środa, 24 maja 2017

CO ZROBIĆ ŻEBY UJRZEĆ JEZUSA?

Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa (J 12,20-21). Ludzie szukają Boga, pragną zobaczyć Go, poznać, a zawiedzeni trudnościami popadają w zwątpienie i rezygnują. W Starym Testamencie Bóg dał ludziom prawo moralne, streszczające się dziesięciu przykazaniach. Żydzi sądzili, że zachowując to prawo, znajdą Boga i będą żyć w przymierzu z Nim. Jednak człowiek, mimo teoretycznie dobrej woli, nie zachowuje Bożych przykazań. Namacalnym przejawem tej niewierności są odejścia od Niego, piętnowane przez proroków, a materialnie potwierdzone upadkiem Jerozolimy i utratą świątyni podczas najazdu Babilońskiego. Po tym najeździe prorok Jeremiasz zwiastuje nadejście nowych czasów, kiedy Bóg zawrze z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarł z ich przodkami, kiedy ujął ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To przymierze złamali, mimo że był ich Władcą (Jer 31,31-32). Przez Jeremiasza Bóg ogłasza uroczyście: takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem (Jer 31,33). Mówi, że dzięki tej przemianie serca, dzięki wypisaniu w nim prawa moralnego, zamiast podawania na tablicach kamiennych do zachowania, człowiek nie będzie musiał zastanawiać się, gdzie i jak poznać Boga, wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Go (Jer 31,34). To poznanie związane będzie z oczyszczeniem z grzechów, które Bóg tak zdecydowanie odpuści, że wręcz nie będzie już o nich wspominał. 

Zatem zapowiadana jest skuteczna droga dojścia do najpełniejszego spotkania z Bogiem, do tego spotkania, o które pytali Filipa niektórzy Grecy. Jak ta droga będzie przebiegała? Co odpowiada na pytanie Greków Jezus? Jego odpowiedź obwieszcza, że właśnie nadchodzi ów zapowiadany przez Boga przełom. Dokona się on przez uwielbienie Syna Człowieczego. Będzie ono miało bardzo szczególny przebieg. Jezus mówi obrazowo, że jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi (to znaczy stawia na drugim miejscu) swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne (J 20, 24-25). Grecy szukali Jezusa, a Jezus wyjaśnił, że nie chodzi o to, by szukać żyjącego na tym świecie, ale poszukać Jezusa innego, tego który będzie plonem odradzającym się po obumarciu obecnego Jezusa - ziarna. Zapowiada wielką przemianę. Każe szukać owoców tej przemiany. Kto skupi się na tym świecie, będzie zabiegał tylko o swoje życie tu, a zignoruje owoce, które Bóg szykuje przez zmartwychwstanie Jezusa, ten straci wszystko. To życie i ten świat przemijają. Przez zmartwychwstanie Jezusa człowiek otrzyma dar, który będzie przemieniał Jego serce i uczyni je innym: sercem - świątynią Boga, noszącą na co dzień Boga w sobie, sercem cielesnym - wrażliwym na Boga, sercem z wypisanym prawem, czującym potrzebę naśladowania Boga i przestrzegania przykazań, wreszcie sercem zdolnym do zachowania ich. Słowem sercem upodabniającym się do serca Boga, oczyszczonym i uświęconym. 

Ale jak to możliwe? Jak to się stanie? Jezus wyjaśnia, że Jego misja ziemska, nauczanie, czynione znaki, to mało. Teraz dopiero dojdzie do szczytu Jego misji: Jezus umrze z powodu grzechu świata i zmartwychwstanie zupełnie nowy, pełniejszy, przynoszący w ten sposób dar oczyszczający z grzechu i przemieniający serca. Aby doszło do tego wylania daru, niezbędne jest dla Jezusa przejście drogi obumarcia ziarna i wyrośnięcia nowej rośliny. 

Ale co jest niezbędne, by doszło także do przyjęcia przez nas owego wylanego za cenę krwi Jezusa daru? Jezus wyjaśnia, że potrzebne jest naśladowanie Go. Kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. (J 20, 26) Zatem dla przemiany serca człowieka potrzebne jest naśladowanie Jezusa w Jego drodze od obumarcia do zmartwychwstania. Czy zatem muszę tak samo cierpieć jak On, by zmieniło się moje serce i moje życie? I tak i nie. Trzeba uważać, by nie ulec pokusie, która chce nas przestraszyć losem Jezusa i odwieść od naśladowania Go. Pokarmem Jezusa było pełnienie woli Ojca, jak powiedział przy studni w Sychem. Jego celem nie było umierać w katuszach, ale przyjść do świata i każdego człowieka, pomóc mu uwierzyć i uwolnić go od zła. Ale dla Boga, najwyższej świętości, towarzyszenie grzesznemu człowiekowi znaczy cierpieć przy nim, z nim, a raczej za niego, żeby zdjąć z niego większość ciężaru zła. Bóg zatem nie czyhał na krew Jezusa, ale zgodził się na nią i przyjął ją jako poświęcenie się Syna Bożego a przez Niego Ojca za nas. 

