Wśród
tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też
niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy
Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa (J
12,20-21). Ludzie szukają Boga, pragną zobaczyć Go, poznać, a zawiedzeni
trudnościami popadają w zwątpienie i rezygnują. W Starym Testamencie
Bóg dał ludziom prawo moralne, streszczające się dziesięciu
przykazaniach. Żydzi sądzili, że zachowując to prawo, znajdą Boga i będą
żyć w przymierzu z Nim. Jednak człowiek, mimo teoretycznie dobrej woli,
nie zachowuje Bożych przykazań. Namacalnym przejawem tej niewierności
są odejścia od Niego, piętnowane przez proroków, a materialnie
potwierdzone upadkiem Jerozolimy i utratą świątyni podczas najazdu
Babilońskiego. Po tym najeździe prorok Jeremiasz zwiastuje nadejście
nowych czasów, kiedy Bóg zawrze z domem Izraela i z domem judzkim nowe
przymierze. Nie jak przymierze, które zawarł z ich przodkami, kiedy
ujął ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To przymierze
złamali, mimo że był ich Władcą (Jer 31,31-32). Przez Jeremiasza Bóg
ogłasza uroczyście: takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela
po tych dniach: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na
ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem (Jer 31,33). Mówi, że
dzięki tej przemianie serca, dzięki wypisaniu w nim prawa moralnego,
zamiast podawania na tablicach kamiennych do zachowania, człowiek nie
będzie musiał zastanawiać się, gdzie i jak poznać Boga, wszyscy bowiem
od najmniejszego do największego poznają Go (Jer 31,34). To poznanie
związane będzie z oczyszczeniem z grzechów, które Bóg tak zdecydowanie
odpuści, że wręcz nie będzie już o nich wspominał.
Zatem
zapowiadana jest skuteczna droga dojścia do najpełniejszego spotkania z
Bogiem, do tego spotkania, o które pytali Filipa niektórzy Grecy. Jak
ta droga będzie przebiegała? Co odpowiada na pytanie Greków Jezus? Jego
odpowiedź obwieszcza, że właśnie nadchodzi ów zapowiadany przez Boga
przełom. Dokona się on przez uwielbienie Syna Człowieczego. Będzie ono
miało bardzo szczególny przebieg. Jezus mówi obrazowo, że jeżeli ziarno
pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli
obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a
kto nienawidzi (to znaczy stawia na drugim miejscu) swego życia na tym
świecie, zachowa je na życie wieczne (J 20, 24-25). Grecy szukali
Jezusa, a Jezus wyjaśnił, że nie chodzi o to, by szukać żyjącego na tym
świecie, ale poszukać Jezusa innego, tego który będzie plonem
odradzającym się po obumarciu obecnego Jezusa - ziarna. Zapowiada wielką
przemianę. Każe szukać owoców tej przemiany. Kto skupi się na tym
świecie, będzie zabiegał tylko o swoje życie tu, a zignoruje owoce,
które Bóg szykuje przez zmartwychwstanie Jezusa, ten straci wszystko. To
życie i ten świat przemijają. Przez zmartwychwstanie Jezusa człowiek
otrzyma dar, który będzie przemieniał Jego serce i uczyni je innym:
sercem - świątynią Boga, noszącą na co dzień Boga w sobie, sercem
cielesnym - wrażliwym na Boga, sercem z wypisanym prawem, czującym
potrzebę naśladowania Boga i przestrzegania przykazań, wreszcie sercem
zdolnym do zachowania ich. Słowem sercem upodabniającym się do serca
Boga, oczyszczonym i uświęconym.
Ale
jak to możliwe? Jak to się stanie? Jezus wyjaśnia, że Jego misja
ziemska, nauczanie, czynione znaki, to mało. Teraz dopiero dojdzie do
szczytu Jego misji: Jezus umrze z powodu grzechu świata i
zmartwychwstanie zupełnie nowy, pełniejszy, przynoszący w ten sposób dar
oczyszczający z grzechu i przemieniający serca. Aby doszło do tego
wylania daru, niezbędne jest dla Jezusa przejście drogi obumarcia ziarna
i wyrośnięcia nowej rośliny.
