czwartek, 25 maja 2017

NASZA MIŁOŚĆ, NASZ WZÓR

Chcę wam opowiedzieć o naszym Ukochanym, który wziął na siebie całkowitą odpowiedzialność za nas wszystkich. Bóg stworzył nas tak, by On nie był sam, by znalazł w nas odpowiednią dla Siebie pomoc, byśmy byli Jego rodziną. Objął nas całkowicie opieką w ten sposób, że odpowiedzialność za nas powierzył Jemu, Swojemu Synowi. Syn Boży jest Boskim wzorem tego, kim jesteśmy my i czym jest świat - materialnym odbiciem Boskości. To dzięki Synowi w świecie jest tyle podobieństwa do Boga, jakby świat był odciskiem Boskiej pieczęci. Podobieństwo do Syna to jeden cel: byśmy, nie będąc Bogiem, stali się „jak Bóg”, rozumieli się z Bogiem, mogli Go naśladować, żyli w Nim i byli szczęśliwi Jego szczęściem. To życie z Bogiem zaczyna się już teraz, ale przede wszystkim trwać będzie na wieczność. Tym właśnie dziełem obdarowywania nas Bogiem teraz, zawsze i na wieki zajął się Syn Boży. Dzieło to wymaga z Jego strony pełnego zaangażowania się w doczesny proces naszego rozwoju – rozwoju od nieistnienia po świętość. Na tej naszej drodze, która też jest po części drogą błądzenia, nawet na niej towarzyszy nam On, Syn Boży, kochający nas na dobre i na złe z wielkim poświęceniem. Jego odpowiedzialność za nas polega na tym, że oddaje się nam, byśmy stale byli z Nim złączeni: w sukcesach i w cierpieniach. On to z własnej woli towarzyszy nam teraz, w życiu bolesnym i później, w życiu doskonałym. Swoją obecnością przy nas i w nas wprowadza nas w szczęście, które jest w Bogu.

Ponieważ Bóg, jako jeden ze swoich atrybutów dał nam wolność, tym samym dopuścił w świecie grzech. Ten grzech obciąża nas cierpieniem i słabością, a nawet całkowitym brakiem więzi z Bogiem. Jednak dzięki owemu zrośnięciu Syna Bożego z nami, nasz grzech obciąża także i Jego, odbija się na Nim, choć osobiście jest wolny od grzechu i sprowadza na Niego cierpienie. Stało się to widoczne w życiu Syna Bożego, kiedy stał się człowiekiem - Jezusem. Był bowiem przez ludzi prześladowany, a w końcu zabity na Krzyżu. Przyjął ludzką naturę i nasz grzech, które wystawiły Go na słabość i kuszenie. Najpierw na pustyni, u początku swej misji, a potem w Ogrójcu i na Krzyżu, był namawiany, by zdradził Ojca i spróbował porozumieć się z szatanem. A jednak zły duch poniósł klęskę, bo Jezus nawet w największym cierpieniu, jak żaden z ludzi, pozostał wierny Bogu. To dlatego zwyciężył zło i jest naszym oparciem, źródłem zwycięstwa, kiedy trwamy w zjednoczeniu z Nim.

Nasze życie, by doszło do Boga, musi przebiegać w całkowitym związaniu się z Jezusem, w napełnieniu się Nim, w zaufaniu, w głębokim zakochaniu i całkowitym poddaniu się Jego opiece. Naszą szansą na zbawienie jest zrośnięcie z Synem Bożym, jak z bratem syjamskim. Szatan to przylgniecie miłosne do Chrystusa ludziom utrudnia, a i ludzie robią mało, by się Jego trzymać. Unikają Go, bo nie rozumieją, nie czują, jaką jest On dla nich szansą i jakim szczęściem. Wszystkie nasze potrzeby: oparcia się na kimś, znalezienia zrozumienia, wyrwania z samotności, posiadania przyjaciela, bycia kochanym i zakochanym, życia w miłości, wszystkie te potrzeby zaspakaja nam On sam jeden, kiedy trwamy w Nim, jak gałązki w krzewie, kiedy tulimy się do Niego, jak oblubienica do Oblubieńca, kiedy odkrywamy, że węzeł miłości łączący z Nim jest dla nas wszystkim, czego ludzka dusza pragnie i z tęsknotą oczekuje.

