym problemem powinniśmy się oswoić, gdyż jest on rzeczą normalną. Fakt, że Bóg jest Bogiem polega właśnie m. in. na tym, że jest ze Swej natury poza światem i światu niedostępny. Jednak niedostępny Bóg staje się dostępny w ten sposób, że się objawia w Swoim Synu, Jezusie Chrystusie, który staje się nam dostępny, gdyż staje się człowiekiem: ma duszę, ale i ciało, można Go dotknąć, przytulić, pokochać, ale także i zabić. I właśnie tak się dzieje. Jezus umiera na Krzyżu, na szczęście nie ostatecznie, ale realnie, a potem objawia się inaczej. Pokazuje, że znów żyje, jest człowiekiem, ma ciało, ale inne, doskonalsze. Różnica polega na tym, że nowe ciało zmartwychwstałe jest wolne od grzechu świata i ograniczeń, jakie ma świat. Nie cierpi, jest nieograniczone, w pełni mobilne. Takie ciało zaplanował Bóg dla nas i pierwszy otrzymał je Jezus. My otrzymamy podobne ciała po Nim, u kresu czasów, według własnej kolejności. I problem nasz polega na tym, że istnieje trudność kontaktu między naszą, nadal grzeszną doczesnością, a tym Jezusem, który już jest nowym stworzeniem. My to nowe stworzenie możemy widzieć, ale z trudem i ono się nam wymyka. Do spotkania z Nim potrzebujemy odpowiedniej postawy serca, którą Jezus nazywa wiarą, tak samo jak relację z Bogiem. Uczniowie idący do Emaus widzieli Go, ale nie rozpoznawali w Nim Jezusa, ponieważ ich serca były nieskore do wierzenia. Apostołowie w wieczerniku rozpoznali Go, gdy otworzył im serce słowami: Pokój wam. Im też z trudem przychodziła ta wiara. Nie wierzyli słowom kobiet. Na widok pustego grobu uwierzył tylko Jan. Jednak najtrudniej przychodziła wiara Tomaszowi. Miał z tego powodu przydomek po grecku – Didymos – wątpiący. Wśród nas też są ludzie, którym wiara sprawia wielkie trudności i dlatego warto zagłębić się w opowiadanie ewangeliczne o Tomaszu.
Tomasz mówi: musiałbym włożyć palce do Jego ran, by uwierzyć. Nie wierzy, że to może być możliwe, że wielkiego nauczyciela można będzie dotykać tak intymnie, zasłania się niemożliwym, pewny, że nigdy nie uwierzy, bo jest przecież Didymos. A jednak Jezus go zaskakuje. Nie tylko pozwala, ale każe się dotknąć. Tak go zaskakuje, że Tomasz z niedowiarka staje się głęboko wierzącym. Nie jest ważne czy dotknął Jezusa wtedy. Wierząc i kochając musiał dotykać Go wielokrotnie. Dzięki wątpliwościom otrzymał więcej niż inni: usłyszał, że powołaniem człowieka będzie nie tylko wiara, ale intymny kontakt miłości z Jezusem, adoracja Jego ciała umarłego i znów żyjącego przez bliski kontakt cielesny. Dokonuje się on, gdy bierzemy w ręce, do ust i do serca Ciało Pańskie. Jezus przez zmartwychwstanie doprowadził nas do więcej niż widzenia Siebie: do kontaktu intymnego od teraz po wieczność. Do miłości.
Diakon Jan, maj 2017