Uniwersalnym zadaniem naśladowców Jezusa jest zatem pełnienie woli Ojca, a ono jest nieodłącznie związane z jakimś krzyżem, z obumieraniem jakiegoś ziarna. Kto chce zmieniać się, upodabniać do Boga, stawać oczyszczony, ten staje przed nieuniknionym problemem obumierania i krzyża. Ale krzyż każdego jest inny. Jezus miał swój, my mamy swój. Każdy ma inny, każdy ma taki krzyż, jaki dopuści kochający i pragnący naszej przemiany Ojciec. Krzyż na naszą miarę. Dlatego nie trzeba bać się, że Bóg zażąda więcej, niż znieść możemy. Szatan oszukuje nas w ten sposób, odwodząc od naśladowania Jezusa. A cierpienie na tym świecie spada i tak. Lepiej zaś cierpieć dobrze czyniąc i naśladując Boga, niż źle czyniąc i walcząc z Bogiem. Owocem wzięcia swojego krzyża jest przyjęcie od Boga daru do serca. Wtedy serce otrzymuje pokój i oczyszczenie. Pełnienie woli Ojca i wzięcie swojego krzyża sowicie nagradza wewnętrznie człowieka i prowadzi do zbawienia na wieczność. 

Tymczasem szatan walczy rozpaczliwie o to, by wykorzystać wszystkie słabe punkty człowieka i skłonić go do ucieczki przed wolą Ojca. A naszymi słabymi punktami są podlegająca cierpieniu cielesność, obolała dusza, lęk przed tym, co niewiadome, brak zaufania do Boga... Szatan podpowiada, że droga Boża będzie za trudna i przerośnie nas. Sugeruje, że dary Boże, duchowe w swej istocie, nie będą tak cenne jak ich bolesna cena. Jeżeli nadal upieramy się, że Bóg nas kocha i na pewno nie zawiedzie, szatan tłumaczy, że Bóg często dopuszcza to, co trudne, że Bóg zajmuje się rzeczami dużymi, pomijając małe, że obiecuje wiele w przyszłości, a teraz zostawia nas z problemami. Szatan zachęca do kompromisu między Bogiem a sobą. Postuluje złoty środek między trudnymi wymaganiami Boga, a naszą wytrzymałością. Tymczasem to wszystko jest jego oszustwem. Jezus dokonuje bezkompromiso­wego pójścia drogami Ojca i nie spotyka Go zawód, ale przeciwnie powoduje definitywny sąd nad złym duchem i światem, broniącym jego interesów. Dzięki Jezusowi Władca tego świata zostaje precz wyrzucony. Brak najmniejszego kompromisu ze złem jest zbawienny: Jezus, nad ziemię wywyższony, przyciąga wszystkich do siebie. (J 20, 31-32) 

A Jemu też było trudno. On też z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci (Hbr 5,7). I został wysłuchany dzięki swej uległości, dzięki pójściu za Ojcem, znalazł dla siebie i dla nas to, czego pragnął. Jego ufność była wielka, na miarę wyzwania, jakie stało przed Nim, a nasze wyzwanie jest znacznie mniejsze, ale Bóg również wzywa do zaufania. Największym cierpieniem Jezusa było nie okaleczenie ciała, ale ból duszy Boga, który nie jest kochany, ale poniżany przez stworzenie, mimo że On tak bardzo je kocha i z takim poświęceniem ratuje. My prawie wcale nie cierpimy z takiego powodu. A jeżeli coś bolesnego odczuwamy, jak św. Franciszek, to jest to wielki dar współodczuwania z Bogiem. Możemy go ofiarować. Ofiarowanie Bogu tego, co przeżywamy: naszych słabości, lęków, cierpień i pragnienie nade wszystko nie wygodnego życia, ale odnowy serca, daje radość, pokój i szczęście z niczym nie porównane. Tym jest towarzyszenie Bogu cierpiącemu w Jezusie z powodu zła i nastawienie się, jak On, na dobro.

Diakon Jan, marzec 2012