A Jezus też pragnie nas, naszego szczęścia i dlatego chętnie się za nas, grzeszników ofiarowuje, nie żałuje nam swego Ciała i swojej Krwi, walczy z szatańskimi pokusami za nas i dla nas pokonuje je, byśmy mogli być z Bogiem, a nie w rozpaczliwej samotności upadłych aniołów. Oni już przepadli, ale my na szczęście nadal żyjemy, ale żyjemy kosztem Jego życia, dzięki Niemu, dzięki temu, że On, jeszcze jako grzesznikom, zapewnia nam kontakt z Bogiem. Ten kontakt grzeszników z Bogiem przez Jezusa właśnie nas ocala. Początkiem naszego ocalenia jest to, że cieleśni, upadli, oddaleni od Boga przez grzech, otrzymujemy nagle w naszym świecie dostęp do Boga. Jeszcze tacy, jacy jesteśmy, tylko na podstawie wiary, zyskujemy kontakt z Bogiem, możemy z Nim się stykać, obcować, dotykać Go, ponieważ On przyszedł do nas, do świata i zamieszkał wśród nas, na ziemi jako ludzki Jezus. Jeżeli tylko uwierzymy Mu, że jest naszym wybawieniem od grzechu, mamy możliwość uczepić się Go i pokładając w Nim nadzieję wchodzić w dalszą, głębszą jedność z Nim. Ta pogłębiająca się jedność z Nim wymaga naszego postępującego oczyszczenia, przez które łaska wiary staje się zaczynem zakwaszającym cały chleb; ledwie uczepienie się Jego kończy się pełnią zjednoczenia z Nim. Jest to droga. Człowiek, wchodząc na nią, stopniowo czuje się coraz mocniej zżyty z Jezusem, nabiera to kształtu coraz doskonalszego stapiania się z Nim w jedno. Ta jedność z Synem Bożym ma swój ziemski obraz w bliskości między małżonkami. Syn Boży jest przewidziany od początku jako Ten, który ma wejść w nas, zagłębić się do dna naszej ludzkiej istoty, przeniknąć nas od środka ku cielesnemu zewnętrzu i całkowicie przemienić. Taki jest właśnie efekt działania Eucharystii. 

W Eucharystii Jezus staje się pokarmem, by wejść w nas i pogłębić swoje wypełnienie nas, abyśmy byli coraz bardziej podobni do Niego i żyli jak On. Jezus coraz bardziej opanowuje nasze wnętrze duchowe i cielesne, rozszerza się na nas całych i staje się jednym z nami. Nie częścią nas, ale całością w nas. Nasze życie staje się udziałem w Jego życiu. On przerasta nas i zrasta się z nami jak pień z gałęziami. Staje się ośrodkiem nas, w nas kręgosłupem, trzymamy się dzięki Niemu i jesteśmy już od Niego nieoddzielni. Nie dzieje się to od razu, ale postępuje: Jezus przenika nas i wypełnia im bardziej się Mu poddajemy i pozwalamy, by Eucharystia nas oczyszczała. Niekorzystanie z Eucharystii, rezygnacja z niej, jest marnowaniem szansy na zdobywanie moralnej czystości. A w czystości staję się cały Nim i żyję ja, ale już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus i daje nam jedność z Ojcem. Taki jest proces dojrzewania i taki jego cel. Wypełnienie Jezusem daje nam, grzesznikom na razie udział w Jego cierpieniu, ale także daje już nam udział w Jego zmartwychwstaniu i umacnia nas Jego Boskim szczęściem. Eucharystia jest stopniowym przerastaniem naszego grzesznego, nieczyszczonego jeszcze człowieka Jezusem, Synem Ojca.

W Rzymie, w Galerii Borghese jest rzeźba Giovanni Lorenzo Berniniego, ukazująca genialnie w marmurze, jak Dafne, uciekająca przed Apollonem, stopniowo przemienia się w drzewo. Właśnie tak my, uciekający przez szatanem mamy przemieniać się w Chrystusa. I to dzieje się w nas przez Eucharystię. Więc nie bójmy się, że to zbyt radykalne, że nie wypada, że nie jestem godzien… 

Niegodna miłości, ale do szaleństwa umiłowana jest oblubienica Chrystusa.

Diakon Jan, czerwiec 2014