Ale
co jest niezbędne, by doszło także do przyjęcia przez nas owego
wylanego za cenę krwi Jezusa daru? Jezus wyjaśnia, że potrzebne jest
naśladowanie Go. Kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja
jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój
Ojciec. (J 20, 26) Zatem dla przemiany serca człowieka potrzebne jest
naśladowanie Jezusa w Jego drodze od obumarcia do zmartwychwstania. Czy
zatem muszę tak samo cierpieć jak On, by zmieniło się moje serce i moje
życie? I tak i nie. Trzeba uważać, by nie ulec pokusie, która chce nas
przestraszyć losem Jezusa i odwieść od naśladowania Go. Pokarmem Jezusa
było pełnienie woli Ojca, jak powiedział przy studni w Sychem. Jego
celem nie było umierać w katuszach, ale przyjść do świata i każdego
człowieka, pomóc mu uwierzyć i uwolnić go od zła. Ale dla Boga,
najwyższej świętości, towarzyszenie grzesznemu człowiekowi znaczy
cierpieć przy nim, z nim, a raczej za niego, żeby zdjąć z niego
większość ciężaru zła. Bóg zatem nie czyhał na krew Jezusa, ale zgodził
się na nią i przyjął ją jako poświęcenie się Syna Bożego a przez Niego
Ojca za nas.
Uniwersalnym
zadaniem naśladowców Jezusa jest zatem pełnienie woli Ojca, a ono jest
nieodłącznie związane z jakimś krzyżem, z obumieraniem jakiegoś ziarna.
Kto chce zmieniać się, upodabniać do Boga, stawać oczyszczony, ten staje
przed nieuniknionym problemem obumierania i krzyża. Ale krzyż każdego
jest inny. Jezus miał swój, my mamy swój. Każdy ma inny, każdy ma taki
krzyż, jaki dopuści kochający i pragnący naszej przemiany Ojciec. Krzyż
na naszą miarę. Dlatego nie trzeba bać się, że Bóg zażąda więcej, niż
znieść możemy. Szatan oszukuje nas w ten sposób, odwodząc od
naśladowania Jezusa. A cierpienie na tym świecie spada i tak. Lepiej zaś
cierpieć dobrze czyniąc i naśladując Boga, niż źle czyniąc i walcząc z
Bogiem. Owocem wzięcia swojego krzyża jest przyjęcie od Boga
daru do serca. Wtedy serce otrzymuje pokój i oczyszczenie. Pełnienie
woli Ojca i wzięcie swojego krzyża sowicie nagradza wewnętrznie
człowieka i prowadzi do zbawienia na wieczność.
Tymczasem
szatan walczy rozpaczliwie o to, by wykorzystać wszystkie słabe punkty
człowieka i skłonić go do ucieczki przed wolą Ojca. A naszymi słabymi
punktami są podlegająca cierpieniu cielesność, obolała dusza, lęk przed
tym, co niewiadome, brak zaufania do Boga... Szatan podpowiada, że droga
Boża będzie za trudna i przerośnie nas. Sugeruje, że dary Boże, duchowe
w swej istocie, nie będą tak cenne jak ich bolesna cena. Jeżeli nadal
upieramy się, że Bóg nas kocha i na pewno nie zawiedzie, szatan
tłumaczy, że Bóg często dopuszcza to, co trudne, że Bóg zajmuje się
rzeczami dużymi, pomijając małe, że obiecuje wiele w przyszłości, a
teraz zostawia nas z problemami. Szatan zachęca do kompromisu między
Bogiem a sobą. Postuluje złoty środek między trudnymi wymaganiami Boga, a
naszą wytrzymałością. Tymczasem to wszystko jest jego oszustwem. Jezus
dokonuje bezkompromisowego pójścia drogami Ojca i nie spotyka Go zawód,
ale przeciwnie powoduje definitywny sąd nad złym duchem i światem,
broniącym jego interesów. Dzięki Jezusowi Władca tego świata zostaje
precz wyrzucony. Brak najmniejszego kompromisu ze złem jest zbawienny:
Jezus, nad ziemię wywyższony, przyciąga wszystkich do siebie. (J 20,
31-32)
A
Jemu też było trudno. On też z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała
swego zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić
od śmierci (Hbr 5,7). I został wysłuchany dzięki swej uległości, dzięki
pójściu za Ojcem, znalazł dla siebie i dla nas to, czego pragnął. Jego
ufność była wielka, na miarę wyzwania, jakie stało przed Nim, a nasze
wyzwanie jest znacznie mniejsze, ale Bóg również wzywa do zaufania.
Największym cierpieniem Jezusa było nie okaleczenie ciała, ale ból duszy
Boga, który nie jest kochany, ale poniżany przez stworzenie, mimo że On
tak bardzo je kocha i z takim poświęceniem ratuje. My prawie wcale nie
cierpimy z takiego powodu. A jeżeli coś bolesnego odczuwamy, jak św.
Franciszek, to jest to wielki dar współodczuwania z Bogiem. Możemy go
ofiarować. Ofiarowanie Bogu tego, co przeżywamy: naszych słabości,
lęków, cierpień i pragnienie nade wszystko nie wygodnego życia, ale
odnowy serca, daje radość, pokój i szczęście z niczym nie porównane. Tym
jest towarzyszenie Bogu cierpiącemu w Jezusie z powodu zła i
nastawienie się, jak On, na dobro.
Diakon Jan, marzec 2012